Przypomnijmy, że jednym z założeń MDM było dotowanie zakupu i pomoc w zakupie pierwszego mieszkania. Chodziło o to, by pieniądze trafiły do tych, którzy bez nich nie dadzą sobie rady i nie uzyskają kredytu. Czy tak jest w rzeczywistości?

 

Patrząc na limity cen MDM i zdolność kredytową, którą trzeba się wylegitymować, by kupić takie mieszkanie, można mieć wątpliwości. W miastach takich jak Wrocław czy Kraków, gdzie limity cen mieszkań w MDM zbliżają się do 5000 zł za metr kwadratowy, przeciętny kredytobiorca z zarobkami na poziomie 3500 zł netto może sobie pozwolić na maksymalnie około 280 – 300 tysięcy złotych kredytu.

 

Około 20 tysięcy złotych wsparcia MDM niewiele tutaj zmienia. Okazuje się więc, że taki kredytobiorca bez problemu poradziłby sobie z kupnem mieszkania bez funkcjonowania programu. Oczywiście można powiedzieć, że dzięki dopłacie państwa, zaoszczędzi on na racie kredytu, ale czy na pewno, biorąc pod uwagę, że kredyty w MDM mają z reguły wyższe marże bankowe?

 

Z drugiej strony – skoro do zaciągnięcia kredytu na 250 – 300 tysięcy złotych, by kupić mieszkanie w MDM w Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu czy Gdańsku trzeba zarabiać przynajmniej około 3000 zł netto miesięcznie, to pokazuje, że program skutecznie odcina od szansy na własne M, ludzi, którzy zarabiają mniej. A przecież nie o to miało chodzić.

 

Druga sprawa to limity cen w MDM. Co prawda, teoretycznie są one niższe od stawek rynkowych, ale po pierwszym kwartale tego roku wzrosły we wszystkich lokalizacjach. W WGN pisaliśmy już o tym, że mitem jest np. przekonanie, że nowe mieszkania w MDM są tańsze, od tych z rynku wtórnego. Często, mimo pozornie wysokich średnich cenowych za mieszkania używane (zawyżonych przez najbardziej prestiżowe oferty) na rynku wtórnym nie brak mieszkań używanych, które są tańsze od tych nowych z MDM.

 


 

 

Jaki więc de facto jest skutek programu MDM? Czy pomaga kupić mieszkanie ludziom, których bez wsparcia nie byłoby na nie stać? Nie. Z reguły dofinansowuje tych, którzy i tak mają wystarczającą zdolność, by stać się posiadaczami własnego M, co powoduje pytanie o zasadność takiego wsparcia.

 

Krytycy MDM wskazują, że możliwość finansowania zakupu mieszkań w dowolnej cenie jest nieograniczona, podobnie jak to było w Rodzinie na Swoim, gdzie np. do taniego mieszkania klienci dokupowali bardzo drogie garaże itp.

 

Ponadto głosy krytyki podnoszą fakt, że MDM zaburza grę rynkową i w związku ze zbyt dużym zasięgiem programu i objęciem nim ludzi, których i tak stać na mieszkanie, będzie prowadził do zwyżki cen lokali mieszkaniowych.

 

Na razie, po dużo słabszym kwietniu, liczba wniosków, oraz wartość wnioskowanych dopłat, wzrosły o 22 proc. W sumie w maju banki przesłały 1522 wnioski o dopłatę na kwotę 35 mln zł. Przeciętna dopłata w MDM wyniosła 22 tysiące złotych. Do końca maja w sumie z programu skorzystało ponad 7100 kredytobiorców, na łączną kwotę dopłat w wysokości 162 mln zł.

 

Wykorzystano do tej pory około 22 proc. środków przeznaczonych na dopłaty na ten rok, co oznacza, że prawdopodobnie całej kwoty nie uda się wykorzystać. Pieniądze te nie będą mogły być przesunięte na przyszły rok i wrócą do skarbu państwa.

 

Z drugiej strony – w związku z kurczącą się znacznie liczbą mieszkań gotowych w MDM – rośnie wykorzystanie puli przyszłorocznej. Z kwoty 715 mln zł na wsparcie przeznaczonych na przyszły rok, zarezerwowano do końca maja 27,4 mln zł, czyli 3,8 proc.

 

Jak zwykle – w zakresie skali wykorzystania funduszy z MDM przodują Warszawa, Gdańsk i Poznań, czyli miasta, gdzie limity są największe i też największa jest liczba mieszkań, które objęte mogą być programem. To jeszcze raz potwierdza tezę, że MDM nie jest w rzeczywistości rozwiązaniem dla osób, które naprawdę mają problem ze zdolnością kredytową, a pieniądze trafiają do ludzi, których i tak stać byłoby na mieszkanie.

Leszek Michniak
Prezes WGN