Ze świata nieruchomości - strona 161

Dom z dopłatą do kredytu 50 proc.!

Marzenia o własnym domu nie musi zatrzeć obecna sytuacja na rynku finansowym. Nowelizacja ustawy o finansowym wspieraniu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania z 2 stycznia br. wprowadziła zasadnicze zmiany.

Jedna z nich jest możliwość przystąpienia osób spokrewnionych lub spowinowaconych z kredytobiorcą do umowy kredytu preferencyjnego. Co oznacza, że osoby z obniżoną zdolnością kredytową ze względu na obecne realia przyznawania kredytów hipotecznych, mają większe szanse na jego uzyskanie.

Kolejną zmianą jest wzrost mnożnika z 1,3 do 1,4, stosowanego do ustalenia limitu ceny lub kosztu 1 m2 powierzchni użytkowej nieruchomości. Cena ta jest wyliczona odrębnie dla każdego województwa. Zatem wskaźnik przeliczeniowy kosztu odtworzenia 1 m2 powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych np. w Małopolsce obecnie wynosi 4 211,20 zł., w dolnośląskim 4 289,60 zł. W praktyce to oznacza, że koszt budowy 1 m2 nie może przewyższyć kwoty wskaźnikowej jeśli chcemy ją finansować kredytem z dopłatą.

Dopłatami z budżetu państwa, a tym samym programem "Rodzina na swoim" wprowadzanym na podstawie w/w ustawy zawiaduje Bank Gospodarstwa Krajowego. Wnioski o kredyt z dopłatą składane są w bankach, które maja podpisane umowy z BGK.

Dopłaty wynoszą 50 % odsetek od kredytów hipotecznych przez okres 8 lat. Uzyskać je mogą małżeństwa nie posiadające w dniu zawarcia umowy z bankiem własnego mieszkania lub domu, oraz osoby samotnie wychowujące niepełnoletnie lub uczące się dziecko do 25 roku życia, oraz gdy na dziecko pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny.

Niemniej posiadanie własnego mieszkania nie musi stanowić przeszkody w skorzystaniu z owej dopłaty. Dochód ze zbycia nieruchomości przed podpisaniem umowy o kredyt preferencyjny może stanowić wkład własny, co będzie zdecydowanie in plus wobec zaostrzonych bankowych kryteriów udzielania kredytu. Paradoksalnie obecna sytuacja na rynkach finansowych może stanowić szanse dla indywidualnych inwestorów. Materiały budowlane tanieją, grunty tanieją, a ekipy wykonawcze są bardziej dyspozycyjne.

Od momentu wejścia w życie nowelizacji odnotowujemy wzrost zainteresowania nasza ofertą - mówi Ryszard Czapla, prezes firmy architektoniczno-budowlanej ARCHETON Sp. z o.o. - Nastąpił znaczny wzrost sprzedaży projektów domów do 140 m2 powierzchni użytkowej, a jest to maksymalna powierzchnia objęta dopłatami.

Dla zapewnienia niskiego kosztu realizacji inwestycji w obliczu ceny wskaźnikowej przy kredycie z dopłatą, klienci korzystają coraz częściej z naszego programu budowy domu "Dom na miarę". Budowa domu następuje w oparciu o technologie prefabrykowanego szkieletu drewnianego. Czas realizacji inwestycji wynosi 2 miesiące. Zachowania klientów są obrazem zachodzących zmian na rynku budowlanym: kompleksowo, tanio i szybko z gwarancją jakości. Tym bardziej nabiera to dla klientów znaczenia w kontekście sytuacji na rynku finansowym.

Poza tym coraz częściej Polacy mają świadomość tego, że mały dom nie jest "gorszym" domem. Większość domów na Zachodzie ma średni metraż ok. 90 m i są one prawie wyłącznie budowane w technologii szkieletowej.

Dom tego typu jest i ekonomiczny w realizacji i oszczędny w utrzymaniu, ale również ekologiczny. Sondujemy, że wraz z nadchodzącym sezonem budowlanym nastąpi jeszcze większy wzrost zainteresowania tego typu ofertą jak nasza, jak i kredytu z dopłatą.

Słowa Ryszarda Czapli, prezesa ARCHETON Sp. z o.o. zdają się potwierdzać statystyki BGK. W styczniu 2009 nastąpił ponad 2-krotny wzrost udzielonych kredytów z dopłatą w stosunku do stycznia ubiegłego roku. Natomiast w br. planowane jest przyznanie kredytów na kwotę 2,5 mld zł.

źródło informacji: INTERIA.PL

Dom z dopłatą do kredytu 50 proc.!

Marzenia o własnym domu nie musi zatrzeć obecna sytuacja na rynku finansowym. Nowelizacja ustawy o finansowym wspieraniu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania z 2 stycznia br. wprowadziła zasadnicze zmiany.

Jedna z nich jest możliwość przystąpienia osób spokrewnionych lub spowinowaconych z kredytobiorcą do umowy kredytu preferencyjnego. Co oznacza, że osoby z obniżoną zdolnością kredytową ze względu na obecne realia przyznawania kredytów hipotecznych, mają większe szanse na jego uzyskanie.

Kolejną zmianą jest wzrost mnożnika z 1,3 do 1,4, stosowanego do ustalenia limitu ceny lub kosztu 1 m2 powierzchni użytkowej nieruchomości. Cena ta jest wyliczona odrębnie dla każdego województwa. Zatem wskaźnik przeliczeniowy kosztu odtworzenia 1 m2 powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych np. w Małopolsce obecnie wynosi 4 211,20 zł., w dolnośląskim 4 289,60 zł. W praktyce to oznacza, że koszt budowy 1 m2 nie może przewyższyć kwoty wskaźnikowej jeśli chcemy ją finansować kredytem z dopłatą.

Dopłatami z budżetu państwa, a tym samym programem "Rodzina na swoim" wprowadzanym na podstawie w/w ustawy zawiaduje Bank Gospodarstwa Krajowego. Wnioski o kredyt z dopłatą składane są w bankach, które maja podpisane umowy z BGK.

Dopłaty wynoszą 50 % odsetek od kredytów hipotecznych przez okres 8 lat. Uzyskać je mogą małżeństwa nie posiadające w dniu zawarcia umowy z bankiem własnego mieszkania lub domu, oraz osoby samotnie wychowujące niepełnoletnie lub uczące się dziecko do 25 roku życia, oraz gdy na dziecko pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny.

Niemniej posiadanie własnego mieszkania nie musi stanowić przeszkody w skorzystaniu z owej dopłaty. Dochód ze zbycia nieruchomości przed podpisaniem umowy o kredyt preferencyjny może stanowić wkład własny, co będzie zdecydowanie in plus wobec zaostrzonych bankowych kryteriów udzielania kredytu. Paradoksalnie obecna sytuacja na rynkach finansowych może stanowić szanse dla indywidualnych inwestorów. Materiały budowlane tanieją, grunty tanieją, a ekipy wykonawcze są bardziej dyspozycyjne.

Od momentu wejścia w życie nowelizacji odnotowujemy wzrost zainteresowania nasza ofertą - mówi Ryszard Czapla, prezes firmy architektoniczno-budowlanej ARCHETON Sp. z o.o. - Nastąpił znaczny wzrost sprzedaży projektów domów do 140 m2 powierzchni użytkowej, a jest to maksymalna powierzchnia objęta dopłatami.

Dla zapewnienia niskiego kosztu realizacji inwestycji w obliczu ceny wskaźnikowej przy kredycie z dopłatą, klienci korzystają coraz częściej z naszego programu budowy domu "Dom na miarę". Budowa domu następuje w oparciu o technologie prefabrykowanego szkieletu drewnianego. Czas realizacji inwestycji wynosi 2 miesiące. Zachowania klientów są obrazem zachodzących zmian na rynku budowlanym: kompleksowo, tanio i szybko z gwarancją jakości. Tym bardziej nabiera to dla klientów znaczenia w kontekście sytuacji na rynku finansowym.

Poza tym coraz częściej Polacy mają świadomość tego, że mały dom nie jest "gorszym" domem. Większość domów na Zachodzie ma średni metraż ok. 90 m i są one prawie wyłącznie budowane w technologii szkieletowej.

Dom tego typu jest i ekonomiczny w realizacji i oszczędny w utrzymaniu, ale również ekologiczny. Sondujemy, że wraz z nadchodzącym sezonem budowlanym nastąpi jeszcze większy wzrost zainteresowania tego typu ofertą jak nasza, jak i kredytu z dopłatą.

Słowa Ryszarda Czapli, prezesa ARCHETON Sp. z o.o. zdają się potwierdzać statystyki BGK. W styczniu 2009 nastąpił ponad 2-krotny wzrost udzielonych kredytów z dopłatą w stosunku do stycznia ubiegłego roku. Natomiast w br. planowane jest przyznanie kredytów na kwotę 2,5 mld zł.

źródło informacji: INTERIA.PL

Stolica inwestuje w PPP

Rozbudowa Zakładu Unieszkodliwiania Stałych Odpadów Komunalnych, budowa parkingów podziemnych i wielopoziomowych oraz kompleksów sportowych - to niektóre z listy projektów, które w stolicy mają być realizowane w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego.

Wśród planowanych inwestycji znalazły się m.in.: wspomniany Zakład Unieszkodliwiania Stałych Odpadów Komunalnych, parkingi podziemne w okolicach Placu Defilad, Placu Teatralnego i w rejonach ulic Sienkiewicza, Emilii Plater, Spiskiej, Wawelskiej. Są także: parking wielopoziomowy na Targówku, linia tramwajowa do Piaseczna, remont boiska KS Hutnik, modernizacja obiektu KS Polonia i zagospodarowanie terenów WOW Wisła przy ul. Górczewskiej.

Realizacja pierwszych projektów z listy (m.in. budowa parkingów podziemnych w Śródmieściu) rozpocznie się w drugiej połowie tego roku.

Wsparcie doradcze przy ich realizacji zapewnią cztery konsorcja firm doradczych: Deloitte Advisory, Depfa Bank, Ernst & Young oraz PriceWaterhouseCoopers. Zostały one wybrane w przetargu. Zadaniem doradców będzie analiza prawna, finansowa i techniczna projektów oraz nadzór nad ich realizacją w ramach PPP.

- Jeszcze w 2007 roku rozpoczęliśmy prace nad uruchomieniem w Warszawie programu partnerstwa publiczno-prywatnego. Zdajemy sobie sprawę, że bez takiej formuły nie będziemy mogli zrealizować części niezbędnych dla miasta inwestycji - powiedział podczas środowej konferencji prasowej wiceprezydent Warszawy Jarosław Kochaniak.

Dodał, że budżet miasta ma ograniczone możliwości sfinansowania wszystkich niezbędnych inwestycji. - Stąd też konieczność poszukiwania dodatkowych źródeł finansowania. Tym bardziej cieszę się, że już dzisiaj jesteśmy gotowi. Jako jedyny samorząd w Polsce mamy podpisane trzyletnie umowy ramowe z firmami konsultingowymi - zaznaczył.

INTERIA.PL/PAP

Stolica inwestuje w PPP

Rozbudowa Zakładu Unieszkodliwiania Stałych Odpadów Komunalnych, budowa parkingów podziemnych i wielopoziomowych oraz kompleksów sportowych - to niektóre z listy projektów, które w stolicy mają być realizowane w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego.

Wśród planowanych inwestycji znalazły się m.in.: wspomniany Zakład Unieszkodliwiania Stałych Odpadów Komunalnych, parkingi podziemne w okolicach Placu Defilad, Placu Teatralnego i w rejonach ulic Sienkiewicza, Emilii Plater, Spiskiej, Wawelskiej. Są także: parking wielopoziomowy na Targówku, linia tramwajowa do Piaseczna, remont boiska KS Hutnik, modernizacja obiektu KS Polonia i zagospodarowanie terenów WOW Wisła przy ul. Górczewskiej.

Realizacja pierwszych projektów z listy (m.in. budowa parkingów podziemnych w Śródmieściu) rozpocznie się w drugiej połowie tego roku.

Wsparcie doradcze przy ich realizacji zapewnią cztery konsorcja firm doradczych: Deloitte Advisory, Depfa Bank, Ernst & Young oraz PriceWaterhouseCoopers. Zostały one wybrane w przetargu. Zadaniem doradców będzie analiza prawna, finansowa i techniczna projektów oraz nadzór nad ich realizacją w ramach PPP.

- Jeszcze w 2007 roku rozpoczęliśmy prace nad uruchomieniem w Warszawie programu partnerstwa publiczno-prywatnego. Zdajemy sobie sprawę, że bez takiej formuły nie będziemy mogli zrealizować części niezbędnych dla miasta inwestycji - powiedział podczas środowej konferencji prasowej wiceprezydent Warszawy Jarosław Kochaniak.

Dodał, że budżet miasta ma ograniczone możliwości sfinansowania wszystkich niezbędnych inwestycji. - Stąd też konieczność poszukiwania dodatkowych źródeł finansowania. Tym bardziej cieszę się, że już dzisiaj jesteśmy gotowi. Jako jedyny samorząd w Polsce mamy podpisane trzyletnie umowy ramowe z firmami konsultingowymi - zaznaczył.

INTERIA.PL/PAP

Bariery dla energooszczędnych

Coraz więcej Polaków chciałoby być właścicielami energooszczędnych domów i mieszkań, a kwestia ta staje się szczególnie paląca w kontekście nieustannie rosnących cen energii. Nadal jednak liczba "ciepłych" nieruchomości w naszym kraju jest niewielka. Przyczyny są różne.

Potwierdzają to badania przeprowadzone na zlecenie Rockwool Polska. Wprawdzie aż 86% architektów i 77% deweloperów jako główny i najważniejszy powód małej popularności energooszczędnego budownictwa w Polsce podaje ograniczone środki finansowe nabywców mieszkań, to jednak tylko 57% nabywców podziela ten pogląd.

Większość deweloperów i inwestorów (odpowiednio 62 i 58%) wskazuje na brak odpowiednich systemów wsparcia ze strony państwa, a ponad połowa architektów i deweloperów zwraca uwagę na brak wiedzy na temat korzyści ekonomicznych płynących z energooszczędnego budownictwa.

Rozwiązanie tego ostatniego problemu nie wymaga znaczących nakładów finansowych. Potrzebna jest systematyczna zmiana programów nauczana i dostęp do informacji. Aktualnie tylko 34% badanych projektantów architektonicznych przyznaje, że informacje na temat energooszczędnego budownictwa zdobyli na studiach. 77% czerpie swoją wiedzę z prasy fachowej, nieco mniej z materiałów informacyjno-handlowych producentów materiałów budowlanych do izolacji.

INTERIA.PL/materiały prasowe

Bariery dla energooszczędnych

Coraz więcej Polaków chciałoby być właścicielami energooszczędnych domów i mieszkań, a kwestia ta staje się szczególnie paląca w kontekście nieustannie rosnących cen energii. Nadal jednak liczba "ciepłych" nieruchomości w naszym kraju jest niewielka. Przyczyny są różne.

Potwierdzają to badania przeprowadzone na zlecenie Rockwool Polska. Wprawdzie aż 86% architektów i 77% deweloperów jako główny i najważniejszy powód małej popularności energooszczędnego budownictwa w Polsce podaje ograniczone środki finansowe nabywców mieszkań, to jednak tylko 57% nabywców podziela ten pogląd.

Większość deweloperów i inwestorów (odpowiednio 62 i 58%) wskazuje na brak odpowiednich systemów wsparcia ze strony państwa, a ponad połowa architektów i deweloperów zwraca uwagę na brak wiedzy na temat korzyści ekonomicznych płynących z energooszczędnego budownictwa.

Rozwiązanie tego ostatniego problemu nie wymaga znaczących nakładów finansowych. Potrzebna jest systematyczna zmiana programów nauczana i dostęp do informacji. Aktualnie tylko 34% badanych projektantów architektonicznych przyznaje, że informacje na temat energooszczędnego budownictwa zdobyli na studiach. 77% czerpie swoją wiedzę z prasy fachowej, nieco mniej z materiałów informacyjno-handlowych producentów materiałów budowlanych do izolacji.

INTERIA.PL/materiały prasowe

Bogaci wykupują ziemię w biednych krajach

Zgoda władz Madagaskaru na wydzierżawienie południowokoreańskiej firmie Daewoo Logistics obszarów wielkości połowy Belgii to jedna z przyczyn protestów i zamieszek w Antananarywie - pisze w środę agencja AFP, podając przykłady wykupywania bądź dzierżawienia ziemi rolnej przez bogate korporacje i państwa.

Zdjęty ze stanowiska mer Antananarywy, główny opozycjonista Andry Rajoelina, prowadzący otwartą walkę z malgaskim prezydentem Markiem Ravalomananą, że sprawy Daewoo uczynił jeden ze swoich koronnych argumentów.

- Sprawa Daewoo wywołała gniew ludności. Potępiam sygnatariuszy, rząd, a zwłaszcza prezydenta. Nasze zwyczaje zabraniają sprzedaży lub dzierżawy ziemi obcym - powiedział niedawno prasie Rajoelina.

Lista zestawiona przez AFP powstała na podstawie raportu pozarządowej organizacji Grein:

Na Ukrainie amerykański bank Morgan Stanley nabył 40 tys. hektarów ziemi uprawnej, rosyjska firma inwestycyjna Renaissance Capital - 300 tys. hektarów, a brytyjska grupa inwestycyjna Landkom - 100 tys. hektarów.

Rząd libijski w zamian za gaz i ropę uzyskał dostęp do 247 tys. hektarów ziemi na Ukrainie.

W Rosji szwedzkie grupy inwestycyjne nabyły: Black Earth Farming - 331 tys. hektarów, Alpcot-Agro - 128 tys. hektarów ziemi rolnej.

W Kazachstanie Chiny wydzierżawiły 7 tys. hektarów. W Afryce, w zamian za udostępnianie nowoczesnych technologii, chińskie firmy przejmują ziemię. Produkcję rolną Chiny przenoszą też do Australii.

W Brazylii japońska grupa Mitsui nabyła 100 hektarów pod uprawę soi, a holenderska grupa Louis Dreyfus - 60 tys. hektarów.

W Argentynie rząd południowokoreański posiada 21 tys. hektarów ziemi uprawnej.

Z Sudanem Egipt zawarł kontrakt na uprawę milionów ton zboża przeznaczonego na eksport do Kairu. W tym afrykańskim kraju saudyjskie konsorcjum Hadco wydzierżawiło ponad 10 tys. hektarów pod uprawę żywności na rynek w Arabii Saudyjskiej; trwają też pertraktacje w sprawie 690 tys. hektarów ziemi, o które zabiega Korea Płd.

Byli rebelianci z południa Sudanu zawarli z amerykańskim przedsiębiorstwem porozumienie o wykorzystaniu obszaru większego od Luksemburga.

W Malawi brytyjski fundusz Cru Investment kontroluje 2500 hektarów ziemi, by uprawiać tam żywność na potrzeby Zjednoczonego Królestwa.

W Angoli afrykańskie stowarzyszenie Lonrho z siedzibą w Londynie kontroluje 20 tys. hektarów.

W Indonezji firmy należące do rodziny bin Laden podpisały w sierpniu umowę na eksploatację 500 tys. hektarów pól ryżowych.

W Laosie chińskie przedsiębiorstwo ZTE uzyskało koncesję na eksploatację 100 tys. hektarów ziemi ornej pod uprawę biopaliw.

Na Filipinach rząd podpisał umowy z Pekinem, dające chińskim firmom dostęp do 1,24 mln hektarów ziemi, ale część porozumień została zawieszona.

W Pakistanie fundusz ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Abraaj Capital, nabył 324 hektary ziemi pod uprawy ryżu i zboża na wewnętrzny rynek ZEA.

W USA inwestorzy japońscy kontrolują 216 862 hektarów ziemi na potrzeby uprawy warzyw na rynek japoński.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Bogaci wykupują ziemię w biednych krajach

Zgoda władz Madagaskaru na wydzierżawienie południowokoreańskiej firmie Daewoo Logistics obszarów wielkości połowy Belgii to jedna z przyczyn protestów i zamieszek w Antananarywie - pisze w środę agencja AFP, podając przykłady wykupywania bądź dzierżawienia ziemi rolnej przez bogate korporacje i państwa.

Zdjęty ze stanowiska mer Antananarywy, główny opozycjonista Andry Rajoelina, prowadzący otwartą walkę z malgaskim prezydentem Markiem Ravalomananą, że sprawy Daewoo uczynił jeden ze swoich koronnych argumentów.

- Sprawa Daewoo wywołała gniew ludności. Potępiam sygnatariuszy, rząd, a zwłaszcza prezydenta. Nasze zwyczaje zabraniają sprzedaży lub dzierżawy ziemi obcym - powiedział niedawno prasie Rajoelina.

Lista zestawiona przez AFP powstała na podstawie raportu pozarządowej organizacji Grein:

Na Ukrainie amerykański bank Morgan Stanley nabył 40 tys. hektarów ziemi uprawnej, rosyjska firma inwestycyjna Renaissance Capital - 300 tys. hektarów, a brytyjska grupa inwestycyjna Landkom - 100 tys. hektarów.

Rząd libijski w zamian za gaz i ropę uzyskał dostęp do 247 tys. hektarów ziemi na Ukrainie.

W Rosji szwedzkie grupy inwestycyjne nabyły: Black Earth Farming - 331 tys. hektarów, Alpcot-Agro - 128 tys. hektarów ziemi rolnej.

W Kazachstanie Chiny wydzierżawiły 7 tys. hektarów. W Afryce, w zamian za udostępnianie nowoczesnych technologii, chińskie firmy przejmują ziemię. Produkcję rolną Chiny przenoszą też do Australii.

W Brazylii japońska grupa Mitsui nabyła 100 hektarów pod uprawę soi, a holenderska grupa Louis Dreyfus - 60 tys. hektarów.

W Argentynie rząd południowokoreański posiada 21 tys. hektarów ziemi uprawnej.

Z Sudanem Egipt zawarł kontrakt na uprawę milionów ton zboża przeznaczonego na eksport do Kairu. W tym afrykańskim kraju saudyjskie konsorcjum Hadco wydzierżawiło ponad 10 tys. hektarów pod uprawę żywności na rynek w Arabii Saudyjskiej; trwają też pertraktacje w sprawie 690 tys. hektarów ziemi, o które zabiega Korea Płd.

Byli rebelianci z południa Sudanu zawarli z amerykańskim przedsiębiorstwem porozumienie o wykorzystaniu obszaru większego od Luksemburga.

W Malawi brytyjski fundusz Cru Investment kontroluje 2500 hektarów ziemi, by uprawiać tam żywność na potrzeby Zjednoczonego Królestwa.

W Angoli afrykańskie stowarzyszenie Lonrho z siedzibą w Londynie kontroluje 20 tys. hektarów.

W Indonezji firmy należące do rodziny bin Laden podpisały w sierpniu umowę na eksploatację 500 tys. hektarów pól ryżowych.

W Laosie chińskie przedsiębiorstwo ZTE uzyskało koncesję na eksploatację 100 tys. hektarów ziemi ornej pod uprawę biopaliw.

Na Filipinach rząd podpisał umowy z Pekinem, dające chińskim firmom dostęp do 1,24 mln hektarów ziemi, ale część porozumień została zawieszona.

W Pakistanie fundusz ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Abraaj Capital, nabył 324 hektary ziemi pod uprawy ryżu i zboża na wewnętrzny rynek ZEA.

W USA inwestorzy japońscy kontrolują 216 862 hektarów ziemi na potrzeby uprawy warzyw na rynek japoński.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Mieszkanie posłanki warte 500 zł?

Politycy notorycznie zaniżają wartość należących do nich nieruchomości i nie informują o wszystkich dochodach, donosi "Metro". Gazeta dowiedziała się, że oświadczenia majątkowe za 2007 rok musi poprawić blisko 50 posłów.

Raport, który wskaże jakie błędy popełnili posłowie, przygotowywało przez 8 miesięcy czterech członków sejmowej komisji etyki poselskiej.

Jak informuje "Metro" posłowie najczęściej nie informują o wszystkich swoich dochodach lub zapominają napisać, że mają rozdzielność majątkową. Źle też wyceniają swoje nieruchomości, przede wszystkim zaniżając ich wartość.

- To efekt tego, że szacują swoje majątki "na oko". Ich wyliczenia nie są poparte żadnymi ekspertyzami, przyznaje Izabela Jaruga-Nowacka z SLD.

