Małe jajka w cenie super dużych, od kur chowanych "na wolności", choć tak naprawdę nigdy nie widziały nic poza murami fermy. Mięso wołowe z wieprzowiny, a parówki cielęce z indyka... To tylko niektóre z odkryć państwowej inspekcji handlowej.

Biorąc pod uwagę produkty "zdrowe", nie ulepszane żadnymi wspomagaczami, czy dopełniaczami płacimy jak za zboże. Własne zdrowie, oraz dbanie o zwierzęta to dla potencjalnego konsumenta główne wyznaczniki, przy zakupie towaru.
Kupujemy jajka od kur z wolnego wybiegu, choć są droższe o 5-6 zł aniżeli te z fermy. Fakty są jednak takie, iż płacimy za swoją naiwność. Zbyt duże zaufanie do konsumentów, powoduje że ciągle dajemy się nabierać na podstawowe triki jakie są stosowane przy sprzedaży produktów. Bardzo często wystarczy zapoznać się ze składem produktu, by dokładnie wyczytać ile jest tzw mięsa z indyka w pasztecie z indyka, czy ewentualnie ile mamy przecieru pomidorowego w keczupie z soczystych pomidorów.
Największy problem mamy z wędlinami, z uwagi na brak przepisów regulujących ile mięsa ma w nich być.

Podsumowując, abyśmy byli świadomymi klientami i czytali skład produktu.


Źródło "Onet.pl".