Zjawisko martwego sezonu z początkiem nowego roku jest typowe dla branży handlowej, ale funkcjonuje także na rynku nieruchomości. Klienci najczęściej po sporych wydatkach przedświątecznych, z początkiem roku odwlekają kolejne decyzje zakupowe i przeprowadzają bilans swoich finansów oraz dają sobie czas na określenie kierunku i planów na nowy rok.

W branży nieruchomości martwy sezon wynika z kilku czynników. Jednym z nich jest na pewno spora presja na klientów związana z końcem roku. Firmy deweloperskie na okres przedświątecznych kładą szczególny nacisk prześcigając się w różnego rodzaju promocjach i rabatach. Nie znaczy to oczywiście, że promocje znikają z początkiem nowego roku. Wręcz przeciwnie…

Koniec roku sprzyja podejmowaniu decyzji zakupowych przez klientów także z powodu różnego typu zmian na rynku, wycofania niektórych ofert itp. W przypadku końcówki 2014 była to niewątpliwie okazja do zaciągnięcia ostatnich kredytów na 95 proc. wartości nieruchomości, które wraz ze styczniem 2015 znikają z rynku, a minimalny wkład własny kredytów hipotecznych rośnie do poziomu 10 proc.

Inny czynnik, który odpowiada za martwy sezon, to po prostu okres zimowy i związane z nim gorsze warunki atmosferyczne itp., które w dużej mierze po prostu zniechęcają klientów do aktywności. Wielu woli przeczekać zimę, a na przykład za poszukiwanie mieszkania zabrać się wiosną.
Okres zastoju na rynku widoczny jest zarówno w zakresie sprzedaży, jak i najmu mieszkań, oraz w remontach.

Na rynku najmu tradycyjnie już, z punktu widzenia wynajmujących, najlepszy będzie wrzesień, gdy klientów, oczywiście studentów, będzie najwięcej. Z kolei zima to czas trudny, gdy o najemców jest ciężko, bowiem większość ma już wynajęte mieszkania, a mało kto decyduje się na zmianę i przeprowadzkę właśnie zimą.

Dlatego w styczniu, czy lutym będziemy mieli większą szansę znaleźć interesującą nas ofertę w dobrej cenie. Wynajmujący powinni być bardziej skłonni do negocjacji, zwłaszcza ci, którym zależy na szybkiej umowie.

Jeśli chodzi o sprzedaż mieszkań – zima 2014/2015 to dobry czas także ze względu na zmieniające się warunki i wspomniany wymóg 10 – procentowego wkładu własnego. Taki stan rzeczy na pewno będzie oznaczał dalsze osłabienie popytu, przynajmniej na początku roku. Na razie oczywiście nie wiemy, na ile rosnący wkład własny okaże się istotny dla całego rynku, ale część sprzedających może się obawiać negatywnego wpływu wyższego wkładu i problemów ze zbyciem nieruchomości, co również powinno przełożyć się na skłonność do negocjacji. Jeśli więc dysponujemy odpowiednią gotówką warto mimo mrozu, już teraz rozglądać się za mieszkaniem.

Okazji cenowych oczywiście możemy szukać wśród tzw. mieszkań do remontu, ale nie tylko – często obniżoną cenę metra kwadratowego mają mieszkania duże. Na rynku wtórnym częściej też okazje cenowe dotyczą budownictwa z wielkiej płyty i kamienic.

Kupno mieszkania zimą, poza większą możliwością negocjacji ceny, ma jeszcze jedną zaletę. Dzięki porze roku pozwala „przetestować” mieszkanie właśnie w warunkach zimowych. Dzięki temu uzyskamy szerszy obraz wybranej przez nas nieruchomości, niż gdybyśmy oglądali ją latem.
„Zimowy” klient zwraca większą uwagę na rodzaj i koszty ogrzewania, stan instalacji w mieszkaniu, termomodernizację i jakość wykonania itp. Część wad może wyjść na jaw właśnie w tym okresie – np. nieszczelności okien, niska energooszczędność, źle wykonane tynki (jeśli są pęknięcia) itp. Zwracamy też uwagę na otoczenie – odśnieżenie dróg, chodników wokół posesji itp.

Martwy sezon w równej mierze dotyczy branży remontowej. Z reguły budowlańcy, zwłaszcza z wykończeniówki, są „zawaleni” zleceniami właśnie do końca roku (w zależności od warunków pogodowych), za to w styczniu mają dużo więcej czasu i więcej skłonności do negocjacji ceny.


Marcin Moneta, Dział Analiz WGN