Politycy z komisji nie chcieli zdradzić, którzy posłowie są na cenzurowanym. Mamy się o tym dowiedzieć za blisko dwa tygodnie, kiedy skończą pracę.

Gazeta sama wyszukała kilku parlamentarzystów, którzy niedbale wypełnili swoje oświadczenia majątkowe. Nelli Rokita-Arnold z PiS twierdzi np, że jej 78-metrowe mieszkanie jest warte... 115 euro (ok. 500 zł), zaś Wojciech Mojzesowicz, również z PiS, jeden ze swoich dwóch domów o powierzchni 150 m kw. szacuje na 50 tys. zł.

Komisja może posła ukarać naganą albo przekazać sprawę do prokuratury. Nigdy to się jeszcze nie zdarzyło. Za zatajenie informacji grozi do trzech lat więzienia, informuje "Metro".

źródło informacji: PAP/Metro

Mieszkanie posłanki warte 500 zł?

Politycy notorycznie zaniżają wartość należących do nich nieruchomości i nie informują o wszystkich dochodach, donosi "Metro". Gazeta dowiedziała się, że oświadczenia majątkowe za 2007 rok musi poprawić blisko 50 posłów.

Raport, który wskaże jakie błędy popełnili posłowie, przygotowywało przez 8 miesięcy czterech członków sejmowej komisji etyki poselskiej.

Jak informuje "Metro" posłowie najczęściej nie informują o wszystkich swoich dochodach lub zapominają napisać, że mają rozdzielność majątkową. Źle też wyceniają swoje nieruchomości, przede wszystkim zaniżając ich wartość.

- To efekt tego, że szacują swoje majątki "na oko". Ich wyliczenia nie są poparte żadnymi ekspertyzami, przyznaje Izabela Jaruga-Nowacka z SLD.

Politycy z komisji nie chcieli zdradzić, którzy posłowie są na cenzurowanym. Mamy się o tym dowiedzieć za blisko dwa tygodnie, kiedy skończą pracę.

Gazeta sama wyszukała kilku parlamentarzystów, którzy niedbale wypełnili swoje oświadczenia majątkowe. Nelli Rokita-Arnold z PiS twierdzi np, że jej 78-metrowe mieszkanie jest warte... 115 euro (ok. 500 zł), zaś Wojciech Mojzesowicz, również z PiS, jeden ze swoich dwóch domów o powierzchni 150 m kw. szacuje na 50 tys. zł.

Komisja może posła ukarać naganą albo przekazać sprawę do prokuratury. Nigdy to się jeszcze nie zdarzyło. Za zatajenie informacji grozi do trzech lat więzienia, informuje "Metro".

źródło informacji: PAP/Metro

W ośmiu bankach wyższe opłaty za usługi

Perspektywa mniejszych przychodów w 2009 roku sprawiła, że banki sięgają coraz głębiej do kieszeni klientów. W MultiBanku prowadzenie rachunku drożeje z 15 zł do 25 zł, a przelew w Kredyt Banku z 5 zł do prawie 6 zł.
Analitycy są zgodni, w tym roku należy spodziewać się spadku przychodów polskich banków. Spadające stopy procentowe, załamanie na rynku kredytów hipotecznych oraz wojna na depozyty znacznie zwiększyły presję na kurczenie się marży odsetkowej (różnicy pomiędzy oprocentowaniem, po jakim banki pożyczają nam pieniądze, a tym, po jakim je przyjmują od klientów), co tym samym negatywnie wpłynie na wynik odsetkowy, jedno z głównych źródeł przychodów wszystkich banków.

Banki chcą zrekompensować sobie te spadki kosztem wydatków klientów - zwiększając prowizje i opłaty, które ponoszą korzystający z kont i kredytów. Nordea Bank Polska i Kredyt Bank zdecydowały się na podwyżki kosztów uruchomienia kredytów w koncie, MultiBank podniósł opłaty za prowadzenie rachunków dla firm, a Lukas Bank dla konta oszczędnościowego.
Ostatnia podwyżka opłat za prowadzenie rachunku miała miejsce na początku listopada 2008 r. Od marca zacznie obowiązywać opłata za wyciąg z rachunku. Chcemy w ten sposób zachęcić klientów do korzystania z bankowości elektronicznej lub z drukarek, które są dostępne w placówkach banku - tłumaczy Monika Nowakowska, rzecznik Kredyt Banku.
Ten bank w ostatnim czasie podniósł m.in. też opłaty za używanie niektórych kart płatniczych czy za przelewy w okienkach banku.

Bankowcy niechętnie mówią o planowanych podwyżkach. Według naszych informacji zmiany w tabeli prowizji i opłat szykuje największy bank detaliczny PKO BP.

Dla tego banku nawet niewielka podwyżka, ledwo odczuwalna dla klientów, np. o 1 zł, za prowadzenie rachunku to ponad 6 mln zł dodatkowego zysku miesięcznie - zauważa Tomasz Bursa, analityk Domu Maklerskiego Ipopema.

Jego zdaniem do podwyżek zachęca fakt, iż klienci polskich banków są stosunkowo mało mobilni i małe jest ryzyko, że podwyżki spowodują ich odpływ.

Klienci w praktyce zwracają uwagę na dwa, trzy parametry cenowe, pomijając pozostałe. Dużym rezerwuarem dodatkowych przychodów są wszelkiego rodzaju karne i niestandardowe opłaty. W ostatnich kilku miesiącach duża część banków podnosiła opłaty za wydawanie zaświadczeń, opóźnienia w spłacie rat etc. - dodaje Michał Macierzyński, analityk finansowy Bankier.pl.

Dodaje, że to praktyka od dawna stosowana przez banki zachodnie i można się spodziewać, że w dobie kryzysu krajowe banki chętniej sięgną po tego rodzaju praktyki.

Zdaniem Tomasza Bursy w tym roku banki będą dużą większą wagę niż poprzednio przywiązywały do pozycji z tytułu prowizji.

Dla polskich banków jest to bardzo kusząca pozycja, bo jedną decyzją banki mogą zwiększyć zarobek nawet o kilka milionów złotych miesięcznie. Jeśli kryzys odbije się mocno na wynikach banków, spodziewałbym się wprowadzenia nowych i podwyższenia obowiązujących opłat - uważa Michał Macierzyński.

- Musimy poszukać możliwości zastąpienia np. spadających opłat za sprzedaż i zarządzanie jednostek funduszy inwestycyjnych - przyznaje Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.

Jacek Iskra
wp.plGazeta Prawna (07:00)

W ośmiu bankach wyższe opłaty za usługi

Perspektywa mniejszych przychodów w 2009 roku sprawiła, że banki sięgają coraz głębiej do kieszeni klientów. W MultiBanku prowadzenie rachunku drożeje z 15 zł do 25 zł, a przelew w Kredyt Banku z 5 zł do prawie 6 zł.
Analitycy są zgodni, w tym roku należy spodziewać się spadku przychodów polskich banków. Spadające stopy procentowe, załamanie na rynku kredytów hipotecznych oraz wojna na depozyty znacznie zwiększyły presję na kurczenie się marży odsetkowej (różnicy pomiędzy oprocentowaniem, po jakim banki pożyczają nam pieniądze, a tym, po jakim je przyjmują od klientów), co tym samym negatywnie wpłynie na wynik odsetkowy, jedno z głównych źródeł przychodów wszystkich banków.

Banki chcą zrekompensować sobie te spadki kosztem wydatków klientów - zwiększając prowizje i opłaty, które ponoszą korzystający z kont i kredytów. Nordea Bank Polska i Kredyt Bank zdecydowały się na podwyżki kosztów uruchomienia kredytów w koncie, MultiBank podniósł opłaty za prowadzenie rachunków dla firm, a Lukas Bank dla konta oszczędnościowego.
Ostatnia podwyżka opłat za prowadzenie rachunku miała miejsce na początku listopada 2008 r. Od marca zacznie obowiązywać opłata za wyciąg z rachunku. Chcemy w ten sposób zachęcić klientów do korzystania z bankowości elektronicznej lub z drukarek, które są dostępne w placówkach banku - tłumaczy Monika Nowakowska, rzecznik Kredyt Banku.
Ten bank w ostatnim czasie podniósł m.in. też opłaty za używanie niektórych kart płatniczych czy za przelewy w okienkach banku.

Bankowcy niechętnie mówią o planowanych podwyżkach. Według naszych informacji zmiany w tabeli prowizji i opłat szykuje największy bank detaliczny PKO BP.

Dla tego banku nawet niewielka podwyżka, ledwo odczuwalna dla klientów, np. o 1 zł, za prowadzenie rachunku to ponad 6 mln zł dodatkowego zysku miesięcznie - zauważa Tomasz Bursa, analityk Domu Maklerskiego Ipopema.

Jego zdaniem do podwyżek zachęca fakt, iż klienci polskich banków są stosunkowo mało mobilni i małe jest ryzyko, że podwyżki spowodują ich odpływ.

Klienci w praktyce zwracają uwagę na dwa, trzy parametry cenowe, pomijając pozostałe. Dużym rezerwuarem dodatkowych przychodów są wszelkiego rodzaju karne i niestandardowe opłaty. W ostatnich kilku miesiącach duża część banków podnosiła opłaty za wydawanie zaświadczeń, opóźnienia w spłacie rat etc. - dodaje Michał Macierzyński, analityk finansowy Bankier.pl.

Dodaje, że to praktyka od dawna stosowana przez banki zachodnie i można się spodziewać, że w dobie kryzysu krajowe banki chętniej sięgną po tego rodzaju praktyki.

Zdaniem Tomasza Bursy w tym roku banki będą dużą większą wagę niż poprzednio przywiązywały do pozycji z tytułu prowizji.

Dla polskich banków jest to bardzo kusząca pozycja, bo jedną decyzją banki mogą zwiększyć zarobek nawet o kilka milionów złotych miesięcznie. Jeśli kryzys odbije się mocno na wynikach banków, spodziewałbym się wprowadzenia nowych i podwyższenia obowiązujących opłat - uważa Michał Macierzyński.

- Musimy poszukać możliwości zastąpienia np. spadających opłat za sprzedaż i zarządzanie jednostek funduszy inwestycyjnych - przyznaje Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.

Jacek Iskra
wp.plGazeta Prawna (07:00)

Wielka wyprzedaż skarbu państwa

"Gazeta Wyborcze" pisze, że nowy plan prywatyzacji ogłoszony przez ministra skarbu Aleksandra Grada zakłada radykalne zmiany. Minister chce sprzedawać państwowe spółki taniej, niż planował. W większości z pominięciem giełdy, ale z udziałem inwestorów strategicznych.
Aleksander Grad mówi, że minister finansów chce, żeby dochodami z prywatyzacji wspierać budżet państwa. Chodzi o 12 mld zł wpływów do budżetu. W tym i przyszłym roku większość ma pochodzić ze sprzedaży trzech państwowych firm energetycznych: Tauronu, Enei i Energi. To praktycznie jedyny ratunek dla zagrożonej państwowej kasy - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Dziennik dodaje, że planem, by sprzedawać państwowe spółki taniej, oburzone są opozycja i związki zawodowe. Zwłaszcza sprzedaż spółek energetycznych budzi ogromne emocje. To ostatni ważny sektor gospodarki kontrolowany przez państwo.

Opozycja podkreśla, że firmy energetyczne osiągają zyski, nie ma przymusu prywatyzowania ich teraz, gdy inwestorzy kupią je znacznie taniej.

Więcej na ten temat - w "Gazecie Wyborczej".
wp.pl/ IAR | 12.02.2009 | 03:40

Wielka wyprzedaż skarbu państwa

"Gazeta Wyborcze" pisze, że nowy plan prywatyzacji ogłoszony przez ministra skarbu Aleksandra Grada zakłada radykalne zmiany. Minister chce sprzedawać państwowe spółki taniej, niż planował. W większości z pominięciem giełdy, ale z udziałem inwestorów strategicznych.
Aleksander Grad mówi, że minister finansów chce, żeby dochodami z prywatyzacji wspierać budżet państwa. Chodzi o 12 mld zł wpływów do budżetu. W tym i przyszłym roku większość ma pochodzić ze sprzedaży trzech państwowych firm energetycznych: Tauronu, Enei i Energi. To praktycznie jedyny ratunek dla zagrożonej państwowej kasy - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Dziennik dodaje, że planem, by sprzedawać państwowe spółki taniej, oburzone są opozycja i związki zawodowe. Zwłaszcza sprzedaż spółek energetycznych budzi ogromne emocje. To ostatni ważny sektor gospodarki kontrolowany przez państwo.

Opozycja podkreśla, że firmy energetyczne osiągają zyski, nie ma przymusu prywatyzowania ich teraz, gdy inwestorzy kupią je znacznie taniej.

Więcej na ten temat - w "Gazecie Wyborczej".
wp.pl/ IAR | 12.02.2009 | 03:40

Bratysława - " piękno na Dunaju” tak kiedyś nazwana, prawdopodobnie odzyska ten tytuł, jako że rynek nieruchomości Słowacji przezywa gwałtowny rozwój.

I, dlaczego nie? Śliczne odnowione stare miasto Bratysławy z barokowymi pałacami, zielone skwery i młodzieńczy optymizm sprzyja realizacji wielkich pomysłów i dużych inwestycji.
Inwestorzy coraz przychylniej patrzą na ten rynek i są przekonani, że  będzie jeszcze bardziej ożywiony w najbliższym dziesięcioleciu. I są skłonni zainwestować pieniądze, ponieważ już teraz wszystkie segmenty budownictwa rozwijają dzięki miejscowym przedsiębiorstwom i znanym światowym firmom takim jak np. Ballymore. W całej Bratysławie przybywa centrów handlowych, restauracji, pubów i biura także budynków mieszkalnych. Plany rewitalizacji skarpy nad Dunajem, to inwestycja na wielką skalę, która zainteresowane są takie firmy jak Heifman, Hannover Leasing i Axa. Uczyni to z Bratysławy poszukiwanego gracza rynku nieruchomości w globalnej skali. Planuje się także dalsze ożywienie starego miasta, odnawiając historyczną zabudowę ciągnącą się w kierunku  rzeki. Znikną fabryki w starym komunistycznym stylu - będą zastąpione przez atrakcyjne nowoczesne biura, kompleksy domów, apartamenty, zieleń i centra handlowe.
Ten rozkwit inwestycji w Republice Słowackiej jest skutkiem reform ekonomicznych rządu w latach 2002-2006. W centrum tego imponującego wzrostu ekonomicznego jest oczywiście Bratysława. Dzisiaj Słowacja jest jednym z najbardziej dochodowych miejsc do inwestowania w Europie.
Bratysława jest jednym z ostatnich europejskich miast, które czekało na ekspansję kapitału. M. in. z tego powodu miasto odwiedza mniej turystów niż położone po sąsiedzku Praga, Wiedeń czy Budapeszt, To oczywiście zmieni się w przyszłości jako, że Bratysława wykorzystuje okazję, szczególnie  teraz, gdy kapitał pozostaje w zasięgu ręki. Słowacja jest inteligentnym wyborem dla inwestorów w nieruchomości i deweloperów.

Bratysława - " piękno na Dunaju” tak kiedyś nazwana, prawdopodobnie odzyska ten tytuł, jako że rynek nieruchomości Słowacji przezywa gwałtowny rozwój.

I, dlaczego nie? Śliczne odnowione stare miasto Bratysławy z barokowymi pałacami, zielone skwery i młodzieńczy optymizm sprzyja realizacji wielkich pomysłów i dużych inwestycji.
Inwestorzy coraz przychylniej patrzą na ten rynek i są przekonani, że  będzie jeszcze bardziej ożywiony w najbliższym dziesięcioleciu. I są skłonni zainwestować pieniądze, ponieważ już teraz wszystkie segmenty budownictwa rozwijają dzięki miejscowym przedsiębiorstwom i znanym światowym firmom takim jak np. Ballymore. W całej Bratysławie przybywa centrów handlowych, restauracji, pubów i biura także budynków mieszkalnych. Plany rewitalizacji skarpy nad Dunajem, to inwestycja na wielką skalę, która zainteresowane są takie firmy jak Heifman, Hannover Leasing i Axa. Uczyni to z Bratysławy poszukiwanego gracza rynku nieruchomości w globalnej skali. Planuje się także dalsze ożywienie starego miasta, odnawiając historyczną zabudowę ciągnącą się w kierunku  rzeki. Znikną fabryki w starym komunistycznym stylu - będą zastąpione przez atrakcyjne nowoczesne biura, kompleksy domów, apartamenty, zieleń i centra handlowe.
Ten rozkwit inwestycji w Republice Słowackiej jest skutkiem reform ekonomicznych rządu w latach 2002-2006. W centrum tego imponującego wzrostu ekonomicznego jest oczywiście Bratysława. Dzisiaj Słowacja jest jednym z najbardziej dochodowych miejsc do inwestowania w Europie.
Bratysława jest jednym z ostatnich europejskich miast, które czekało na ekspansję kapitału. M. in. z tego powodu miasto odwiedza mniej turystów niż położone po sąsiedzku Praga, Wiedeń czy Budapeszt, To oczywiście zmieni się w przyszłości jako, że Bratysława wykorzystuje okazję, szczególnie  teraz, gdy kapitał pozostaje w zasięgu ręki. Słowacja jest inteligentnym wyborem dla inwestorów w nieruchomości i deweloperów.

Węgry – inwestorzy wyczekują.

W rynek nieruchomości na Węgrzech zainwestowano w 2008 roku około 407 milionów € w trzech głównych sektorach (biurowy, mieszkaniowy i przemysłowy).
Jest to znacznie mniej w  porównaniu do 1 miliarda € rocznie w latach ubiegłych. Ten spadek jest bezpośrednim skutkiem  „skonsumowania kredytów”, co doprowadziło do bardzo małej płynności  rynku.

Większość inwestycji w  2008 roku ( około 85 %) pochłonął  sektor biurowy. 50 % spadek inwestycji spowodowało opuszczenie rynku przez  German Open Ended Funds, który  wcześniej inwestował w nieruchomości na Węgrzech.

„Jest prawdopodobne, że  inwestorzy  będą oczekiwali w tym roku na zmianę koniunktury” powiedział Karol Taylor, szef grupy rynków kapitałowych Cushman & Wakefield w Budapeszcie. „Obecnie inwestorzy czekają, aż sprzedawcy dostosują cennik, by upodobnił się do istniejącego na  rynkach. zachodnioeuropejskich. Liczymy też, że German Open Ended Funds ponownie wejdzie na  rynek w początkach  roku. Ponadto, inwestorzy monitorują zdolność nabywczą rynku, by utrzymać rezerwę finansową w przypadku poprawy koniunktury, która spodziewana jest w drugiej połowie 2009.” dodał Taylor.

Węgry – inwestorzy wyczekują.

W rynek nieruchomości na Węgrzech zainwestowano w 2008 roku około 407 milionów € w trzech głównych sektorach (biurowy, mieszkaniowy i przemysłowy).
Jest to znacznie mniej w  porównaniu do 1 miliarda € rocznie w latach ubiegłych. Ten spadek jest bezpośrednim skutkiem  „skonsumowania kredytów”, co doprowadziło do bardzo małej płynności  rynku.

Większość inwestycji w  2008 roku ( około 85 %) pochłonął  sektor biurowy. 50 % spadek inwestycji spowodowało opuszczenie rynku przez  German Open Ended Funds, który  wcześniej inwestował w nieruchomości na Węgrzech.

„Jest prawdopodobne, że  inwestorzy  będą oczekiwali w tym roku na zmianę koniunktury” powiedział Karol Taylor, szef grupy rynków kapitałowych Cushman & Wakefield w Budapeszcie. „Obecnie inwestorzy czekają, aż sprzedawcy dostosują cennik, by upodobnił się do istniejącego na  rynkach. zachodnioeuropejskich. Liczymy też, że German Open Ended Funds ponownie wejdzie na  rynek w początkach  roku. Ponadto, inwestorzy monitorują zdolność nabywczą rynku, by utrzymać rezerwę finansową w przypadku poprawy koniunktury, która spodziewana jest w drugiej połowie 2009.” dodał Taylor.

Do końca 2009 ceny domów w Rosji mogą spaść kilkukrotnie.

Ceny domów w Rosji spadają szybciej niż przewidywano.
Do takiego wniosku doszli eksperci Instytutu Globalizacji i Ruchów Społecznych (IGSM). Według danych, otrzymanych z biura prasowego instytutu, obecnie domy i mieszkania nie mogą znaleźć kupujących. Wyczekująca polityka sprzedawców w początkowej fazie kryzysu będzie prowadziła do wzrostu liczby niesprzedanych posiadłości. Ceny mogą spaść w bezprecedensowej skali, stwierdzili eksperci .
Według nich, deweloperzy nie doceniają konsekwencji ekonomicznego kryzysu - tracą ostatnią okazję by sprzedać, podczas gdy kupujący dysponują jeszcze pewna siłą nabywczą. Obecne upusty cen nieruchomości sięgają około 20-35%. Wraz z deweloperami także prywatni właściciele powiększają liczbę oferowanych lokali, ponieważ próbują zyskać pieniądze przez sprzedaż mieszkań. "Wzrost liczby lokali jest też przestrzegany na rynku najmu. Ten powiększył się w przybliżeniu o 30% w porównaniu z listopadem. W tym samym czasie, finansowa pozycja najemców  pogarsza się: pensje zmniejszają się, a zwolnienia mają masowy charakter,” uważa dyrektor IGSM, Boris Kagarlitsky. Jego zdaniem, wielu najemców nie będzie wypłacalnych  i to już wkrótce.
„Luty 2009 to krytyczny miesiąc, po którym pogarszanie sytuacji ekonomicznej w Rosji będzie bardziej intensywne, uważają eksperci IGSM. Inwestowanie w posiadłości rynkowe spadnie ostro. Aktualna sytuacja jest zapowiedzią dużego spadku. Kto nie sprzedał domów w grudniu i styczniu,  będzie musiał sprzedać teraz bardzo tanio” - mówi szef Centrum Badań Ekonomicznych IGSM Vasily Koltashov. Według jego ocen, 55-65 - procentowe  cięcie cen jest konieczne żeby rynek stał bardziej aktywny i udało się sprzedać nieruchomości obecne na rynku. Taka sytuacja może trwać do końca 2009, a ceny domów mogą być kilkakrotnie obniżane. Ale nawet taki spadek cen  może nie prowadzić do poprawy  rynku - konkludują analitycy. (wk)

Do końca 2009 ceny domów w Rosji mogą spaść kilkukrotnie.

Ceny domów w Rosji spadają szybciej niż przewidywano.
Do takiego wniosku doszli eksperci Instytutu Globalizacji i Ruchów Społecznych (IGSM). Według danych, otrzymanych z biura prasowego instytutu, obecnie domy i mieszkania nie mogą znaleźć kupujących. Wyczekująca polityka sprzedawców w początkowej fazie kryzysu będzie prowadziła do wzrostu liczby niesprzedanych posiadłości. Ceny mogą spaść w bezprecedensowej skali, stwierdzili eksperci .
Według nich, deweloperzy nie doceniają konsekwencji ekonomicznego kryzysu - tracą ostatnią okazję by sprzedać, podczas gdy kupujący dysponują jeszcze pewna siłą nabywczą. Obecne upusty cen nieruchomości sięgają około 20-35%. Wraz z deweloperami także prywatni właściciele powiększają liczbę oferowanych lokali, ponieważ próbują zyskać pieniądze przez sprzedaż mieszkań. "Wzrost liczby lokali jest też przestrzegany na rynku najmu. Ten powiększył się w przybliżeniu o 30% w porównaniu z listopadem. W tym samym czasie, finansowa pozycja najemców  pogarsza się: pensje zmniejszają się, a zwolnienia mają masowy charakter,” uważa dyrektor IGSM, Boris Kagarlitsky. Jego zdaniem, wielu najemców nie będzie wypłacalnych  i to już wkrótce.
„Luty 2009 to krytyczny miesiąc, po którym pogarszanie sytuacji ekonomicznej w Rosji będzie bardziej intensywne, uważają eksperci IGSM. Inwestowanie w posiadłości rynkowe spadnie ostro. Aktualna sytuacja jest zapowiedzią dużego spadku. Kto nie sprzedał domów w grudniu i styczniu,  będzie musiał sprzedać teraz bardzo tanio” - mówi szef Centrum Badań Ekonomicznych IGSM Vasily Koltashov. Według jego ocen, 55-65 - procentowe  cięcie cen jest konieczne żeby rynek stał bardziej aktywny i udało się sprzedać nieruchomości obecne na rynku. Taka sytuacja może trwać do końca 2009, a ceny domów mogą być kilkakrotnie obniżane. Ale nawet taki spadek cen  może nie prowadzić do poprawy  rynku - konkludują analitycy. (wk)

Biznesmeni wylądują w centrum Katowic.

Biznesmeni wylądują w centrum Katowic.
Katowicach będą miały miejskie port lotniczy.
Powstanie on w miejscu sąsiadującego z centrum miasta sportowego lotniska na Muchowcu. Na lotnisku trwają już prace związane z wyrównaniem poziomu pasa startowego, zniszczonego przez szkody górnicze. Rozpoczęcie budowy miejskiego portu zaplanowane jest na rok 2010. Budowa nowego pasa o długości 1200 m i szerokości 30 m ma kosztować wraz z infrastrukturą i oświetleniem ok. 35 mln zł. Środki na ten cel pochodzić będą z budżetów władz miasta, samorządu wojewódzkiego, funduszy unijnych oraz kredytu. 



Modernizacja i rozwój sportowego lotniska na Muchowcu są możliwe dopiero teraz, po sporządzeniu studium aeronautycznego. Dokument ten precyzyjnie określa warunki urbanistyczne Katowic.

City-port na Muchowcu nie będzie konkurencją dla lotniska w Pyrzowicach, a jedynie jego uzupełnieniem. Aglomeracja zyska dodatkowy atut przy organizacji Euro 2012 - piłkarskich mistrzostw Europy, a także  duże udogodnienie dla coraz liczniej przybywających do Katowic „powietrznymi taksówkami” biznesmenów, przede wszystkim z zagranicy.

Jego głównym zadaniem będzie obsługa prywatnych, lekkich samolotów. Odrzutowce regularnego ruchu linii lotniczych nadal lądować będą w oddalonych o 30 kilometrów od Katowic Pyrzowicach.

Biznesmeni wylądują w centrum Katowic.

Biznesmeni wylądują w centrum Katowic.
Katowicach będą miały miejskie port lotniczy.
Powstanie on w miejscu sąsiadującego z centrum miasta sportowego lotniska na Muchowcu. Na lotnisku trwają już prace związane z wyrównaniem poziomu pasa startowego, zniszczonego przez szkody górnicze. Rozpoczęcie budowy miejskiego portu zaplanowane jest na rok 2010. Budowa nowego pasa o długości 1200 m i szerokości 30 m ma kosztować wraz z infrastrukturą i oświetleniem ok. 35 mln zł. Środki na ten cel pochodzić będą z budżetów władz miasta, samorządu wojewódzkiego, funduszy unijnych oraz kredytu. 



Modernizacja i rozwój sportowego lotniska na Muchowcu są możliwe dopiero teraz, po sporządzeniu studium aeronautycznego. Dokument ten precyzyjnie określa warunki urbanistyczne Katowic.

City-port na Muchowcu nie będzie konkurencją dla lotniska w Pyrzowicach, a jedynie jego uzupełnieniem. Aglomeracja zyska dodatkowy atut przy organizacji Euro 2012 - piłkarskich mistrzostw Europy, a także  duże udogodnienie dla coraz liczniej przybywających do Katowic „powietrznymi taksówkami” biznesmenów, przede wszystkim z zagranicy.

Jego głównym zadaniem będzie obsługa prywatnych, lekkich samolotów. Odrzutowce regularnego ruchu linii lotniczych nadal lądować będą w oddalonych o 30 kilometrów od Katowic Pyrzowicach.

Euro w górę, czynsze w galeriach handlowych też

Coraz więcej sklepów w galeriach handlowych obawia się bankructwa. Wszystko przez drożejące euro, w którym handlowcy płacą czynsz. Wielu z nich w centrach trzymają już tylko milionowe kary, jakie musieliby zapłacić zrywając umowę przed terminem
- Już nie mogę słuchać administratorów galerii, którzy opowiadają, że kryzysu nie widać, a klientów jest tyle samo, co kilka miesięcy temu - mówi Krzysztof Seroka, właściciel sklepu z firmowymi jeansami w białostockiej galerii Carrefour Zielone Wzgórza. - Prawda jest taka, że obroty sklepów spadły od 30 do nawet 50 procent. Stajemy na głowie, żeby przyciągnąć klientów, co chwilę robimy promocje, ale to nic nie daje.

Kurczące się zarobki to niejedyny problem handlowców. Nie mniejszym zmartwieniem są rosnące czynsze, które płacą w euro. Ta waluta od września w stosunku do złotego umocniła się aż o 40 procent. O ile we wrześniu rachunki za 150-metrowy sklep w Białymstoku wynosiły około 20 tysięcy złotych, teraz - o 10 tys. więcej. W dużych miastach ceny sięgają nawet 40 tys. Jeśli właściciele sklepów chcieliby zerwać umowy przed czasem, musieliby zapłacić gigantyczne kary - tyle, ile galeria zarobiłaby na nich, gdyby umowa obowiązywała do końca.

- Na to nikogo nie stać. Podobnie, jak na płacenie kosmicznie wysokich rachunków. Dlatego jeśli galerie nie obniżą czynszów, wiele sklepów po prostu upadnie, a dziesiątki tysięcy ludzi straci pracę - nie ma wątpliwości Grzegorz Kwinta, prezes sieci ponad 50 młodzieżowych salonów Moodo.

- Gdyby nie umowa, nawet pięciu minut nie zastanawiałabym się nad likwidacją sklepów w galeriach - dodaje Małgorzata Majko-Dominiak, prezes łódzkiej firmy Verso sprzeającej garnitury m.in. w galeriach handlowych w Gdańsku, Toruniu, Poznaniu i Białymstoku.

Właściciele sklepów postanowili działać. Najpierw ci z Białegostoku założyli stowarzyszenie "Porozumienie Kupców Białostockich". Zapisało się do niego już prawie 200 handlowców. Twierdzą, że w grupie łatwiej będzie im negocjować zmianę umów. Wszystko wskazuje jednak na to, że stowarzyszenie rozrośnie się na całą Polskę, bo umowy w galeriach handlowych wszędzie są konstruowane tak samo. Małgorzata Majko-Dominiak już rozesłała maile do kilkudziesięciu osób, które prowadzą sklepy w różnych zakątkach kraju. Już ma sygnały od kilkunastu handlowców, którzy chcą się dołączyć do protestu.

- Musimy się zjednoczyć, bo inaczej nie przetrwamy kryzysu. Kiedy przeciwko nieuczciwym naszym zdaniem umowom zbuntują się handlowcy z całego kraju, usłyszy o nas cała Polska. Może wtedy galerie się ugną. A jak nie, to pozostanie nam już tylko sąd. Tyle, że wiele firm wyroku pewnie już nie doczeka - przewiduje Majko-Dominiak.

Handlowcy chcą w najbliższym czasie spotkać się z ministrem gospodarki Waldemarem Pawlakiem. Galerie na razie pozostają nieugięte. Przypominają, że gdy kurs euro był niski, nie podnosiły czynszów
Joanna Dargiewicz
2009-02-09, ostatnia aktualizacja 2009-02-09 23:09.
emetro.pl

Euro w górę, czynsze w galeriach handlowych też

Coraz więcej sklepów w galeriach handlowych obawia się bankructwa. Wszystko przez drożejące euro, w którym handlowcy płacą czynsz. Wielu z nich w centrach trzymają już tylko milionowe kary, jakie musieliby zapłacić zrywając umowę przed terminem
- Już nie mogę słuchać administratorów galerii, którzy opowiadają, że kryzysu nie widać, a klientów jest tyle samo, co kilka miesięcy temu - mówi Krzysztof Seroka, właściciel sklepu z firmowymi jeansami w białostockiej galerii Carrefour Zielone Wzgórza. - Prawda jest taka, że obroty sklepów spadły od 30 do nawet 50 procent. Stajemy na głowie, żeby przyciągnąć klientów, co chwilę robimy promocje, ale to nic nie daje.

Kurczące się zarobki to niejedyny problem handlowców. Nie mniejszym zmartwieniem są rosnące czynsze, które płacą w euro. Ta waluta od września w stosunku do złotego umocniła się aż o 40 procent. O ile we wrześniu rachunki za 150-metrowy sklep w Białymstoku wynosiły około 20 tysięcy złotych, teraz - o 10 tys. więcej. W dużych miastach ceny sięgają nawet 40 tys. Jeśli właściciele sklepów chcieliby zerwać umowy przed czasem, musieliby zapłacić gigantyczne kary - tyle, ile galeria zarobiłaby na nich, gdyby umowa obowiązywała do końca.

- Na to nikogo nie stać. Podobnie, jak na płacenie kosmicznie wysokich rachunków. Dlatego jeśli galerie nie obniżą czynszów, wiele sklepów po prostu upadnie, a dziesiątki tysięcy ludzi straci pracę - nie ma wątpliwości Grzegorz Kwinta, prezes sieci ponad 50 młodzieżowych salonów Moodo.

- Gdyby nie umowa, nawet pięciu minut nie zastanawiałabym się nad likwidacją sklepów w galeriach - dodaje Małgorzata Majko-Dominiak, prezes łódzkiej firmy Verso sprzeającej garnitury m.in. w galeriach handlowych w Gdańsku, Toruniu, Poznaniu i Białymstoku.

Właściciele sklepów postanowili działać. Najpierw ci z Białegostoku założyli stowarzyszenie "Porozumienie Kupców Białostockich". Zapisało się do niego już prawie 200 handlowców. Twierdzą, że w grupie łatwiej będzie im negocjować zmianę umów. Wszystko wskazuje jednak na to, że stowarzyszenie rozrośnie się na całą Polskę, bo umowy w galeriach handlowych wszędzie są konstruowane tak samo. Małgorzata Majko-Dominiak już rozesłała maile do kilkudziesięciu osób, które prowadzą sklepy w różnych zakątkach kraju. Już ma sygnały od kilkunastu handlowców, którzy chcą się dołączyć do protestu.

- Musimy się zjednoczyć, bo inaczej nie przetrwamy kryzysu. Kiedy przeciwko nieuczciwym naszym zdaniem umowom zbuntują się handlowcy z całego kraju, usłyszy o nas cała Polska. Może wtedy galerie się ugną. A jak nie, to pozostanie nam już tylko sąd. Tyle, że wiele firm wyroku pewnie już nie doczeka - przewiduje Majko-Dominiak.

Handlowcy chcą w najbliższym czasie spotkać się z ministrem gospodarki Waldemarem Pawlakiem. Galerie na razie pozostają nieugięte. Przypominają, że gdy kurs euro był niski, nie podnosiły czynszów
Joanna Dargiewicz
2009-02-09, ostatnia aktualizacja 2009-02-09 23:09.
emetro.pl

Dwa tysiące klientów walczy z mBankiem

Już za cztery dni zarząd mBanku, spotkają się ze zbuntowani klientami, którzy trzech tygodni walczą na specjalnie stworzonej stronie internetowej o obniżenie oprocentowania kredytów mieszkaniowych we frankach szwajcarskich. To historia o tym, jak bank nie docenił swoich klientów, a dzisiaj może za to słono zapłacić
MBank to pierwszy w Polsce bank internetowy. Powstał pod koniec listopada 2000 roku. W dosyć skostniałej jeszcze polskiej bankowości, był to powiew świeżości. Konto za obsługę którego nie płaciło się ani grosza, a do tego możliwość zapłacenia wszelkich rachunków i sprawdzenia, czy pracodawca przelał nam wypłatę bez konieczności wychodzenia z domu było niespotykaną ofertą. Z mBankiem wiązały się więc osoby młode, dobrze wykształcone, otwarte na wszelkie nowinki, a przede wszystkim takie, które potrafiły dobrze liczyć. W końcu na przelewach za rachunki i opłatach związanych za prowadzenie konta można było sporo zaoszczędzić. I mBank na każdym kroku to podkreślał. Swoich konkurentów nazywał bankozaurami, którzy jak najwięcej chcą wyciągnąć z kieszeni klienta. Wśród tych, którzy założyli w mBanku konta, było sporo informatyków, ekonomistów, dziennikarzy, prawników, a także pracowników innych banków. Później wiele z nich zaciągnęło w mBanku kredyt mieszkaniowy. Miłość pomiędzy stronami kwitła, dopóki nie przyszedł kryzys.

MBank, pomimo tego, że Narodowy Bank Szwajcarski ściął stopy o ponad 2 punkty, oprocentowania kredytów mieszkaniowych nie zmniejszył (decyzja ta uzależniona jest od zarządu BRE, do które mBank należy), choć zrobiło to wiele innych banków, które nie cieszyły się takim zaufaniem klientów.

- MBank uważaliśmy za naprawdę porządny, nigdy nie było z nim problemów. Teraz, kiedy drożejący frank bije nas po kieszeni, powiedział: radźcie sobie sami, podpisaliście umowy i teraz to już tylko wasz problem - mówi Jakub (bank nie zna jego tożsamości), z wykształcenia ekonomista i informatyk, założyciel strony mstop.pl, od której zaczął się bojkot mBanku. - Dodatkowo w ubiegłym tygodniu przeczytałem, że grupa BRE nie zamierza obniżyć oprocentowania klientom, bo zarabianie na nich jest jedną z głównych zasad strategii banku na ten rok.

Od 21 stycznia, czyli dnia, kiedy Jakub uruchomił mstop.pl przyłączyło się do niego niemal dwa tysiące osób. - Strony zupełnie nie promowałem, założyłem ją tak naprawdę po to, by znaleźć 20 osób, z którymi wspólnie moglibyśmy wynegocjować lepsze umowy w innym banku. Jednak już pierwszego dnia stronę odwiedziło ok. 1700 osób - mówi. - Jesteśmy pokoleniem internetu i nie mieliśmy problemu by się odnaleźć.

Na mstop.pl wszyscy liczą swoje kredyty, by sprawdzić ile zarabia na nich bank. Na forach internetowych zamieszczają również wzory reklamacji do mBanku i pism, które po wydrukowaniu i podpisaniu wysyłają do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Rzecznika Praw Obywatelskich, Komisji Nadzoru Finansowego, Związku Banków Polskich. Dzielą się też swoimi historiami. Jeden z klientów pisze: Poszedłem dziś do innego banku i zapytałem o refinansowanie. Po podaniu informacji o mnie i o kredycie, zaproponowali mi lepsze warunki niż jako stary klient mam w mBanku.

Jak dotąd mBank pozostaje głuchy na te apele.

Anna Moszczyńska, rzecznik prasowy mBanku: - Prowadzenie stałego dialogu z Klientami i konsekwentnej, otwartej, polityki komunikacyjnej było i jest jednym z atutów mBanku. Niezależnie od wydarzeń ostatnich dwóch tygodni, zamierzamy tę strategię utrzymać.

Bankowcy ulegli jednak protestującym i w sobotę dojdzie do pierwszego spotkania ze zbuntowanymi klientami w siedzibie mBanku w Łodzi. Ile osób przyjedzie na spotkanie? Nie wiadomo.

Działacze mstop.pl mają też kolejny sukces. UOKiK, do którego wystosowali setki skarg, uznał, że zarząd BRE ustala oprocentowanie kredytów ze szkodą dla klientów i sprawę skieruje do sądu.
Joanna Dargiewicz, Kinga Graczyk
2009-02-10, ostatnia aktualizacja 2009-02-10 21:07
emetro.pl

Dwa tysiące klientów walczy z mBankiem

Już za cztery dni zarząd mBanku, spotkają się ze zbuntowani klientami, którzy trzech tygodni walczą na specjalnie stworzonej stronie internetowej o obniżenie oprocentowania kredytów mieszkaniowych we frankach szwajcarskich. To historia o tym, jak bank nie docenił swoich klientów, a dzisiaj może za to słono zapłacić
MBank to pierwszy w Polsce bank internetowy. Powstał pod koniec listopada 2000 roku. W dosyć skostniałej jeszcze polskiej bankowości, był to powiew świeżości. Konto za obsługę którego nie płaciło się ani grosza, a do tego możliwość zapłacenia wszelkich rachunków i sprawdzenia, czy pracodawca przelał nam wypłatę bez konieczności wychodzenia z domu było niespotykaną ofertą. Z mBankiem wiązały się więc osoby młode, dobrze wykształcone, otwarte na wszelkie nowinki, a przede wszystkim takie, które potrafiły dobrze liczyć. W końcu na przelewach za rachunki i opłatach związanych za prowadzenie konta można było sporo zaoszczędzić. I mBank na każdym kroku to podkreślał. Swoich konkurentów nazywał bankozaurami, którzy jak najwięcej chcą wyciągnąć z kieszeni klienta. Wśród tych, którzy założyli w mBanku konta, było sporo informatyków, ekonomistów, dziennikarzy, prawników, a także pracowników innych banków. Później wiele z nich zaciągnęło w mBanku kredyt mieszkaniowy. Miłość pomiędzy stronami kwitła, dopóki nie przyszedł kryzys.

MBank, pomimo tego, że Narodowy Bank Szwajcarski ściął stopy o ponad 2 punkty, oprocentowania kredytów mieszkaniowych nie zmniejszył (decyzja ta uzależniona jest od zarządu BRE, do które mBank należy), choć zrobiło to wiele innych banków, które nie cieszyły się takim zaufaniem klientów.

- MBank uważaliśmy za naprawdę porządny, nigdy nie było z nim problemów. Teraz, kiedy drożejący frank bije nas po kieszeni, powiedział: radźcie sobie sami, podpisaliście umowy i teraz to już tylko wasz problem - mówi Jakub (bank nie zna jego tożsamości), z wykształcenia ekonomista i informatyk, założyciel strony mstop.pl, od której zaczął się bojkot mBanku. - Dodatkowo w ubiegłym tygodniu przeczytałem, że grupa BRE nie zamierza obniżyć oprocentowania klientom, bo zarabianie na nich jest jedną z głównych zasad strategii banku na ten rok.

Od 21 stycznia, czyli dnia, kiedy Jakub uruchomił mstop.pl przyłączyło się do niego niemal dwa tysiące osób. - Strony zupełnie nie promowałem, założyłem ją tak naprawdę po to, by znaleźć 20 osób, z którymi wspólnie moglibyśmy wynegocjować lepsze umowy w innym banku. Jednak już pierwszego dnia stronę odwiedziło ok. 1700 osób - mówi. - Jesteśmy pokoleniem internetu i nie mieliśmy problemu by się odnaleźć.

Na mstop.pl wszyscy liczą swoje kredyty, by sprawdzić ile zarabia na nich bank. Na forach internetowych zamieszczają również wzory reklamacji do mBanku i pism, które po wydrukowaniu i podpisaniu wysyłają do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Rzecznika Praw Obywatelskich, Komisji Nadzoru Finansowego, Związku Banków Polskich. Dzielą się też swoimi historiami. Jeden z klientów pisze: Poszedłem dziś do innego banku i zapytałem o refinansowanie. Po podaniu informacji o mnie i o kredycie, zaproponowali mi lepsze warunki niż jako stary klient mam w mBanku.

Jak dotąd mBank pozostaje głuchy na te apele.

Anna Moszczyńska, rzecznik prasowy mBanku: - Prowadzenie stałego dialogu z Klientami i konsekwentnej, otwartej, polityki komunikacyjnej było i jest jednym z atutów mBanku. Niezależnie od wydarzeń ostatnich dwóch tygodni, zamierzamy tę strategię utrzymać.

Bankowcy ulegli jednak protestującym i w sobotę dojdzie do pierwszego spotkania ze zbuntowanymi klientami w siedzibie mBanku w Łodzi. Ile osób przyjedzie na spotkanie? Nie wiadomo.

Działacze mstop.pl mają też kolejny sukces. UOKiK, do którego wystosowali setki skarg, uznał, że zarząd BRE ustala oprocentowanie kredytów ze szkodą dla klientów i sprawę skieruje do sądu.
Joanna Dargiewicz, Kinga Graczyk
2009-02-10, ostatnia aktualizacja 2009-02-10 21:07
emetro.pl

Spółki z GPW walczą o Stadion Narodowy

Sześć konsorcjów zostało zakwalifikowanych do drugiego etapu przetargu na generalnego wykonawcę Stadionu Narodowego w Warszawie - poinformowało w komunikacie Narodowe Centrum Sportu.

Zakwalifikowane zostało konsorcjum niemiecko-polskie złożone ze spółek: Max Bögl Polska Sp. z o.o., Max Bögl Bauunternehmung GmbH&Co. KG oraz Budimex Dromex SA oraz konsorcjum: Hydrobudowa Polska oraz PBG z Alpine Bau Deutschland AG, Alpine Bau GmbH i Alpine Construction Polska Sp. z o.o.

Do drugiego etapu zakwalifikowane zostały również: konsorcjum Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych Pol-Aqua z Mostostalem- Warszawa i J&P AVAX, konsorcjum Eiffage Budownictwo MITEX SA, Strabag sp. z o.o., Baugesellschaft Walter Hellmich GmbH, konsorcjum irlandzko-polskie John Sisk& Son Ltd. i Henpol Sp.  z o.o. oraz konsorcjum firm MSF Moniz da Maia, Serra &Fortunato Empreiteiros SA, MSF-Polska sp. z o.o., Sociedade de construçáo, Soares da Costa SA, FDO Construçňes, Alexandre Barbosa Borges SA, ABB-FDO Polska Sp. z o.o., MARTIFER.

Do końca tygodnia konsorcja otrzymają dokumentację przetargową. Od tego czasu będą miały 40 dni na złożenie ostatecznej oferty.

Zgodnie z harmonogramem, rozpoczęcie II etapu inwestycji (budowa stadionu) planowane jest na początek maja 2009 r. a jej zakończenie na 30 czerwca 2011 r.

Obecnie trwa na stadionie pierwszy etap inwestycji -palowanie, wykonywane przez firmę Pol-Aqua.

- Prace przy tym etapie wyprzedzają o ponad 20 proc. czas przewidziany w harmonogramie. Dlatego zarząd spółki rozważa możliwość rozszerzenia zakresu prac dla obecnego wykonawcy, tak by zrealizował pewną część zadań II etapu - napisano w komunikacie NCS.

Szacowana wartość prac to ok. 5 proc. kontraktu wartego 125,4 mln zł.

- Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmie powołana w tym celu komisja przetargowa, po przeanalizowaniu aspektów prawnych i technicznych - napisano.

money.pl/2009-02-10 12:09:58

Spółki z GPW walczą o Stadion Narodowy

Sześć konsorcjów zostało zakwalifikowanych do drugiego etapu przetargu na generalnego wykonawcę Stadionu Narodowego w Warszawie - poinformowało w komunikacie Narodowe Centrum Sportu.

Zakwalifikowane zostało konsorcjum niemiecko-polskie złożone ze spółek: Max Bögl Polska Sp. z o.o., Max Bögl Bauunternehmung GmbH&Co. KG oraz Budimex Dromex SA oraz konsorcjum: Hydrobudowa Polska oraz PBG z Alpine Bau Deutschland AG, Alpine Bau GmbH i Alpine Construction Polska Sp. z o.o.

Do drugiego etapu zakwalifikowane zostały również: konsorcjum Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych Pol-Aqua z Mostostalem- Warszawa i J&P AVAX, konsorcjum Eiffage Budownictwo MITEX SA, Strabag sp. z o.o., Baugesellschaft Walter Hellmich GmbH, konsorcjum irlandzko-polskie John Sisk& Son Ltd. i Henpol Sp.  z o.o. oraz konsorcjum firm MSF Moniz da Maia, Serra &Fortunato Empreiteiros SA, MSF-Polska sp. z o.o., Sociedade de construçáo, Soares da Costa SA, FDO Construçňes, Alexandre Barbosa Borges SA, ABB-FDO Polska Sp. z o.o., MARTIFER.

Do końca tygodnia konsorcja otrzymają dokumentację przetargową. Od tego czasu będą miały 40 dni na złożenie ostatecznej oferty.

Zgodnie z harmonogramem, rozpoczęcie II etapu inwestycji (budowa stadionu) planowane jest na początek maja 2009 r. a jej zakończenie na 30 czerwca 2011 r.

Obecnie trwa na stadionie pierwszy etap inwestycji -palowanie, wykonywane przez firmę Pol-Aqua.

- Prace przy tym etapie wyprzedzają o ponad 20 proc. czas przewidziany w harmonogramie. Dlatego zarząd spółki rozważa możliwość rozszerzenia zakresu prac dla obecnego wykonawcy, tak by zrealizował pewną część zadań II etapu - napisano w komunikacie NCS.

Szacowana wartość prac to ok. 5 proc. kontraktu wartego 125,4 mln zł.

- Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmie powołana w tym celu komisja przetargowa, po przeanalizowaniu aspektów prawnych i technicznych - napisano.

money.pl/2009-02-10 12:09:58

Kryzys straszy. Mieszkania coraz tańsze

- Utrzymująca się atmosfera niepewności i obawy przed nadchodzącymi problemami powodują, że w styczniu na rynku nieruchomości odnotowano kolejne spadki cen - wynika z raportu portalu Szybko.pl i firmy doradczej Expander.
- Styczeń 2009 upłynął pod hasłem kryzysu i słowa recesja odmienianego przez wszystkie przypadki. Co więcej nie jest to ostatni miesiąc, kiedy panuje atmosfera niepewności i obawy przed nadchodzącymi problemami. Na rynku nieruchomości oznaczało to kolejne spadki - napisano w analizie.
Najwyższy 3 proc. spadek cen zanotowano w Szczecinie, o 1,8 proc. spadły ceny w Warszawie i o 1,2 proc. w Gdańsku.

- Były też wyjątki, przede wszystkim Olsztyn i Białystok, gdzie w grudniu nastąpiły spadki kilkusetzłotowe (-34 zł i  -268 zł), a w styczniu ten spadek został nieco skorygowany. W skali roku, w porównaniu ze styczniem 2008, najbardziej spadły ceny w Opolu -12,4 proc., w Krakowie - 11,4 proc., a w Sopocie o 10,7 proc. - czytamy w raporcie.

Autorzy raportu oczekują, że spadek cen nieruchomości powinien doprowadzić do pobudzenia popytu.

- Mimo czarnego scenariusza, który rysuje się przed gospodarką i rynkiem nieruchomości, są jednak pewne pozytywy. Spadek cen nieruchomości powinien doprowadzić do pobudzenia popytu. Stopy procentowe są na wyjątkowo niskim poziomie, a niski kurs złotówki powoduje, że zaciągnięcie obecnie kredytu we franku jest wyjątkowo korzystne (o ile bank zechce udzielać kredytu w tej walucie) - uważają eksperci szybko.pl i Expandera.

- Wygląda na to, że rok 2009 nie przyniesie dobrych wiadomości dla właścicieli nieruchomości, ale może być okazją do dokonania korzystnych zakupów - dodano.

money.pl

Kryzys straszy. Mieszkania coraz tańsze

- Utrzymująca się atmosfera niepewności i obawy przed nadchodzącymi problemami powodują, że w styczniu na rynku nieruchomości odnotowano kolejne spadki cen - wynika z raportu portalu Szybko.pl i firmy doradczej Expander.
- Styczeń 2009 upłynął pod hasłem kryzysu i słowa recesja odmienianego przez wszystkie przypadki. Co więcej nie jest to ostatni miesiąc, kiedy panuje atmosfera niepewności i obawy przed nadchodzącymi problemami. Na rynku nieruchomości oznaczało to kolejne spadki - napisano w analizie.
Najwyższy 3 proc. spadek cen zanotowano w Szczecinie, o 1,8 proc. spadły ceny w Warszawie i o 1,2 proc. w Gdańsku.

- Były też wyjątki, przede wszystkim Olsztyn i Białystok, gdzie w grudniu nastąpiły spadki kilkusetzłotowe (-34 zł i  -268 zł), a w styczniu ten spadek został nieco skorygowany. W skali roku, w porównaniu ze styczniem 2008, najbardziej spadły ceny w Opolu -12,4 proc., w Krakowie - 11,4 proc., a w Sopocie o 10,7 proc. - czytamy w raporcie.

Autorzy raportu oczekują, że spadek cen nieruchomości powinien doprowadzić do pobudzenia popytu.

- Mimo czarnego scenariusza, który rysuje się przed gospodarką i rynkiem nieruchomości, są jednak pewne pozytywy. Spadek cen nieruchomości powinien doprowadzić do pobudzenia popytu. Stopy procentowe są na wyjątkowo niskim poziomie, a niski kurs złotówki powoduje, że zaciągnięcie obecnie kredytu we franku jest wyjątkowo korzystne (o ile bank zechce udzielać kredytu w tej walucie) - uważają eksperci szybko.pl i Expandera.

- Wygląda na to, że rok 2009 nie przyniesie dobrych wiadomości dla właścicieli nieruchomości, ale może być okazją do dokonania korzystnych zakupów - dodano.

money.pl

Podatek drenuje kopalnie

210 mln zł rezerw zamierza utworzyć Kompania Węglowa (KW) z tytułu należnego gminom podatku od podziemnych budowli za kilka ubiegłych lat. Z tego powodu firma zamknęła miniony rok stratą - podał rzecznik firmy Zbigniew Madej.

O to, czy podziemne wyrobiska powinny być opodatkowane podatkiem od nieruchomości, od wielu miesięcy toczy się spór prawny. Ostateczne rozstrzygnięcia w tej sprawie nie zapadły.

Od poniedziałku salę konferencyjną w siedzibie KW okupują związkowcy z Sierpnia 80, którzy domagają się m.in. 14-proc. podwyżki płac w tym roku. Zarząd proponował dotąd 5 proc., ale - jak powiedział we wtorek Madej - w sytuacji straty za ubiegły rok, tegoroczne podwyżki stoją pod znakiem zapytania.

- Jeszcze kilka tygodni temu zakładaliśmy, że zamkniemy ubiegły rok blisko 30-milionowym zyskiem netto. Konieczność utworzenia wysokich rezerw na podatek z lat 2004-2008 oznacza, że zanotujemy stratę. W tej sytuacji rozmowa o podwyżkach staje się trudna, choć nic nie jest jeszcze przesądzone - ocenił rzecznik.

KW nie podaje ostatecznego wyniku finansowego za ubiegły rok. Wszystko wskazuje na to, że będzie on o kilkadziesiąt milionów gorszy, niż pierwotnie szacowano. Szczegóły mają być znane za kilka dni. Tylko za 2009 r. wielkość podatku od podziemnych budowli to w KW ok. 35 mln zł.

Decyzja o utworzeniu rezerw w KW zapadła po poniedziałkowym wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach, który oddalił zażalenie Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW) na konieczność zapłaty 8 mln zł tego podatku za 2003 rok na rzecz gminy Ornontowice, gdzie znajduje się kopalnia "Budryk".

Jak powiedziała PAP rzeczniczka JSW Katarzyna Jabłońska-Bajer, kwota ta została już uregulowana, firma odwołuje się jednak od tej decyzji w sądzie. Po otrzymaniu uzasadnienia wyroku odwoła się do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Na bieżącą kondycję firmy poniedziałkowy wyrok nie ma żadnego wpływu, bo JSW już wcześniej utworzyła rezerwy na zaległy sporny podatek, szacowany w skali tej spółki na 261 mln zł.

Jednak kolejny już wyrok sądu, potwierdzający konieczność zapłaty zaległych podatków z tego tytułu, skłonił do utworzenia rezerw Kompanię Węglową. W ubiegłym roku samorządy dokonały windykacji 18 mln zł z tego tytułu od KW.

Według wstępnych, przekazanych w styczniu danych, ubiegłoroczny zysk na sprzedaży węgla KW wyniósł 848,5 mln zł, czyli 19,06 zł na każdej tonie sprzedanego węgla. Po odjęciu strat na innych rodzajach działalności dawało to 182,5 mln zł zysku brutto. Po odjęciu podatku dochodowego (151,8 mln zł) i części zysku należnej Skarbowi Państwa, KW liczyła na ok. 29,6 mln zł zysku netto, wobec 11,1 mln zł przed rokiem.

Przedstawiciele spółki od razu zastrzegali jednak, że ostateczny wynik po audycie może być inny. Zależy to m.in. od tego, jakie odzwierciedlenie w wyniku znajdzie utrata wartości akcji posiadanych przez KW giełdowych spółek (w skrajnym wariancie byłoby to minus 280 mln zł) oraz właśnie od rezerw na ewentualny sporny podatek od podziemnych budowli.

Z argumentacją zarządu KW nie zgadzają się związkowcy z Sierpnia 80, którzy kontynuują okupację siedziby firmy, domagając się podwyżek. "To kolejny manewr zarządu Kompanii, polegający tym razem na księgowych sztuczkach. Był zysk, teraz okaże się, że jest strata. Nie zmienia to w żaden sposób naszych żądań" - powiedział PAP szef Sierpnia 80 Bogusław Ziętek.

"Zamiast obciążać załogę, zarząd KW powinien się zwrócić do rządu i upomnieć o obiecywane od dawna dokapitalizowanie w wysokości 416 mln zł" - dodał. Sam nieprawomocny wyrok w sprawie podatku od podziemnych budowli w JSW szef Sierpnia 80 określa jako "skandaliczny".

Spór prawny dotyczący podatku od podziemnych budowli (wyrobisk) toczy się od wielu miesięcy. Eksperci wyliczyli, że obciążenie podziemnych wyrobisk podatkiem od nieruchomości za pięć lat może kosztować górnictwo węgla kamiennego i rud miedzi w sumie ponad miliard złotych. Spółki węglowe alarmowały wcześniej, że może oznaczać ich upadłość.

Z danych wynika, że tylko Jastrzębska Spółka Węglowa musiałaby zapłacić blisko 261 mln zł, z czego ponad 70 mln zł to odsetki, narastające od 2003 roku. W ub.r. JSW zapłaciła 53 mln zł tego podatku.

Kopalnie uważają opodatkowanie podziemnych wyrobisk za nieuzasadnione. Argumentują, że i tak płacą olbrzymie podatki i opłaty na rzecz samorządów, nie licząc kwot na likwidację szkód górniczych. JSW wyliczyła, że w latach 2003-2008 zapłaciła samorządom ponad 284,7 mln zł podatków i opłat eksploatacyjnych. Opodatkowanie podziemnych wyrobisk oznaczałoby, że powinna zapłacić prawie drugie tyle.

W ocenie środowiska górniczego, wspieranego w tej sprawie przez doradców firmy doradczej Deloitte, przepisy dotyczące obciążania wyrobisk górniczych w kopalniach pobieranym przez gminy podatkiem od nieruchomości są nieprecyzyjne i powinny zostać zmienione.

Przedstawiciele kopalń liczą, że sprawą merytorycznie zajmie się Trybunał Konstytucyjny, do którego w 2006 r. trafił wniosek KGHM Polska Miedź o zbadanie tej sprawy. W kwietniu 2008 r. TK odrzucił ten wniosek z przyczyn formalnych. O pomoc do Rzecznika Praw Obywatelskich, by on skierował wniosek o zbadanie tej sprawy przez TK, zwrócił się w lipcu ub.r. Związek Pracodawców Górnictwa Węgla Kamiennego. W jego ocenie przez nieprecyzyjność zapisów, przepis jest niezgodny z konstytucyjną zasadą państwa prawa.

Kopalnie płacą podatek od zajmowanego przez nie terenu. Uważają jednak, że podatek od nieruchomości nie dotyczy instalacji podziemnych - wyrobisk górniczych. W ustawie o podatkach i opłatach lokalnych zapisano, że podatek od nieruchomości pobiera się od gruntów, budynków lub ich części, budowli lub ich części związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej.

Przed 1 stycznia 2003 r., gdy zmieniła się ustawa podatkowa, Sąd Najwyższy orzekł, że podatek od podziemnych wyrobisk nie należy się gminom. Po zmianach sądy administracyjne rozpatrujące sprawy związane z opodatkowaniem wyrobisk KGHM Polska Miedź orzekały, że podatek jest należny. Jego egzekucję wszczęła już gmina Ornontowice, gdzie znajduje się należąca do JSW kopalnia "Budryk".

interia.pl/Wtorek, 10 lutego (12:09)

Podatek drenuje kopalnie

210 mln zł rezerw zamierza utworzyć Kompania Węglowa (KW) z tytułu należnego gminom podatku od podziemnych budowli za kilka ubiegłych lat. Z tego powodu firma zamknęła miniony rok stratą - podał rzecznik firmy Zbigniew Madej.

O to, czy podziemne wyrobiska powinny być opodatkowane podatkiem od nieruchomości, od wielu miesięcy toczy się spór prawny. Ostateczne rozstrzygnięcia w tej sprawie nie zapadły.

Od poniedziałku salę konferencyjną w siedzibie KW okupują związkowcy z Sierpnia 80, którzy domagają się m.in. 14-proc. podwyżki płac w tym roku. Zarząd proponował dotąd 5 proc., ale - jak powiedział we wtorek Madej - w sytuacji straty za ubiegły rok, tegoroczne podwyżki stoją pod znakiem zapytania.

- Jeszcze kilka tygodni temu zakładaliśmy, że zamkniemy ubiegły rok blisko 30-milionowym zyskiem netto. Konieczność utworzenia wysokich rezerw na podatek z lat 2004-2008 oznacza, że zanotujemy stratę. W tej sytuacji rozmowa o podwyżkach staje się trudna, choć nic nie jest jeszcze przesądzone - ocenił rzecznik.

KW nie podaje ostatecznego wyniku finansowego za ubiegły rok. Wszystko wskazuje na to, że będzie on o kilkadziesiąt milionów gorszy, niż pierwotnie szacowano. Szczegóły mają być znane za kilka dni. Tylko za 2009 r. wielkość podatku od podziemnych budowli to w KW ok. 35 mln zł.

Decyzja o utworzeniu rezerw w KW zapadła po poniedziałkowym wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach, który oddalił zażalenie Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW) na konieczność zapłaty 8 mln zł tego podatku za 2003 rok na rzecz gminy Ornontowice, gdzie znajduje się kopalnia "Budryk".

Jak powiedziała PAP rzeczniczka JSW Katarzyna Jabłońska-Bajer, kwota ta została już uregulowana, firma odwołuje się jednak od tej decyzji w sądzie. Po otrzymaniu uzasadnienia wyroku odwoła się do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Na bieżącą kondycję firmy poniedziałkowy wyrok nie ma żadnego wpływu, bo JSW już wcześniej utworzyła rezerwy na zaległy sporny podatek, szacowany w skali tej spółki na 261 mln zł.

Jednak kolejny już wyrok sądu, potwierdzający konieczność zapłaty zaległych podatków z tego tytułu, skłonił do utworzenia rezerw Kompanię Węglową. W ubiegłym roku samorządy dokonały windykacji 18 mln zł z tego tytułu od KW.

Według wstępnych, przekazanych w styczniu danych, ubiegłoroczny zysk na sprzedaży węgla KW wyniósł 848,5 mln zł, czyli 19,06 zł na każdej tonie sprzedanego węgla. Po odjęciu strat na innych rodzajach działalności dawało to 182,5 mln zł zysku brutto. Po odjęciu podatku dochodowego (151,8 mln zł) i części zysku należnej Skarbowi Państwa, KW liczyła na ok. 29,6 mln zł zysku netto, wobec 11,1 mln zł przed rokiem.

Przedstawiciele spółki od razu zastrzegali jednak, że ostateczny wynik po audycie może być inny. Zależy to m.in. od tego, jakie odzwierciedlenie w wyniku znajdzie utrata wartości akcji posiadanych przez KW giełdowych spółek (w skrajnym wariancie byłoby to minus 280 mln zł) oraz właśnie od rezerw na ewentualny sporny podatek od podziemnych budowli.

Z argumentacją zarządu KW nie zgadzają się związkowcy z Sierpnia 80, którzy kontynuują okupację siedziby firmy, domagając się podwyżek. "To kolejny manewr zarządu Kompanii, polegający tym razem na księgowych sztuczkach. Był zysk, teraz okaże się, że jest strata. Nie zmienia to w żaden sposób naszych żądań" - powiedział PAP szef Sierpnia 80 Bogusław Ziętek.

"Zamiast obciążać załogę, zarząd KW powinien się zwrócić do rządu i upomnieć o obiecywane od dawna dokapitalizowanie w wysokości 416 mln zł" - dodał. Sam nieprawomocny wyrok w sprawie podatku od podziemnych budowli w JSW szef Sierpnia 80 określa jako "skandaliczny".

Spór prawny dotyczący podatku od podziemnych budowli (wyrobisk) toczy się od wielu miesięcy. Eksperci wyliczyli, że obciążenie podziemnych wyrobisk podatkiem od nieruchomości za pięć lat może kosztować górnictwo węgla kamiennego i rud miedzi w sumie ponad miliard złotych. Spółki węglowe alarmowały wcześniej, że może oznaczać ich upadłość.

Z danych wynika, że tylko Jastrzębska Spółka Węglowa musiałaby zapłacić blisko 261 mln zł, z czego ponad 70 mln zł to odsetki, narastające od 2003 roku. W ub.r. JSW zapłaciła 53 mln zł tego podatku.

Kopalnie uważają opodatkowanie podziemnych wyrobisk za nieuzasadnione. Argumentują, że i tak płacą olbrzymie podatki i opłaty na rzecz samorządów, nie licząc kwot na likwidację szkód górniczych. JSW wyliczyła, że w latach 2003-2008 zapłaciła samorządom ponad 284,7 mln zł podatków i opłat eksploatacyjnych. Opodatkowanie podziemnych wyrobisk oznaczałoby, że powinna zapłacić prawie drugie tyle.

W ocenie środowiska górniczego, wspieranego w tej sprawie przez doradców firmy doradczej Deloitte, przepisy dotyczące obciążania wyrobisk górniczych w kopalniach pobieranym przez gminy podatkiem od nieruchomości są nieprecyzyjne i powinny zostać zmienione.

Przedstawiciele kopalń liczą, że sprawą merytorycznie zajmie się Trybunał Konstytucyjny, do którego w 2006 r. trafił wniosek KGHM Polska Miedź o zbadanie tej sprawy. W kwietniu 2008 r. TK odrzucił ten wniosek z przyczyn formalnych. O pomoc do Rzecznika Praw Obywatelskich, by on skierował wniosek o zbadanie tej sprawy przez TK, zwrócił się w lipcu ub.r. Związek Pracodawców Górnictwa Węgla Kamiennego. W jego ocenie przez nieprecyzyjność zapisów, przepis jest niezgodny z konstytucyjną zasadą państwa prawa.

Kopalnie płacą podatek od zajmowanego przez nie terenu. Uważają jednak, że podatek od nieruchomości nie dotyczy instalacji podziemnych - wyrobisk górniczych. W ustawie o podatkach i opłatach lokalnych zapisano, że podatek od nieruchomości pobiera się od gruntów, budynków lub ich części, budowli lub ich części związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej.

Przed 1 stycznia 2003 r., gdy zmieniła się ustawa podatkowa, Sąd Najwyższy orzekł, że podatek od podziemnych wyrobisk nie należy się gminom. Po zmianach sądy administracyjne rozpatrujące sprawy związane z opodatkowaniem wyrobisk KGHM Polska Miedź orzekały, że podatek jest należny. Jego egzekucję wszczęła już gmina Ornontowice, gdzie znajduje się należąca do JSW kopalnia "Budryk".

interia.pl/Wtorek, 10 lutego (12:09)

Kto zbuduje Narodowy?

Sześć konsorcjów zostało zakwalifikowanych do drugiego etapu przetargu na generalnego wykonawcę Stadionu Narodowego w Warszawie - poinformowało Narodowe Centrum Sportu (NCS).

Zakwalifikowane zostało konsorcjum niemiecko-polskie złożone ze spółek: Max Bögl Polska Sp. z o.o., Max Bögl Bauunternehmung GmbH&Co. KG oraz Budimex Dromex SA oraz konsorcjum: Hydrobudowa Polska oraz PBG z Alpine Bau Deutschland AG, Alpine Bau GmbH i Alpine Construction Polska Sp. z o.o.

Do drugiego etapu zakwalifikowane zostały również: konsorcjum Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych Pol-Aqua z Mostostalem- Warszawa i J&P AVAX, konsorcjum Eiffage Budownictwo MITEX SA, Strabag sp. z o.o., Baugesellschaft Walter Hellmich GmbH, konsorcjum irlandzko-polskie John Sisk& Son Ltd. i Henpol Sp.  z o.o. oraz konsorcjum firm MSF Moniz da Maia, Serra &Fortunato Empreiteiros SA, MSF-Polska sp. z o.o., Sociedade de construçáo, Soares da Costa SA, FDO Construçňes, Alexandre Barbosa Borges SA, ABB-FDO Polska Sp. z o.o., MARTIFER.

Do końca tygodnia konsorcja otrzymają dokumentację przetargową. Od tego czasu będą miały 40 dni na złożenie ostatecznej oferty.

Zgodnie z harmonogramem, rozpoczęcie II etapu inwestycji (budowa stadionu) planowane jest na początek maja 2009 r. a jej zakończenie na 30 czerwca 2011 r.

Teraz trwa na stadionie pierwszy etap inwestycji - palowanie, wykonywane przez firmę Pol-Aqua.

"Prace przy tym etapie wyprzedzają o ponad 20 proc. czas przewidziany w harmonogramie. Dlatego zarząd spółki rozważa możliwość rozszerzenia zakresu prac dla obecnego wykonawcy, tak by zrealizował pewną część zadań II etapu" - napisano w komunikacie NCS.

Szacowana wartość prac to ok. 5 proc. kontraktu wartego 125,4 mln zł.

"Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmie powołana w tym celu komisja przetargowa, po przeanalizowaniu aspektów prawnych i technicznych" - napisano.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Kto zbuduje Narodowy?

Sześć konsorcjów zostało zakwalifikowanych do drugiego etapu przetargu na generalnego wykonawcę Stadionu Narodowego w Warszawie - poinformowało Narodowe Centrum Sportu (NCS).

Zakwalifikowane zostało konsorcjum niemiecko-polskie złożone ze spółek: Max Bögl Polska Sp. z o.o., Max Bögl Bauunternehmung GmbH&Co. KG oraz Budimex Dromex SA oraz konsorcjum: Hydrobudowa Polska oraz PBG z Alpine Bau Deutschland AG, Alpine Bau GmbH i Alpine Construction Polska Sp. z o.o.

Do drugiego etapu zakwalifikowane zostały również: konsorcjum Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych Pol-Aqua z Mostostalem- Warszawa i J&P AVAX, konsorcjum Eiffage Budownictwo MITEX SA, Strabag sp. z o.o., Baugesellschaft Walter Hellmich GmbH, konsorcjum irlandzko-polskie John Sisk& Son Ltd. i Henpol Sp.  z o.o. oraz konsorcjum firm MSF Moniz da Maia, Serra &Fortunato Empreiteiros SA, MSF-Polska sp. z o.o., Sociedade de construçáo, Soares da Costa SA, FDO Construçňes, Alexandre Barbosa Borges SA, ABB-FDO Polska Sp. z o.o., MARTIFER.

Do końca tygodnia konsorcja otrzymają dokumentację przetargową. Od tego czasu będą miały 40 dni na złożenie ostatecznej oferty.

Zgodnie z harmonogramem, rozpoczęcie II etapu inwestycji (budowa stadionu) planowane jest na początek maja 2009 r. a jej zakończenie na 30 czerwca 2011 r.

Teraz trwa na stadionie pierwszy etap inwestycji - palowanie, wykonywane przez firmę Pol-Aqua.

"Prace przy tym etapie wyprzedzają o ponad 20 proc. czas przewidziany w harmonogramie. Dlatego zarząd spółki rozważa możliwość rozszerzenia zakresu prac dla obecnego wykonawcy, tak by zrealizował pewną część zadań II etapu" - napisano w komunikacie NCS.

Szacowana wartość prac to ok. 5 proc. kontraktu wartego 125,4 mln zł.

"Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmie powołana w tym celu komisja przetargowa, po przeanalizowaniu aspektów prawnych i technicznych" - napisano.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Gdzie w tym roku kupować nieruchomości?

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego, Amerykę czeka poprawa sytuacji gospodarczej w trzecim kwartale roku, a po kryzysie najszybciej podniosą się kraje azjatyckie - wynika z raportu przygotowanego przez Cushman & Wakefield.
Nowojorski oddział firmy Cushman & Wakefield opublikował pierwszy w tym roku raport z serii Economic Pulse na temat warunków prowadzenia działalności gospodarczej i rynku nieruchomości w Azji, Europie i Stanach Zjednoczonych. Raporty zamieszczane na stronie Centrum Wiedzy (Knowledge Center) firmy Cushman & Wakefield potwierdzają, że branża nieruchomości komercyjnych najbardziej odczuje globalne pogorszenie koniunktury w 2009 r. Jednak ograniczona podaż wpłynęła stabilizująco na pewne rynki, a w niektórych regionach ożywienie nadejdzie szybciej niż

Wydarzenia 2009 roku będą przełomowe dla gospodarki Azji. Cztery czynniki nadal powodują rozprzestrzenianie się kryzysu gospodarczego do krajów azjatyckich, które w ostatnich kwartałach wykazywały się odpornością. Na początku 2009 r. słabnący optymizm, problemy z utrzymaniem płynności, perspektywa niestabilności kursów walut i nierównowaga w obrocie handlowym zaczynają wywierać presję na gospodarkę, zwiększając tym samym stopień ryzyka krótkoterminowego w różnych krajach. Pomimo wzrostu ryzyka politycznego i społecznego we wszystkich zakątkach Azji, można oczekiwać, że region ten będzie jednym z pierwszych, w którym nastąpi ożywienie, ponieważ niski poziom zadłużenia i spadające ceny surowców przyczynią się do powrotu gospodarek azjatyckich na ścieżkę wzrostu.

Europa

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego. W bieżącym roku z pewnością nadejdą kolejne niekorzystne informacje, ponieważ redukowanie poziomu zapasów i słabnący eksport dodatkowo zwiększają problemy powodowane przez ograniczanie wydatków na konsumpcję, niedobory kredytów i niepewność na rynkach finansowych. W całym regionie obniżono prognozy dotyczące wzrostu PKB i obecnie prognozuje się spadek PKB na poziomie 1,5 proc. dla Europy Zachodniej, 2-2,5-proc. spadek w Irlandii i Wielkiej Brytanii oraz bardziej umiarkowany spadek do (0,5 proc.) w Finlandii i Norwegii. Ekonomiści zgodnie uważają, że jesteśmy bliscy najniższego punktu obecnego spowolnienia w wielu krajach pod względem wzrostu kwartał do kwartału.

Stany Zjednoczone

Stany Zjednoczone są wyraźnie w najgorszym punkcie obecnego cyklu, ponieważ w obliczu spadającej sprzedaży i ogólnej niepewności gospodarczej, firmy nadal zwalniają pracowników w szybkim tempie. Oczekuje się dalszego wzrostu bezrobocia w najbliższym czasie, ale w kolejnych miesiącach 2009 r. sytuacja może się poprawić. W związku ze zmianą administracji w Waszyngtonie w połączeniu z pakietem agresywnych rozwiązań pobudzających gospodarkę, rozluźnieniem polityki na rynkach kredytowych oraz gwałtownym spadkiem cen energii i surowców można oczekiwać powrotu tendencji wzrostowej PKB w trzecim kwartale.

Monika Szymańska

Na podstawie raportu Economic Pulse firmy Cushman & Wakefield

interia.pl

Gdzie w tym roku kupować nieruchomości?

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego, Amerykę czeka poprawa sytuacji gospodarczej w trzecim kwartale roku, a po kryzysie najszybciej podniosą się kraje azjatyckie - wynika z raportu przygotowanego przez Cushman & Wakefield.
Nowojorski oddział firmy Cushman & Wakefield opublikował pierwszy w tym roku raport z serii Economic Pulse na temat warunków prowadzenia działalności gospodarczej i rynku nieruchomości w Azji, Europie i Stanach Zjednoczonych. Raporty zamieszczane na stronie Centrum Wiedzy (Knowledge Center) firmy Cushman & Wakefield potwierdzają, że branża nieruchomości komercyjnych najbardziej odczuje globalne pogorszenie koniunktury w 2009 r. Jednak ograniczona podaż wpłynęła stabilizująco na pewne rynki, a w niektórych regionach ożywienie nadejdzie szybciej niż

Wydarzenia 2009 roku będą przełomowe dla gospodarki Azji. Cztery czynniki nadal powodują rozprzestrzenianie się kryzysu gospodarczego do krajów azjatyckich, które w ostatnich kwartałach wykazywały się odpornością. Na początku 2009 r. słabnący optymizm, problemy z utrzymaniem płynności, perspektywa niestabilności kursów walut i nierównowaga w obrocie handlowym zaczynają wywierać presję na gospodarkę, zwiększając tym samym stopień ryzyka krótkoterminowego w różnych krajach. Pomimo wzrostu ryzyka politycznego i społecznego we wszystkich zakątkach Azji, można oczekiwać, że region ten będzie jednym z pierwszych, w którym nastąpi ożywienie, ponieważ niski poziom zadłużenia i spadające ceny surowców przyczynią się do powrotu gospodarek azjatyckich na ścieżkę wzrostu.

Europa

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego. W bieżącym roku z pewnością nadejdą kolejne niekorzystne informacje, ponieważ redukowanie poziomu zapasów i słabnący eksport dodatkowo zwiększają problemy powodowane przez ograniczanie wydatków na konsumpcję, niedobory kredytów i niepewność na rynkach finansowych. W całym regionie obniżono prognozy dotyczące wzrostu PKB i obecnie prognozuje się spadek PKB na poziomie 1,5 proc. dla Europy Zachodniej, 2-2,5-proc. spadek w Irlandii i Wielkiej Brytanii oraz bardziej umiarkowany spadek do (0,5 proc.) w Finlandii i Norwegii. Ekonomiści zgodnie uważają, że jesteśmy bliscy najniższego punktu obecnego spowolnienia w wielu krajach pod względem wzrostu kwartał do kwartału.

Stany Zjednoczone

Stany Zjednoczone są wyraźnie w najgorszym punkcie obecnego cyklu, ponieważ w obliczu spadającej sprzedaży i ogólnej niepewności gospodarczej, firmy nadal zwalniają pracowników w szybkim tempie. Oczekuje się dalszego wzrostu bezrobocia w najbliższym czasie, ale w kolejnych miesiącach 2009 r. sytuacja może się poprawić. W związku ze zmianą administracji w Waszyngtonie w połączeniu z pakietem agresywnych rozwiązań pobudzających gospodarkę, rozluźnieniem polityki na rynkach kredytowych oraz gwałtownym spadkiem cen energii i surowców można oczekiwać powrotu tendencji wzrostowej PKB w trzecim kwartale.

Monika Szymańska

Na podstawie raportu Economic Pulse firmy Cushman & Wakefield

interia.pl

Upadnie co trzeci inwestor!

W ciągu najbliższych dwóch lat z rynku zniknie jedna trzecia deweloperów - pisze "Gazeta Krakowska" już w sierpniu powiedział Tytus Misiak, prezes Stowarzyszenia Budowniczych Domów i Mieszkań (SBDiM), grupującego krakowskich deweloperów.

Kłopoty z płynnością finansową mają przede wszystkim mniejsi deweloperzy czy tzw. deweloperzy jednej inwestycji, którzy kupowali grunty w ciągu ostatnich dwóch lat, a budowę finansują z wpłat klientów. Zastój na rynku i spadek cen mieszkań sprawiły, że ich marża sięga jedynie kilku procent. A to oznacza bankructwo.

Deweloper aby zabezpieczyć sobie funkcjonowanie musi uzyskać 15-20 proc. marży, jeśli tego nie zrobi - upada - tłumaczy Tytus Misiak. Już teraz fundusze inwestycyjne, zarówno polskie, jak i zagraniczne, zaczynają przejmować największych krakowskich deweloperów. Krzysztof Bartuś, prezes krakowskiego Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości, ocenia, że z rynku zniknie 30 proc. budowniczych.

Więcej w "Gazecie Krakowskiej"

Upadnie co trzeci inwestor!

W ciągu najbliższych dwóch lat z rynku zniknie jedna trzecia deweloperów - pisze "Gazeta Krakowska" już w sierpniu powiedział Tytus Misiak, prezes Stowarzyszenia Budowniczych Domów i Mieszkań (SBDiM), grupującego krakowskich deweloperów.

Kłopoty z płynnością finansową mają przede wszystkim mniejsi deweloperzy czy tzw. deweloperzy jednej inwestycji, którzy kupowali grunty w ciągu ostatnich dwóch lat, a budowę finansują z wpłat klientów. Zastój na rynku i spadek cen mieszkań sprawiły, że ich marża sięga jedynie kilku procent. A to oznacza bankructwo.

Deweloper aby zabezpieczyć sobie funkcjonowanie musi uzyskać 15-20 proc. marży, jeśli tego nie zrobi - upada - tłumaczy Tytus Misiak. Już teraz fundusze inwestycyjne, zarówno polskie, jak i zagraniczne, zaczynają przejmować największych krakowskich deweloperów. Krzysztof Bartuś, prezes krakowskiego Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości, ocenia, że z rynku zniknie 30 proc. budowniczych.

Więcej w "Gazecie Krakowskiej"

Kredyt Bank zwolni w ramach zwolnień grupowych 300 osób

Kredyt Bank w ramach zwolnień grupowych chce zwolnić do 300 osób w związku z pogorszeniem sytuacji gospodarczej oraz koniecznością obniżenia kosztów prowadzonej działalności - podał bank w komunikacie.
Dalsze ograniczenia zatrudnienia będą osiągnięte w wyniku naturalnych odejść i nieprzedłużania umów na czas określony, w tym w spółkach Grupy KB o około 200 osób.

"Zarząd Banku informuje, że w związku z pogorszeniem sytuacji gospodarczej oraz koniecznością obniżenia kosztów prowadzonej działalności, podjął decyzję o zmniejszeniu zatrudnienia. W Banku planowane jest zmniejszenie zatrudnienia obejmujące do 300 osób w formie zwolnień grupowych. W wyniku konsultacji z Radą Pracowników zostały uzgodnione procedury, warunki, terminy oraz poziom optymalizacji zatrudnienia" - podał bank.

"Dalsze ograniczenia zatrudnienia zostaną osiągnięte w wyniku naturalnych odejść oraz nieprzedłużania umów na czas określony, w tym w spółkach Grupy KB o około 200 osób" - podano.

Według wstępnych danych skonsolidowany zysk netto grupy Kredyt Banku w czwartym kwartale 2008 roku wyniósł co najmniej 60 mln zł, a wynik z tytułu odsetek wyniósł w IV kwartale 292,3 mln zł. Koszty działania i koszty ogólnego zarządu wyniosły 299,8 mln zł.

Pełny raport za czwarty kwartał Kredyt Bank przedstawi 12 lutego.
onet.pl/(PAP, tm/11.02.2009, godz. 08:54)

Kredyt Bank zwolni w ramach zwolnień grupowych 300 osób

Kredyt Bank w ramach zwolnień grupowych chce zwolnić do 300 osób w związku z pogorszeniem sytuacji gospodarczej oraz koniecznością obniżenia kosztów prowadzonej działalności - podał bank w komunikacie.
Dalsze ograniczenia zatrudnienia będą osiągnięte w wyniku naturalnych odejść i nieprzedłużania umów na czas określony, w tym w spółkach Grupy KB o około 200 osób.

"Zarząd Banku informuje, że w związku z pogorszeniem sytuacji gospodarczej oraz koniecznością obniżenia kosztów prowadzonej działalności, podjął decyzję o zmniejszeniu zatrudnienia. W Banku planowane jest zmniejszenie zatrudnienia obejmujące do 300 osób w formie zwolnień grupowych. W wyniku konsultacji z Radą Pracowników zostały uzgodnione procedury, warunki, terminy oraz poziom optymalizacji zatrudnienia" - podał bank.

"Dalsze ograniczenia zatrudnienia zostaną osiągnięte w wyniku naturalnych odejść oraz nieprzedłużania umów na czas określony, w tym w spółkach Grupy KB o około 200 osób" - podano.

Według wstępnych danych skonsolidowany zysk netto grupy Kredyt Banku w czwartym kwartale 2008 roku wyniósł co najmniej 60 mln zł, a wynik z tytułu odsetek wyniósł w IV kwartale 292,3 mln zł. Koszty działania i koszty ogólnego zarządu wyniosły 299,8 mln zł.

Pełny raport za czwarty kwartał Kredyt Bank przedstawi 12 lutego.
onet.pl/(PAP, tm/11.02.2009, godz. 08:54)

Plan ratunkowy Pawlaka

Polskie Stronnictwo Ludowe zamierza przygotować plan raturnkowy dla Polski, będący w opozycji do programu rządowego - pisze "Polska".
Dziennik informuje, że wicepremier Waldemar Pawlak zatrudnił 25 ekspertów, którzy pracują nad nowym programem ratowania polskiej gospodarki. Polegałby on na odblokowaniu rynku kredytów dla przedsiębiorstw, zachęcaniu klientów i firm do inwestycji, rozwiązaniu problemu opcji walutowych. Waldemar Pawlak chce także pomóc osobom zadłużonym w bankach w spłacie kredytów.

Zgodnie z planem PSL, jak pisze "Polska" jego koszty miałby ponieść budżet państwa. Program bowiem spowodowałby zwiększenia deficytu budżetowego i umniejszenia wpływów do kasy państwa. Projekt wiceministra- według gazety- kosztowałby ponad 15 miliardów złotych.

"Polska" podkreśla, że projekt PSL stoi w opozycji do programu ratunkowego Donalda Tuska, który zaordynował ostre cięcia w ministerstwach i utrzymanie deficytu na poziomie 18,2 mld zł.

Według gazety, Pawlak proponuje też unieważnienie kontraktów walutowych, które firmy zawierały z bankami. Miałoby to uchronić je przed stratami wynikającymi ze spadku kursu złotego. Chciałby także wprowadzić

dopłaty do kredytów hipotecznych dla osób, które mają problem z obsługą zadłużenia.
onet.pl/(IAR, tm/11.02.2009, godz. 06:26)

Plan ratunkowy Pawlaka

Polskie Stronnictwo Ludowe zamierza przygotować plan raturnkowy dla Polski, będący w opozycji do programu rządowego - pisze "Polska".
Dziennik informuje, że wicepremier Waldemar Pawlak zatrudnił 25 ekspertów, którzy pracują nad nowym programem ratowania polskiej gospodarki. Polegałby on na odblokowaniu rynku kredytów dla przedsiębiorstw, zachęcaniu klientów i firm do inwestycji, rozwiązaniu problemu opcji walutowych. Waldemar Pawlak chce także pomóc osobom zadłużonym w bankach w spłacie kredytów.

Zgodnie z planem PSL, jak pisze "Polska" jego koszty miałby ponieść budżet państwa. Program bowiem spowodowałby zwiększenia deficytu budżetowego i umniejszenia wpływów do kasy państwa. Projekt wiceministra- według gazety- kosztowałby ponad 15 miliardów złotych.

"Polska" podkreśla, że projekt PSL stoi w opozycji do programu ratunkowego Donalda Tuska, który zaordynował ostre cięcia w ministerstwach i utrzymanie deficytu na poziomie 18,2 mld zł.

Według gazety, Pawlak proponuje też unieważnienie kontraktów walutowych, które firmy zawierały z bankami. Miałoby to uchronić je przed stratami wynikającymi ze spadku kursu złotego. Chciałby także wprowadzić

dopłaty do kredytów hipotecznych dla osób, które mają problem z obsługą zadłużenia.
onet.pl/(IAR, tm/11.02.2009, godz. 06:26)

Na czym stoją Złote Tarasy?

Europejski Trybunał Praw Człowieka pyta Polskę, czy procedury administracyjne, dotyczące zwrotu ziemi, na której stoi jedno ze stołecznych centrów handlowych - Złote Tarasy - nie trwały zbyt długo. Skargę do Strasburga złożyła w tej sprawie spadkobierczyni jednego z dawnych właścicieli tego terenu.

Teren, na którym obecnie stoi centrum, został przekazany w wieczyste użytkowanie miastu na podstawie tzw. dekretu Bieruta w październiku 1945 roku. W marcu 2001 roku gmina Warszawa podpisała kontrakt ws. budowy Złotych Tarasów. Władze miasta podpisały też porozumienie ze spadkobiercami działek, na których je budowano.

Jednak jedna ze spadkobierczyń złożyła w warszawskim Sądzie Okręgowym pozew, w którym domagała się anulowania kontraktu z 2001 roku. We wrześniu 2003 roku sąd odrzucił jej pozew, podobnie uczynił Sąd Apelacyjny.

Kobieta złożyła więc w roku 2004 pozew cywilny przeciwko miastu, domagając się zadośćuczynienia za odrzucenie w roku 1975 skargi jej ojca, który domagał się przywrócenia mu prawa do wieczystego użytkowania gruntu. Sąd Okręgowy w 2006 roku w wyroku wstępnym uznał, że spadkobierczyni właścicieli tego terenu miała prawo uzyskania prawa do wieczystego użytkowania gruntu i powinno to było zostać rozpatrzone przed przekazaniem terenu spółce, która budowała Złote Tarasy.

Władze miasta złożyły apelację; Sąd Apelacyjny uznał, że władze miasta miały prawo zadysponować tym terenem w sposób, jaki uczyniły, a spadkobiercy właścicieli terenu nie mieli prawa do tej ziemi. Zwrócił też uwagę, że kobieta otrzymała rekompensatę w wysokości 112 tys. zł. Sąd Najwyższy odrzucił kasację kobiety.

Oprócz skargi ojca kobiety z 1975 roku, ona sama od 1999 roku domagała się uznania decyzji o przekazaniu tego terenu miastu za nieważną. Jak podaje Trybunał w Strasburgu, sprawa toczy się nadal.

Trybunał zwraca też uwagę, że Najwyższa Izba Kontroli zakwestionowała wycenę wartości nieruchomości, przekazanej przez miasto jako "aport do kapitału zakładowego spółki"; uznała, że przekazując ziemię oparto się na wycenach sprzed kilku lat; tymczasem w momencie przekazania rynkowa wartość ziemi była wyższa.

Obecnie w warszawskim sądzie toczy się sprawa, dotycząca sprzedaży gruntu pod Złote Tarasy. Czterej samorządowcy gminy Centrum z lat 2000-2002: burmistrz Jan Wieteska i jego zastępcy Wojciech Szymborski, Jerzy Guz i Bogdan Michalski są oskarżeni o niedopełnienie obowiązków i "narażenie majątku miasta na szkodę dużych rozmiarów".

Zdaniem prokuratury, dopuścili się przestępstwa, bo jako zarząd gminy zimą 2001 r. zgodzili się na wniesienie okazałej miejskiej działki w centrum aportem do spółki deweloperskiej z ING Real Estate, która zamierzała budować centrum Złote Tarasy. Według prokuratury (zawiadomionej przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego), działka u zbiegu ul. Emilii Plater i Złotej została oddana Holendrom po zaniżonej o ok. 100 mln zł wartości oraz mimo nierozpatrzonych roszczeń spadkobierców przedwojennych właścicieli do tego terenu.

interia.pl

Na czym stoją Złote Tarasy?

Europejski Trybunał Praw Człowieka pyta Polskę, czy procedury administracyjne, dotyczące zwrotu ziemi, na której stoi jedno ze stołecznych centrów handlowych - Złote Tarasy - nie trwały zbyt długo. Skargę do Strasburga złożyła w tej sprawie spadkobierczyni jednego z dawnych właścicieli tego terenu.

Teren, na którym obecnie stoi centrum, został przekazany w wieczyste użytkowanie miastu na podstawie tzw. dekretu Bieruta w październiku 1945 roku. W marcu 2001 roku gmina Warszawa podpisała kontrakt ws. budowy Złotych Tarasów. Władze miasta podpisały też porozumienie ze spadkobiercami działek, na których je budowano.

Jednak jedna ze spadkobierczyń złożyła w warszawskim Sądzie Okręgowym pozew, w którym domagała się anulowania kontraktu z 2001 roku. We wrześniu 2003 roku sąd odrzucił jej pozew, podobnie uczynił Sąd Apelacyjny.

Kobieta złożyła więc w roku 2004 pozew cywilny przeciwko miastu, domagając się zadośćuczynienia za odrzucenie w roku 1975 skargi jej ojca, który domagał się przywrócenia mu prawa do wieczystego użytkowania gruntu. Sąd Okręgowy w 2006 roku w wyroku wstępnym uznał, że spadkobierczyni właścicieli tego terenu miała prawo uzyskania prawa do wieczystego użytkowania gruntu i powinno to było zostać rozpatrzone przed przekazaniem terenu spółce, która budowała Złote Tarasy.

Władze miasta złożyły apelację; Sąd Apelacyjny uznał, że władze miasta miały prawo zadysponować tym terenem w sposób, jaki uczyniły, a spadkobiercy właścicieli terenu nie mieli prawa do tej ziemi. Zwrócił też uwagę, że kobieta otrzymała rekompensatę w wysokości 112 tys. zł. Sąd Najwyższy odrzucił kasację kobiety.

Oprócz skargi ojca kobiety z 1975 roku, ona sama od 1999 roku domagała się uznania decyzji o przekazaniu tego terenu miastu za nieważną. Jak podaje Trybunał w Strasburgu, sprawa toczy się nadal.

Trybunał zwraca też uwagę, że Najwyższa Izba Kontroli zakwestionowała wycenę wartości nieruchomości, przekazanej przez miasto jako "aport do kapitału zakładowego spółki"; uznała, że przekazując ziemię oparto się na wycenach sprzed kilku lat; tymczasem w momencie przekazania rynkowa wartość ziemi była wyższa.

Obecnie w warszawskim sądzie toczy się sprawa, dotycząca sprzedaży gruntu pod Złote Tarasy. Czterej samorządowcy gminy Centrum z lat 2000-2002: burmistrz Jan Wieteska i jego zastępcy Wojciech Szymborski, Jerzy Guz i Bogdan Michalski są oskarżeni o niedopełnienie obowiązków i "narażenie majątku miasta na szkodę dużych rozmiarów".

Zdaniem prokuratury, dopuścili się przestępstwa, bo jako zarząd gminy zimą 2001 r. zgodzili się na wniesienie okazałej miejskiej działki w centrum aportem do spółki deweloperskiej z ING Real Estate, która zamierzała budować centrum Złote Tarasy. Według prokuratury (zawiadomionej przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego), działka u zbiegu ul. Emilii Plater i Złotej została oddana Holendrom po zaniżonej o ok. 100 mln zł wartości oraz mimo nierozpatrzonych roszczeń spadkobierców przedwojennych właścicieli do tego terenu.

interia.pl

Jak kupić na wtórnym?

Zanim kupisz mieszkanie na rynku wtórnym, sprawdź je dokładnie. Od kilku miesięcy w całej Polsce obserwujemy spadki cen nieruchomości. Wiele osób, które do tej pory wstrzymywały się z podjęciem decyzji, zaczyna szukać swojego wymarzonego mieszkania.

A że na rynku jest bardzo dużo lokali, które nie sprzedają się już tak szybko jak kiedyś, mamy sporo czasu na wybranie najlepszej propozycji i wynegocjowanie atrakcyjnej ceny.

Jeszcze kilka lat temu kiedy znaleźliśmy mieszkanie, które nam się spodobało, musieliśmy niemalże natychmiast się decydować i wpłacać zaliczkę, żeby nikt nas nie ubiegł, a umowy przedwstępne często spisywane były na kolanie. Czasem sprzedający urządzali licytację i sprzedawali swoje lokum temu, kto zaproponował najlepszą (czyli najwyższą) cenę. Całe szczęście, że czasy te już minęły i teraz to kupujący licytują najlepszą (najniższą) dla siebie cenę. Nie trzeba się też spieszyć z podejmowaniem decyzji. Przeciętne mieszkanie sprzedaje się teraz kilka miesięcy i, chociaż chętnych jest dużo, transakcji nie zawiera się wiele, a to z powodu słabej dostępności kredytów.

Jeżeli jednak nasza sytuacja pozwala nam na zaciągnięcie kredytu lub zakup mieszkania za gotówkę, możemy śmiało zabrać się za szukanie mieszkania. Musimy jednak pamiętać o kilku ważnych rzeczach, które musimy sprawdzić, zanim podpiszemy umowę.

1. Kondycja mieszkania i budynku

Jeżeli zainteresuje nas jakieś mieszkanie, sprawdźmy dokładnie, w jakim jest stanie. Lokale w starym budownictwie mają też stare instalacje centralnego ogrzewania czy wodno-kanalizacyjne (chociaż w dużej części były one wymieniane). Budynki takie zazwyczaj mają starą elewację, a klatki schodowe pozostawiają wiele do życzenia. W takim wypadku dowiedzmy się, czy i na kiedy planowany jest remont. Zbywcy zazwyczaj zapewniają o tym, że wymiana instalacji, remont klatki schodowej czy ocieplanie budynku przewidziane jest na przyszły rok. Niestety najczęściej po dwóch latach nadal nic się nie dzieje. Aby uchronić się przed taką sytuacją, dowiedzmy się w administracji budynku lub spółdzielni, jak faktycznie wygląda sytuacja i czy planowane są jakieś remonty.

Warto też sprawdzić najbliższe sąsiedztwo. Mieszkanie przy zajezdni autobusowej czy przepompowni ścieków na pewno nie należy do najprzyjemniejszych, dlatego warto poświęcić chwilę na spacer po okolicy. Jeśli obok naszego budynku są tylko puste działki i nic nie zakłóca nam widoku na zieleń, lepiej sprawdzić, czy coś nam tego widoku w najbliższym czasie nie zasłoni. I nawet jeśli sprzedający zapewnia nas, że na sąsiednich działkach nic nie powstanie, wybierzmy się do urzędu gminy i sprawdźmy, co może w tych miejscach powstać.

2. Własność

Jeżeli osoba sprzedająca mieszkanie podaje się za właściciela, sprawdźmy, czy na pewno nim jest. Nie chcemy paść przecież ofiarą oszusta, który twierdzi, że mieszkanie jest jego własnością, a w rzeczywistości tylko je wynajmuje. Po pierwsze poprośmy o dokumenty świadczące o własności, czyli akt notarialny nabycia nieruchomości. Tam zapisane będzie, kto dokonał zakupu mieszkania.

Jeśli mieszkanie ma założoną księgę wieczystą, znajdziemy w niej informację o tym, kto jest właścicielem. Taki zapis znajduje się w dziale II księgi wieczystej, a jej odpis możemy dostać w wydziale wieczystoksięgowym sądu rejonowego. Jeżeli widnieją tam też inni właściciele, muszą oni także przystąpić do transakcji, ewentualnie może to zrobić jedna osoba posiadająca ich pełnomocnictwa potwierdzone notarialnie. Pamiętajmy jednak o dokładnym sprawdzeniu danych w pełnomocnictwie, ponieważ musimy je również przekazać do banku, który będzie udzielał nam kredytu na zakup mieszkania. Jeżeli dane nie będą się zgadzały ze stanem faktycznym, proces otrzymania kredytu może się przedłużyć.

W przypadku mieszkań spółdzielczo-własnościowych powinniśmy udać się do spółdzielni, gdzie otrzymamy informacje o właścicielach. Takie zaświadczenie ze spółdzielni może nam też przedstawić sprzedający.

3. Księga wieczysta

Kupując mieszkanie hipoteczne, dokładnie sprawdźmy jego księgę wieczystą. Posiadając numer KW (właściciel powinien nam go udostępnić bez problemu), otrzymamy odpis w wydziale wieczystoksięgowym sądu rejonowego. Koszt odpisu to tylko 30 PLN.

W dziale I znajdziemy informacje o mieszkaniu. Oprócz adresu jest tam również dokładny metraż i liczba pomieszczeń. Pozwoli nam to na zweryfikowanie tego, czy właściciel nie wprowadził nas w błąd, mówiąc o wielkości mieszkania. W dziale II natomiast znajdziemy informację o tym, kto jest właścicielem nieruchomości.

W dziale III mieszczą się informacje o ograniczonych prawach rzeczowych i ograniczeniach w rozporządzaniu nieruchomością. Ta część księgi wieczystej powinna być pusta, a jeśli znajdują się tam jakieś wpisy, musimy poprosić o ich wyjaśnienie.

Jeżeli mieszkanie obciążone jest kredytem hipotecznym, dowiemy się tego z działu IV (oczywiście lepiej, jeśli najpierw powie nam o tym właściciel). Tu znajdziemy informacje o tym, jakie są to hipoteki (kaucyjna czy zwykła), z dokładnym określeniem wysokości, waluty, nazwą banku, który udzielił kredytu oraz terminu spłaty. Wpisana hipoteka nie jest niczym niebezpiecznym, ponieważ po spłacie kredytu przez zbywcę zostanie wykreślona z księgi wieczystej.

Odpis KW jest ważny ok. miesiąca, więc przed podpisaniem umowy ostatecznej powinniśmy postarać się o nowy. Sprawdźmy wtedy, czy nie pojawiły się jakieś nowe informacje, które mogłyby zaważyć na zawarciu transakcji.

4. Inne dokumenty

Jeśli nabywane przez nas mieszkanie jest spółdzielczo-własnościowe, zbywca powinien nam dostarczyć zaświadczenie ze spółdzielni o możliwości sprzedaży lokalu. Pismo takie zawiera potwierdzenie tego, że właściciel dotychczas wywiązywał się ze zobowiązań względem spółdzielni i że nie ma przeciwwskazań do sprzedaży mieszkania, oraz że wcześniej nie były składane wnioski o sprzedaż. Poprośmy też o informacje ze spółdzielni o tym, czy przewidziane są jakieś remonty, które obciążać będą właścicieli. Dodatkowe koszty mogą sprawić, że cena mieszkania wzrośnie. Jeżeli tak będzie, spróbujmy negocjować z właścicielem niższą kwotę.

Warto też sprawdzić w administracji lub spółdzielni, czy właściciel nie zwleka z opłatami. Najlepiej poprosić o zaświadczenie na piśmie. Co prawda sprzedający w umowie oświadcza, że nie ma żadnych zadłużeń względem mieszkania, ale kiedy po kilku miesiącach okaże się, że jednak ma, możemy mieć problem z odnalezieniem go i całą należność będziemy musieli uregulować my. Co prawda możemy sprawę skierować do sądu, ale czasem gra nie warta jest świeczki (jeśli zadłużenie wynosi kilkaset złotych).

5. Umowa przedwstępna

Kiedy już sprawdzimy mieszkanie i skompletujemy dokumenty, czas na podpisanie umowy przedwstępnej. Dla naszego bezpieczeństwa najlepiej podpisać ją w formie aktu notarialnego. Jednak bez względu na to, czy jest to umowa notarialna czy cywilno-prawna musimy pamiętać o najważniejszych zapisach.

Bardzo ważne jest określenie terminów podpisania umowy ostatecznej, przekazania zadatku, wyprowadzenia się zbywcy z mieszkania oraz jego przekazania. W umowie musi być bardzo dokładnie opisane mieszkanie, które kupujemy, jego metraż i cena. Powinno się tam też znaleźć oświadczenie sprzedającego, że mieszkanie nie jest w żaden sposób zadłużone (np. zaległości w opłacaniu czynszu lub podatku gruntowego). Jeżeli jest ono obciążone hipoteką, musi być ona dokładnie określona (wartość, nazwa banku). Zbywca musi zobowiązać się do spłacenia kredytu w określonym terminie (a później przedstawić nam zaświadczenie o spłacie), co najczęściej następuje już po umowie ostatecznej.

W umowie przedwstępnej można też wyszczególnić, co pozostaje w mieszkaniu. Najlepiej zapisać to jako aneks do umowy.

Pamiętajmy o tym, żeby jak najlepiej dopasować terminy do własnych możliwości. Zanim podpiszemy umowę, dowiedzmy się w banku, jak długo będziemy czekać na udzielenie kredytu, dodajmy do tego dwa lub trzy tygodnie i na tej podstawie określmy termin podpisania umowy ostatecznej.

6. Umowa ostateczna i przekazanie mieszkania

Umowa ostateczna zawsze jest podpisywana w formie aktu notarialnego i zazwyczaj wygląda tak samo. Przed jej podpisaniem zbywca musi przedstawić zaświadczenie o wymeldowaniu wszystkich osób z mieszkania.

W umowie określamy kiedy wpłacone zostaną pieniądze (określmy to rozsądnie, zgodnie z naszymi możliwościami) oraz termin przekazania mieszkania.

W dniu przekazania mieszkania należy spisać protokół zdawczo-odbiorczy. Musi się tam znaleźć między innymi stan liczników. Od tego momentu to my, jako nowi właściciele jesteśmy zobowiązani do dokonywania wszelkich opłat. Powinniśmy podpisać umowy z zakładem energetycznym i gazowym. W tym celu musimy przedłożyć protokół zdawczo-odbiorczy, akt notarialny nabycia mieszkania oraz dowód tożsamości.

Kiedy już dostaniemy klucze do mieszkania, będziemy mogli poczuć się jak prawdziwi właściciele (nie licząc oczywiście banku, który wspaniałomyślnie udzielił nam kredytu). Nie pozostaje nam już nic innego jak rozpoczęcie urządzania naszego wymarzonego M.

Aleksandra Szarek

specjalista rynku nieruchomości

Home Broker

źródło informacji: INTERIA.PL

Jak kupić na wtórnym?

Zanim kupisz mieszkanie na rynku wtórnym, sprawdź je dokładnie. Od kilku miesięcy w całej Polsce obserwujemy spadki cen nieruchomości. Wiele osób, które do tej pory wstrzymywały się z podjęciem decyzji, zaczyna szukać swojego wymarzonego mieszkania.

A że na rynku jest bardzo dużo lokali, które nie sprzedają się już tak szybko jak kiedyś, mamy sporo czasu na wybranie najlepszej propozycji i wynegocjowanie atrakcyjnej ceny.

Jeszcze kilka lat temu kiedy znaleźliśmy mieszkanie, które nam się spodobało, musieliśmy niemalże natychmiast się decydować i wpłacać zaliczkę, żeby nikt nas nie ubiegł, a umowy przedwstępne często spisywane były na kolanie. Czasem sprzedający urządzali licytację i sprzedawali swoje lokum temu, kto zaproponował najlepszą (czyli najwyższą) cenę. Całe szczęście, że czasy te już minęły i teraz to kupujący licytują najlepszą (najniższą) dla siebie cenę. Nie trzeba się też spieszyć z podejmowaniem decyzji. Przeciętne mieszkanie sprzedaje się teraz kilka miesięcy i, chociaż chętnych jest dużo, transakcji nie zawiera się wiele, a to z powodu słabej dostępności kredytów.

Jeżeli jednak nasza sytuacja pozwala nam na zaciągnięcie kredytu lub zakup mieszkania za gotówkę, możemy śmiało zabrać się za szukanie mieszkania. Musimy jednak pamiętać o kilku ważnych rzeczach, które musimy sprawdzić, zanim podpiszemy umowę.

1. Kondycja mieszkania i budynku

Jeżeli zainteresuje nas jakieś mieszkanie, sprawdźmy dokładnie, w jakim jest stanie. Lokale w starym budownictwie mają też stare instalacje centralnego ogrzewania czy wodno-kanalizacyjne (chociaż w dużej części były one wymieniane). Budynki takie zazwyczaj mają starą elewację, a klatki schodowe pozostawiają wiele do życzenia. W takim wypadku dowiedzmy się, czy i na kiedy planowany jest remont. Zbywcy zazwyczaj zapewniają o tym, że wymiana instalacji, remont klatki schodowej czy ocieplanie budynku przewidziane jest na przyszły rok. Niestety najczęściej po dwóch latach nadal nic się nie dzieje. Aby uchronić się przed taką sytuacją, dowiedzmy się w administracji budynku lub spółdzielni, jak faktycznie wygląda sytuacja i czy planowane są jakieś remonty.

Warto też sprawdzić najbliższe sąsiedztwo. Mieszkanie przy zajezdni autobusowej czy przepompowni ścieków na pewno nie należy do najprzyjemniejszych, dlatego warto poświęcić chwilę na spacer po okolicy. Jeśli obok naszego budynku są tylko puste działki i nic nie zakłóca nam widoku na zieleń, lepiej sprawdzić, czy coś nam tego widoku w najbliższym czasie nie zasłoni. I nawet jeśli sprzedający zapewnia nas, że na sąsiednich działkach nic nie powstanie, wybierzmy się do urzędu gminy i sprawdźmy, co może w tych miejscach powstać.

2. Własność

Jeżeli osoba sprzedająca mieszkanie podaje się za właściciela, sprawdźmy, czy na pewno nim jest. Nie chcemy paść przecież ofiarą oszusta, który twierdzi, że mieszkanie jest jego własnością, a w rzeczywistości tylko je wynajmuje. Po pierwsze poprośmy o dokumenty świadczące o własności, czyli akt notarialny nabycia nieruchomości. Tam zapisane będzie, kto dokonał zakupu mieszkania.

Jeśli mieszkanie ma założoną księgę wieczystą, znajdziemy w niej informację o tym, kto jest właścicielem. Taki zapis znajduje się w dziale II księgi wieczystej, a jej odpis możemy dostać w wydziale wieczystoksięgowym sądu rejonowego. Jeżeli widnieją tam też inni właściciele, muszą oni także przystąpić do transakcji, ewentualnie może to zrobić jedna osoba posiadająca ich pełnomocnictwa potwierdzone notarialnie. Pamiętajmy jednak o dokładnym sprawdzeniu danych w pełnomocnictwie, ponieważ musimy je również przekazać do banku, który będzie udzielał nam kredytu na zakup mieszkania. Jeżeli dane nie będą się zgadzały ze stanem faktycznym, proces otrzymania kredytu może się przedłużyć.

W przypadku mieszkań spółdzielczo-własnościowych powinniśmy udać się do spółdzielni, gdzie otrzymamy informacje o właścicielach. Takie zaświadczenie ze spółdzielni może nam też przedstawić sprzedający.

3. Księga wieczysta

Kupując mieszkanie hipoteczne, dokładnie sprawdźmy jego księgę wieczystą. Posiadając numer KW (właściciel powinien nam go udostępnić bez problemu), otrzymamy odpis w wydziale wieczystoksięgowym sądu rejonowego. Koszt odpisu to tylko 30 PLN.

W dziale I znajdziemy informacje o mieszkaniu. Oprócz adresu jest tam również dokładny metraż i liczba pomieszczeń. Pozwoli nam to na zweryfikowanie tego, czy właściciel nie wprowadził nas w błąd, mówiąc o wielkości mieszkania. W dziale II natomiast znajdziemy informację o tym, kto jest właścicielem nieruchomości.

W dziale III mieszczą się informacje o ograniczonych prawach rzeczowych i ograniczeniach w rozporządzaniu nieruchomością. Ta część księgi wieczystej powinna być pusta, a jeśli znajdują się tam jakieś wpisy, musimy poprosić o ich wyjaśnienie.

Jeżeli mieszkanie obciążone jest kredytem hipotecznym, dowiemy się tego z działu IV (oczywiście lepiej, jeśli najpierw powie nam o tym właściciel). Tu znajdziemy informacje o tym, jakie są to hipoteki (kaucyjna czy zwykła), z dokładnym określeniem wysokości, waluty, nazwą banku, który udzielił kredytu oraz terminu spłaty. Wpisana hipoteka nie jest niczym niebezpiecznym, ponieważ po spłacie kredytu przez zbywcę zostanie wykreślona z księgi wieczystej.

Odpis KW jest ważny ok. miesiąca, więc przed podpisaniem umowy ostatecznej powinniśmy postarać się o nowy. Sprawdźmy wtedy, czy nie pojawiły się jakieś nowe informacje, które mogłyby zaważyć na zawarciu transakcji.

4. Inne dokumenty

Jeśli nabywane przez nas mieszkanie jest spółdzielczo-własnościowe, zbywca powinien nam dostarczyć zaświadczenie ze spółdzielni o możliwości sprzedaży lokalu. Pismo takie zawiera potwierdzenie tego, że właściciel dotychczas wywiązywał się ze zobowiązań względem spółdzielni i że nie ma przeciwwskazań do sprzedaży mieszkania, oraz że wcześniej nie były składane wnioski o sprzedaż. Poprośmy też o informacje ze spółdzielni o tym, czy przewidziane są jakieś remonty, które obciążać będą właścicieli. Dodatkowe koszty mogą sprawić, że cena mieszkania wzrośnie. Jeżeli tak będzie, spróbujmy negocjować z właścicielem niższą kwotę.

Warto też sprawdzić w administracji lub spółdzielni, czy właściciel nie zwleka z opłatami. Najlepiej poprosić o zaświadczenie na piśmie. Co prawda sprzedający w umowie oświadcza, że nie ma żadnych zadłużeń względem mieszkania, ale kiedy po kilku miesiącach okaże się, że jednak ma, możemy mieć problem z odnalezieniem go i całą należność będziemy musieli uregulować my. Co prawda możemy sprawę skierować do sądu, ale czasem gra nie warta jest świeczki (jeśli zadłużenie wynosi kilkaset złotych).

5. Umowa przedwstępna

Kiedy już sprawdzimy mieszkanie i skompletujemy dokumenty, czas na podpisanie umowy przedwstępnej. Dla naszego bezpieczeństwa najlepiej podpisać ją w formie aktu notarialnego. Jednak bez względu na to, czy jest to umowa notarialna czy cywilno-prawna musimy pamiętać o najważniejszych zapisach.

Bardzo ważne jest określenie terminów podpisania umowy ostatecznej, przekazania zadatku, wyprowadzenia się zbywcy z mieszkania oraz jego przekazania. W umowie musi być bardzo dokładnie opisane mieszkanie, które kupujemy, jego metraż i cena. Powinno się tam też znaleźć oświadczenie sprzedającego, że mieszkanie nie jest w żaden sposób zadłużone (np. zaległości w opłacaniu czynszu lub podatku gruntowego). Jeżeli jest ono obciążone hipoteką, musi być ona dokładnie określona (wartość, nazwa banku). Zbywca musi zobowiązać się do spłacenia kredytu w określonym terminie (a później przedstawić nam zaświadczenie o spłacie), co najczęściej następuje już po umowie ostatecznej.

W umowie przedwstępnej można też wyszczególnić, co pozostaje w mieszkaniu. Najlepiej zapisać to jako aneks do umowy.

Pamiętajmy o tym, żeby jak najlepiej dopasować terminy do własnych możliwości. Zanim podpiszemy umowę, dowiedzmy się w banku, jak długo będziemy czekać na udzielenie kredytu, dodajmy do tego dwa lub trzy tygodnie i na tej podstawie określmy termin podpisania umowy ostatecznej.

6. Umowa ostateczna i przekazanie mieszkania

Umowa ostateczna zawsze jest podpisywana w formie aktu notarialnego i zazwyczaj wygląda tak samo. Przed jej podpisaniem zbywca musi przedstawić zaświadczenie o wymeldowaniu wszystkich osób z mieszkania.

W umowie określamy kiedy wpłacone zostaną pieniądze (określmy to rozsądnie, zgodnie z naszymi możliwościami) oraz termin przekazania mieszkania.

W dniu przekazania mieszkania należy spisać protokół zdawczo-odbiorczy. Musi się tam znaleźć między innymi stan liczników. Od tego momentu to my, jako nowi właściciele jesteśmy zobowiązani do dokonywania wszelkich opłat. Powinniśmy podpisać umowy z zakładem energetycznym i gazowym. W tym celu musimy przedłożyć protokół zdawczo-odbiorczy, akt notarialny nabycia mieszkania oraz dowód tożsamości.

Kiedy już dostaniemy klucze do mieszkania, będziemy mogli poczuć się jak prawdziwi właściciele (nie licząc oczywiście banku, który wspaniałomyślnie udzielił nam kredytu). Nie pozostaje nam już nic innego jak rozpoczęcie urządzania naszego wymarzonego M.

Aleksandra Szarek

specjalista rynku nieruchomości

Home Broker

źródło informacji: INTERIA.PL

Polnord przyznaje - na rynku jest kiepsko

W wywiadzie dla PAP prezes Polnordu przyznał, że krajowy rynek mieszkaniowy dotknął krach.
Mieszkania sprzedają się bardzo trudno, co wymusi spadki cen, a w rezultacie pogorszą sią przychody i zyski deweloperów. Choć powodem załamania sprzedaży jest przede wszystkim zaostrzenie polityki kredytowej przez banki, to w perspektywie spowolnienia gospodarczego spadek popytu na mieszkania będzie miał charakter bardziej fundamentalny (słabsze perspektywy nie będą zachęcały Polaków do zaciągania kredytów, nawet jeśli banki poluzują politykę kredytowa).

Ceny muszą spaść!

W naszym pierwszym raporcie na temat deweloperów wskazywaliśmy, że dla kredytobiorcy (zwłaszcza długoterminowego, jakimi są zaciągający kredyty hipoteczne) cena kredytu ma znaczenie drugorzędne. W pierwszej kolejności liczy się możliwość spłaty kredytu, a ta wynika z bezpieczeństwa zatrudnienia i ewentualnych perspektyw na poprawę zarobków. W dobie kryzysu nie można mówi o bezpieczeństwie zatrudnienia, a wiec mniej będzie chętnych do zaciągania zobowiązań kredytowych, a bez nich statystycznego Polaka nie stać na kupno własnego mieszkania.

Sprzedaż stanęła!

Prezes przyznaje, że w IV kwartale sprzedaż Polnordu praktycznie stanęła. W naszych prognozach przyjęliśmy, iż spółce udało się znaleźć chętnych na ok. 60 lokali. Mimo tego prezes podtrzymuje swoja prognozę na 2008 r. zakładająca poniżej 1 mld zł przychodów i 200 mln zł zysku na sprzedaży.

Po 3 kwartałach spółka miała ok. 320 mln zł sprzedaży i ok. 140 mln zł zysku brutto na sprzedaży. Przy, naszym zdaniem słabym IV kwartale, sprzedaż całoroczna ukształtuje się znacząco poniżej 1 mld zł (oczekujemy ok. 370 mln zł), a zysk brutto na sprzedaży sięgnie ok. 150 mln zł.

Zysk netto wyniesie nieco ponad 90 mln zł. Jednocześnie prezes poinformował o wstrzymaniu procesów akwizycyjnych. W obecnej sytuacji na rynku spółka koncentrować się będzie na realizacji inwestycji na bazie posiadanego banku ziemi.

(M.Sztabler)

źródło informacji: DM PKO BP

Polnord przyznaje - na rynku jest kiepsko

W wywiadzie dla PAP prezes Polnordu przyznał, że krajowy rynek mieszkaniowy dotknął krach.
Mieszkania sprzedają się bardzo trudno, co wymusi spadki cen, a w rezultacie pogorszą sią przychody i zyski deweloperów. Choć powodem załamania sprzedaży jest przede wszystkim zaostrzenie polityki kredytowej przez banki, to w perspektywie spowolnienia gospodarczego spadek popytu na mieszkania będzie miał charakter bardziej fundamentalny (słabsze perspektywy nie będą zachęcały Polaków do zaciągania kredytów, nawet jeśli banki poluzują politykę kredytowa).

Ceny muszą spaść!

W naszym pierwszym raporcie na temat deweloperów wskazywaliśmy, że dla kredytobiorcy (zwłaszcza długoterminowego, jakimi są zaciągający kredyty hipoteczne) cena kredytu ma znaczenie drugorzędne. W pierwszej kolejności liczy się możliwość spłaty kredytu, a ta wynika z bezpieczeństwa zatrudnienia i ewentualnych perspektyw na poprawę zarobków. W dobie kryzysu nie można mówi o bezpieczeństwie zatrudnienia, a wiec mniej będzie chętnych do zaciągania zobowiązań kredytowych, a bez nich statystycznego Polaka nie stać na kupno własnego mieszkania.

Sprzedaż stanęła!

Prezes przyznaje, że w IV kwartale sprzedaż Polnordu praktycznie stanęła. W naszych prognozach przyjęliśmy, iż spółce udało się znaleźć chętnych na ok. 60 lokali. Mimo tego prezes podtrzymuje swoja prognozę na 2008 r. zakładająca poniżej 1 mld zł przychodów i 200 mln zł zysku na sprzedaży.

Po 3 kwartałach spółka miała ok. 320 mln zł sprzedaży i ok. 140 mln zł zysku brutto na sprzedaży. Przy, naszym zdaniem słabym IV kwartale, sprzedaż całoroczna ukształtuje się znacząco poniżej 1 mld zł (oczekujemy ok. 370 mln zł), a zysk brutto na sprzedaży sięgnie ok. 150 mln zł.

Zysk netto wyniesie nieco ponad 90 mln zł. Jednocześnie prezes poinformował o wstrzymaniu procesów akwizycyjnych. W obecnej sytuacji na rynku spółka koncentrować się będzie na realizacji inwestycji na bazie posiadanego banku ziemi.

(M.Sztabler)

źródło informacji: DM PKO BP

Bonarka pnie się w górę!

Trwa budowa największego w Polsce kompleksu handlowo-usługowo-rozrywkowego Bonarka City Center w Krakowie. Zrealizowano już 70 proc. konstrukcji stanu surowego obiektu, którego całkowita powierzchnia wynosi 234,000 m2. Roboty zewnętrzne wokół centrum, zostaną zakończone w lipcu 2009 r. Otwarcie obiektu zaplanowano na listopad 2009 r.

- Trwają prace przy parkingu oraz montażem konstrukcji prefabrykowanej, który jest zaawansowany na poziomie 70 proc. Wykonywane są klatki schodowe, zewnętrzne ściany, kanalizacja deszczowa oraz konstrukcja dachowa - mówi Barbara Kopczyńska, członek zarządu Roland Investments (TriGranit Holding Ltd & IPR Ltd.). - Aktualnie kończymy też prace rekultywacyjne na całym terenie inwestycji - dodaje Kopczyńska. Rozpoczęła się również budowa kina, składającego się z 20 sal. Zamknięcie budynku, czyli tzw. Wiecha, zaplanowane jest na początek kwietnia 2009 roku.

Równolegle z budową obiektu trwają prace związane z budową i przebudową systemu dróg wewnętrznych, połączonych z miejską infrastrukturą drogową. Zakończona została przebudowa ul. Kamieńskiego. Z końcem lutego rozpoczną się prace na ulicy Turowicza, a następnie, w kwietniu 2009 roku budowa łącznika Walerego Sławka. Trwają prace związane z przebudową ulicy Puszkarskiej.

Generalnym wykonawcą jest firma Arcadom Polska sp. z o.o., firma córka węgierskiej spółki budowlanej Arcadom Construcion Co. realizującej budowy w wielu krajach Europy środkowo-wschodniej. Arcadom Construction istnieje od 1996 roku i ma na swoim koncie ponad 1,5 mln wybudowanych m2. Wartość dotychczas zrealizowanych projektów wynosi około 700 miliardów Euro. Firma Arcadom Polska przy budowie Bonarka City Center zatrudnia wielu podwykonawców z rynku lokalnego takich jak: Barzak, Energopol, Bud-max, Consolis, Technobud.

- Projekt ma w pełni zapewnione finansowanie bankowe. Kredytodawcą jest niemiecki Aareal Bank AG specjalizujący się w finansowaniu nieruchomości komercyjnych w tym dużych, wielofunkcyjnych projektów. Mamy duże doświadczenie w finansowaniu wielofunkcyjnych obiektów komercyjnych na całym świecie. W Polsce finansujemy znaczące projekty handlowe takie jak: warszawska Galeria Mokotów oraz Centrum Handlowe Arkadia. Współpracowaliśmy również przy poprzednim projekcie TriGranit realizowanym w Polsce - Silesia City Center w Katowicach - mówi dyrektor zarządzający Aareal Bank AG w Polsce Michał Sternicki. Bonarka City Center to bardzo dobry projekt, jesteśmy zadowoleni z postępu prac i czekamy na otwarcie - dodaje Sternicki.

interia.pl/Wtorek, 10 lutego (06:00)

Bonarka pnie się w górę!

Trwa budowa największego w Polsce kompleksu handlowo-usługowo-rozrywkowego Bonarka City Center w Krakowie. Zrealizowano już 70 proc. konstrukcji stanu surowego obiektu, którego całkowita powierzchnia wynosi 234,000 m2. Roboty zewnętrzne wokół centrum, zostaną zakończone w lipcu 2009 r. Otwarcie obiektu zaplanowano na listopad 2009 r.

- Trwają prace przy parkingu oraz montażem konstrukcji prefabrykowanej, który jest zaawansowany na poziomie 70 proc. Wykonywane są klatki schodowe, zewnętrzne ściany, kanalizacja deszczowa oraz konstrukcja dachowa - mówi Barbara Kopczyńska, członek zarządu Roland Investments (TriGranit Holding Ltd & IPR Ltd.). - Aktualnie kończymy też prace rekultywacyjne na całym terenie inwestycji - dodaje Kopczyńska. Rozpoczęła się również budowa kina, składającego się z 20 sal. Zamknięcie budynku, czyli tzw. Wiecha, zaplanowane jest na początek kwietnia 2009 roku.

Równolegle z budową obiektu trwają prace związane z budową i przebudową systemu dróg wewnętrznych, połączonych z miejską infrastrukturą drogową. Zakończona została przebudowa ul. Kamieńskiego. Z końcem lutego rozpoczną się prace na ulicy Turowicza, a następnie, w kwietniu 2009 roku budowa łącznika Walerego Sławka. Trwają prace związane z przebudową ulicy Puszkarskiej.

Generalnym wykonawcą jest firma Arcadom Polska sp. z o.o., firma córka węgierskiej spółki budowlanej Arcadom Construcion Co. realizującej budowy w wielu krajach Europy środkowo-wschodniej. Arcadom Construction istnieje od 1996 roku i ma na swoim koncie ponad 1,5 mln wybudowanych m2. Wartość dotychczas zrealizowanych projektów wynosi około 700 miliardów Euro. Firma Arcadom Polska przy budowie Bonarka City Center zatrudnia wielu podwykonawców z rynku lokalnego takich jak: Barzak, Energopol, Bud-max, Consolis, Technobud.

- Projekt ma w pełni zapewnione finansowanie bankowe. Kredytodawcą jest niemiecki Aareal Bank AG specjalizujący się w finansowaniu nieruchomości komercyjnych w tym dużych, wielofunkcyjnych projektów. Mamy duże doświadczenie w finansowaniu wielofunkcyjnych obiektów komercyjnych na całym świecie. W Polsce finansujemy znaczące projekty handlowe takie jak: warszawska Galeria Mokotów oraz Centrum Handlowe Arkadia. Współpracowaliśmy również przy poprzednim projekcie TriGranit realizowanym w Polsce - Silesia City Center w Katowicach - mówi dyrektor zarządzający Aareal Bank AG w Polsce Michał Sternicki. Bonarka City Center to bardzo dobry projekt, jesteśmy zadowoleni z postępu prac i czekamy na otwarcie - dodaje Sternicki.

interia.pl/Wtorek, 10 lutego (06:00)

Kryzys napędza miejskie inwestycje

Firmy budowlane, bojąc się kryzysu, na wyścigi przystępują do przetargów organizowanych przez miasta, które ciągle mają pieniądze na inwestycje - pisze "Metro".

Urzędnicy w olsztyńskim ratuszu dopiero co rozstrzygnęli przetarg na remont kanalizacji. Spośród pięciu ofert wybrali najtańszą - wartą 39 mln zł. Wcześniej w budżecie zarezerwowali na to 55 mln zł. Kilkaset tysięcy złotych zaoszczędzili też na renowacji małej, ale prowadzącej do dużego osiedla ulicy Bartąskiej i kolejne pół miliona na budowie kompleksu sportowego. - Wykonawcy ścigają się na ceny. Ta tendencja bardzo nas cieszy - mówi Aneta Szpaderska, rzeczniczka olsztyńskiego magistratu. Zaoszczędzone pieniądze ratusz przeznaczy na remonty szkół.

Mniej wydaje również Warszawa. Remont ul. Baletowej na Ursynowie miał kosztować 5 mln zł. Udało się go zrobić za połowę tej kwoty. Poszerzenie wiaduktu nad Kanałem Żerańskim stołeczni urzędnicy wycenili na 200 mln zł. Prace kosztowały 79 mln zł mniej. Ostatnio za poszerzenie ul. Modlińskiej łączącej centrum miasta z północnymi dzielnicami miasta jedna z firm chciała 37 mln zł mniej niż przeznaczono na to w budżecie.

We wtorek w Zarządzie Miejskich Inwestycji Drogowych nastąpi otwarcie ofert, jakie złożono w przetargu na budowę mostu Północnego. - Przystąpiło do niego 10 firm z polski i zagranicy - mówi Agata Choińska, rzecznik ZMID. Miasto chce na tę inwestycję przeznaczyć aż 1,2 mld złotych. - Wcześniej wykonawcy chcieli blisko 2 mld zł - mówiła prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy o kryzysie nikt nie mówił, firmy budowlane przebierały w zleceniach i dyktowały warunki. Dziś same szukają przetargów. Szczególnie tych organizowanych przez miasta, bo to pewny zleceniodawca - podkreśla "Metro".

źródło informacji: PAP/Metro

interia.pl/Wtorek, 10 lutego (07:16)

Kryzys napędza miejskie inwestycje

Firmy budowlane, bojąc się kryzysu, na wyścigi przystępują do przetargów organizowanych przez miasta, które ciągle mają pieniądze na inwestycje - pisze "Metro".

Urzędnicy w olsztyńskim ratuszu dopiero co rozstrzygnęli przetarg na remont kanalizacji. Spośród pięciu ofert wybrali najtańszą - wartą 39 mln zł. Wcześniej w budżecie zarezerwowali na to 55 mln zł. Kilkaset tysięcy złotych zaoszczędzili też na renowacji małej, ale prowadzącej do dużego osiedla ulicy Bartąskiej i kolejne pół miliona na budowie kompleksu sportowego. - Wykonawcy ścigają się na ceny. Ta tendencja bardzo nas cieszy - mówi Aneta Szpaderska, rzeczniczka olsztyńskiego magistratu. Zaoszczędzone pieniądze ratusz przeznaczy na remonty szkół.

Mniej wydaje również Warszawa. Remont ul. Baletowej na Ursynowie miał kosztować 5 mln zł. Udało się go zrobić za połowę tej kwoty. Poszerzenie wiaduktu nad Kanałem Żerańskim stołeczni urzędnicy wycenili na 200 mln zł. Prace kosztowały 79 mln zł mniej. Ostatnio za poszerzenie ul. Modlińskiej łączącej centrum miasta z północnymi dzielnicami miasta jedna z firm chciała 37 mln zł mniej niż przeznaczono na to w budżecie.

We wtorek w Zarządzie Miejskich Inwestycji Drogowych nastąpi otwarcie ofert, jakie złożono w przetargu na budowę mostu Północnego. - Przystąpiło do niego 10 firm z polski i zagranicy - mówi Agata Choińska, rzecznik ZMID. Miasto chce na tę inwestycję przeznaczyć aż 1,2 mld złotych. - Wcześniej wykonawcy chcieli blisko 2 mld zł - mówiła prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy o kryzysie nikt nie mówił, firmy budowlane przebierały w zleceniach i dyktowały warunki. Dziś same szukają przetargów. Szczególnie tych organizowanych przez miasta, bo to pewny zleceniodawca - podkreśla "Metro".

źródło informacji: PAP/Metro

interia.pl/Wtorek, 10 lutego (07:16)

Na czym tym razem straciły fundusze?

Aktywa funduszy inwestycyjnych spadły w styczniu w stosunku do grudnia ubiegłego roku o 3,5 proc. do 71,1 mld zł - poinformowano w raporcie przygotowanym przez Analizy Online i Izbę Zarządzających Funduszami i Aktywami.

- Grudniowy wzrost środków zgromadzonych w funduszach inwestycyjnych nie stanowił trwalszego przełomu i po jednomiesięcznej poprawie sytuacji powróciliśmy do tendencji, obserwowanej nieprzerwanie od października 2007 roku - napisano w raporcie.

Autorzy raportu zwracają uwagę, że brak drastycznego spadku aktywów w IV kwartale 2008 r. był spowodowany transferem środków do TFI w ramach grupy Commercial Union.

- W styczniu tego czynnika zabrakło, zatem sytuacja na rynku funduszy była rezultatem oddziaływania dwóch tradycyjnych sił, czyli wyników wypracowywanych przez zarządzających oraz napływu nowych środków - napisano.

- Mimo że obie w minionym miesiącu wpływały na aktywa funduszy negatywnie, to zdecydowanie większą rolę odegrał pierwszy z nich. Szacujemy bowiem, że przewaga umorzeń nad wpłatami to zaledwie 280 mln zł - dodano.

Mimo spadku całego rynku, w trzech segmentach, w styczniu, nastąpił wzrost wartości aktywów. Wzrost miał miejsce w funduszach dłużnych (+8,2 proc.), surowcowych (+4,4 proc.), oraz nieruchomości (+0,4).

- W pozostałych segmentach obserwowaliśmy spadki wartości zarządzanych aktywów: od 3,5 proc. w przypadku funduszy z ochroną kapitału, do 7,8 proc. w funduszach akcji - napisano w raporcie.

interia.pl

Na czym tym razem straciły fundusze?

Aktywa funduszy inwestycyjnych spadły w styczniu w stosunku do grudnia ubiegłego roku o 3,5 proc. do 71,1 mld zł - poinformowano w raporcie przygotowanym przez Analizy Online i Izbę Zarządzających Funduszami i Aktywami.

- Grudniowy wzrost środków zgromadzonych w funduszach inwestycyjnych nie stanowił trwalszego przełomu i po jednomiesięcznej poprawie sytuacji powróciliśmy do tendencji, obserwowanej nieprzerwanie od października 2007 roku - napisano w raporcie.

Autorzy raportu zwracają uwagę, że brak drastycznego spadku aktywów w IV kwartale 2008 r. był spowodowany transferem środków do TFI w ramach grupy Commercial Union.

- W styczniu tego czynnika zabrakło, zatem sytuacja na rynku funduszy była rezultatem oddziaływania dwóch tradycyjnych sił, czyli wyników wypracowywanych przez zarządzających oraz napływu nowych środków - napisano.

- Mimo że obie w minionym miesiącu wpływały na aktywa funduszy negatywnie, to zdecydowanie większą rolę odegrał pierwszy z nich. Szacujemy bowiem, że przewaga umorzeń nad wpłatami to zaledwie 280 mln zł - dodano.

Mimo spadku całego rynku, w trzech segmentach, w styczniu, nastąpił wzrost wartości aktywów. Wzrost miał miejsce w funduszach dłużnych (+8,2 proc.), surowcowych (+4,4 proc.), oraz nieruchomości (+0,4).

- W pozostałych segmentach obserwowaliśmy spadki wartości zarządzanych aktywów: od 3,5 proc. w przypadku funduszy z ochroną kapitału, do 7,8 proc. w funduszach akcji - napisano w raporcie.

interia.pl

Dobra wiadomość dla tych, którzy nie mogą kupić własnego mieszkania

Czynsze spadają – to dobra wiadomość dla tych, których nie stać na zakup własnego mieszkania – informuje „Gazeta Wyborcza”
Ze względu na kryzys finansowy spodziewany był wzrost kosztów wynajmu mieszkania. Okazało się jednak, że ceny najmu mieszkań nieznacznie spadły. A to dlatego, że – jak zauważa „Gazeta Wyborcza” – część właścicieli mieszkań woli je wynajmować niż tanio sprzedać.

W styczniu za wynajem kawalerki w Warszawie trzeba było zapłacić przeciętnie 1,6 tys. zł, czyli tyle samo, co we wrześniu 2008 roku, a za wynajem mieszkania dwupokojowego – 2,2 tys. zł, czyli o 100 zł mniej.

Gazeta powołuje się także na raport, według którego ceny najmu spadły w prawie wszystkich dużych miastach, z wyjątkiem Poznania, gdzie średni czynsz zatrzymała się na poziomie 33 zł za mkw.

Więcej w „Gazecie Wyborczej”.
onet.pl/
(Gazeta Wyborcza, tm/10.02.2009, godz. 06:33)

Dobra wiadomość dla tych, którzy nie mogą kupić własnego mieszkania

Czynsze spadają – to dobra wiadomość dla tych, których nie stać na zakup własnego mieszkania – informuje „Gazeta Wyborcza”
Ze względu na kryzys finansowy spodziewany był wzrost kosztów wynajmu mieszkania. Okazało się jednak, że ceny najmu mieszkań nieznacznie spadły. A to dlatego, że – jak zauważa „Gazeta Wyborcza” – część właścicieli mieszkań woli je wynajmować niż tanio sprzedać.

W styczniu za wynajem kawalerki w Warszawie trzeba było zapłacić przeciętnie 1,6 tys. zł, czyli tyle samo, co we wrześniu 2008 roku, a za wynajem mieszkania dwupokojowego – 2,2 tys. zł, czyli o 100 zł mniej.

Gazeta powołuje się także na raport, według którego ceny najmu spadły w prawie wszystkich dużych miastach, z wyjątkiem Poznania, gdzie średni czynsz zatrzymała się na poziomie 33 zł za mkw.

Więcej w „Gazecie Wyborczej”.
onet.pl/
(Gazeta Wyborcza, tm/10.02.2009, godz. 06:33)

Tani złoty może się okazać naszym atutem

Napływ zagranicznych inwestycji do Polski spadnie w 2009 roku do 7-10 mld złotych. To spadek nawet o 40%. Tani złoty jednak może się okazać naszym atutem – czytamy w „Parkiecie”.
Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych spodziewa się silnego spadku napływu kapitału zagranicznego do Polski. Szacuje się, że 2009 rok będzie bardzo pesymistyczny pod tym względem.

Gazeta zauważa jednak, że wielkości prognozowane mogą bardzo odbiegać od końcowych wyników. Szybko zmieniająca się sytuacja rynkowa może znacząco wpłynąć na transfery kapitału zagranicznego.

Coraz tańszy złoty obniża koszty inwestycji, a to z kolei skłania zagranicznych inwestorów do przenoszenia swoich zakładów do Polski. Tu paradoksalnie słaba złotówka może nam pomóc.

Według PAIiIZ Polska wciąż jest krajem atrakcyjnym dla zagranicznych inwestorów.

Więcej w gazecie giełdy „Parkiet”
(Parkiet/10.02.2009, godz. 08:02)

Tani złoty może się okazać naszym atutem

Napływ zagranicznych inwestycji do Polski spadnie w 2009 roku do 7-10 mld złotych. To spadek nawet o 40%. Tani złoty jednak może się okazać naszym atutem – czytamy w „Parkiecie”.
Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych spodziewa się silnego spadku napływu kapitału zagranicznego do Polski. Szacuje się, że 2009 rok będzie bardzo pesymistyczny pod tym względem.

Gazeta zauważa jednak, że wielkości prognozowane mogą bardzo odbiegać od końcowych wyników. Szybko zmieniająca się sytuacja rynkowa może znacząco wpłynąć na transfery kapitału zagranicznego.

Coraz tańszy złoty obniża koszty inwestycji, a to z kolei skłania zagranicznych inwestorów do przenoszenia swoich zakładów do Polski. Tu paradoksalnie słaba złotówka może nam pomóc.

Według PAIiIZ Polska wciąż jest krajem atrakcyjnym dla zagranicznych inwestorów.

Więcej w gazecie giełdy „Parkiet”
(Parkiet/10.02.2009, godz. 08:02)

Łatwa legalizacja samowoli budowlanej

Zatwierdzenie samowolnej budowy domku jednorodzinnego będzie kosztowało 5 tys. zł, a nie jak dzisiaj 50 tys. zł. Cała procedura potrwa najwyżej kilka tygodni.
Jeszcze w tym tygodniu posłowie mogą przegłosować rewolucyjne zmiany w przepisach. Oznacza to, że wejdą one w życie w tym roku. Projekt zmian prawa budowlanego przygotowała sejmowa komisja „Przyjazne państwo”.
Osoba, która zacznie budować z naruszeniem prawa, będzie mogła bardzo szybko wyprostować swoją sytuację - wyjaśnia posłanka Aldona Młyńczak (PO). Wystarczy, że przyjdzie do powiatowego nadzoru budowlanego i dokona rejestracji. Inwestycja będzie musiała być jednak zgodna z przepisami techniczno-budowlanymi oraz miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, a tam, gdzie go nie ma – z decyzją ustalającą warunki zabudowy. Czasami niezbędny będzie też projekt budowlany. Tak jak dzisiaj trzeba będzie wnieść opłatę legalizacyjną, ale w większości wypadków nie będzie ona już tak horrendalnie wysoka (patrz ramka). Inwestorzy zapłacą 5 tys. zł.
Tyle samo co dzisiaj zapłacą jedynie ci, którzy będą budować na terenach objętych unijną ochroną obszarów Natura 2000 lub gdy trzeba będzie przeprowadzić postępowanie oceniające wpływ inwestycji na środowisko.

Obecna procedura legalizacji nie jest prosta, łącznie trzeba spełnić kilka warunków. Obiekt nie może naruszać przepisów (w tym miejscowego planu albo decyzji ustalającej warunki zabudowy), należy też sporządzić projekt budowlany zawierający wszystkie niezbędne uzgodnienia oraz wnieść opłatę legalizacyjną. Wysokość tej ostatniej zależy od rodzaju samowoli, a mianowicie, czy budynek (inny obiekt) został postawiony bez wymaganego pozwolenia na budowę czy też bez zgłoszenia (lub pomimo sprzeciwu złożonego do zgłoszenia).

W pierwszym wypadku trzeba sporo zapłacić. Opłatę wylicza się tu na podstawie wzoru zawartego w prawie budowlanym. Stawkę 500 zł mnoży się przez 50 i przez odpowiedni współczynnik: kategorii obiektu i jego wielkości (zawiera je załącznik do prawa budowlanego). W drugim wypadku opłaty są dużo niższe i nie wylicza się ich według wzoru. Przepisy podają je kwotowo: w zależności od rodzaju obiektu wynoszą one 2,5 tys. lub 5 tys. zł.

Te zmiany to naturalna konsekwencja innych propozycji zawartych w tym projekcie – uważa Mariola Berdysz, dyrektor fundacji Wszechnica Budowlana. Chodzi mianowicie o zniesienie pozwoleń na budowę i zastąpienie ich prostą rejestracją. Żadnej legalizacji natomiast nie będą wymagały proste roboty budowlane.

Projekt nie zawiera przepisów przejściowych. Oznacza to, że obejmie także inwestorów, którzy popełnili obecnie samowolę.

Będzie abolicja

Projekt przewiduje także abolicję dla osób, które dopuściły się samowoli przed 1 stycznia 1995 r. Wystarczy, by złożyły wniosek o potwierdzenie legalności do nadzoru, a ten wyda zaświadczenie w tej sprawie.
To niebezpieczny zapis – twierdzi Mariola Berdysz. Nadzór nie będzie sprawdzał, czy legalizacja w ogóle jest dopuszczalna czy nie. Będzie to automatyczne przyjęcie wniosku.

Projekt krytykują posłowie PiS i Lewicy. Obniżenie opłat legalizacyjnych to przesada – uważa poseł PiS Andrzej Adamczyk. Tyle samo ma kosztować legalizacja domu letniskowego co hotelu.

W trakcie drugiego czytania wniósł on poprawkę, by do rejestracji stosować obowiązujące stawki. Czy zostanie zaakceptowana? To się okaże wkrótce.

Renata Krupa-Dąbrowska
Rzeczpospolita
wp.pl/ Rzeczpospolita | 10.02.2009 | 07:29

Łatwa legalizacja samowoli budowlanej

Zatwierdzenie samowolnej budowy domku jednorodzinnego będzie kosztowało 5 tys. zł, a nie jak dzisiaj 50 tys. zł. Cała procedura potrwa najwyżej kilka tygodni.
Jeszcze w tym tygodniu posłowie mogą przegłosować rewolucyjne zmiany w przepisach. Oznacza to, że wejdą one w życie w tym roku. Projekt zmian prawa budowlanego przygotowała sejmowa komisja „Przyjazne państwo”.
Osoba, która zacznie budować z naruszeniem prawa, będzie mogła bardzo szybko wyprostować swoją sytuację - wyjaśnia posłanka Aldona Młyńczak (PO). Wystarczy, że przyjdzie do powiatowego nadzoru budowlanego i dokona rejestracji. Inwestycja będzie musiała być jednak zgodna z przepisami techniczno-budowlanymi oraz miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, a tam, gdzie go nie ma – z decyzją ustalającą warunki zabudowy. Czasami niezbędny będzie też projekt budowlany. Tak jak dzisiaj trzeba będzie wnieść opłatę legalizacyjną, ale w większości wypadków nie będzie ona już tak horrendalnie wysoka (patrz ramka). Inwestorzy zapłacą 5 tys. zł.
Tyle samo co dzisiaj zapłacą jedynie ci, którzy będą budować na terenach objętych unijną ochroną obszarów Natura 2000 lub gdy trzeba będzie przeprowadzić postępowanie oceniające wpływ inwestycji na środowisko.

Obecna procedura legalizacji nie jest prosta, łącznie trzeba spełnić kilka warunków. Obiekt nie może naruszać przepisów (w tym miejscowego planu albo decyzji ustalającej warunki zabudowy), należy też sporządzić projekt budowlany zawierający wszystkie niezbędne uzgodnienia oraz wnieść opłatę legalizacyjną. Wysokość tej ostatniej zależy od rodzaju samowoli, a mianowicie, czy budynek (inny obiekt) został postawiony bez wymaganego pozwolenia na budowę czy też bez zgłoszenia (lub pomimo sprzeciwu złożonego do zgłoszenia).

W pierwszym wypadku trzeba sporo zapłacić. Opłatę wylicza się tu na podstawie wzoru zawartego w prawie budowlanym. Stawkę 500 zł mnoży się przez 50 i przez odpowiedni współczynnik: kategorii obiektu i jego wielkości (zawiera je załącznik do prawa budowlanego). W drugim wypadku opłaty są dużo niższe i nie wylicza się ich według wzoru. Przepisy podają je kwotowo: w zależności od rodzaju obiektu wynoszą one 2,5 tys. lub 5 tys. zł.

Te zmiany to naturalna konsekwencja innych propozycji zawartych w tym projekcie – uważa Mariola Berdysz, dyrektor fundacji Wszechnica Budowlana. Chodzi mianowicie o zniesienie pozwoleń na budowę i zastąpienie ich prostą rejestracją. Żadnej legalizacji natomiast nie będą wymagały proste roboty budowlane.

Projekt nie zawiera przepisów przejściowych. Oznacza to, że obejmie także inwestorów, którzy popełnili obecnie samowolę.

Będzie abolicja

Projekt przewiduje także abolicję dla osób, które dopuściły się samowoli przed 1 stycznia 1995 r. Wystarczy, by złożyły wniosek o potwierdzenie legalności do nadzoru, a ten wyda zaświadczenie w tej sprawie.
To niebezpieczny zapis – twierdzi Mariola Berdysz. Nadzór nie będzie sprawdzał, czy legalizacja w ogóle jest dopuszczalna czy nie. Będzie to automatyczne przyjęcie wniosku.

Projekt krytykują posłowie PiS i Lewicy. Obniżenie opłat legalizacyjnych to przesada – uważa poseł PiS Andrzej Adamczyk. Tyle samo ma kosztować legalizacja domu letniskowego co hotelu.

W trakcie drugiego czytania wniósł on poprawkę, by do rejestracji stosować obowiązujące stawki. Czy zostanie zaakceptowana? To się okaże wkrótce.

Renata Krupa-Dąbrowska
Rzeczpospolita
wp.pl/ Rzeczpospolita | 10.02.2009 | 07:29

Łodzianie stracili zaufanie do walut i inwestują w złoto

W łódzkich bankach zabrakło złota. Na sztabki trzeba czekać od kilku do nawet kilkunastu tygodni.
W warszawskim i internetowym sklepie Mennicy Polskiej, do którego są odsyłani łodzianie przez pracowników oddziału Narodowego Banku Polskiego przy al. Kościuszki, sytuacja jest podobna.

Ogromna popularność szlachetnego kruszcu jest spowodowana zawirowaniami na giełdach papierów wartościowych oraz na rynkach finansowych. Zaufanie do pieniądza słabnie, a łodzianie chętniej wracają do dawnego sposobu inwestowania - mówi Piotr Nowak z Raiffeisen Bank, jedynej tego rodzaju placówki w Polsce prowadzącej sprzedaż złota. Zamówienia w austriackiej mennicy, z której czerpiemy złoto, złożono w listopadzie. Problem w tym, że czeka na nie cała Europa. Mamy nadzieję, że pod koniec lutego będziemy już mieć ponownie pełen asortyment.
Tymczasem Mennica Polska wprowadziła nawet zapisy na sztabki...

O ich zakupie od ręki nie ma mowy - wyjaśnia Artur Krzymowski. Obecnie zostało nam tylko kilkanaście sztuk najmniejszych, czyli 5- i 10-gramowych. Przyjmujemy jednak zamówienia i 50-procentową zaliczkę od chętnych, którzy chcą poczekać dwa lub trzy miesiące. Dostają gwarancję zakupu kruszcu po obecnej cenie.

Zwiększone zainteresowanie złotem można dostrzec także w sprzedaży monet oferowanych przez NBP.

Od początku roku sprzedaliśmy 233 złote monety kolekcjonerskie oraz te z orłem bielikiem - mówi Jerzy Koźba, p.o. dyrektor oddziału okręgowego NBP w Łodzi. Został nam tylko jeden bielik o nominale 500 zł (cena: 3.733,15 zł). Nadal można kupić te wydane z okazji olimpiady w Pekinie, 90-lecia odzyskania niepodległości czy z wizerunkiem rycerza.

Zakup sztabek w lombardach również graniczy z cudem. Wczoraj w trzydziestu z nich pracownicy twierdzili, że nie widzieli sztabek od kilku miesięcy, choć coraz więcej łodzian o nie pyta. Popytu na złoto użytkowe z kolei nie ma, bo jego cena poszła gwałtownie w górę. Wczoraj wynosiła 901 dolarów za uncję (31,1 g), czyli 3.168,37 zł (pod koniec października 2008 r. - 692,50 dol., czyli 2.167,73 zł).

Express Ilustrowany

Łodzianie stracili zaufanie do walut i inwestują w złoto

W łódzkich bankach zabrakło złota. Na sztabki trzeba czekać od kilku do nawet kilkunastu tygodni.
W warszawskim i internetowym sklepie Mennicy Polskiej, do którego są odsyłani łodzianie przez pracowników oddziału Narodowego Banku Polskiego przy al. Kościuszki, sytuacja jest podobna.

Ogromna popularność szlachetnego kruszcu jest spowodowana zawirowaniami na giełdach papierów wartościowych oraz na rynkach finansowych. Zaufanie do pieniądza słabnie, a łodzianie chętniej wracają do dawnego sposobu inwestowania - mówi Piotr Nowak z Raiffeisen Bank, jedynej tego rodzaju placówki w Polsce prowadzącej sprzedaż złota. Zamówienia w austriackiej mennicy, z której czerpiemy złoto, złożono w listopadzie. Problem w tym, że czeka na nie cała Europa. Mamy nadzieję, że pod koniec lutego będziemy już mieć ponownie pełen asortyment.
Tymczasem Mennica Polska wprowadziła nawet zapisy na sztabki...

O ich zakupie od ręki nie ma mowy - wyjaśnia Artur Krzymowski. Obecnie zostało nam tylko kilkanaście sztuk najmniejszych, czyli 5- i 10-gramowych. Przyjmujemy jednak zamówienia i 50-procentową zaliczkę od chętnych, którzy chcą poczekać dwa lub trzy miesiące. Dostają gwarancję zakupu kruszcu po obecnej cenie.

Zwiększone zainteresowanie złotem można dostrzec także w sprzedaży monet oferowanych przez NBP.

Od początku roku sprzedaliśmy 233 złote monety kolekcjonerskie oraz te z orłem bielikiem - mówi Jerzy Koźba, p.o. dyrektor oddziału okręgowego NBP w Łodzi. Został nam tylko jeden bielik o nominale 500 zł (cena: 3.733,15 zł). Nadal można kupić te wydane z okazji olimpiady w Pekinie, 90-lecia odzyskania niepodległości czy z wizerunkiem rycerza.

Zakup sztabek w lombardach również graniczy z cudem. Wczoraj w trzydziestu z nich pracownicy twierdzili, że nie widzieli sztabek od kilku miesięcy, choć coraz więcej łodzian o nie pyta. Popytu na złoto użytkowe z kolei nie ma, bo jego cena poszła gwałtownie w górę. Wczoraj wynosiła 901 dolarów za uncję (31,1 g), czyli 3.168,37 zł (pod koniec października 2008 r. - 692,50 dol., czyli 2.167,73 zł).

Express Ilustrowany

Dopłaty dla wybranych

Nie wszyscy będą mogli skorzystać z programu "Rodzina na swoim"
Program "Rodzina na swoim" cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Niestety, nie każda rodzina będzie mogła skorzystać z rządowych dopłat do kredytów hipotecznych.

Pokrzywdzeni są mieszkańcy gmin bezpośrednio sąsiadujących z aglomeracjami. Mieszkania są tam równie drogie jak w miastach. Tymczasem rząd, wyznaczając limity w programie, opierał się na cenach wojewódzkich, które są zdecydowanie niższe.

Przykładowo, w Ożarowie (w oddalonym o 20 km od centrum Warszawy) ceny mieszkań wahają się od 5,3-6,5 tys. zł. Aby kupić lokum z rządową dopłatą, maksymalna cena metra kwadratowego nie może przekroczyć 3889,20 zł.

Nie ma szans, aby J.W. Construction, który buduje niedaleko Ożarowa olbrzymie osiedle na 5 tys. mieszkańców, obniżyło cenę metra kwadratowego aż do takiego pułapu. Oferuje mieszkania po 5,8 tys. zł za mkw.

W podkrakowskiej Skawinie ceny wahają się od 4,6 tys. do 5,5 tys. zł za mkw., w Wieliczce - 5,2-6 tys. zł, zaś maksymalny limit kwalifikujący się do rządowych dopłat wynosi 4211,20 zł za mkw.

Najwięcej powodów do zadowolenia mają mieszkańcy Gorzowa Wielkopolskiego. Tam - według wyliczeń agencji Metrohouse - aż 85 proc. mieszkań z rynku wtórnego załapie się na dopłaty. Również w dobrej sytuacji znajdują się mieszkańcy Zielonej Góry, Bydgoszczy, Katowic, Torunia czy Łodzi. Od 71 do 82 proc. mieszkań można kupić z rządową dopłatą.

Najmniejszy wybór mają krakowianie. Tylko 2 proc. mieszkań z rynku wtórnego spełnia rządowe warunki. Niski wskaźnik mają też Gdańsk (3 proc.) i Wrocław (8 proc.). Nieco więcej ofert znajdziemy w Warszawie (11 proc.).
POLSKA
Dorota Skrobisz

2009-02-03 14:06:01, aktualizacja: 2009-02-03 14:07:00

Dopłaty dla wybranych

Nie wszyscy będą mogli skorzystać z programu "Rodzina na swoim"
Program "Rodzina na swoim" cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Niestety, nie każda rodzina będzie mogła skorzystać z rządowych dopłat do kredytów hipotecznych.

Pokrzywdzeni są mieszkańcy gmin bezpośrednio sąsiadujących z aglomeracjami. Mieszkania są tam równie drogie jak w miastach. Tymczasem rząd, wyznaczając limity w programie, opierał się na cenach wojewódzkich, które są zdecydowanie niższe.

Przykładowo, w Ożarowie (w oddalonym o 20 km od centrum Warszawy) ceny mieszkań wahają się od 5,3-6,5 tys. zł. Aby kupić lokum z rządową dopłatą, maksymalna cena metra kwadratowego nie może przekroczyć 3889,20 zł.

Nie ma szans, aby J.W. Construction, który buduje niedaleko Ożarowa olbrzymie osiedle na 5 tys. mieszkańców, obniżyło cenę metra kwadratowego aż do takiego pułapu. Oferuje mieszkania po 5,8 tys. zł za mkw.

W podkrakowskiej Skawinie ceny wahają się od 4,6 tys. do 5,5 tys. zł za mkw., w Wieliczce - 5,2-6 tys. zł, zaś maksymalny limit kwalifikujący się do rządowych dopłat wynosi 4211,20 zł za mkw.

Najwięcej powodów do zadowolenia mają mieszkańcy Gorzowa Wielkopolskiego. Tam - według wyliczeń agencji Metrohouse - aż 85 proc. mieszkań z rynku wtórnego załapie się na dopłaty. Również w dobrej sytuacji znajdują się mieszkańcy Zielonej Góry, Bydgoszczy, Katowic, Torunia czy Łodzi. Od 71 do 82 proc. mieszkań można kupić z rządową dopłatą.

Najmniejszy wybór mają krakowianie. Tylko 2 proc. mieszkań z rynku wtórnego spełnia rządowe warunki. Niski wskaźnik mają też Gdańsk (3 proc.) i Wrocław (8 proc.). Nieco więcej ofert znajdziemy w Warszawie (11 proc.).
POLSKA
Dorota Skrobisz

2009-02-03 14:06:01, aktualizacja: 2009-02-03 14:07:00

Kolejni deweloperzy ogłaszają upadłość

Jeden z największych krakowskich deweloperów - Leopard, złożył wniosek o upadłość. Dla ponad 180 klientów, którzy zainwestowali w nieukończone do tej pory mieszkania przy ul. Wierzbowej, to dramat.
Większość z nich kupiło je na kredyt. Dziś muszą płacić coraz większe raty. Zarząd spółki mimo trudnej sytuacji finansowej zapewnił, że chce ukończyć budowę. Dlatego zamiast o syndyka wystąpił o likwidatora.

Nie wiadomo jednak, czy to się uda, bo firma ma ponad 140 mln zł długu. - Upadek Leoparda to dopiero początek lawiny bankructw w branży deweloperskiej - przestrzega Paweł Majtkowski, analityk firmy Finamo.

Najbardziej zagrożone są małe spółki, które zajęły się branżą budowlaną przed trzema, dwoma laty, licząc na szybkie zyski. Dzisiaj co najmniej kilkanaście planuje ogłoszenie upadłości. Zastój w sprzedaży mieszkań może przyśpieszyć te tragiczne decyzje.

Z najnowszego raportu firmy Euler Hermes, zajmującej się windykacją, wynika, że w tym roku bankructwo może ogłosić ponad 510 firm, czyli o 20 proc. więcej niż rok temu. Według analityków niewykluczone są także upadłości większych deweloperów. Będą rzadsze, ale bardziej spektakularne i bardziej bolesne dla klientów. Zagrożone mogą być zwłaszcza spółki zagraniczne, które weszły do Polski rok czy dwa lata temu. Obecnie w obliczu załamania na rynkach nieruchomości w Hiszpanii, USA, Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Francji nie mogą one liczyć na pomoc spółek matek, które same borykają się z dużymi problemami.

Co gorsza, polskie oddziały nie tylko nie mogą się spodziewać wsparcia centrali, ale muszą się liczyć z tym, że spółki matki w przypadku kłopotów będą chciały włączyć je do międzynarodowego postępowania upadłościowego.

O nie najlepszej kondycji deweloperów świadczy także to, że od ubiegłego roku coraz więcej firm z sektora budowlanego ściga dłużników przy pomocy windykatorów. Największe problemy z odzyskaniem swoich pieniędzy mają dystrybutorzy materiałów budowlanych. Wyraźny jest także wzrost zaległych płatności w przypadku wykonawców, którym deweloperzy nie płacą w terminie. Część z nich już zawiesiła działalność, bo nie była w stanie uiszczać podatków i składek ZUS. Zwolnieni budowlańcy są dziś bez pracy i dochodów.

Najbliższe miesiące pokażą, jak głębokie są problemy deweloperów. Najbardziej uderzy to w klientów, którzy wzięli kredyt na niewybudowane mieszkania.
POLSKA
Henryk Sadowski

2009-02-05 09:11:57, aktualizacja: 2009-02-05 09:17:40

Kolejni deweloperzy ogłaszają upadłość

Jeden z największych krakowskich deweloperów - Leopard, złożył wniosek o upadłość. Dla ponad 180 klientów, którzy zainwestowali w nieukończone do tej pory mieszkania przy ul. Wierzbowej, to dramat.
Większość z nich kupiło je na kredyt. Dziś muszą płacić coraz większe raty. Zarząd spółki mimo trudnej sytuacji finansowej zapewnił, że chce ukończyć budowę. Dlatego zamiast o syndyka wystąpił o likwidatora.

Nie wiadomo jednak, czy to się uda, bo firma ma ponad 140 mln zł długu. - Upadek Leoparda to dopiero początek lawiny bankructw w branży deweloperskiej - przestrzega Paweł Majtkowski, analityk firmy Finamo.

Najbardziej zagrożone są małe spółki, które zajęły się branżą budowlaną przed trzema, dwoma laty, licząc na szybkie zyski. Dzisiaj co najmniej kilkanaście planuje ogłoszenie upadłości. Zastój w sprzedaży mieszkań może przyśpieszyć te tragiczne decyzje.

Z najnowszego raportu firmy Euler Hermes, zajmującej się windykacją, wynika, że w tym roku bankructwo może ogłosić ponad 510 firm, czyli o 20 proc. więcej niż rok temu. Według analityków niewykluczone są także upadłości większych deweloperów. Będą rzadsze, ale bardziej spektakularne i bardziej bolesne dla klientów. Zagrożone mogą być zwłaszcza spółki zagraniczne, które weszły do Polski rok czy dwa lata temu. Obecnie w obliczu załamania na rynkach nieruchomości w Hiszpanii, USA, Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Francji nie mogą one liczyć na pomoc spółek matek, które same borykają się z dużymi problemami.

Co gorsza, polskie oddziały nie tylko nie mogą się spodziewać wsparcia centrali, ale muszą się liczyć z tym, że spółki matki w przypadku kłopotów będą chciały włączyć je do międzynarodowego postępowania upadłościowego.

O nie najlepszej kondycji deweloperów świadczy także to, że od ubiegłego roku coraz więcej firm z sektora budowlanego ściga dłużników przy pomocy windykatorów. Największe problemy z odzyskaniem swoich pieniędzy mają dystrybutorzy materiałów budowlanych. Wyraźny jest także wzrost zaległych płatności w przypadku wykonawców, którym deweloperzy nie płacą w terminie. Część z nich już zawiesiła działalność, bo nie była w stanie uiszczać podatków i składek ZUS. Zwolnieni budowlańcy są dziś bez pracy i dochodów.

Najbliższe miesiące pokażą, jak głębokie są problemy deweloperów. Najbardziej uderzy to w klientów, którzy wzięli kredyt na niewybudowane mieszkania.
POLSKA
Henryk Sadowski

2009-02-05 09:11:57, aktualizacja: 2009-02-05 09:17:40

Spółdzielnie później spłacą kredyty

Minister finansów będzie mógł odroczyć, rozłożyć na raty lub umorzyć zadłużenie spółdzielni wobec Skarbu Państwa z tytułu wykonania umowy poręczenia.
Spółdzielnie mieszkaniowe, będące dłużnikami Skarbu Państwa z tytułu wykonania poręczenia, będą mogły starać się o odroczenie, rozłożenie na raty bądź umorzenie w całości lub części zadłużenia. Minister finansów podpisze ze spółdzielnią umowę odroczenia, jeśli uzna, że uzasadniają to względy społeczne i możliwości płatnicze kredytobiorców.

Takie rozwiązania przewiduje opracowany przez resort finansów projekt nowelizacji ustawy o objęciu poręczeniami Skarbu Państwa spłaty niektórych kredytów mieszkaniowych (Dz.U. nr 122, poz. 1310) ustawy z 29 listopada 2000 r. o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych.

Poręczenia Skarbu Państwa dotyczą starych kredytów spółdzielni, mających swe korzenie jeszcze w poprzednim ustroju prawnym. Hiperinflacja u schyłku PRL wymusiła zmianę zasad kredytowania budownictwa. Od 1 stycznia 1990 r. oprocentowanie kredytów nie było już sztywno ustalane przez państwo. Zniesiono preferencyjne stawki oprocentowania oraz częściowe umarzanie kredytów.
dom.wp

Spółdzielnie później spłacą kredyty

Minister finansów będzie mógł odroczyć, rozłożyć na raty lub umorzyć zadłużenie spółdzielni wobec Skarbu Państwa z tytułu wykonania umowy poręczenia.
Spółdzielnie mieszkaniowe, będące dłużnikami Skarbu Państwa z tytułu wykonania poręczenia, będą mogły starać się o odroczenie, rozłożenie na raty bądź umorzenie w całości lub części zadłużenia. Minister finansów podpisze ze spółdzielnią umowę odroczenia, jeśli uzna, że uzasadniają to względy społeczne i możliwości płatnicze kredytobiorców.

Takie rozwiązania przewiduje opracowany przez resort finansów projekt nowelizacji ustawy o objęciu poręczeniami Skarbu Państwa spłaty niektórych kredytów mieszkaniowych (Dz.U. nr 122, poz. 1310) ustawy z 29 listopada 2000 r. o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych.

Poręczenia Skarbu Państwa dotyczą starych kredytów spółdzielni, mających swe korzenie jeszcze w poprzednim ustroju prawnym. Hiperinflacja u schyłku PRL wymusiła zmianę zasad kredytowania budownictwa. Od 1 stycznia 1990 r. oprocentowanie kredytów nie było już sztywno ustalane przez państwo. Zniesiono preferencyjne stawki oprocentowania oraz częściowe umarzanie kredytów.
dom.wp

Hydropanel – od piwnic po dach

Hydropanel to nowoczesna płyta z włóknocementu, przeznaczona do stosowania wewnątrz pomieszczeń. Dzięki odporności na wilgoć, uderzenia i wysokiej izolacyjności akustycznej konstruowanych przegród zdaje egzamin wszędzie tam, gdzie zwykła płyta kartonowo-gipsowa już nie wystarcza.
Hydropanel produkowany przez firmę euronit to produkt ekologiczny, wykonany w całości z naturalnych składników. Nieregularna struktura włóknocementu zapewnia dużą sztywność oraz odporność na uderzenia. Dzięki temu dobrze sprawdza się przy wykańczaniu wewnętrznych ścian działowych, podłóg oraz sufitów. Bez dodatkowej konstrukcji wzmacniającej można wieszać na płytach półki ścienne, dekoracje czy oświetlenie.

Płyty mogą też być użyte pod płytki ceramiczne, tynki czy farbę. Jednorodna płyta w przełomie to zapowiedź wytrzymałości i możliwych oszczędności przy montażu czy eksploatacji – uszkodzenie powierzchni zewnętrznej nie oznacza konieczności wymiany bądź naprawy płyty w miejscu uszkodzenia.

Hydropanel jest również wodoodporny i paroprzepuszczalny. W rezultacie, płyta wykazuje odporność na pleśń, grzyby i bakterie, a także przyczynia się do regulowania wilgotności w pomieszczeniach. Dlatego znajduje zastosowanie w pomieszczeniach szczególnie narażonych na działanie wilgoci, takich jak łazienki, kuchnie i pralnie. Płyta jest odporna na działanie mrozu dlatego możemy ją stosować w piwnicach i budynkach gospodarczych. To jednak nie wszystko – dzięki swoim walorom użytkowym, płyta sprawdza się także w szkołach, szpitalach, klubach fitness czy na pływalniach.
 dom.wp

Hydropanel – od piwnic po dach

Hydropanel to nowoczesna płyta z włóknocementu, przeznaczona do stosowania wewnątrz pomieszczeń. Dzięki odporności na wilgoć, uderzenia i wysokiej izolacyjności akustycznej konstruowanych przegród zdaje egzamin wszędzie tam, gdzie zwykła płyta kartonowo-gipsowa już nie wystarcza.
Hydropanel produkowany przez firmę euronit to produkt ekologiczny, wykonany w całości z naturalnych składników. Nieregularna struktura włóknocementu zapewnia dużą sztywność oraz odporność na uderzenia. Dzięki temu dobrze sprawdza się przy wykańczaniu wewnętrznych ścian działowych, podłóg oraz sufitów. Bez dodatkowej konstrukcji wzmacniającej można wieszać na płytach półki ścienne, dekoracje czy oświetlenie.

Płyty mogą też być użyte pod płytki ceramiczne, tynki czy farbę. Jednorodna płyta w przełomie to zapowiedź wytrzymałości i możliwych oszczędności przy montażu czy eksploatacji – uszkodzenie powierzchni zewnętrznej nie oznacza konieczności wymiany bądź naprawy płyty w miejscu uszkodzenia.

Hydropanel jest również wodoodporny i paroprzepuszczalny. W rezultacie, płyta wykazuje odporność na pleśń, grzyby i bakterie, a także przyczynia się do regulowania wilgotności w pomieszczeniach. Dlatego znajduje zastosowanie w pomieszczeniach szczególnie narażonych na działanie wilgoci, takich jak łazienki, kuchnie i pralnie. Płyta jest odporna na działanie mrozu dlatego możemy ją stosować w piwnicach i budynkach gospodarczych. To jednak nie wszystko – dzięki swoim walorom użytkowym, płyta sprawdza się także w szkołach, szpitalach, klubach fitness czy na pływalniach.
 dom.wp

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies