Ze świata nieruchomości - strona 160

Spowolnienie dobiega końca?

Od początku roku główny indeks giełdy w Szanghaju każdy tydzień kończył na plusie, zyskując w efekcie już 27 proc.
Względem listopadowego dołka, odbił się aż o 36 proc., wracając do poziomu z początku września 2008 r. Wolumen obrotu na parkietach w Szanghaju i Shenzhen nie był tak wysoki co najmniej od stycznia 2006 r., gdy agencja Bloomberga zaczęła gromadzić stosowne dane.

Ożywienie na chińskich giełdach wiąże się z ogłoszonym w listopadzie przez rząd w Pekinie planem pobudzenia koniunktury o wartości 585 mld USD. Taka tendencja na giełdzie nie utrzyma się na dłuższą metę, o ile dane z gospodarki nie wykażą, że pakiet stymulacyjny jest skuteczny – ocenił Gabriel Gondard ze spółki Fortune SGAM Fund Management. Jednak pierwsze efekty rządowej interwencji są już widoczne.
Niektóre projekty inwestycyjne, takie jak budowa osiedli mieszkalnych w prowincji Szansi czy trzech nowych linii kolejowych w prowincji Szantung, ruszyły już w grudniu. W przeciwieństwie do obciążonych toksycznymi aktywami zachodnich instytucji finansowych, które mimo starań rządów nie nasilają akcji kredytowej, chińskie banki chętnie uczestniczą w takich inwestycjach, zwielokrotniając tym samym siłę programu stymulacyjnego. W styczniu udzieliły dwukrotnie więcej kredytów niż w tym samym miesiącu 2008 r., który dotąd był pod tym względem rekordowy.

Wzrost wydatków infrastrukturalnych daje się odczuć na rynku surowcowym. Ceny importowanej przez Chiny rudy żelaza od końca października poszły w górę o 28 proc. Stal walcowana na gorąco podrożała od 13 listopada o 41 proc. W ostatnich dniach stycznia w górę ruszył też gwałtownie indeks Baltic Dry, wyrażający ceny frachtu surowców.

Chiny najwyraźniej będą pierwszą gospodarką, której uda się wyjść ze światowego kryzysu– twierdzi Lu Ting, ekonomistka banku Merrill Lynch w Hongkongu. Według ankietowanych przez agencję Bloomberg ekonomistów, w I kwartale 2009 r. stopa wzrostu chińskiej gospodarki zmniejszy się w porównaniu z IV kwartałem 2008 r., lecz począwszy od II kwartału zacznie się zwiększać. W skali całego roku stopa wzrostu sięgnie 7,2 proc., przy czym aż 3 pkt proc. zapewni pakiet stymulacyjny – szacuje Wang Qian z JP Morgan Chase.

Stabilizacja chińskiej gospodarki nie oznacza jednak, że wkrótce znów nadejdzie boom. Mniej złych wiadomości to jeszcze nie jest dobra wiadomość – ocenia ekonomista banku Standard Chartered Stephen Green, przypominając o styczniowym załamaniu chińskiego eksportu o 17,5 proc. Według niego, nawet jeśli rządowy program stymulacyjny zapewni 8 proc. stopę wzrostu PKB, nie będzie to zrównoważony rozwój, mogący stworzyć nowe miejsca pracy.

Grzegorz Siemionczyk
PARKIET
wp.pl

Spowolnienie dobiega końca?

Od początku roku główny indeks giełdy w Szanghaju każdy tydzień kończył na plusie, zyskując w efekcie już 27 proc.
Względem listopadowego dołka, odbił się aż o 36 proc., wracając do poziomu z początku września 2008 r. Wolumen obrotu na parkietach w Szanghaju i Shenzhen nie był tak wysoki co najmniej od stycznia 2006 r., gdy agencja Bloomberga zaczęła gromadzić stosowne dane.

Ożywienie na chińskich giełdach wiąże się z ogłoszonym w listopadzie przez rząd w Pekinie planem pobudzenia koniunktury o wartości 585 mld USD. Taka tendencja na giełdzie nie utrzyma się na dłuższą metę, o ile dane z gospodarki nie wykażą, że pakiet stymulacyjny jest skuteczny – ocenił Gabriel Gondard ze spółki Fortune SGAM Fund Management. Jednak pierwsze efekty rządowej interwencji są już widoczne.
Niektóre projekty inwestycyjne, takie jak budowa osiedli mieszkalnych w prowincji Szansi czy trzech nowych linii kolejowych w prowincji Szantung, ruszyły już w grudniu. W przeciwieństwie do obciążonych toksycznymi aktywami zachodnich instytucji finansowych, które mimo starań rządów nie nasilają akcji kredytowej, chińskie banki chętnie uczestniczą w takich inwestycjach, zwielokrotniając tym samym siłę programu stymulacyjnego. W styczniu udzieliły dwukrotnie więcej kredytów niż w tym samym miesiącu 2008 r., który dotąd był pod tym względem rekordowy.

Wzrost wydatków infrastrukturalnych daje się odczuć na rynku surowcowym. Ceny importowanej przez Chiny rudy żelaza od końca października poszły w górę o 28 proc. Stal walcowana na gorąco podrożała od 13 listopada o 41 proc. W ostatnich dniach stycznia w górę ruszył też gwałtownie indeks Baltic Dry, wyrażający ceny frachtu surowców.

Chiny najwyraźniej będą pierwszą gospodarką, której uda się wyjść ze światowego kryzysu– twierdzi Lu Ting, ekonomistka banku Merrill Lynch w Hongkongu. Według ankietowanych przez agencję Bloomberg ekonomistów, w I kwartale 2009 r. stopa wzrostu chińskiej gospodarki zmniejszy się w porównaniu z IV kwartałem 2008 r., lecz począwszy od II kwartału zacznie się zwiększać. W skali całego roku stopa wzrostu sięgnie 7,2 proc., przy czym aż 3 pkt proc. zapewni pakiet stymulacyjny – szacuje Wang Qian z JP Morgan Chase.

Stabilizacja chińskiej gospodarki nie oznacza jednak, że wkrótce znów nadejdzie boom. Mniej złych wiadomości to jeszcze nie jest dobra wiadomość – ocenia ekonomista banku Standard Chartered Stephen Green, przypominając o styczniowym załamaniu chińskiego eksportu o 17,5 proc. Według niego, nawet jeśli rządowy program stymulacyjny zapewni 8 proc. stopę wzrostu PKB, nie będzie to zrównoważony rozwój, mogący stworzyć nowe miejsca pracy.

Grzegorz Siemionczyk
PARKIET
wp.pl

Złoty słabnie w bardzo szybkim tempie

Złoty bardzo mocno traci od rana wraz z walutami rynków wschodzących. Zdaniem analityków, nie jest to uzasadnione fundamentalnie, więc odpowiada za ten ruch fatalne nastawienie do polskiego rynku, co pcha rodzimą walutę w kierunku 5 zł za euro.
Złoty ustabilizował się w piątek wobec euro, mimo raczej niesprzyjającego sentymentu na rynkach i publikacji bardzo słabych danych o dynamice PKB dla strefy euro. Natomiast w poniedziałek od rana nastąpiło gwałtowne osłabienie wszystkich walut rynków wschodzących, ale głównie złotego i węgierskiego forinta - powiedział analityk Banku BGŻ Piotr Popławski.
Ekonomista jest mocno zaskoczony takim rozwojem sytuacji, tym bardziej, że na rynek nie napłynęły żadne ważne informacje, poza spodziewanym dużym spadkiem produkcji przemysłowej na Węgrzech. Trudno to także tłumaczyć bardzo słabymi danymi o PKB Japonii, ponieważ są to wieści z weekendu, a rynek amerykański dziś nie funkcjonuje z powodu Dnia Prezydenta.

Należy to po prostu wyjaśnić fatalnym sentymentem i ogromną awersją do ryzyka. W tej sytuacji polska waluta będzie dziś podążać w kierunku 5 zł za euro, a przebicia tej granicy oczekuję w przyszłym miesiącu - podsumował Popławski.

W poniedziałek ok. godz. 10:10 za jedno euro płacono 4,7267 zł, a za dolara 3,7061 zł. Kurs euro/dolar wynosił 1,2756.

W piątek ok. godz. 18. za jedno euro płacono 4,6278 zł, a za dolara 3,5904 zł. Kurs euro/dolar wynosił 1,2890.

W piątek, o godz. 09:45 za jedno euro płacono 4,5950 zł, a za dolara 3,5500 zł. Kurs euro/dolar wynosił 1,2932.

ISB (11:30)

Złoty słabnie w bardzo szybkim tempie

Złoty bardzo mocno traci od rana wraz z walutami rynków wschodzących. Zdaniem analityków, nie jest to uzasadnione fundamentalnie, więc odpowiada za ten ruch fatalne nastawienie do polskiego rynku, co pcha rodzimą walutę w kierunku 5 zł za euro.
Złoty ustabilizował się w piątek wobec euro, mimo raczej niesprzyjającego sentymentu na rynkach i publikacji bardzo słabych danych o dynamice PKB dla strefy euro. Natomiast w poniedziałek od rana nastąpiło gwałtowne osłabienie wszystkich walut rynków wschodzących, ale głównie złotego i węgierskiego forinta - powiedział analityk Banku BGŻ Piotr Popławski.
Ekonomista jest mocno zaskoczony takim rozwojem sytuacji, tym bardziej, że na rynek nie napłynęły żadne ważne informacje, poza spodziewanym dużym spadkiem produkcji przemysłowej na Węgrzech. Trudno to także tłumaczyć bardzo słabymi danymi o PKB Japonii, ponieważ są to wieści z weekendu, a rynek amerykański dziś nie funkcjonuje z powodu Dnia Prezydenta.

Należy to po prostu wyjaśnić fatalnym sentymentem i ogromną awersją do ryzyka. W tej sytuacji polska waluta będzie dziś podążać w kierunku 5 zł za euro, a przebicia tej granicy oczekuję w przyszłym miesiącu - podsumował Popławski.

W poniedziałek ok. godz. 10:10 za jedno euro płacono 4,7267 zł, a za dolara 3,7061 zł. Kurs euro/dolar wynosił 1,2756.

W piątek ok. godz. 18. za jedno euro płacono 4,6278 zł, a za dolara 3,5904 zł. Kurs euro/dolar wynosił 1,2890.

W piątek, o godz. 09:45 za jedno euro płacono 4,5950 zł, a za dolara 3,5500 zł. Kurs euro/dolar wynosił 1,2932.

ISB (11:30)

Tańszy prąd, wyższe rachunki!

Polskie grupy energetyczne zamierzają przedstawić wspólną propozycję obniżki cen dla przemysłu. Spadek cen dla firm uzależniają od podwyżek dla odbiorców indywidualnych.
Vattenfall zapowiedział, że od kwietnia obniży o 4,1 proc. ceny energii dla przemysłu. Jak się dowiedziała GP, ten ruch zmobilizował do działania także polskie konkurencyjne firmy energetyczne, które zamierzają wystąpić do Urzędu Regulacji Energetyki z propozycją. Dziś na wspólnej konferencji spotkają się szefowie zarządów wszystkich polskich grup energetycznych, co nie zdarza się często. Eksperci spodziewają się, że szefowie spółek będą przekonywać do podwyżek cen dla gospodarstw domowych.
- Chcemy, żeby prezes URE urealnił ceny energii dla gospodarstw domowych, uwzględnił propozycje taryf socjalnych, a za to gwarantujemy obniżkę cen dla przemysłu o poziom podobny do obniżki cen Vattenfalla - wyjaśnia przedstawiciel jednej z polskich grup energetycznych.
Vattenfall swoje obniżki uzasadnia spadkiem cen energii w hurcie (pisaliśmy o tym wczoraj).



- Cena hurtowa spadła i w efekcie pojawiła się możliwość zakupu na tyle dużych ilości tańszej energii, że możemy wprowadzić obniżkę cen dla przemysłu. Średnio wyniesie ona około 12 zł na 1 MWh energii. Obniżki cen dla gospodarstw domowych nie będzie, bo nie ma z czego obniżać - mówi Grzegorz Lot, dyrektor ds. marketingu i sprzedaży w Vattenfall Sales Poland.

Proszący o zachowanie anonimowości konkurenci Vattenfalla dodają, że po obniżce zejdzie on do poziomu cenowego, jaki już teraz mają niektórzy inni sprzedawcy. Polscy konkurenci twierdzą, że obniżkę cen dla przemysłu umożliwia Vattenfallowi fakt, że stosuje ceny rynkowe - wyższe niż u polskich grup energetycznych - także dla gospodarstw domowych i dlatego nie ponosi na nich strat. Ceny energii dla gospodarstw domowych są w Vattenfall o około 12,5 proc. wyższe niż na przykład w Enion Energia. Vattenfall wprowadził je bez zgody regulatora, a Enion Energia ma ceny zatwierdzone przez regulatora. Polskie firmy stosują się do wytycznych URE, ale podkreślają, że ten poziom jest nieopłacalny.



- Gdybym sprzedawał gospodarstwom prąd po takich cenach jak Vattenfall, to też bym dokonał obniżki dla przemysłu, ale jesteśmy w zupełnie innej sytuacji. My w rzeczywistości wykreowanej przez URE, a Vattenfall w rynkowej - ocenia Ireneusz Perkowski, prezes zarządu Energia Enion.



Dodaje, że bez podwyżki cen dla gospodarstw obniżka cen dla przemysłu jest niemożliwa.



- Dla oceny atrakcyjności tej oferty istotne jest stwierdzenie, czy ta obniżka w istocie powoduje, że energia będzie tańsza niż u innych sprzedawców. Obniżka cen przez Vattenfalla wcale nie oznacza, że będzie tańszy od innych - uważa Piotr Rudziński, wiceprezes zarządu EnergiPro Gigawat.



Ireneusz Chojnacki

Tańszy prąd, wyższe rachunki!

Polskie grupy energetyczne zamierzają przedstawić wspólną propozycję obniżki cen dla przemysłu. Spadek cen dla firm uzależniają od podwyżek dla odbiorców indywidualnych.
Vattenfall zapowiedział, że od kwietnia obniży o 4,1 proc. ceny energii dla przemysłu. Jak się dowiedziała GP, ten ruch zmobilizował do działania także polskie konkurencyjne firmy energetyczne, które zamierzają wystąpić do Urzędu Regulacji Energetyki z propozycją. Dziś na wspólnej konferencji spotkają się szefowie zarządów wszystkich polskich grup energetycznych, co nie zdarza się często. Eksperci spodziewają się, że szefowie spółek będą przekonywać do podwyżek cen dla gospodarstw domowych.
- Chcemy, żeby prezes URE urealnił ceny energii dla gospodarstw domowych, uwzględnił propozycje taryf socjalnych, a za to gwarantujemy obniżkę cen dla przemysłu o poziom podobny do obniżki cen Vattenfalla - wyjaśnia przedstawiciel jednej z polskich grup energetycznych.
Vattenfall swoje obniżki uzasadnia spadkiem cen energii w hurcie (pisaliśmy o tym wczoraj).



- Cena hurtowa spadła i w efekcie pojawiła się możliwość zakupu na tyle dużych ilości tańszej energii, że możemy wprowadzić obniżkę cen dla przemysłu. Średnio wyniesie ona około 12 zł na 1 MWh energii. Obniżki cen dla gospodarstw domowych nie będzie, bo nie ma z czego obniżać - mówi Grzegorz Lot, dyrektor ds. marketingu i sprzedaży w Vattenfall Sales Poland.

Proszący o zachowanie anonimowości konkurenci Vattenfalla dodają, że po obniżce zejdzie on do poziomu cenowego, jaki już teraz mają niektórzy inni sprzedawcy. Polscy konkurenci twierdzą, że obniżkę cen dla przemysłu umożliwia Vattenfallowi fakt, że stosuje ceny rynkowe - wyższe niż u polskich grup energetycznych - także dla gospodarstw domowych i dlatego nie ponosi na nich strat. Ceny energii dla gospodarstw domowych są w Vattenfall o około 12,5 proc. wyższe niż na przykład w Enion Energia. Vattenfall wprowadził je bez zgody regulatora, a Enion Energia ma ceny zatwierdzone przez regulatora. Polskie firmy stosują się do wytycznych URE, ale podkreślają, że ten poziom jest nieopłacalny.



- Gdybym sprzedawał gospodarstwom prąd po takich cenach jak Vattenfall, to też bym dokonał obniżki dla przemysłu, ale jesteśmy w zupełnie innej sytuacji. My w rzeczywistości wykreowanej przez URE, a Vattenfall w rynkowej - ocenia Ireneusz Perkowski, prezes zarządu Energia Enion.



Dodaje, że bez podwyżki cen dla gospodarstw obniżka cen dla przemysłu jest niemożliwa.



- Dla oceny atrakcyjności tej oferty istotne jest stwierdzenie, czy ta obniżka w istocie powoduje, że energia będzie tańsza niż u innych sprzedawców. Obniżka cen przez Vattenfalla wcale nie oznacza, że będzie tańszy od innych - uważa Piotr Rudziński, wiceprezes zarządu EnergiPro Gigawat.



Ireneusz Chojnacki

Starszym trudniej wziąć kredyt, ale są oferty nawet na 100 lat

Wiek kredytobiorcy ma istotny wpływ na okres kredytowania. W najbardziej restrykcyjnym, aczkolwiek jednocześnie bardzo popularnym wariancie, spłata kredytu powinna nastąpić najpóźniej w momencie, gdy wnioskodawca ukończy 70 lat. Oznacza to, że np. 40-latek może wziąć kredyt maksymalnie na 30 lat. Zdarzają się jednak wyjątki, nawet takie, że kredyt dostanie osoba, której wiek w momencie zakończenia spłaty wyniesie 100 lat! - wynika z raportu Expandera.

70 lat jako maksymalny wiek kredytobiorcy w momencie spłaty kredytu - taką zasadę stosują m.in. Pekao, ING Bank Śląski, Kredyt Bank czy Lukas Bank. W Millennium, BPH, Dominet Banku oraz mBanku czy Multibanku jest to 75 lat. W przypadku, gdy o kredyt wnioskuje więcej niż jedna osoba, górny limit wieku ustalany jest zwykle dla najstarszego wnioskodawcy. Część banków co prawda określa taki limit, jednak godzi się na to, aby kredyt spłacała osoba starsza, niż wynikałoby z limitu, jeżeli spełni dodatkowe warunki, np. wykupi polisę na życie, przedstawi wyższy wkład własny czy też włączy do kredytu dodatkowego wnioskodawcę.

Konieczne ubezpieczenie na zycie

Przykładowo, w BOŚ górna granica wieku kredytobiorcy w momencie zakończenia spłaty kredytu to 70 lat, bank dopuszcza jednak podniesienie tego limitu do 75 lat, jeżeli wnioskodawca ubezpieczy się na życie i dokona cesji z polisy na bank. Suma ubezpieczenia powinna odpowiadać początkowej kwocie kredytu.

W BGŻ konieczne jest wykupienie polisy, jeżeli w trakcie spłaty kredytu kredytobiorca przekroczy 66 lat. Jednym z rozwiązań jest wykupienie polisy w momencie zawierania umowy kredytowej na sumę ubezpieczenia, jaką jest wartość kapitału, jaki pozostanie do spłaty po przekroczeniu 66. roku życia. W BZ WBK, gdzie standardowy limit to 70 lat, również dzięki wykupieniu polisy na życie można ten limit podnieść, jednak suma ubezpieczenia to początkowa wartość kredytu.

Dodatkowy wnioskodawca z dużym dochodem

Innym sposobem wydłużenia okresu kredytowania może być dołączenie dodatkowego wnioskodawcy do kredytu. Generalnie im starszy jest główny kredytobiorca, tym mniejszy będzie udział jego dochodu w kwocie stanowiącej podstawę do wyliczenia zdolności kredytowej wnioskodawców.

Przykładowo, w Raiffeisen Banku górna granica wieku kredytobiorcy w momencie zakończenia spłaty kredytu to 75 lat. Istnieje jednak możliwość podniesienia tej granicy do 80 lat. W takim przypadku 25% kwoty łącznego dochodu, w oparciu o który wyliczana jest zdolność kredytowa będą stanowić dochody dodatkowego wnioskodawcy. Górna granica wieku może być zwiększona także do 85 lat. Wtedy dochody drugiego wnioskodawcy traktowane są jako połowa kwoty stanowiącej podstawę do wyliczenia zdolności.

W Millennium górny limit wieku w momencie zakończenia spłaty kredytu to 75 lat, jednak w przypadku, gdy jeden z kredytobiorców ukończył 50 lat w momencie zaciągania kredytu, limit obniża się do 70 lat. Tego ograniczania nie stosuje się jednak w sytuacji, gdy dochody pozostałych wnioskodawców stanowią co najmniej 70% dochodów, na podstawie których wyliczana jest zdolność kredytowa.

W Deutsche Banku standardowy limit wieku, którym kredytobiorca kończy spłacać kredyt to 70 lat. Bank indywidualnie jest gotów podnieść ten limit, np. w sytuacji, gdy do kredytu przystąpi dodatkowy wnioskodawca, którego dochód stanowi co najmniej dwukrotność dochodu głównego kredytobiorcy.

Standardowy limit wieku, w którym kredytobiorca powinien zakończyć spłatę kredytu

(ewentualne odstępstwa po spełnieniu dodatkowych warunków) w wybranych bankach

70 lat

Bank Pocztowy, BOŚ, BZ WBK, Deutsche Bank, DnB Nord, ING Bank Śląski, Invest bank, Kredyt Bank, Lukas Bank,, Pekao

75 lat

Millennium, BPH, Dominet, Fortis, GE Money, Raiffesen, mBank, Multibank

źródło: banki, Expander

Im starszy kredytobiorca, tym większy wkład własny

Limit wieku kredytobiorcy w momencie zakończenia spłaty kredytu może również zależeć od wysokości wkładu własnego. W Banku Nordea standardowo jest to 70 lat dla kredytów na okres powyżej 30 lat. Istnieje jednak możliwość podniesienia limitu ponad 70 lat (pod warunkiem, że czas spłaty kredytu nie przekracza 30 lat). W takim przypadku, jeżeli o kredyt stara się osoba w wieku 41-50 lat, wymagany wkład własny wynosi 20%, jeżeli będzie to osoba po 60. roku życia wkład własny wyniesie 60%. Bank reklamował nawet kredyt "do 100 lat". Analogicznie jest w GE Money banku, gdzie standardowy górny limit wieku to 75 lat. Można go jednak wydłużyć do 80 lat, np. jeżeli wnioskodawca dysponuje wkładem własnym na poziomie 50% kwoty kredytu.

Dziecko pomoże rodzicom wziąć kredyt

Bardzo ciekawy jest też przypadek Kredyt Banku. Bank ten oblicza bowiem limit wiekowy w odniesieniu nie do najstarszego, jak robią to zwykle banki, ale najmłodszej osoby w gospodarstwie domowym. Może to być pełnoletnie dziecko wnioskodawców. Jeżeli przystąpi do kredyt zaciąganego przez rodziców może wydłużyć okres kredytowania nawet do 30 lat. Dzięki temu rata będzie znacznie niższa, chociaż pozostaje problem spłaty kredytu przez osoby będące na emeryturze. Przykładowo osoba w wieku 60 lat zaciągająca kredyt w złotych na 200 tys. na 5 lat musiałaby teoretycznie zapłacić ratę na poziomie ok. 4 tys. zł. Po wydłużeniu okresu spłaty do 30 lat rata zmniejszyłaby się do ok. 1,5 tys. zł. W GE Money Banku poprzez włączenie dziecka można wydłużyć okres kredytowania o 5 lat (zwiększenie górnego limitu wieku w monecie spłaty z 75 do 80 lat).

Katarzyna Siwek, Rafał Konarski

interia.pl

Starszym trudniej wziąć kredyt, ale są oferty nawet na 100 lat

Wiek kredytobiorcy ma istotny wpływ na okres kredytowania. W najbardziej restrykcyjnym, aczkolwiek jednocześnie bardzo popularnym wariancie, spłata kredytu powinna nastąpić najpóźniej w momencie, gdy wnioskodawca ukończy 70 lat. Oznacza to, że np. 40-latek może wziąć kredyt maksymalnie na 30 lat. Zdarzają się jednak wyjątki, nawet takie, że kredyt dostanie osoba, której wiek w momencie zakończenia spłaty wyniesie 100 lat! - wynika z raportu Expandera.

70 lat jako maksymalny wiek kredytobiorcy w momencie spłaty kredytu - taką zasadę stosują m.in. Pekao, ING Bank Śląski, Kredyt Bank czy Lukas Bank. W Millennium, BPH, Dominet Banku oraz mBanku czy Multibanku jest to 75 lat. W przypadku, gdy o kredyt wnioskuje więcej niż jedna osoba, górny limit wieku ustalany jest zwykle dla najstarszego wnioskodawcy. Część banków co prawda określa taki limit, jednak godzi się na to, aby kredyt spłacała osoba starsza, niż wynikałoby z limitu, jeżeli spełni dodatkowe warunki, np. wykupi polisę na życie, przedstawi wyższy wkład własny czy też włączy do kredytu dodatkowego wnioskodawcę.

Konieczne ubezpieczenie na zycie

Przykładowo, w BOŚ górna granica wieku kredytobiorcy w momencie zakończenia spłaty kredytu to 70 lat, bank dopuszcza jednak podniesienie tego limitu do 75 lat, jeżeli wnioskodawca ubezpieczy się na życie i dokona cesji z polisy na bank. Suma ubezpieczenia powinna odpowiadać początkowej kwocie kredytu.

W BGŻ konieczne jest wykupienie polisy, jeżeli w trakcie spłaty kredytu kredytobiorca przekroczy 66 lat. Jednym z rozwiązań jest wykupienie polisy w momencie zawierania umowy kredytowej na sumę ubezpieczenia, jaką jest wartość kapitału, jaki pozostanie do spłaty po przekroczeniu 66. roku życia. W BZ WBK, gdzie standardowy limit to 70 lat, również dzięki wykupieniu polisy na życie można ten limit podnieść, jednak suma ubezpieczenia to początkowa wartość kredytu.

Dodatkowy wnioskodawca z dużym dochodem

Innym sposobem wydłużenia okresu kredytowania może być dołączenie dodatkowego wnioskodawcy do kredytu. Generalnie im starszy jest główny kredytobiorca, tym mniejszy będzie udział jego dochodu w kwocie stanowiącej podstawę do wyliczenia zdolności kredytowej wnioskodawców.

Przykładowo, w Raiffeisen Banku górna granica wieku kredytobiorcy w momencie zakończenia spłaty kredytu to 75 lat. Istnieje jednak możliwość podniesienia tej granicy do 80 lat. W takim przypadku 25% kwoty łącznego dochodu, w oparciu o który wyliczana jest zdolność kredytowa będą stanowić dochody dodatkowego wnioskodawcy. Górna granica wieku może być zwiększona także do 85 lat. Wtedy dochody drugiego wnioskodawcy traktowane są jako połowa kwoty stanowiącej podstawę do wyliczenia zdolności.

W Millennium górny limit wieku w momencie zakończenia spłaty kredytu to 75 lat, jednak w przypadku, gdy jeden z kredytobiorców ukończył 50 lat w momencie zaciągania kredytu, limit obniża się do 70 lat. Tego ograniczania nie stosuje się jednak w sytuacji, gdy dochody pozostałych wnioskodawców stanowią co najmniej 70% dochodów, na podstawie których wyliczana jest zdolność kredytowa.

W Deutsche Banku standardowy limit wieku, którym kredytobiorca kończy spłacać kredyt to 70 lat. Bank indywidualnie jest gotów podnieść ten limit, np. w sytuacji, gdy do kredytu przystąpi dodatkowy wnioskodawca, którego dochód stanowi co najmniej dwukrotność dochodu głównego kredytobiorcy.

Standardowy limit wieku, w którym kredytobiorca powinien zakończyć spłatę kredytu

(ewentualne odstępstwa po spełnieniu dodatkowych warunków) w wybranych bankach

70 lat

Bank Pocztowy, BOŚ, BZ WBK, Deutsche Bank, DnB Nord, ING Bank Śląski, Invest bank, Kredyt Bank, Lukas Bank,, Pekao

75 lat

Millennium, BPH, Dominet, Fortis, GE Money, Raiffesen, mBank, Multibank

źródło: banki, Expander

Im starszy kredytobiorca, tym większy wkład własny

Limit wieku kredytobiorcy w momencie zakończenia spłaty kredytu może również zależeć od wysokości wkładu własnego. W Banku Nordea standardowo jest to 70 lat dla kredytów na okres powyżej 30 lat. Istnieje jednak możliwość podniesienia limitu ponad 70 lat (pod warunkiem, że czas spłaty kredytu nie przekracza 30 lat). W takim przypadku, jeżeli o kredyt stara się osoba w wieku 41-50 lat, wymagany wkład własny wynosi 20%, jeżeli będzie to osoba po 60. roku życia wkład własny wyniesie 60%. Bank reklamował nawet kredyt "do 100 lat". Analogicznie jest w GE Money banku, gdzie standardowy górny limit wieku to 75 lat. Można go jednak wydłużyć do 80 lat, np. jeżeli wnioskodawca dysponuje wkładem własnym na poziomie 50% kwoty kredytu.

Dziecko pomoże rodzicom wziąć kredyt

Bardzo ciekawy jest też przypadek Kredyt Banku. Bank ten oblicza bowiem limit wiekowy w odniesieniu nie do najstarszego, jak robią to zwykle banki, ale najmłodszej osoby w gospodarstwie domowym. Może to być pełnoletnie dziecko wnioskodawców. Jeżeli przystąpi do kredyt zaciąganego przez rodziców może wydłużyć okres kredytowania nawet do 30 lat. Dzięki temu rata będzie znacznie niższa, chociaż pozostaje problem spłaty kredytu przez osoby będące na emeryturze. Przykładowo osoba w wieku 60 lat zaciągająca kredyt w złotych na 200 tys. na 5 lat musiałaby teoretycznie zapłacić ratę na poziomie ok. 4 tys. zł. Po wydłużeniu okresu spłaty do 30 lat rata zmniejszyłaby się do ok. 1,5 tys. zł. W GE Money Banku poprzez włączenie dziecka można wydłużyć okres kredytowania o 5 lat (zwiększenie górnego limitu wieku w monecie spłaty z 75 do 80 lat).

Katarzyna Siwek, Rafał Konarski

interia.pl

Lepiej zarabiać w euro

Płaca minimalna w Wielkiej Brytanii wynosi obecnie 5,73 funtów/godz., a w Irlandii 8,65 euro/godz. Zgodnie z obecnym kursem walut to odpowiednio 28 zł i 38 zł, czyli aż 10 zł różnicy na korzyść Irlandii! Niektórzy Polacy udający się do pracy za kanał La Manche wybierali dotąd Anglię, m.in. ze względu na mocny kurs funta.

Teraz jednak, gdy stosunek brytyjskiej waluty do unijnej wynosi prawie 1 do 1, zaś godzinowe stawki są wyższe na Zielonej Wyspie, praca w Wielkiej Brytanii mocno straciła na atrakcyjności.

Kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej w maju 2004 r. za jedno euro musieliśmy dać średnio 4,75 zł, zaś za funta ponad 7 zł. Przypomnijmy jeszcze inne cyfry. Brytyjska pensja minimalna wynosiła wówczas 4,50 Ł/godz., zaś irlandzka 7 euro/godz. Polak zarabiał więc w Anglii około 32 zł/godz., zaś w Irlandii 33 zł/godz. W sumie więc nieomal identycznie.

Przez cztery i pół roku naszej obecności w Unii sporo się zmieniło. Od biegłego roku systematycznie spada również wartość funta. W ciągu kilku miesięcy angielska waluta straciła do euro 30 proc. O ile w styczniu 2008 r. za jedno euro trzeba było zapłacić średnio 74 pensy, tak pod koniec roku już nawet 96 pensów.

Słabość brytyjskiej waluty widać nawet w stosunku do złotówki. Podczas gdy dolar zyskał od lipca ubiegłego roku blisko 50 proc., a euro ponad 25 proc., funt wzmocnił się jedynie o kilka procent. Pod koniec stycznia za jedno euro musieliśmy zapłacić średnio 4,44 zł, za funta 4,90 zł.

Przyjmując za punkt wyjścia godzinowe stawki minimalne i kursy walut w Anglii zarobimy dzisiaj 28 zł/godz., a w Irlandii 38 zł/godz., czyli aż o 10 zł więcej. Na pierwszy rzut oka Polakowi zdecydowanie bardziej opłaca się więc dzisiaj pracować na Zielonej Wyspie. Decydując się jednak na zamieszkanie w danym kraju, trzeba wziąć pod uwagę jeszcze inne czynniki. Jak chociażby koszty życia.

A dzisiaj ceny w Irlandii są zdecydowanie wyższe niż w Anglii. I to począwszy od artykułów spożywczych, poprzez ubrania, na sprzęcie elektronicznym skończywszy. - Niedawno kupiłem czapkę - wypowiada się na jednym z forów internetowych "Jeremy" mieszkający w Irlandii. - Na metce cena w funtach wynosiła 12, a w euro 20. I podobny stosunek odnosi się do zdecydowanej większości produktów. Tak więc kurs rynkowy funta w stosunku do euro swoje, a wartość dóbr i tak wciąż mierzona jest stosunkiem obu walut sprzed kilku lat.

Jedynie ceny wynajmu mieszkań w obu krajach są porównywalne. W Irlandii za jednoosobowy pokój zapłacimy 280-350 euro na miesiąc, w Wielkiej Brytanii 260-360 Ł.

Kolejna rzecz wpływająca na niekorzyść Irlandii to poważny kryzys gospodarczy w tym kraju. Oczywiście Zjednoczonego Królestwa też on nie ominął, jednak w Irlandii dał się bardziej odczuć. O ile jeszcze dwa lata temu Zielona Wyspa cieszyła się najniższym bezrobociem w całej Unii, a jego stopa przekraczała niewiele ponad 4 proc., tak już w grudniu 2008 wyniosła 8,3 proc. I według prognoz będzie dalej rosnąć. Tymczasem w Anglii bezrobocie pod koniec 2008 r. wyniosło 6,1 proc.

* * *

Ostatecznie sam musisz dokonać kalkulacji, który kraj jest dla ciebie bardziej opłacalny. Bez wątpienia jednak jeśli znajdziesz pracę w Irlandii - i to jeszcze blisko Irlandii Północnej, by tam móc robić zakupy w funtach - twój portfel wiele na tym zyska.

Milena Waldowska

 ŚREDNI KURS ZŁOTÓWKI W OSTATNICH LATACH
DATA FUNT EURO
maj 2004 7,05 zł 4,75 zł
maj 2005 6,00 zł 4,16 zł
maj 2006 5,75 zł 3,92 zł
maj 2007 5,54 zł 3,78 zł
styczeń 2008 4,82 zł 3,60 zł
maj 2008 4,25 zł 3,39 zł
styczeń 2009 4,65 zł 4,38 zł
interia.pl

Lepiej zarabiać w euro

Płaca minimalna w Wielkiej Brytanii wynosi obecnie 5,73 funtów/godz., a w Irlandii 8,65 euro/godz. Zgodnie z obecnym kursem walut to odpowiednio 28 zł i 38 zł, czyli aż 10 zł różnicy na korzyść Irlandii! Niektórzy Polacy udający się do pracy za kanał La Manche wybierali dotąd Anglię, m.in. ze względu na mocny kurs funta.

Teraz jednak, gdy stosunek brytyjskiej waluty do unijnej wynosi prawie 1 do 1, zaś godzinowe stawki są wyższe na Zielonej Wyspie, praca w Wielkiej Brytanii mocno straciła na atrakcyjności.

Kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej w maju 2004 r. za jedno euro musieliśmy dać średnio 4,75 zł, zaś za funta ponad 7 zł. Przypomnijmy jeszcze inne cyfry. Brytyjska pensja minimalna wynosiła wówczas 4,50 Ł/godz., zaś irlandzka 7 euro/godz. Polak zarabiał więc w Anglii około 32 zł/godz., zaś w Irlandii 33 zł/godz. W sumie więc nieomal identycznie.

Przez cztery i pół roku naszej obecności w Unii sporo się zmieniło. Od biegłego roku systematycznie spada również wartość funta. W ciągu kilku miesięcy angielska waluta straciła do euro 30 proc. O ile w styczniu 2008 r. za jedno euro trzeba było zapłacić średnio 74 pensy, tak pod koniec roku już nawet 96 pensów.

Słabość brytyjskiej waluty widać nawet w stosunku do złotówki. Podczas gdy dolar zyskał od lipca ubiegłego roku blisko 50 proc., a euro ponad 25 proc., funt wzmocnił się jedynie o kilka procent. Pod koniec stycznia za jedno euro musieliśmy zapłacić średnio 4,44 zł, za funta 4,90 zł.

Przyjmując za punkt wyjścia godzinowe stawki minimalne i kursy walut w Anglii zarobimy dzisiaj 28 zł/godz., a w Irlandii 38 zł/godz., czyli aż o 10 zł więcej. Na pierwszy rzut oka Polakowi zdecydowanie bardziej opłaca się więc dzisiaj pracować na Zielonej Wyspie. Decydując się jednak na zamieszkanie w danym kraju, trzeba wziąć pod uwagę jeszcze inne czynniki. Jak chociażby koszty życia.

A dzisiaj ceny w Irlandii są zdecydowanie wyższe niż w Anglii. I to począwszy od artykułów spożywczych, poprzez ubrania, na sprzęcie elektronicznym skończywszy. - Niedawno kupiłem czapkę - wypowiada się na jednym z forów internetowych "Jeremy" mieszkający w Irlandii. - Na metce cena w funtach wynosiła 12, a w euro 20. I podobny stosunek odnosi się do zdecydowanej większości produktów. Tak więc kurs rynkowy funta w stosunku do euro swoje, a wartość dóbr i tak wciąż mierzona jest stosunkiem obu walut sprzed kilku lat.

Jedynie ceny wynajmu mieszkań w obu krajach są porównywalne. W Irlandii za jednoosobowy pokój zapłacimy 280-350 euro na miesiąc, w Wielkiej Brytanii 260-360 Ł.

Kolejna rzecz wpływająca na niekorzyść Irlandii to poważny kryzys gospodarczy w tym kraju. Oczywiście Zjednoczonego Królestwa też on nie ominął, jednak w Irlandii dał się bardziej odczuć. O ile jeszcze dwa lata temu Zielona Wyspa cieszyła się najniższym bezrobociem w całej Unii, a jego stopa przekraczała niewiele ponad 4 proc., tak już w grudniu 2008 wyniosła 8,3 proc. I według prognoz będzie dalej rosnąć. Tymczasem w Anglii bezrobocie pod koniec 2008 r. wyniosło 6,1 proc.

* * *

Ostatecznie sam musisz dokonać kalkulacji, który kraj jest dla ciebie bardziej opłacalny. Bez wątpienia jednak jeśli znajdziesz pracę w Irlandii - i to jeszcze blisko Irlandii Północnej, by tam móc robić zakupy w funtach - twój portfel wiele na tym zyska.

Milena Waldowska

 ŚREDNI KURS ZŁOTÓWKI W OSTATNICH LATACH
DATA FUNT EURO
maj 2004 7,05 zł 4,75 zł
maj 2005 6,00 zł 4,16 zł
maj 2006 5,75 zł 3,92 zł
maj 2007 5,54 zł 3,78 zł
styczeń 2008 4,82 zł 3,60 zł
maj 2008 4,25 zł 3,39 zł
styczeń 2009 4,65 zł 4,38 zł
interia.pl

Upadający deweloper sprzedaje

W ubiegłym roku upadłość ogłosiło 59 firm związanych z budownictwem - wynika z raportu przygotowanego przez firmę Coface Polska. Zdaniem wszystkich specjalistów branża budowlana i deweloperska należy w tym roku do najbardziej zagrożonych bankructwami.

Problemy klientów z uzyskaniem kredytu na kupno mieszkania i podobne kłopoty samych deweloperów z uzyskaniem w banku finansowania na dokończenie inwestycji spowodowały, że widmo bankructw spogląda w oczy prezesów wielu firm deweloperskich. Dotyczy to szczególnie tych mniejszych firm, które swoją działalność rozpoczęły stosunkowo niedawno, nie zdążyły zarobić na niedawnym boomie budowlanym, drogo kupiły ziemie i teraz mają problemy ze sprzedażą.

- Nie można wykluczyć, że w tym roku będą bankructwa i upadłości firm deweloperskich, choć będzie to dotyczyło tylko mniejszych firm - mówi Wojciech Ciurzyński, prezes Polnordu. W tej sytuacji jednak osoby, które będą w tym roku decydowały się na kupno mieszkania na rynku pierwotnym, powinny wykazać się szczególną ostrożnością. Wbrew pozorom 2009 rok nie będzie okresem, w którym nie będzie dochodziło do żadnych transakcji na rynku nieruchomości.

- Szacujemy, że w tym roku sektor bankowy udzieli ok. 250 tys. hipotecznych kredytów mieszkaniowych - uważa Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Większość ekspertów spoza sektora bankowego spodziewa się jednak znacznie większego spadku popytu na mieszkania - sięgającego nawet 30 proc.

- Większość deweloperów ma problemy ze sprzedażą mieszkań, a części z nich rzeczywiście grozi bankructwo - twierdzi Aleksandra Szarek z Home Broker. Kupna mieszkania od nich trzeba unikać.

Jak uniknąć kłopotów przy zakupie nieruchomości? Co koniecznie trzeba sprawdzić? Jaki dokument musi posiadać deweloper?

Więcej: Gazeta Prawna 13.02.2009 (31) - Moje nieruchomości - str.D2

Roman Grzyb

Upadający deweloper sprzedaje

W ubiegłym roku upadłość ogłosiło 59 firm związanych z budownictwem - wynika z raportu przygotowanego przez firmę Coface Polska. Zdaniem wszystkich specjalistów branża budowlana i deweloperska należy w tym roku do najbardziej zagrożonych bankructwami.

Problemy klientów z uzyskaniem kredytu na kupno mieszkania i podobne kłopoty samych deweloperów z uzyskaniem w banku finansowania na dokończenie inwestycji spowodowały, że widmo bankructw spogląda w oczy prezesów wielu firm deweloperskich. Dotyczy to szczególnie tych mniejszych firm, które swoją działalność rozpoczęły stosunkowo niedawno, nie zdążyły zarobić na niedawnym boomie budowlanym, drogo kupiły ziemie i teraz mają problemy ze sprzedażą.

- Nie można wykluczyć, że w tym roku będą bankructwa i upadłości firm deweloperskich, choć będzie to dotyczyło tylko mniejszych firm - mówi Wojciech Ciurzyński, prezes Polnordu. W tej sytuacji jednak osoby, które będą w tym roku decydowały się na kupno mieszkania na rynku pierwotnym, powinny wykazać się szczególną ostrożnością. Wbrew pozorom 2009 rok nie będzie okresem, w którym nie będzie dochodziło do żadnych transakcji na rynku nieruchomości.

- Szacujemy, że w tym roku sektor bankowy udzieli ok. 250 tys. hipotecznych kredytów mieszkaniowych - uważa Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Większość ekspertów spoza sektora bankowego spodziewa się jednak znacznie większego spadku popytu na mieszkania - sięgającego nawet 30 proc.

- Większość deweloperów ma problemy ze sprzedażą mieszkań, a części z nich rzeczywiście grozi bankructwo - twierdzi Aleksandra Szarek z Home Broker. Kupna mieszkania od nich trzeba unikać.

Jak uniknąć kłopotów przy zakupie nieruchomości? Co koniecznie trzeba sprawdzić? Jaki dokument musi posiadać deweloper?

Więcej: Gazeta Prawna 13.02.2009 (31) - Moje nieruchomości - str.D2

Roman Grzyb

W mieście czy za miastem?

Masz dość głośnego i zatłoczonego miasta? A może mieszkasz na wsi i myślisz o przeprowadzce? Zanim spakujesz walizki, dobrze się zastanów…
Miasto
W mieście, zwłaszcza większym, możesz robić zakupy praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę (choć w świetle nowych przepisów już nie w święta). Nawet, jeśli zaczynasz pracę o 6.00 lub kończysz ją 21.00 – zawsze znajdzie się miejsce, w którym będziesz mogła się zaopatrzyć w najpotrzebniejsze produkty. Ponadto, duże centra handlowe są czynne zwykle do dziewiątej wieczorem, więc jeśli potrzebujesz na gwałt jakiegoś ubrania, to nie musisz urywać się z pracy, albo robić zakupów kosztem obiadu.

Kolejnym dobrodziejstwem wynikającym z mieszkania w mieście jest możliwość zjedzenia obiadu bez konieczności przygotowywania go. Restauracje, pizzerie, bary mleczne, fast foody – jeśli nie masz czasu czy chęci gotować, zawsze możesz zjeść poza domem.

Jeśli masz ochotę na odrobinę kultury, możesz wybrać spośród repertuaru kilku teatrów, a w muzeach zawsze są jakieś wystawy. Potrzebna Ci rozrywka? Możesz iść do kina, i to do takiego, które Ci najbardziej odpowiada: kameralnego, bądź multiplexu. A do tego kręgielnie, strzelnice, bilard, kawiarnie, puby, kluby nocne. Duże imprezy kulturalne. Koncerty gwiazd wielkiego formatu. W mieście naprawdę dużo się dzieje. Trzeba się jednak zastanowić, dla kogo są to uciechy – zdecydowanie dla ludzi, którzy nie mają dzieci. Rodzice z maluchami nie mają zbyt wiele czasu na życie kulturalno-rozrywkowe.
więcej na dom.wp.pl

W mieście czy za miastem?

Masz dość głośnego i zatłoczonego miasta? A może mieszkasz na wsi i myślisz o przeprowadzce? Zanim spakujesz walizki, dobrze się zastanów…
Miasto
W mieście, zwłaszcza większym, możesz robić zakupy praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę (choć w świetle nowych przepisów już nie w święta). Nawet, jeśli zaczynasz pracę o 6.00 lub kończysz ją 21.00 – zawsze znajdzie się miejsce, w którym będziesz mogła się zaopatrzyć w najpotrzebniejsze produkty. Ponadto, duże centra handlowe są czynne zwykle do dziewiątej wieczorem, więc jeśli potrzebujesz na gwałt jakiegoś ubrania, to nie musisz urywać się z pracy, albo robić zakupów kosztem obiadu.

Kolejnym dobrodziejstwem wynikającym z mieszkania w mieście jest możliwość zjedzenia obiadu bez konieczności przygotowywania go. Restauracje, pizzerie, bary mleczne, fast foody – jeśli nie masz czasu czy chęci gotować, zawsze możesz zjeść poza domem.

Jeśli masz ochotę na odrobinę kultury, możesz wybrać spośród repertuaru kilku teatrów, a w muzeach zawsze są jakieś wystawy. Potrzebna Ci rozrywka? Możesz iść do kina, i to do takiego, które Ci najbardziej odpowiada: kameralnego, bądź multiplexu. A do tego kręgielnie, strzelnice, bilard, kawiarnie, puby, kluby nocne. Duże imprezy kulturalne. Koncerty gwiazd wielkiego formatu. W mieście naprawdę dużo się dzieje. Trzeba się jednak zastanowić, dla kogo są to uciechy – zdecydowanie dla ludzi, którzy nie mają dzieci. Rodzice z maluchami nie mają zbyt wiele czasu na życie kulturalno-rozrywkowe.
więcej na dom.wp.pl

Znaleźć najlepszą działkę

Znaleźć najlepszą działkę Zanim zaczniemy budować, zastanówmy się nad lokalizacją naszej inwestycji, biorąc pod uwagę nie tylko walory estetyczne, bowiem dziś działka może nas kosztować tyle samo, co wybudowanie domu.
Uwzględnijmy wszystkie plusy i minusy, zanim podejmiemy ostateczną decyzje. Czy wybrana przez nas parcela spełnia oczekiwania i wymogi realizatorskie? Tutaj aspektów jest wiele.

Najważniejsze pytania

Do jakiej kategorii należy wybrana przez nas działka (budowlanej, rolnej czy leśnej) i ewentualnie czy jest możliwość odrolnienia jej na potrzeby budowy? Procedurę odrolnienia określa ustawa o ochronie gruntów rolnych i leśnych.

Kto jest prawnym właścicielem wybranej przez nas działki? Tę informację znajdziemy w księgach wieczystych, dostępnych w wydziale ksiąg wieczystych sądu rejonowego. Czy istnieją ograniczenia dotyczące np. dopuszczalnej liczby kondygnacji budynku, kąta nachylenia połaci dachu, wysokości kalenicy, przebiegu linii zabudowy, dostępu do drogi publicznej, ustalenie możliwości rodzaju zabudowy na wybranym terenie (np. jednorodzinne domy wolnostojące, zabudowa bliźniacza czy szeregowa itd.)?

Należy również ustalić stan istniejący działki, a dokładniej kwestię uzbrojenia terenu. Jeżeli działka nie jest uzbrojona, należ wziąć pod uwagę dodatkowy koszt doprowadzenia mediów takich jak energia elektryczna, gaz, czy woda, który nie jest mały.

Drenaż ochroni fundamenty

Pamiętajmy, że natura bywa złośliwa i płata figle, dlatego równie ważne na tym etapie jest sprawdzenie grunt pod kątem nośności, przepuszczalności i poziomu wody gruntowej, który ma decydujący wpływ na formę domu, a przede wszystkim na koszt fundamentów oraz na ich izolację. Informacje te można uzyskać z map geodezyjnych dostępnych w powiatowych ośrodkach dokumentacji geodezyjnej i kartograficznej oraz w wydziałach geodezji urzędów poszczególnych gmin.

Wody gruntowe oznaczają stałe lub okresowe zagrożenie dla piwnicy naszego domu. Wiąże się to nie tylko z niedogodnością jej wypompowywania, ale przede wszystkim z niebezpieczeństwem zawilgocenia ścian i fundamentów.

Aby zapobiec takim przykrym incydentom, należałoby dodatkowo na działkę wprowadzić drenaż – sieć rur uniemożliwiająca wodzie gruntowej docieranie do budynku.

Pamiętajmy, aby nie budować domu w zagłębieniach terenu, ponieważ w razie większych opadów albo podwyższenia poziomu wód gruntowych woda będzie tam stanowiła szczególnie wysokie zagrożenie. Dodatkowo w takich „kotlinkach” stoi także powietrze, co z pewnością nie poprawia komfortu życia.

Istnieją także szczególne wyjątki działek w niektórych regionach, gdzie trzeba się liczyć z ograniczeniami narzuconymi między innymi przez konserwatorów zabytków i przyrody.
Ważne strony świata

Do parametrów, które trzeba uwzględnić przy wyborze działki, należ również jej wielkość.

Działka nie może być za mała ani zbyt wąska (średnia szerokość działki powinna wynosić co najmniej 22 m). Należy pamiętać także o róży wiatrów, czyli kierunkach świata. Dobry układ działki powinien gwarantować wjazd od strony północnej lub wschodniej. Tym samym z kuchni uzyskamy widok na drogę, a pokój gościnny i taras z ogrodem znajdą się od strony nasłonecznionej.

Inne czynniki mające wpływ na odległości budynku od granic działki to elementy wysunięte poza obrys budynku, czyli: okapy i gzymsy, których wysięg przekracza 0,8 m; tarasy, schody zewnętrzne, werandy, galerie, balkony, pochylnie i rampy, których wysięg przekracza 1,3 m.

Rygorystyczne wymiary dotyczące działki biorąc pod uwagę odległość budynku od wszystkich granic działki wynoszą 4 m w przypadku ściany z otworem okiennym, drzwiowym lub innym konstrukcyjnym i 3 m w przypadku ściany bez okien i innych otworów, biorąc pod uwagę wszelkiego typu okapy, tarasy lub schody zewnętrzne i balkony wysunięte poza obrys.

Jeżeli planujemy przodową oczyszczalnie ścieków będzie to miało również decydujący wpływ na wybór działki, ponieważ musza myć zachowane odpowiednie odległości nie tylko elementów montażu, ale także odległości od innych obiektów na, które może oddziaływać.

Podane poniżej odległości należy przestrzegać nie tylko na własnej posesji (uwzględniamy również możliwą kolizję z obiektami na sąsiadujących działkach).

Przykład oczyszczalnia z drenażem rozsączającym, wymagane odległości: 30 m od studni (również na sąsiedniej działce), 3 m od budynku, drzew i dużych krzewów, 2 m od granicy działki i drogi.

Inny przykład –szambo(niestety też wymagające):pokrywy i wylot wentylacji zbiornika muszą znajdować się 5m od okien i drzwi zewnętrznych obiektu i 2 m od granicy sąsiadującej działki, ulicy drogi i ciągu pieszego oraz 15 m od studni czerpiącej wodę pitną.

Pamiętajmy również, że niektóre władze lokalne wyraźnie określają wskaźnik procentowy powierzchni zabudowanej do "biologicznie czynnej" jest to istotna informacja dla kupującego działkę.
AK
dom.wp

Znaleźć najlepszą działkę

Znaleźć najlepszą działkę Zanim zaczniemy budować, zastanówmy się nad lokalizacją naszej inwestycji, biorąc pod uwagę nie tylko walory estetyczne, bowiem dziś działka może nas kosztować tyle samo, co wybudowanie domu.
Uwzględnijmy wszystkie plusy i minusy, zanim podejmiemy ostateczną decyzje. Czy wybrana przez nas parcela spełnia oczekiwania i wymogi realizatorskie? Tutaj aspektów jest wiele.

Najważniejsze pytania

Do jakiej kategorii należy wybrana przez nas działka (budowlanej, rolnej czy leśnej) i ewentualnie czy jest możliwość odrolnienia jej na potrzeby budowy? Procedurę odrolnienia określa ustawa o ochronie gruntów rolnych i leśnych.

Kto jest prawnym właścicielem wybranej przez nas działki? Tę informację znajdziemy w księgach wieczystych, dostępnych w wydziale ksiąg wieczystych sądu rejonowego. Czy istnieją ograniczenia dotyczące np. dopuszczalnej liczby kondygnacji budynku, kąta nachylenia połaci dachu, wysokości kalenicy, przebiegu linii zabudowy, dostępu do drogi publicznej, ustalenie możliwości rodzaju zabudowy na wybranym terenie (np. jednorodzinne domy wolnostojące, zabudowa bliźniacza czy szeregowa itd.)?

Należy również ustalić stan istniejący działki, a dokładniej kwestię uzbrojenia terenu. Jeżeli działka nie jest uzbrojona, należ wziąć pod uwagę dodatkowy koszt doprowadzenia mediów takich jak energia elektryczna, gaz, czy woda, który nie jest mały.

Drenaż ochroni fundamenty

Pamiętajmy, że natura bywa złośliwa i płata figle, dlatego równie ważne na tym etapie jest sprawdzenie grunt pod kątem nośności, przepuszczalności i poziomu wody gruntowej, który ma decydujący wpływ na formę domu, a przede wszystkim na koszt fundamentów oraz na ich izolację. Informacje te można uzyskać z map geodezyjnych dostępnych w powiatowych ośrodkach dokumentacji geodezyjnej i kartograficznej oraz w wydziałach geodezji urzędów poszczególnych gmin.

Wody gruntowe oznaczają stałe lub okresowe zagrożenie dla piwnicy naszego domu. Wiąże się to nie tylko z niedogodnością jej wypompowywania, ale przede wszystkim z niebezpieczeństwem zawilgocenia ścian i fundamentów.

Aby zapobiec takim przykrym incydentom, należałoby dodatkowo na działkę wprowadzić drenaż – sieć rur uniemożliwiająca wodzie gruntowej docieranie do budynku.

Pamiętajmy, aby nie budować domu w zagłębieniach terenu, ponieważ w razie większych opadów albo podwyższenia poziomu wód gruntowych woda będzie tam stanowiła szczególnie wysokie zagrożenie. Dodatkowo w takich „kotlinkach” stoi także powietrze, co z pewnością nie poprawia komfortu życia.

Istnieją także szczególne wyjątki działek w niektórych regionach, gdzie trzeba się liczyć z ograniczeniami narzuconymi między innymi przez konserwatorów zabytków i przyrody.
Ważne strony świata

Do parametrów, które trzeba uwzględnić przy wyborze działki, należ również jej wielkość.

Działka nie może być za mała ani zbyt wąska (średnia szerokość działki powinna wynosić co najmniej 22 m). Należy pamiętać także o róży wiatrów, czyli kierunkach świata. Dobry układ działki powinien gwarantować wjazd od strony północnej lub wschodniej. Tym samym z kuchni uzyskamy widok na drogę, a pokój gościnny i taras z ogrodem znajdą się od strony nasłonecznionej.

Inne czynniki mające wpływ na odległości budynku od granic działki to elementy wysunięte poza obrys budynku, czyli: okapy i gzymsy, których wysięg przekracza 0,8 m; tarasy, schody zewnętrzne, werandy, galerie, balkony, pochylnie i rampy, których wysięg przekracza 1,3 m.

Rygorystyczne wymiary dotyczące działki biorąc pod uwagę odległość budynku od wszystkich granic działki wynoszą 4 m w przypadku ściany z otworem okiennym, drzwiowym lub innym konstrukcyjnym i 3 m w przypadku ściany bez okien i innych otworów, biorąc pod uwagę wszelkiego typu okapy, tarasy lub schody zewnętrzne i balkony wysunięte poza obrys.

Jeżeli planujemy przodową oczyszczalnie ścieków będzie to miało również decydujący wpływ na wybór działki, ponieważ musza myć zachowane odpowiednie odległości nie tylko elementów montażu, ale także odległości od innych obiektów na, które może oddziaływać.

Podane poniżej odległości należy przestrzegać nie tylko na własnej posesji (uwzględniamy również możliwą kolizję z obiektami na sąsiadujących działkach).

Przykład oczyszczalnia z drenażem rozsączającym, wymagane odległości: 30 m od studni (również na sąsiedniej działce), 3 m od budynku, drzew i dużych krzewów, 2 m od granicy działki i drogi.

Inny przykład –szambo(niestety też wymagające):pokrywy i wylot wentylacji zbiornika muszą znajdować się 5m od okien i drzwi zewnętrznych obiektu i 2 m od granicy sąsiadującej działki, ulicy drogi i ciągu pieszego oraz 15 m od studni czerpiącej wodę pitną.

Pamiętajmy również, że niektóre władze lokalne wyraźnie określają wskaźnik procentowy powierzchni zabudowanej do "biologicznie czynnej" jest to istotna informacja dla kupującego działkę.
AK
dom.wp

Zawilgocenie działki

Poziom wody gruntowej podnosi się jest to spowodowane ulewnymi deszczami i roztopami. Wzrost poziomu jest jednoznaczne ze wzrostem zagrożenia powodziowego. Temat powodzi dotyczy nas gdy kupujemy działkę na terenie podmokłym lub blisko skupiska wodnego.
Jak ocenić zalewowość działki ?

Fauna występująca na danym terenie - dziko rosnące krzewy liściaste (wierzba, olcha) i drzewa oraz rośliny typu: wełnianki, sitowie, krwawnice czy skrzyp polny - dowodzą tego, że woda gruntowa jest blisko powierzchni terenu. Inaczej jest jeżeli dominują rośliny takie jak macierzanka, szczaw polny, rozchodnik, i żarnowiec oraz drzewa iglaste (sosny) - to jasny sygnał, że woda gruntowa jest głęboko.
Stan i rodzaj wód - jeśli działka znajduje się w pobliżu jeziora, stawu lub rzeki, to teren jest nawodniony lub co najmniej podmokły. Takie otoczenie świadczy że działka może być położona na terenie zalewowym.

Przed zakupem działki sprawdź lub zapytaj nowych sąsiadów:

• czy po opadach deszczu na danym obszarze długo stoi woda, a jeśli tak jest, to znaczy, że grunt jest słabo przepuszczalny;
• jaki jest poziom wody w studni - tak można zdobyć informację jaki jest poziom wody gruntowej; na marginesie zalecam wykonanie próbnego wykopu lub wiercenia;
• czy w sąsiadujących podpiwniczonych domostwach piwnice są suche, a jeśli zalewa je woda, to czy widać ślady zawilgoceń, do jakiego poziomu i jak często;
• o zabezpieczenia przeciwpowodziowe (zbiorniki retencyjne, wały lub rowy melioracyjne) - jeśli są, a ich stan jest dobry, to zagrożenie powodzią zmniejsza się
Pamiętaj, że o wiele łatwiej jest zapobiec konsekwencją powodzi niż je usunąć. Gdy kupujesz działkę umiejscowioną nad stawem lub w sąsiedztwie glinianek i rozlewisk warto rozważyć wszelkie za i przeciw, przed podjęciem ostatecznej decyzji.

Działka w niedalekim sąsiedztwie rozlewisk i glinianek. Dzikie oczko może stać się początkiem ślicznego, uporządkowanego stawu. Tuż przed zakupem działki należy bezwzględnie sprawdzić, czy na pozostałej części działki można wybudować dom. Istnieje prawdopodobieństwo, że mamy do czynienia z gruntami organiczne, na przykład torfy, które kompletnie nie nadają się do bezpośredniego posadowienia budynku. Z całą pewnością nie ma sensu budować tu domu z piwnicą. Poświećmy trochę czasu by dokładnie wykonać zabezpieczenia hydroizolacyjne.
Działka nad stawem. Domek tuż przy wodzie jest ideą bardzo kuszącą, jednak przymusowe będą badania geotechniczne. Jeżeli jest tak, że grunt umożliwia posadowić budynek przy linii wody, to można tak dom wybudować. Trzeba koniecznie pamiętać o tym, że polskie prawo nakazuje pozostawić swobodny dostęp do wód stanowiących własność państwa.
• Istnieje też prawdopodobieństwo, że na działce lub w jej pobliżu znajduje się rów melioracyjny. Jest to wyraźny sygnał mówiący o tym, że teren działki jest podmokły. Właśnie z tego powodu działkę należy oglądać wiosną, ponieważ wówczas poziom wód gruntowych jest najwyższy. Pożytecznie będzie również się dowiedzieć, czy sąsiednie posesje są podpiwniczone i czy piwnice są suche. Może się zdarzyć tak, że rów nie zawsze odprowadza wodę i bywa przepełniony, i w takiej sytuacji zamiast odwadniać - nawadnia działkę. Rów melioracyjny stanowi zagrożenie dla małych dzieci - o ile ich nie pilnujemy.
AK
dom.wp

Zawilgocenie działki

Poziom wody gruntowej podnosi się jest to spowodowane ulewnymi deszczami i roztopami. Wzrost poziomu jest jednoznaczne ze wzrostem zagrożenia powodziowego. Temat powodzi dotyczy nas gdy kupujemy działkę na terenie podmokłym lub blisko skupiska wodnego.
Jak ocenić zalewowość działki ?

Fauna występująca na danym terenie - dziko rosnące krzewy liściaste (wierzba, olcha) i drzewa oraz rośliny typu: wełnianki, sitowie, krwawnice czy skrzyp polny - dowodzą tego, że woda gruntowa jest blisko powierzchni terenu. Inaczej jest jeżeli dominują rośliny takie jak macierzanka, szczaw polny, rozchodnik, i żarnowiec oraz drzewa iglaste (sosny) - to jasny sygnał, że woda gruntowa jest głęboko.
Stan i rodzaj wód - jeśli działka znajduje się w pobliżu jeziora, stawu lub rzeki, to teren jest nawodniony lub co najmniej podmokły. Takie otoczenie świadczy że działka może być położona na terenie zalewowym.

Przed zakupem działki sprawdź lub zapytaj nowych sąsiadów:

• czy po opadach deszczu na danym obszarze długo stoi woda, a jeśli tak jest, to znaczy, że grunt jest słabo przepuszczalny;
• jaki jest poziom wody w studni - tak można zdobyć informację jaki jest poziom wody gruntowej; na marginesie zalecam wykonanie próbnego wykopu lub wiercenia;
• czy w sąsiadujących podpiwniczonych domostwach piwnice są suche, a jeśli zalewa je woda, to czy widać ślady zawilgoceń, do jakiego poziomu i jak często;
• o zabezpieczenia przeciwpowodziowe (zbiorniki retencyjne, wały lub rowy melioracyjne) - jeśli są, a ich stan jest dobry, to zagrożenie powodzią zmniejsza się
Pamiętaj, że o wiele łatwiej jest zapobiec konsekwencją powodzi niż je usunąć. Gdy kupujesz działkę umiejscowioną nad stawem lub w sąsiedztwie glinianek i rozlewisk warto rozważyć wszelkie za i przeciw, przed podjęciem ostatecznej decyzji.

Działka w niedalekim sąsiedztwie rozlewisk i glinianek. Dzikie oczko może stać się początkiem ślicznego, uporządkowanego stawu. Tuż przed zakupem działki należy bezwzględnie sprawdzić, czy na pozostałej części działki można wybudować dom. Istnieje prawdopodobieństwo, że mamy do czynienia z gruntami organiczne, na przykład torfy, które kompletnie nie nadają się do bezpośredniego posadowienia budynku. Z całą pewnością nie ma sensu budować tu domu z piwnicą. Poświećmy trochę czasu by dokładnie wykonać zabezpieczenia hydroizolacyjne.
Działka nad stawem. Domek tuż przy wodzie jest ideą bardzo kuszącą, jednak przymusowe będą badania geotechniczne. Jeżeli jest tak, że grunt umożliwia posadowić budynek przy linii wody, to można tak dom wybudować. Trzeba koniecznie pamiętać o tym, że polskie prawo nakazuje pozostawić swobodny dostęp do wód stanowiących własność państwa.
• Istnieje też prawdopodobieństwo, że na działce lub w jej pobliżu znajduje się rów melioracyjny. Jest to wyraźny sygnał mówiący o tym, że teren działki jest podmokły. Właśnie z tego powodu działkę należy oglądać wiosną, ponieważ wówczas poziom wód gruntowych jest najwyższy. Pożytecznie będzie również się dowiedzieć, czy sąsiednie posesje są podpiwniczone i czy piwnice są suche. Może się zdarzyć tak, że rów nie zawsze odprowadza wodę i bywa przepełniony, i w takiej sytuacji zamiast odwadniać - nawadnia działkę. Rów melioracyjny stanowi zagrożenie dla małych dzieci - o ile ich nie pilnujemy.
AK
dom.wp

Jak ograniczyć ryzyko kupując mieszkanie

W 2009 roku można się spodziewać bankructw wielu firm deweloperskich. Dlatego, stosując kilka prostych reguł, warto ograniczyć ryzyko zawarcia transakcji z deweloperem, który ma problemy finansowe i może upaść.

W ubiegłym roku upadłość ogłosiło 59 firm związanych z budownictwem - wynika z raportu przygotowanego przez firmę Coface Polska. Zdaniem wszystkich specjalistów branża budowlana i deweloperska należy w tym roku do najbardziej zagrożonych bankructwami. Problemy klientów z uzyskaniem kredytu na kupno mieszkania i podobne kłopoty samych deweloperów z uzyskaniem w banku finansowania na dokończenie inwestycji spowodowały, że widmo bankructw spogląda w oczy prezesów wielu firm deweloperskich. Dotyczy to szczególnie tych mniejszych firm, które swoją działalność rozpoczęły stosunkowo niedawno, nie zdążyły zarobić na niedawnym boomie budowlanym, drogo kupiły ziemie i teraz mają problemy ze sprzedażą.

- Nie można wykluczyć, że w tym roku będą bankructwa i upadłości firm deweloperskich, choć będzie to dotyczyło tylko mniejszych firm - mówi Wojciech Ciurzyński, prezes Polnordu. W tej sytuacji jednak osoby, które będą w tym roku decydowały się na kupno mieszkania na rynku pierwotnym, powinny wykazać się szczególną ostrożnością. Wbrew pozorom 2009 rok nie będzie okresem, w którym nie będzie dochodziło do żadnych transakcji na rynku nieruchomości.

- Szacujemy, że w tym roku sektor bankowy udzieli ok. 250 tys. hipotecznych kredytów mieszkaniowych - uważa Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Większość ekspertów spoza sektora bankowego spodziewa się jednak znacznie większego spadku popytu na mieszkania - sięgającego nawet 30 proc.

- Większość deweloperów ma problemy ze sprzedażą mieszkań, a części z nich rzeczywiście grozi bankructwo - twierdzi Aleksandra Szarek z Home Broker. Kupna mieszkania od nich trzeba unikać.
więcej na dom.wp

Jak ograniczyć ryzyko kupując mieszkanie

W 2009 roku można się spodziewać bankructw wielu firm deweloperskich. Dlatego, stosując kilka prostych reguł, warto ograniczyć ryzyko zawarcia transakcji z deweloperem, który ma problemy finansowe i może upaść.

W ubiegłym roku upadłość ogłosiło 59 firm związanych z budownictwem - wynika z raportu przygotowanego przez firmę Coface Polska. Zdaniem wszystkich specjalistów branża budowlana i deweloperska należy w tym roku do najbardziej zagrożonych bankructwami. Problemy klientów z uzyskaniem kredytu na kupno mieszkania i podobne kłopoty samych deweloperów z uzyskaniem w banku finansowania na dokończenie inwestycji spowodowały, że widmo bankructw spogląda w oczy prezesów wielu firm deweloperskich. Dotyczy to szczególnie tych mniejszych firm, które swoją działalność rozpoczęły stosunkowo niedawno, nie zdążyły zarobić na niedawnym boomie budowlanym, drogo kupiły ziemie i teraz mają problemy ze sprzedażą.

- Nie można wykluczyć, że w tym roku będą bankructwa i upadłości firm deweloperskich, choć będzie to dotyczyło tylko mniejszych firm - mówi Wojciech Ciurzyński, prezes Polnordu. W tej sytuacji jednak osoby, które będą w tym roku decydowały się na kupno mieszkania na rynku pierwotnym, powinny wykazać się szczególną ostrożnością. Wbrew pozorom 2009 rok nie będzie okresem, w którym nie będzie dochodziło do żadnych transakcji na rynku nieruchomości.

- Szacujemy, że w tym roku sektor bankowy udzieli ok. 250 tys. hipotecznych kredytów mieszkaniowych - uważa Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Większość ekspertów spoza sektora bankowego spodziewa się jednak znacznie większego spadku popytu na mieszkania - sięgającego nawet 30 proc.

- Większość deweloperów ma problemy ze sprzedażą mieszkań, a części z nich rzeczywiście grozi bankructwo - twierdzi Aleksandra Szarek z Home Broker. Kupna mieszkania od nich trzeba unikać.
więcej na dom.wp

Depozyty coraz niżej oprocentowane

Banki tną oprocentowanie lokat, ale nadal można znaleźć takie, które przynoszą 7 czy 8 proc. – wynika z najnowszego ratingu lokat Open Finance.
Rada Polityki Pieniężnej (RPP) już trzykrotnie obcięła stopy procentowe, w sumie o 1,75 punktu procentowego. To spowodowało, że ostro w dół poszły też rynkowe stopy i na przykład trzymiesięczny WIBOR aktualnie ma wartość 4,71 proc., a więc niższą o ponad dwa punkty procentowe niż przed rozpoczęciem cyklu obniżek. W takiej sytuacji banki masowo obcinają oprocentowanie swoich depozytów. Dotyczy to głównie lokat o dłuższym terminie zapadalności, bo można spodziewać się kolejnych obniżek stóp procentowych.

I tak jak można jeszcze znaleźć trzymiesięczny, czy półroczny depozyt na 8 proc., tak w przypadku rocznych lokat jedynie polisy lokacyjne (o tym, w jaki sposób funkcjonują, piszemy poniżej) są w stanie zagwarantować zysk nieco poniżej 8 proc. Ktoś, kto będzie chciał wpłacić pieniądze do banku na dwa lata, musi się obecnie liczyć z oprocentowaniem nieznacznie przekraczającym 6 proc.
W ofercie banków znajdziemy też propozycje przewyższające wspomniane stawki, ale są to lokaty o zmiennym oprocentowaniu. Te zaś nie są w obecnej sytuacji korzystne, bo można mieć niemal pewność, że w czasie trwania takiej lokaty bank obniży oprocentowanie w odpowiedzi na kolejne decyzje RPP. Do tego w zupełności nie wiemy, do jakiego poziomu może spaść to oprocentowanie. W takiej sytuacji zdecydowanie lepsze są lokaty o stałym oprocentowaniu.

Jak ocenialiśmy lokaty?

W związku z tym, że w ofercie banków coraz częściej pojawiają się depozyty o zmiennym oprocentowaniu, udoskonaliliśmy sposób oceny tych produktów. Lokaty o zmiennym oprocentowaniu mają notę obniżoną o jeden punkt. Ponadto, jak co miesiąc wzięliśmy pod uwagę zarówno tradycyjne lokaty, jak i te zakładane przez Internet, a także polisy lokacyjne. Jako że stawki lokat zmieniają się w zależności od wpłacanej kwoty i czasu trwania lokaty, uwzględniliśmy depozyty na 5 i 20 tys. PLN, zakładane na kwartał, pół roku, rok i dwa lata. Każdy z tych depozytów otrzymał ocenę z czterostopniowej skali. W ten sposób wytypowaliśmy 29 najlepszych lokat.

Kto najlepszy?

Najkorzystniejszą propozycję na 3 miesiące dla kwoty 5 i 20 tys. PLN ma Volkswagen Bank direct z oprocentowaniem 8,05 proc. w skali roku, ale w tym wypadku trzeba pamiętać o obowiązku założenia konta w banku. Najlepszy depozyt na pół roku ma z kolei nowy gracz na rynku czyli Allianz Bank, gdzie znajdziemy polisę lokacyjną przynoszącą 8,5 proc. w skali roku. W przypadku rocznego depozytu także warto udać się do Allianz Banku, który w tym wariancie oferuje 7,8 proc. na polisie. Widać, że bank stara się o pozyskanie nowych klientów i nadal utrzymuje przyzwoite stawki. Jego oferta dostępna jest na razie w 16 oddziałach i u agentów ubezpieczeniowych. Tymczasem w kategorii depozytów dwuletnich, najlepiej wypadają Toyota Bank i Noble Bank. Ten pierwszy dla kwoty 5 tys. PLN oferuje 6,4 proc., w drugim, wpłacając 20 tys. PLN, możemy liczyć na 6,5 proc.

Jak widać coraz częściej najlepsze depozyty mają formę polis lokacyjnych. Warto więc wyjaśnić istotę tego produktu. W zasadzie nie różni się on od lokaty o stałym oprocentowaniu, bo klient wpłaca pieniądze na określony okres i wie o ile więcej zostanie mu wypłacone. Ubezpieczeniowa forma powoduje jednak, że zyski nie są obciążone tzw. podatkiem Belki w wysokości 19 proc., który zapłacimy np. w przypadku tradycyjnej lokaty. Zwolnienie z tego podatku powoduje, że instytucje finansowe mogą zaproponować przyzwoite warunki i stąd tyle poliso-lokat dostało najwyższe noty w naszym ratingu. Trzeba jeszcze wytłumaczyć kwestię oprocentowania. W przypadku polis lokacyjnych banki podają często oprocentowanie brutto (my też uwzględniamy w zestawieniu tę stawkę) – czyli stawkę, która odpowiada danej polisie wysokością odsetek. Wyobraźmy sobie tradycyjną roczną lokatę na 7 proc. Po odjęciu podatku Belki okazuje się, że jej rzeczywiste oprocentowanie to 5,67 proc. Jeśli mamy poliso-lokatę na 5,67 proc. to dostaniemy do ręki odsetki liczone według tej stopy. Polisa na 5,67 proc. jest więc odpowiednikiem lokaty na 7 proc. Takie dwie różne stawki mogłyby jednak wprowadzać klientów w błąd, dlatego banki sprowadzają je niejako do wspólnego mianownika, podając oprocentowanie polisy po doliczeniu podatku.
Mateusz Ostrowski, Michał Sadrak
Open Finance

wp.pl

Depozyty coraz niżej oprocentowane

Banki tną oprocentowanie lokat, ale nadal można znaleźć takie, które przynoszą 7 czy 8 proc. – wynika z najnowszego ratingu lokat Open Finance.
Rada Polityki Pieniężnej (RPP) już trzykrotnie obcięła stopy procentowe, w sumie o 1,75 punktu procentowego. To spowodowało, że ostro w dół poszły też rynkowe stopy i na przykład trzymiesięczny WIBOR aktualnie ma wartość 4,71 proc., a więc niższą o ponad dwa punkty procentowe niż przed rozpoczęciem cyklu obniżek. W takiej sytuacji banki masowo obcinają oprocentowanie swoich depozytów. Dotyczy to głównie lokat o dłuższym terminie zapadalności, bo można spodziewać się kolejnych obniżek stóp procentowych.

I tak jak można jeszcze znaleźć trzymiesięczny, czy półroczny depozyt na 8 proc., tak w przypadku rocznych lokat jedynie polisy lokacyjne (o tym, w jaki sposób funkcjonują, piszemy poniżej) są w stanie zagwarantować zysk nieco poniżej 8 proc. Ktoś, kto będzie chciał wpłacić pieniądze do banku na dwa lata, musi się obecnie liczyć z oprocentowaniem nieznacznie przekraczającym 6 proc.
W ofercie banków znajdziemy też propozycje przewyższające wspomniane stawki, ale są to lokaty o zmiennym oprocentowaniu. Te zaś nie są w obecnej sytuacji korzystne, bo można mieć niemal pewność, że w czasie trwania takiej lokaty bank obniży oprocentowanie w odpowiedzi na kolejne decyzje RPP. Do tego w zupełności nie wiemy, do jakiego poziomu może spaść to oprocentowanie. W takiej sytuacji zdecydowanie lepsze są lokaty o stałym oprocentowaniu.

Jak ocenialiśmy lokaty?

W związku z tym, że w ofercie banków coraz częściej pojawiają się depozyty o zmiennym oprocentowaniu, udoskonaliliśmy sposób oceny tych produktów. Lokaty o zmiennym oprocentowaniu mają notę obniżoną o jeden punkt. Ponadto, jak co miesiąc wzięliśmy pod uwagę zarówno tradycyjne lokaty, jak i te zakładane przez Internet, a także polisy lokacyjne. Jako że stawki lokat zmieniają się w zależności od wpłacanej kwoty i czasu trwania lokaty, uwzględniliśmy depozyty na 5 i 20 tys. PLN, zakładane na kwartał, pół roku, rok i dwa lata. Każdy z tych depozytów otrzymał ocenę z czterostopniowej skali. W ten sposób wytypowaliśmy 29 najlepszych lokat.

Kto najlepszy?

Najkorzystniejszą propozycję na 3 miesiące dla kwoty 5 i 20 tys. PLN ma Volkswagen Bank direct z oprocentowaniem 8,05 proc. w skali roku, ale w tym wypadku trzeba pamiętać o obowiązku założenia konta w banku. Najlepszy depozyt na pół roku ma z kolei nowy gracz na rynku czyli Allianz Bank, gdzie znajdziemy polisę lokacyjną przynoszącą 8,5 proc. w skali roku. W przypadku rocznego depozytu także warto udać się do Allianz Banku, który w tym wariancie oferuje 7,8 proc. na polisie. Widać, że bank stara się o pozyskanie nowych klientów i nadal utrzymuje przyzwoite stawki. Jego oferta dostępna jest na razie w 16 oddziałach i u agentów ubezpieczeniowych. Tymczasem w kategorii depozytów dwuletnich, najlepiej wypadają Toyota Bank i Noble Bank. Ten pierwszy dla kwoty 5 tys. PLN oferuje 6,4 proc., w drugim, wpłacając 20 tys. PLN, możemy liczyć na 6,5 proc.

Jak widać coraz częściej najlepsze depozyty mają formę polis lokacyjnych. Warto więc wyjaśnić istotę tego produktu. W zasadzie nie różni się on od lokaty o stałym oprocentowaniu, bo klient wpłaca pieniądze na określony okres i wie o ile więcej zostanie mu wypłacone. Ubezpieczeniowa forma powoduje jednak, że zyski nie są obciążone tzw. podatkiem Belki w wysokości 19 proc., który zapłacimy np. w przypadku tradycyjnej lokaty. Zwolnienie z tego podatku powoduje, że instytucje finansowe mogą zaproponować przyzwoite warunki i stąd tyle poliso-lokat dostało najwyższe noty w naszym ratingu. Trzeba jeszcze wytłumaczyć kwestię oprocentowania. W przypadku polis lokacyjnych banki podają często oprocentowanie brutto (my też uwzględniamy w zestawieniu tę stawkę) – czyli stawkę, która odpowiada danej polisie wysokością odsetek. Wyobraźmy sobie tradycyjną roczną lokatę na 7 proc. Po odjęciu podatku Belki okazuje się, że jej rzeczywiste oprocentowanie to 5,67 proc. Jeśli mamy poliso-lokatę na 5,67 proc. to dostaniemy do ręki odsetki liczone według tej stopy. Polisa na 5,67 proc. jest więc odpowiednikiem lokaty na 7 proc. Takie dwie różne stawki mogłyby jednak wprowadzać klientów w błąd, dlatego banki sprowadzają je niejako do wspólnego mianownika, podając oprocentowanie polisy po doliczeniu podatku.
Mateusz Ostrowski, Michał Sadrak
Open Finance

wp.pl

Czy Polska będzie już wkrótce potrzebować pomocy MFW?

Czy grozi nam bankructwo w stylu Węgier i Islandii czy krajów bałtyckich? Nasze finanse publiczne są dziś jak szwajcarski ser, a gospodarka jest w poważnym niebezpieczeństwie. Jak bowiem będziemy zatykać owe dziury, jak finansować potężne deficyty?
Jak okiem sięgnąć brakuje na wszystko pieniędzy. Mamy dziurę budżetową Rostowskiego, którą dziś można oszacować nie na 18,5 mld zł, a realnie raczej na 50 - 60 mld zł, z nieuniknioną nowelizacją budżetu w połowie roku. A pamiętajmy, że nowelizacja budżetu to jednorazowe osłabienie waluty o 10 - 15 proc. Tak przynajmniej było w 2001 r.

Mniejsze wpływy
Wiemy również, że nie będzie już na pewno wzrostu ani 3,7 proc. PKB zapisanego w budżecie, a w czarnym scenariuszu nie będzie nawet wzrostu PKB zaplanowanego na 1,7 proc. Wzrost na poziomie zerowym będzie i tak niezły. Sytuacja może się jeszcze pogorszyć, gdyż ściągalność i wpływy podatkowe z pewnością zanurkują w tym roku, zwłaszcza te z podatków pośrednich, VAT-u i akcyzy, ale i z podatku CIT, a nawet PIT. Podobnie jak i podatków lokalnych. Wszystkie bowiem znacząco przeszacowano, w ogóle nie zakładając kryzysu. To niewątpliwie wpłynie na znaczące zmniejszenie zarówno dochodów budżetu państwa, jak i budżetów samorządowych.

Brak inwestycji
Znacząco zmniejszy się również w 2009 r. napływ inwestycji zagranicznych do Polski. Należy szacować, że z poziomu 10 mld EUR w 2008 r. do zaledwie 5 mld EUR. Wpływy z podatku VAT i akcyzy będą mniejsze i to o kilkadziesiąt miliardów złotych. I to nie tylko z powodu kryzysu gospodarczego, schładzania gospodarki, cięć inwestycyjnych, które właśnie zaordynował rząd i minister finansów, ale też z powodu poważnych błędów w zakresie projekcji budżetowej, błędów legislacyjnych oraz niedostosowania polskich przepisów do przepisów UE.

Bankructwa

Bankrutujące firmy i przedsiębiorstwa zawieszające swoją działalność, o których słyszymy codziennie, nie zapłacą przecież podatków ani PIT, ani VAT, ani akcyzy. Bezrobocie również znacznie ograniczy wpływy z PIT. Tylko w styczniu w Urzędach Pracy zarejestrowało się 250 tys. nowych bezrobotnych. Powracać będzie też do nas olbrzymia fala z Irlandii, Wielkiej Brytanii i innych krajów UE.

Kredyty

Polacy mają również coraz większe kłopoty ze spłatą swych kredytów. Tzw. złych kredytów gospodarstwa domowe mają już dziś około 10 mld zł. Te mogą już wkrótce przestać być obsługiwane. Powiększa się też skala wydatków socjalnych z budżetu, w związku z rosnącym bezrobociem. Między bajki z pewnością można włożyć pozycję 12 mld zł dochodów z prywatyzacji. Polski rząd musiałby znaleźć nie jednego szejka, który być może kupi polską GPW, ale co najmniej 100 takich szejków. Kto będzie dziś kupował polskie przedsiębiorstwa i resztówki tego, co pozostało po rabunkowej prywatyzacji, skoro można jeszcze trochę poczekać, aż część z nich po prostu zbankrutuje, bo nie będzie mogła zwrócić kredytów, nie otrzyma nowych. Już dziś wycena wielu z nich ma charakter śmieciowy.

Małe emerytury

Kolejna dziura w polskich finansach publicznych powstaje właśnie w systemie ubezpieczeń społecznych, na kontach ZUS i KRUS, po bezmyślnej obniżce składki rentowej o 4 pp. w zeszłym roku. Dodatkowo budżet musi wpompować 20 mld zł naszych pieniędzy do prawdziwej studni bez dna, jaką są obecnie fundusze emerytalne. W styczniu 2009 r. OFE straciły prawie 2 mld zł i nadal będą tracić w latach 2009 - 2010, najprawdopodobniej kolejne dziesiątki miliardów złotych, co zaowocuje kolejną dziurą rzędu 50 - 60 mld zł. Już wkrótce ZUS-owi zacznie brakować pieniędzy, które trzeba będzie gdzieś pożyczyć. Tylko od kogo pożyczać, skoro budżet państwa sam jest dziurawy?
Rosnące bezrobocie

Maleją pensje, rośnie szybko bezrobocie, a każdy procent wzrostu bezrobocia to ponad miliard złotych mniej wpływów do budżetu państwa. Pamiętajmy, że składki ZUS liczone są przecież od zarobków. Im większe bezrobocie, tym mniej składek. A rząd ze zwykłą pychą zaplanował w budżecie na 2009 r. zarówno wzrost zatrudnienia, jak i wzrost zarobków. Dotacja budżetowa do ZUS-u na ten rok, to kwota aż 37 mld zł. Kryzys przewróci więc nasz rynek pracy, ale również cały budżet FUS-u, pogłębiając skalę deficytu o dziesiątki miliardów złotych.

Kto zyskuje?
Tymczasem OFE odpowiedzialne za nasze emerytury z II filaru kupują akcje za nasze pieniądze na dołującej GPW. Tylko w styczniu 2009 r. kupiły je aż za 700 mln zł i to mimo całomiesięcznego spadku notowań na giełdzie. Mimo to minister finansów wraz z przedstawicielami OFE planują zwiększyć możliwość inwestowania za granicą przez OFE nawet do 30 proc. aktywów oraz pozwolić im na inwestowanie pieniędzy polskich emerytów w instrumenty pochodne i ryzykowne opcje.

20 zł po 10 latach

Właśnie wypłacono przez ZUS pierwszą emeryturę kapitałową w ramach II filara. Na skandalicznie niską kwotę zaledwie 918 zł 17 gr, z czego z rzekomego profesjonalnego 10-letniego inwestowania przez OFE wypracowano 23 zł 65 gr. Taka reforma zasługuje na Trybunał Stanu lub co najmniej komisję śledczą. Właściciele OFE, głównie zagraniczne banki i instytucje finansowe, zarabiały jednak przez te 10 lat i to całkiem nieźle. Niektórzy twierdzą, że było tego aż 3 mld zł, bo tracił budżet i tracili emeryci.

Państwo w długach

Straty, które zostaną poniesione w dobie najbliższych kilku lat, a może to być kwota nawet 50 - 60 mld zł, doprowadzą nie tylko do bankructwa FUS-u czy ZUS-u, nie tylko do bankructwa budżetu państwa, ale mogą wręcz doprowadzić do bankructwa całego państwa. OFE to system czarnej dziury, który wchłania każdą ilość środków i jest deficytowy już z założenia. Jest niekorzystny dla przyszłych emerytów i niezwykle kosztowny dla budżetu. Musi on ulec natychmiastowej radykalnej zmianie.

Nierealny deficyt

Widać też coraz bardziej skutki nierealnego deficytu i mechanicznych cięć wydatków budżetowych, jakie czekają resorty. Poczta zamyka placówki w małych miejscowościach. Sądy nie mają na rachunki za prąd i usługi pocztowe. Minister sprawiedliwości chce zlikwidować 120 wydziałów sądów grodzkich, co może skutecznie sparaliżować całe polskie sądownictwo. Gdańska policja ustala dzienny limit na paliwo rzędu 5 km i ma oszczędzać na prądzie. Ministerstwo Infrastruktury tnie pieniądze na drogi. To będzie zabójcze dla wszelkich prób wychodzenia Polski z kryzysu.

Oszukani?

Polska już wkrótce znajdzie się pod ogromną presją z powodu błędów pełnionych w walce z kryzysem. Czy w tej sytuacji rzeczywiście Polacy mogą spać spokojnie? Pamiętajmy, że MFW pomaga krajom w tarapatach finansowych, głównie bankrutom. Jeśli prawdą jest, że Polska prowadzi poufne rozmowy z MFW o ewentualnej pożyczce walutowej, chodzi o kwotę od 5 - 10 mld EUR, to sytuacja musi być znacznie poważniejsza niż się to wielu wydaje, a polskie społeczeństwo nie jest uczciwie informowane o skali tych zagrożeń.

Janusz Szewczak
Autor jest niezależnym analitykiem gospodarczym
wp.pl

Czy Polska będzie już wkrótce potrzebować pomocy MFW?

Czy grozi nam bankructwo w stylu Węgier i Islandii czy krajów bałtyckich? Nasze finanse publiczne są dziś jak szwajcarski ser, a gospodarka jest w poważnym niebezpieczeństwie. Jak bowiem będziemy zatykać owe dziury, jak finansować potężne deficyty?
Jak okiem sięgnąć brakuje na wszystko pieniędzy. Mamy dziurę budżetową Rostowskiego, którą dziś można oszacować nie na 18,5 mld zł, a realnie raczej na 50 - 60 mld zł, z nieuniknioną nowelizacją budżetu w połowie roku. A pamiętajmy, że nowelizacja budżetu to jednorazowe osłabienie waluty o 10 - 15 proc. Tak przynajmniej było w 2001 r.

Mniejsze wpływy
Wiemy również, że nie będzie już na pewno wzrostu ani 3,7 proc. PKB zapisanego w budżecie, a w czarnym scenariuszu nie będzie nawet wzrostu PKB zaplanowanego na 1,7 proc. Wzrost na poziomie zerowym będzie i tak niezły. Sytuacja może się jeszcze pogorszyć, gdyż ściągalność i wpływy podatkowe z pewnością zanurkują w tym roku, zwłaszcza te z podatków pośrednich, VAT-u i akcyzy, ale i z podatku CIT, a nawet PIT. Podobnie jak i podatków lokalnych. Wszystkie bowiem znacząco przeszacowano, w ogóle nie zakładając kryzysu. To niewątpliwie wpłynie na znaczące zmniejszenie zarówno dochodów budżetu państwa, jak i budżetów samorządowych.

Brak inwestycji
Znacząco zmniejszy się również w 2009 r. napływ inwestycji zagranicznych do Polski. Należy szacować, że z poziomu 10 mld EUR w 2008 r. do zaledwie 5 mld EUR. Wpływy z podatku VAT i akcyzy będą mniejsze i to o kilkadziesiąt miliardów złotych. I to nie tylko z powodu kryzysu gospodarczego, schładzania gospodarki, cięć inwestycyjnych, które właśnie zaordynował rząd i minister finansów, ale też z powodu poważnych błędów w zakresie projekcji budżetowej, błędów legislacyjnych oraz niedostosowania polskich przepisów do przepisów UE.

Bankructwa

Bankrutujące firmy i przedsiębiorstwa zawieszające swoją działalność, o których słyszymy codziennie, nie zapłacą przecież podatków ani PIT, ani VAT, ani akcyzy. Bezrobocie również znacznie ograniczy wpływy z PIT. Tylko w styczniu w Urzędach Pracy zarejestrowało się 250 tys. nowych bezrobotnych. Powracać będzie też do nas olbrzymia fala z Irlandii, Wielkiej Brytanii i innych krajów UE.

Kredyty

Polacy mają również coraz większe kłopoty ze spłatą swych kredytów. Tzw. złych kredytów gospodarstwa domowe mają już dziś około 10 mld zł. Te mogą już wkrótce przestać być obsługiwane. Powiększa się też skala wydatków socjalnych z budżetu, w związku z rosnącym bezrobociem. Między bajki z pewnością można włożyć pozycję 12 mld zł dochodów z prywatyzacji. Polski rząd musiałby znaleźć nie jednego szejka, który być może kupi polską GPW, ale co najmniej 100 takich szejków. Kto będzie dziś kupował polskie przedsiębiorstwa i resztówki tego, co pozostało po rabunkowej prywatyzacji, skoro można jeszcze trochę poczekać, aż część z nich po prostu zbankrutuje, bo nie będzie mogła zwrócić kredytów, nie otrzyma nowych. Już dziś wycena wielu z nich ma charakter śmieciowy.

Małe emerytury

Kolejna dziura w polskich finansach publicznych powstaje właśnie w systemie ubezpieczeń społecznych, na kontach ZUS i KRUS, po bezmyślnej obniżce składki rentowej o 4 pp. w zeszłym roku. Dodatkowo budżet musi wpompować 20 mld zł naszych pieniędzy do prawdziwej studni bez dna, jaką są obecnie fundusze emerytalne. W styczniu 2009 r. OFE straciły prawie 2 mld zł i nadal będą tracić w latach 2009 - 2010, najprawdopodobniej kolejne dziesiątki miliardów złotych, co zaowocuje kolejną dziurą rzędu 50 - 60 mld zł. Już wkrótce ZUS-owi zacznie brakować pieniędzy, które trzeba będzie gdzieś pożyczyć. Tylko od kogo pożyczać, skoro budżet państwa sam jest dziurawy?
Rosnące bezrobocie

Maleją pensje, rośnie szybko bezrobocie, a każdy procent wzrostu bezrobocia to ponad miliard złotych mniej wpływów do budżetu państwa. Pamiętajmy, że składki ZUS liczone są przecież od zarobków. Im większe bezrobocie, tym mniej składek. A rząd ze zwykłą pychą zaplanował w budżecie na 2009 r. zarówno wzrost zatrudnienia, jak i wzrost zarobków. Dotacja budżetowa do ZUS-u na ten rok, to kwota aż 37 mld zł. Kryzys przewróci więc nasz rynek pracy, ale również cały budżet FUS-u, pogłębiając skalę deficytu o dziesiątki miliardów złotych.

Kto zyskuje?
Tymczasem OFE odpowiedzialne za nasze emerytury z II filaru kupują akcje za nasze pieniądze na dołującej GPW. Tylko w styczniu 2009 r. kupiły je aż za 700 mln zł i to mimo całomiesięcznego spadku notowań na giełdzie. Mimo to minister finansów wraz z przedstawicielami OFE planują zwiększyć możliwość inwestowania za granicą przez OFE nawet do 30 proc. aktywów oraz pozwolić im na inwestowanie pieniędzy polskich emerytów w instrumenty pochodne i ryzykowne opcje.

20 zł po 10 latach

Właśnie wypłacono przez ZUS pierwszą emeryturę kapitałową w ramach II filara. Na skandalicznie niską kwotę zaledwie 918 zł 17 gr, z czego z rzekomego profesjonalnego 10-letniego inwestowania przez OFE wypracowano 23 zł 65 gr. Taka reforma zasługuje na Trybunał Stanu lub co najmniej komisję śledczą. Właściciele OFE, głównie zagraniczne banki i instytucje finansowe, zarabiały jednak przez te 10 lat i to całkiem nieźle. Niektórzy twierdzą, że było tego aż 3 mld zł, bo tracił budżet i tracili emeryci.

Państwo w długach

Straty, które zostaną poniesione w dobie najbliższych kilku lat, a może to być kwota nawet 50 - 60 mld zł, doprowadzą nie tylko do bankructwa FUS-u czy ZUS-u, nie tylko do bankructwa budżetu państwa, ale mogą wręcz doprowadzić do bankructwa całego państwa. OFE to system czarnej dziury, który wchłania każdą ilość środków i jest deficytowy już z założenia. Jest niekorzystny dla przyszłych emerytów i niezwykle kosztowny dla budżetu. Musi on ulec natychmiastowej radykalnej zmianie.

Nierealny deficyt

Widać też coraz bardziej skutki nierealnego deficytu i mechanicznych cięć wydatków budżetowych, jakie czekają resorty. Poczta zamyka placówki w małych miejscowościach. Sądy nie mają na rachunki za prąd i usługi pocztowe. Minister sprawiedliwości chce zlikwidować 120 wydziałów sądów grodzkich, co może skutecznie sparaliżować całe polskie sądownictwo. Gdańska policja ustala dzienny limit na paliwo rzędu 5 km i ma oszczędzać na prądzie. Ministerstwo Infrastruktury tnie pieniądze na drogi. To będzie zabójcze dla wszelkich prób wychodzenia Polski z kryzysu.

Oszukani?

Polska już wkrótce znajdzie się pod ogromną presją z powodu błędów pełnionych w walce z kryzysem. Czy w tej sytuacji rzeczywiście Polacy mogą spać spokojnie? Pamiętajmy, że MFW pomaga krajom w tarapatach finansowych, głównie bankrutom. Jeśli prawdą jest, że Polska prowadzi poufne rozmowy z MFW o ewentualnej pożyczce walutowej, chodzi o kwotę od 5 - 10 mld EUR, to sytuacja musi być znacznie poważniejsza niż się to wielu wydaje, a polskie społeczeństwo nie jest uczciwie informowane o skali tych zagrożeń.

Janusz Szewczak
Autor jest niezależnym analitykiem gospodarczym
wp.pl

Koniec pozwoleń na budowę?

Starosta uzyska tylko 30 dni na zarejestrowanie budowy. Po ich upływie inwestor będzie mógł przystąpić do prac.
W Sejmie odbyło się wczoraj trzecie czytanie projektu nowelizacji prawa budowlanego. Ma on uprościć prowadzenie inwestycji budowlanych.

- Dziś projekt powinien zostać przyjęty, bo cała koalicja jest za jego przyjęciem. Jeżeli tak się stanie, to już za pół roku uproszczone procedury budowlane powinny obowiązywać - mówi poseł PO Aldona Młyńczak.

Projekt przewiduje dwie różne procedury rozpoczynania inwestycji budowlanych. Tryb uproszczony nie będzie wymagał ubiegania się o pozwolenie na budowę. Wystarczy rejestracja zamierzonej inwestycji u starosty. Będzie on miał 30 dni na sprawdzenie prawidłowości zgłoszenia, projektu budowlanego oraz jego sporządzenia przez osobę posiadającą wymagane uprawnienia, zgodności usytuowania obiektu budowlanego ze zgodą urbanistyczną oraz zgodności zgłoszenia i projektu budowlanego z ustaleniami decyzji środowiskowych uwarunkowań, jeżeli zostały wydane. Jeżeli wszystkie wymagania zostaną przez inwestora spełnione, to starosta wyda mu dziennik budowy. Jeżeli inwestor nie wypełni obowiązków, to starosta będzie mógł w terminie 30 dni zgłosić sprzeciw. Wtedy inwestor musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

- Zamiana pozwolenia na budowę na procedurę rejestracji inwestycji budowlanej niczego nie zmieni, bowiem inwestor ma przedstawiać u starosty te same dokumenty, jak np. projekt budowlany wraz z wymaganymi opiniami, uzgodnieniami i pozwoleniami. Zmieni się więc tylko nazwa całej procedury - uważa Jacek Bielecki, główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

Nie każda inwestycja będzie mogła być prowadzona według uproszczonych procedur, wyłącznie po jej zarejestrowaniu. Projekt nowelizacji przewiduje bowiem, że jeżeli urzędnik uzna, że inwestycja znacząco wpływa na środowisko lub obszar Natura 2000, to inwestor nadal musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

Projekt przewiduje też szybsze procedury kończenia inwestycji budowlanych. Jeżeli obiekt został wzniesiony na podstawie zgłoszenia, to jego użytkowanie stanie się możliwe już po upływie 21 dni od dnia doręczenia zawiadomienia o zakończeniu prac. W tym czasie urzędnik będzie mógł zgłosić swój sprzeciw oraz dokonać kontroli budowy w celu stwierdzenia, czy wszystko zostało wykonane zgodnie z projektem.

- Pozwolenie na użytkowanie budynku jest niczym innym, jak m.in. potwierdzeniem wcześniej stwierdzonych przez kierownika budowy, inspektora nadzoru i projektanta faktów, że dany obiekt został wykonany zgodnie z projektem i sztuką budowlaną - wyjaśnia Andrzej Dobrucki, wiceprezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa. Dodaje, że likwidacja tego pozwolenia jest więc dobrym rozwiązaniem.
interia,pl/gazetaprawna Piątek, 13 lutego (07:30)

Koniec pozwoleń na budowę?

Starosta uzyska tylko 30 dni na zarejestrowanie budowy. Po ich upływie inwestor będzie mógł przystąpić do prac.
W Sejmie odbyło się wczoraj trzecie czytanie projektu nowelizacji prawa budowlanego. Ma on uprościć prowadzenie inwestycji budowlanych.

- Dziś projekt powinien zostać przyjęty, bo cała koalicja jest za jego przyjęciem. Jeżeli tak się stanie, to już za pół roku uproszczone procedury budowlane powinny obowiązywać - mówi poseł PO Aldona Młyńczak.

Projekt przewiduje dwie różne procedury rozpoczynania inwestycji budowlanych. Tryb uproszczony nie będzie wymagał ubiegania się o pozwolenie na budowę. Wystarczy rejestracja zamierzonej inwestycji u starosty. Będzie on miał 30 dni na sprawdzenie prawidłowości zgłoszenia, projektu budowlanego oraz jego sporządzenia przez osobę posiadającą wymagane uprawnienia, zgodności usytuowania obiektu budowlanego ze zgodą urbanistyczną oraz zgodności zgłoszenia i projektu budowlanego z ustaleniami decyzji środowiskowych uwarunkowań, jeżeli zostały wydane. Jeżeli wszystkie wymagania zostaną przez inwestora spełnione, to starosta wyda mu dziennik budowy. Jeżeli inwestor nie wypełni obowiązków, to starosta będzie mógł w terminie 30 dni zgłosić sprzeciw. Wtedy inwestor musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

- Zamiana pozwolenia na budowę na procedurę rejestracji inwestycji budowlanej niczego nie zmieni, bowiem inwestor ma przedstawiać u starosty te same dokumenty, jak np. projekt budowlany wraz z wymaganymi opiniami, uzgodnieniami i pozwoleniami. Zmieni się więc tylko nazwa całej procedury - uważa Jacek Bielecki, główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

Nie każda inwestycja będzie mogła być prowadzona według uproszczonych procedur, wyłącznie po jej zarejestrowaniu. Projekt nowelizacji przewiduje bowiem, że jeżeli urzędnik uzna, że inwestycja znacząco wpływa na środowisko lub obszar Natura 2000, to inwestor nadal musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

Projekt przewiduje też szybsze procedury kończenia inwestycji budowlanych. Jeżeli obiekt został wzniesiony na podstawie zgłoszenia, to jego użytkowanie stanie się możliwe już po upływie 21 dni od dnia doręczenia zawiadomienia o zakończeniu prac. W tym czasie urzędnik będzie mógł zgłosić swój sprzeciw oraz dokonać kontroli budowy w celu stwierdzenia, czy wszystko zostało wykonane zgodnie z projektem.

- Pozwolenie na użytkowanie budynku jest niczym innym, jak m.in. potwierdzeniem wcześniej stwierdzonych przez kierownika budowy, inspektora nadzoru i projektanta faktów, że dany obiekt został wykonany zgodnie z projektem i sztuką budowlaną - wyjaśnia Andrzej Dobrucki, wiceprezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa. Dodaje, że likwidacja tego pozwolenia jest więc dobrym rozwiązaniem.
interia,pl/gazetaprawna Piątek, 13 lutego (07:30)

Nowe, kreatywne sposoby zakupu nieruchomości

Chociaż oprocentowanie kredytów hipotecznych w Stanach spadło do najniższego poziomu od 30 lat, niektórym osobom noszące się z zamiarem kupna domu omijają banki szerokim łukiem i nawet nie dysponując wystarczająco wysokimi dochodami lub zdolnością kredytową, udaje się uzyskać warunki lepsze, niż przeciętnie oferowane na rynku.

Gdzie jest haczyk? Otóż kupiec musi przekazać posiadany portfel papierów wartościowych firmie zajmującej się alternatywnymi usługami finansowymi, na okres od trzech do dziesięciu lat, otrzymując przy takiej transakcji 80 proc. bieżącej wartości zbywanych aktywów i uprawniając pożyczkodawcę do dowolnego dysponowania swoimi akcjami. Po trzech do dziesięciu latach spłacania oprocentowania na poziomie 3 proc. do 5 proc., o ile udało mu się spłacić pierwotną wysokość zaciągniętej pożyczki, nabywca nieruchomości otrzymuje swojej papiery wartościowe z powrotem.

- Jeżeli po tym okresie akcje pójdą w górę, każda ze stron zyskuje - mówi Jason Jepson, rzecznik świadczącej takie właśnie, alternatywne usługi finansowe firmy Grander Financial z Irvine w Kalifornii.

Tak działająca pożyczka hipoteczna zabezpieczona papierami wartościowymi to tylko jeden ze sposobów kreatywnego podejścia do kupna nieruchomości na rynku, na którym trudno uzyskać kredyt bankowy. Rozwiązania takie są stosowane, gdy poziom kapitału w systemie spada -- są jednak wyjścia lepsze i gorsze.

Kreatywne - tak, ale nie nowe

Jak się okazuje, takie sposoby finansowania zakupów czterech kątów nie są specjalnie nowe. Uciekano się do nich już w przeszłości, podczas wcześniejszych zawirowań gospodarczych.

- Wiele nowych produktów hipotecznych, jakie się pojawiają, to powtórki z przeszłości - mówi Anthony Sanders, profesor finansów rynku nieruchomości Arizona State University. - [Są to] odmiany pożyczek hipotecznych, jakie były popularne na cechującym się wysoką inflacją i wysokimi stopami procentowymi przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku.

Weźmy, na przykład, dwuetapowy kredyt hipoteczny, czyli kredyt o stałym oprocentowaniu rozłożony na 40 lat, który następnie po 10 latach zmienia się na kredyt o oprocentowaniu zmiennym. Czterdziestoletnie kredyty hipoteczne oferują zazwyczaj niższe miesięczne spłaty kapitału, niż kredyty dwuetapowe, ich oprocentowanie jest jednak przeważnie wyższe. Aby przekonać się, że tańszy jest kredyt dwuetapowy, trzeba wykonać parę obliczeń.

interia.pl/forbes

Nowe, kreatywne sposoby zakupu nieruchomości

Chociaż oprocentowanie kredytów hipotecznych w Stanach spadło do najniższego poziomu od 30 lat, niektórym osobom noszące się z zamiarem kupna domu omijają banki szerokim łukiem i nawet nie dysponując wystarczająco wysokimi dochodami lub zdolnością kredytową, udaje się uzyskać warunki lepsze, niż przeciętnie oferowane na rynku.

Gdzie jest haczyk? Otóż kupiec musi przekazać posiadany portfel papierów wartościowych firmie zajmującej się alternatywnymi usługami finansowymi, na okres od trzech do dziesięciu lat, otrzymując przy takiej transakcji 80 proc. bieżącej wartości zbywanych aktywów i uprawniając pożyczkodawcę do dowolnego dysponowania swoimi akcjami. Po trzech do dziesięciu latach spłacania oprocentowania na poziomie 3 proc. do 5 proc., o ile udało mu się spłacić pierwotną wysokość zaciągniętej pożyczki, nabywca nieruchomości otrzymuje swojej papiery wartościowe z powrotem.

- Jeżeli po tym okresie akcje pójdą w górę, każda ze stron zyskuje - mówi Jason Jepson, rzecznik świadczącej takie właśnie, alternatywne usługi finansowe firmy Grander Financial z Irvine w Kalifornii.

Tak działająca pożyczka hipoteczna zabezpieczona papierami wartościowymi to tylko jeden ze sposobów kreatywnego podejścia do kupna nieruchomości na rynku, na którym trudno uzyskać kredyt bankowy. Rozwiązania takie są stosowane, gdy poziom kapitału w systemie spada -- są jednak wyjścia lepsze i gorsze.

Kreatywne - tak, ale nie nowe

Jak się okazuje, takie sposoby finansowania zakupów czterech kątów nie są specjalnie nowe. Uciekano się do nich już w przeszłości, podczas wcześniejszych zawirowań gospodarczych.

- Wiele nowych produktów hipotecznych, jakie się pojawiają, to powtórki z przeszłości - mówi Anthony Sanders, profesor finansów rynku nieruchomości Arizona State University. - [Są to] odmiany pożyczek hipotecznych, jakie były popularne na cechującym się wysoką inflacją i wysokimi stopami procentowymi przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku.

Weźmy, na przykład, dwuetapowy kredyt hipoteczny, czyli kredyt o stałym oprocentowaniu rozłożony na 40 lat, który następnie po 10 latach zmienia się na kredyt o oprocentowaniu zmiennym. Czterdziestoletnie kredyty hipoteczne oferują zazwyczaj niższe miesięczne spłaty kapitału, niż kredyty dwuetapowe, ich oprocentowanie jest jednak przeważnie wyższe. Aby przekonać się, że tańszy jest kredyt dwuetapowy, trzeba wykonać parę obliczeń.

interia.pl/forbes

Kredyty płyną, ale już powoli

Styczniowy przyrost portfela kredytowego w krajowych bankach należy do największych w historii - pisze "Parkiet".
Jednak zawdzięczamy go w przeważającej mierze spadkowi kursu naszej waluty, który zwiększył złotową wartość kredytów denominowanych w walutach obcych. Wzrost wartości portfela kredytowego wynikający z faktycznego udzielania nowych pożyczek można szacować na niecałe 5 mld złotych.

Ekonomiści spodziewają się, że z każdym miesiącem sytuacja potencjalnych kredytobiorców będzie się pogarszać.

Na razie szybko rosną natomiast depozyty. Oszczędności Polaków w bankach w styczniu wzrosły o niemal 10 mld złotych. To efekt wciąż wysokich stawek oprocentowania w wielu bankach i nadal dobrej sytuacji finansowej konsumentów. Rosnące bezrobocie sprawi, że w portfelach Polaków będzie coraz mniej gotówki, jaką można by przeznaczyć na lokaty bankowe.

źródło informacji: PAP/Parkiet

Kredyty płyną, ale już powoli

Styczniowy przyrost portfela kredytowego w krajowych bankach należy do największych w historii - pisze "Parkiet".
Jednak zawdzięczamy go w przeważającej mierze spadkowi kursu naszej waluty, który zwiększył złotową wartość kredytów denominowanych w walutach obcych. Wzrost wartości portfela kredytowego wynikający z faktycznego udzielania nowych pożyczek można szacować na niecałe 5 mld złotych.

Ekonomiści spodziewają się, że z każdym miesiącem sytuacja potencjalnych kredytobiorców będzie się pogarszać.

Na razie szybko rosną natomiast depozyty. Oszczędności Polaków w bankach w styczniu wzrosły o niemal 10 mld złotych. To efekt wciąż wysokich stawek oprocentowania w wielu bankach i nadal dobrej sytuacji finansowej konsumentów. Rosnące bezrobocie sprawi, że w portfelach Polaków będzie coraz mniej gotówki, jaką można by przeznaczyć na lokaty bankowe.

źródło informacji: PAP/Parkiet

Firmy zabierają z banków pieniądze

Banki już drugi miesiąc z rzędu odmawiają firmom nowych kredytów - wynika z danych NBP. Jak informuje "Gazeta Wyborcza" w styczniu, tak samo jak w grudniu, zadłużenie przedsiębiorców w bankach prawie nie wzrosło - poszło w górę o symboliczne 2,3 proc. A i to głównie z powodu wzrostu kursów walut.
Jak pisze "GW", część odciętych od kredytów przedsiębiorców zmniejsza inwestycje, inni ratują się angażowaniem własnych pieniędzy. W styczniu po raz pierwszy od dawna mocno spadła wartość lokat firm. Przedsiębiorcy wycofali z banków aż 4,6 mld zł (czyli 3 proc. wszystkich zdeponowanych pieniędzy).

Z tego powodu banki mogłyby być w poważnych kłopotach, ale z powodzeniem przyciągają pieniądze ludności. Z danych NBP wynika, że w styczniu przynieśliśmy do banków aż 9,7 mld zł.

Hamuje także akcja kredytowa dla osób prywatnych. Bankowcy straszą, że może być gorzej. - W tej chwili depozyty pozyskiwane od klientów są właściwie jedynym sposobem na finansowanie kredytów - rozkłada ręce Bogusław Kott, prezes Banku Millennium. A Sławomir Sikora z Citi Handlowego przewiduje, że w tym roku zadłużenie firm w bankach może się wręcz zmniejszyć! To oznacza, że banki ściągną z firm stare kredyty, ale nie udzielą im nowych.

Więcej na ten temat - w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej".
onet.pl/
(Gazeta Wyborcza, ak/14.02.2009, godz. 08:39)

Firmy zabierają z banków pieniądze

Banki już drugi miesiąc z rzędu odmawiają firmom nowych kredytów - wynika z danych NBP. Jak informuje "Gazeta Wyborcza" w styczniu, tak samo jak w grudniu, zadłużenie przedsiębiorców w bankach prawie nie wzrosło - poszło w górę o symboliczne 2,3 proc. A i to głównie z powodu wzrostu kursów walut.
Jak pisze "GW", część odciętych od kredytów przedsiębiorców zmniejsza inwestycje, inni ratują się angażowaniem własnych pieniędzy. W styczniu po raz pierwszy od dawna mocno spadła wartość lokat firm. Przedsiębiorcy wycofali z banków aż 4,6 mld zł (czyli 3 proc. wszystkich zdeponowanych pieniędzy).

Z tego powodu banki mogłyby być w poważnych kłopotach, ale z powodzeniem przyciągają pieniądze ludności. Z danych NBP wynika, że w styczniu przynieśliśmy do banków aż 9,7 mld zł.

Hamuje także akcja kredytowa dla osób prywatnych. Bankowcy straszą, że może być gorzej. - W tej chwili depozyty pozyskiwane od klientów są właściwie jedynym sposobem na finansowanie kredytów - rozkłada ręce Bogusław Kott, prezes Banku Millennium. A Sławomir Sikora z Citi Handlowego przewiduje, że w tym roku zadłużenie firm w bankach może się wręcz zmniejszyć! To oznacza, że banki ściągną z firm stare kredyty, ale nie udzielą im nowych.

Więcej na ten temat - w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej".
onet.pl/
(Gazeta Wyborcza, ak/14.02.2009, godz. 08:39)

Gigantyczne obniżki cen mieszkań

W nadchodzących miesiącach ceny mieszkań mogą spaść nawet o kilkanaście proc. - prognozują eksperci.
Jak ocenił główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich Jacek Bielecki, sytuacja na rynku nieruchomości od kilku miesięcy jest zła. Sprzedaż mieszkań zaczęła spadać od połowy 2008 r., a teraz jest już dramatycznie niska - na poziomie 20 - 30 proc. w porównaniu z początkiem 2008 r.

Jak podkreślił, powodem tej sytuacji jest kryzys gospodarczy i w związku z tym duży problem w uzyskaniu w banku kredytu na zakup mieszkania. Z tego powodu popyt na rynku nieruchomości maleje, a deweloperzy nie rozpoczynają nowych inwestycji. W efekcie zmuszeni są do obniżania cen mieszkań.

Jak oceniła Katarzyna Siwek z Expandera, ceny na rynku nieruchomości mogą się w tym roku zmniejszyć nawet o 15 proc.

Z najnowszego raportu Szybko.pl i Expandera wynika, że w ujęciu rok do roku w styczniu br. najbardziej potaniały mieszkania w Opolu (o 12,4 proc.), w Krakowie (o 11,4 proc.) oraz w Sopocie (o 10,7 proc.). O 5 - 8 proc. pospadały także ceny mieszkań w Olsztynie (8,1 proc.), Wrocławiu (8 proc.), Katowicach (7,2 proc.), Gdańsku (5,7 proc.) i Warszawie (5,5 proc.).

Nadwyżka niesprzedanych mieszkań


Dalszy spadek cen na poziomie nawet 20 proc. przewiduje prof. Jacek Łaszek, doradca kierujący Zespołem ds. Rynku Nieruchomości w Instytucie Ekonomicznym NBP.

"Mamy nadwyżkę niesprzedanych mieszkań, są wysokie ceny, dodatkowo - jako efekt zewnętrzny - pojawiły się problemy z finansowaniem inwestycji oraz konsumentów przez banki. Jeśli chodzi o prognozy, to dostępne dane i prowadzone przez nas analizy skłaniają do stwierdzenia, że nastąpi dalszy spadek cen na rynku nieruchomości, który szacujemy na około 15 - 20 proc." - powiedział Łaszek w wywiadzie dla serwisu NBPNews.
dom.wp.pl

Gigantyczne obniżki cen mieszkań

W nadchodzących miesiącach ceny mieszkań mogą spaść nawet o kilkanaście proc. - prognozują eksperci.
Jak ocenił główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich Jacek Bielecki, sytuacja na rynku nieruchomości od kilku miesięcy jest zła. Sprzedaż mieszkań zaczęła spadać od połowy 2008 r., a teraz jest już dramatycznie niska - na poziomie 20 - 30 proc. w porównaniu z początkiem 2008 r.

Jak podkreślił, powodem tej sytuacji jest kryzys gospodarczy i w związku z tym duży problem w uzyskaniu w banku kredytu na zakup mieszkania. Z tego powodu popyt na rynku nieruchomości maleje, a deweloperzy nie rozpoczynają nowych inwestycji. W efekcie zmuszeni są do obniżania cen mieszkań.

Jak oceniła Katarzyna Siwek z Expandera, ceny na rynku nieruchomości mogą się w tym roku zmniejszyć nawet o 15 proc.

Z najnowszego raportu Szybko.pl i Expandera wynika, że w ujęciu rok do roku w styczniu br. najbardziej potaniały mieszkania w Opolu (o 12,4 proc.), w Krakowie (o 11,4 proc.) oraz w Sopocie (o 10,7 proc.). O 5 - 8 proc. pospadały także ceny mieszkań w Olsztynie (8,1 proc.), Wrocławiu (8 proc.), Katowicach (7,2 proc.), Gdańsku (5,7 proc.) i Warszawie (5,5 proc.).

Nadwyżka niesprzedanych mieszkań


Dalszy spadek cen na poziomie nawet 20 proc. przewiduje prof. Jacek Łaszek, doradca kierujący Zespołem ds. Rynku Nieruchomości w Instytucie Ekonomicznym NBP.

"Mamy nadwyżkę niesprzedanych mieszkań, są wysokie ceny, dodatkowo - jako efekt zewnętrzny - pojawiły się problemy z finansowaniem inwestycji oraz konsumentów przez banki. Jeśli chodzi o prognozy, to dostępne dane i prowadzone przez nas analizy skłaniają do stwierdzenia, że nastąpi dalszy spadek cen na rynku nieruchomości, który szacujemy na około 15 - 20 proc." - powiedział Łaszek w wywiadzie dla serwisu NBPNews.
dom.wp.pl

Czynsze w dół

Przez ostanie miesiące najemcy mieszkań musieli płacić za nie krocie. Kryzys w branży budowlanej wyraźnie sprzyjał wynajmującym. Teraz wszyscy, którzy nie mogą pozwolić sobie na zakup własnego „M” mogą trochę odetchnąć. Czynsze spadają!
Nie do końca sprawdziły się obawy ekspertów na to, jak rynek zareaguje na pogłębiający się kryzys finansowy. Początkowo przewidywano, że stawki wynajmu mogą ostro poszybować w górę. Na szczęście po chwilowej zwyżce na początku roku akademickiego teraz, jak informuje „Gazeta Wyborcza”, widać już tendencję spadkową.

Okazało się, że wywindowanie cen do niebotycznego poziomu nie może trwać w nieskończoność.

- Samodzielne wynajęcie kawalerki w Warszawie stało się nieosiągalne dla osoby o dochodach netto w granicach 2-2,5 tys. zł. Oznaczałoby to, że wydaje na wynajem ponad 60 proc. swoich dochodów! – mówi Marta Kosińska z serwisu Szybko.pl.

Wynajmujący też wolą zbyt nie ryzykować. Regularnie płacony czynsz, nawet jeżeli trochę niższy od oczekiwanej kwoty jest pewnym zarobkiem. Poza tym w ostatnim czasie na rynku pojawiło się więcej tanich mieszkań, ponieważ właściciele wolą poczekać ze sprzedażą niż pozbywać teraz, kiedy ceny nieruchomości spadają.
dom.wp.pl

Czynsze w dół

Przez ostanie miesiące najemcy mieszkań musieli płacić za nie krocie. Kryzys w branży budowlanej wyraźnie sprzyjał wynajmującym. Teraz wszyscy, którzy nie mogą pozwolić sobie na zakup własnego „M” mogą trochę odetchnąć. Czynsze spadają!
Nie do końca sprawdziły się obawy ekspertów na to, jak rynek zareaguje na pogłębiający się kryzys finansowy. Początkowo przewidywano, że stawki wynajmu mogą ostro poszybować w górę. Na szczęście po chwilowej zwyżce na początku roku akademickiego teraz, jak informuje „Gazeta Wyborcza”, widać już tendencję spadkową.

Okazało się, że wywindowanie cen do niebotycznego poziomu nie może trwać w nieskończoność.

- Samodzielne wynajęcie kawalerki w Warszawie stało się nieosiągalne dla osoby o dochodach netto w granicach 2-2,5 tys. zł. Oznaczałoby to, że wydaje na wynajem ponad 60 proc. swoich dochodów! – mówi Marta Kosińska z serwisu Szybko.pl.

Wynajmujący też wolą zbyt nie ryzykować. Regularnie płacony czynsz, nawet jeżeli trochę niższy od oczekiwanej kwoty jest pewnym zarobkiem. Poza tym w ostatnim czasie na rynku pojawiło się więcej tanich mieszkań, ponieważ właściciele wolą poczekać ze sprzedażą niż pozbywać teraz, kiedy ceny nieruchomości spadają.
dom.wp.pl

Nowe czy stare budownictwo?

Co wybrać? Mieszkanie w nowym czy starym budownictwie? Temat rzeka i można by dyskutować nocami. Postaramy się jednak przybliżyć pewne kwestie, na które trzeba zwrócić uwagę, kiedy zamierzamy wydać grubo ponad 250 tysięcy polskich złotych.
Nowe?

Zaletami nowego budownictwa jest chyba tylko jego kolorowość i coraz to zabawniejsze nazewnictwo np. „Wichrowe wzgórza”, „Wiszące ogrody”, Zielony raj” czy „Cesarskie ogrody”. Cudowne nazwy, tylko niekoniecznie ich moc znajduje odzwierciedlenie w stylu wykonania.

Z zewnątrz, każde osiedle jest ładne. Obszedłem, obejrzałem już wiele z nich i faktycznie mogą się podobać. Specjalni ludzie dbają o architekturę, a jeszcze więksi specjaliści zajmują się zielenią. Nie można, rzecz jasna, uogólniać ale większość z nowych osiedli została zbudowana tak szybko, że nawet mury nie zdążyły wyschnąć i ułożyć się.

Bardzo często, kiedy przejeżdżam obok nowych domów widzę jak ich nadzwyczajnie pastelowe kolory od dołu atakuje jakiś szarobrunatny kolor. To nic innego jak nieszczęsna wilgoć, która wedrze się wszędzie. Jeśli zobaczymy ją na zewnątrz, to najdalej za 2 miesiące będzie tuż za segmentem, za kolejne pół roku dotknie segmentu, a za kolejny rok… nie brnijmy dalej.

Jeśli uda się uchronić od wilgoci, to mamy duże szanse, że za rok, popękają nam ściany. Czasami dzieje się tak, że magiczna kreska pojawia się na środku sufitu, lub w rogach, gdzie są łączenia. Pojawia się problem, ponieważ trzeba gipsować, cekolować, malować…

Każdy budynek musi się ułożyć. Mury pracują, szczególnie intensywnie w pierwszej fazie. Wilgoci nie będzie jeśli mieszkanie w zamkniętym, lecz surowym stanie, postoi kilka miesięcy i w naturalny sposób zostanie przewentylowane.

Ciekawostką jest montowanie np. domofonów lub wyprowadzeń wody w łazienkach. Domofon znajduje się często w miejscu uniemożliwiającym zabudowę przedpokoju. Jeśli chcesz urządzić łazienkę, to okazuje się, że umywalka musi być w tym miejscu, gdzie -logicznie - powinna stać pralka lub prysznic (przypomina się film "Alternatywy 4"). Co zrobić? A zadzwonić po fachowców, którzy przyjdą z przecinakiem wykują w określonym miejscu rowek i puszczą instalację gdzie będziecie tylko chcieli (tylko 150zł). Tylko oni wiedzą gdzie kuć, żeby nie zrobić wykopaliska ze ściany. Jeśli chcesz zrobić to sam, to albo masz szczęście i szybko znajdziesz kabel, albo zryjesz pół ściany. Co wolisz?
dom.wp.pl

Nowe czy stare budownictwo?

Co wybrać? Mieszkanie w nowym czy starym budownictwie? Temat rzeka i można by dyskutować nocami. Postaramy się jednak przybliżyć pewne kwestie, na które trzeba zwrócić uwagę, kiedy zamierzamy wydać grubo ponad 250 tysięcy polskich złotych.
Nowe?

Zaletami nowego budownictwa jest chyba tylko jego kolorowość i coraz to zabawniejsze nazewnictwo np. „Wichrowe wzgórza”, „Wiszące ogrody”, Zielony raj” czy „Cesarskie ogrody”. Cudowne nazwy, tylko niekoniecznie ich moc znajduje odzwierciedlenie w stylu wykonania.

Z zewnątrz, każde osiedle jest ładne. Obszedłem, obejrzałem już wiele z nich i faktycznie mogą się podobać. Specjalni ludzie dbają o architekturę, a jeszcze więksi specjaliści zajmują się zielenią. Nie można, rzecz jasna, uogólniać ale większość z nowych osiedli została zbudowana tak szybko, że nawet mury nie zdążyły wyschnąć i ułożyć się.

Bardzo często, kiedy przejeżdżam obok nowych domów widzę jak ich nadzwyczajnie pastelowe kolory od dołu atakuje jakiś szarobrunatny kolor. To nic innego jak nieszczęsna wilgoć, która wedrze się wszędzie. Jeśli zobaczymy ją na zewnątrz, to najdalej za 2 miesiące będzie tuż za segmentem, za kolejne pół roku dotknie segmentu, a za kolejny rok… nie brnijmy dalej.

Jeśli uda się uchronić od wilgoci, to mamy duże szanse, że za rok, popękają nam ściany. Czasami dzieje się tak, że magiczna kreska pojawia się na środku sufitu, lub w rogach, gdzie są łączenia. Pojawia się problem, ponieważ trzeba gipsować, cekolować, malować…

Każdy budynek musi się ułożyć. Mury pracują, szczególnie intensywnie w pierwszej fazie. Wilgoci nie będzie jeśli mieszkanie w zamkniętym, lecz surowym stanie, postoi kilka miesięcy i w naturalny sposób zostanie przewentylowane.

Ciekawostką jest montowanie np. domofonów lub wyprowadzeń wody w łazienkach. Domofon znajduje się często w miejscu uniemożliwiającym zabudowę przedpokoju. Jeśli chcesz urządzić łazienkę, to okazuje się, że umywalka musi być w tym miejscu, gdzie -logicznie - powinna stać pralka lub prysznic (przypomina się film "Alternatywy 4"). Co zrobić? A zadzwonić po fachowców, którzy przyjdą z przecinakiem wykują w określonym miejscu rowek i puszczą instalację gdzie będziecie tylko chcieli (tylko 150zł). Tylko oni wiedzą gdzie kuć, żeby nie zrobić wykopaliska ze ściany. Jeśli chcesz zrobić to sam, to albo masz szczęście i szybko znajdziesz kabel, albo zryjesz pół ściany. Co wolisz?
dom.wp.pl

Dom wybudowany i co dalej?

Odetchnęliśmy z ulgą. Budowa domu ukończona. Tylko nasza działka przypomina pobojowisko. Przed nami „wielkie sprzątanie”.
W trakcie budowy do gleby przedostaje się wiele zanieczyszczeń, które mają niekorzystne oddziaływanie na glebę. W zasadzie ziemia po robotach budowlanych nie nadaje się do zasadzenia jakiejkolwiek roślinności.

W pierwszym etapie zagospodarowania działki należy ją starannie oczyścić z wszelkich „odpadów budowlanych”. Później koniecznością będzie zakup żyznej gleby. Jeżeli zależy nam na tym, aby roślinność mogła prawidłowo mogła się rozwijać i zdobić naszą posesje najlepiej zastosować glebę konfekcjonowaną dostępną w workach.

Nie wszystkie pozostałości po budowie trzeba wyrzucać. Niekiedy resztki ceramiczne czy gruz można wykorzystać, jeżeli planujemy posadzić krzewy czy kwiaty wymagającą drenującego podłoża.

Po oczyszczeniu działki większość z nas popełnia ten sam błąd, czyli pomija szczegółowe projektowanie przestrzeni wokół domu. Chcemy by nas ogród jak najszybciej się zazielenił i sadzimy rośliny „na gorąco”. Często zapominamy o prawidłowym oświetleniu, nawodnieniu ogrodu czy wygospodarowaniu miejsca na kompostownik. O te sprawy warto zadbać wcześniej – zaoszczędzimy czas, pieniądze i nerwy przy późniejszych poprawkach.

Rozmieszczenie efektownych punktów oświetlenia i prawidłowego nawodnienia umożliwia jedynie skrupulatnie wykonany projekt ogrodu. Można bez pośpiechu zaplanować miejsce wypoczynku, pomyśleć nad wkomponowaniem małej architektury. Aby wszystko to „miało ręce i nogi”, a roślinność nie ucierpiała trzeba pomiędzy poszczególnymi strefami ogrodowymi wytoczyć trakty komunikacyjne. W części ogrodu najdalej oddalonej od miejsca wypoczynku najlepiej zaplanować miejsce na składowanie odpadków.
dom.wp.pl

Dom wybudowany i co dalej?

Odetchnęliśmy z ulgą. Budowa domu ukończona. Tylko nasza działka przypomina pobojowisko. Przed nami „wielkie sprzątanie”.
W trakcie budowy do gleby przedostaje się wiele zanieczyszczeń, które mają niekorzystne oddziaływanie na glebę. W zasadzie ziemia po robotach budowlanych nie nadaje się do zasadzenia jakiejkolwiek roślinności.

W pierwszym etapie zagospodarowania działki należy ją starannie oczyścić z wszelkich „odpadów budowlanych”. Później koniecznością będzie zakup żyznej gleby. Jeżeli zależy nam na tym, aby roślinność mogła prawidłowo mogła się rozwijać i zdobić naszą posesje najlepiej zastosować glebę konfekcjonowaną dostępną w workach.

Nie wszystkie pozostałości po budowie trzeba wyrzucać. Niekiedy resztki ceramiczne czy gruz można wykorzystać, jeżeli planujemy posadzić krzewy czy kwiaty wymagającą drenującego podłoża.

Po oczyszczeniu działki większość z nas popełnia ten sam błąd, czyli pomija szczegółowe projektowanie przestrzeni wokół domu. Chcemy by nas ogród jak najszybciej się zazielenił i sadzimy rośliny „na gorąco”. Często zapominamy o prawidłowym oświetleniu, nawodnieniu ogrodu czy wygospodarowaniu miejsca na kompostownik. O te sprawy warto zadbać wcześniej – zaoszczędzimy czas, pieniądze i nerwy przy późniejszych poprawkach.

Rozmieszczenie efektownych punktów oświetlenia i prawidłowego nawodnienia umożliwia jedynie skrupulatnie wykonany projekt ogrodu. Można bez pośpiechu zaplanować miejsce wypoczynku, pomyśleć nad wkomponowaniem małej architektury. Aby wszystko to „miało ręce i nogi”, a roślinność nie ucierpiała trzeba pomiędzy poszczególnymi strefami ogrodowymi wytoczyć trakty komunikacyjne. W części ogrodu najdalej oddalonej od miejsca wypoczynku najlepiej zaplanować miejsce na składowanie odpadków.
dom.wp.pl

Azbest najlepiej usuń sam

Podobno to tańsze i szybsze rozwiązanie niż powierzenie takiej operacji specjalistycznej firmie. Na pewno też bardziej niebezpieczne. Okazuje się jednak, że do usuwania rakotwórczego azbestu wystarczy tylko szkolenie.
Eternit, w skład którego wchodzi azbest, to bardzo popularny materiał do krycia dachów. Co prawda swoje lata świetności dawno ma już za sobą jednak zadomowił się polskim pejzażu na dobre. Jest trwały i odporny na zmiany temperatury. A przede wszystkim tani. Problem w tym, że płyty eternitowe po latach kruszeją i właśnie wtedy stają się najgroźniejsze. Uwalniają się z nich rakotwórcze związki, a w trakcie usuwania azbestu ich stężenie jest szczególnie wysokie.

Kiedy siedem lat temu wprowadzano w życie krajowy program usuwania azbestu przewidywano, że do końca 2032 roku z polskiego krajobrazu znikną dachy kryte falistą płytą. Już teraz jednak widać, że to raczej nierealne. Dotychczas usunięto tylko 6 procent azbestu. W takim tempie może trwać to nawet wiek! Plan nie powiódł się, więc postanowiono rozwiązać problem nieco inaczej. Właścicielom posesji będą oferowane szkolenia, na których dowiedzą się jak usuwać rakotwórczy materiał. Takie są zamiary Ministerstwa Gospodarki.

- Chcielibyśmy zobowiązać gminy do przeszkolenia chętnych, którzy mogliby sami zdemontować ze swoich budynków mieszkalnych i gospodarczych płyty azbestowe - powiedział „gazecie.pl” Tomasz Bryzek, koordynator projektu z Ministerstwa Gospodarki. - Gmina musiałaby odebrać je i wywieźć na składowisko. To usprawniłoby cały proces i byłoby tańsze.
dom.wp.pl

Azbest najlepiej usuń sam

Podobno to tańsze i szybsze rozwiązanie niż powierzenie takiej operacji specjalistycznej firmie. Na pewno też bardziej niebezpieczne. Okazuje się jednak, że do usuwania rakotwórczego azbestu wystarczy tylko szkolenie.
Eternit, w skład którego wchodzi azbest, to bardzo popularny materiał do krycia dachów. Co prawda swoje lata świetności dawno ma już za sobą jednak zadomowił się polskim pejzażu na dobre. Jest trwały i odporny na zmiany temperatury. A przede wszystkim tani. Problem w tym, że płyty eternitowe po latach kruszeją i właśnie wtedy stają się najgroźniejsze. Uwalniają się z nich rakotwórcze związki, a w trakcie usuwania azbestu ich stężenie jest szczególnie wysokie.

Kiedy siedem lat temu wprowadzano w życie krajowy program usuwania azbestu przewidywano, że do końca 2032 roku z polskiego krajobrazu znikną dachy kryte falistą płytą. Już teraz jednak widać, że to raczej nierealne. Dotychczas usunięto tylko 6 procent azbestu. W takim tempie może trwać to nawet wiek! Plan nie powiódł się, więc postanowiono rozwiązać problem nieco inaczej. Właścicielom posesji będą oferowane szkolenia, na których dowiedzą się jak usuwać rakotwórczy materiał. Takie są zamiary Ministerstwa Gospodarki.

- Chcielibyśmy zobowiązać gminy do przeszkolenia chętnych, którzy mogliby sami zdemontować ze swoich budynków mieszkalnych i gospodarczych płyty azbestowe - powiedział „gazecie.pl” Tomasz Bryzek, koordynator projektu z Ministerstwa Gospodarki. - Gmina musiałaby odebrać je i wywieźć na składowisko. To usprawniłoby cały proces i byłoby tańsze.
dom.wp.pl

Rzeczpospolita Już w tym roku dom bez formalności

Nie będzie pozwoleń na budowę ani na użytkowanie. Zastąpi je prosta rejestracja budowy. Ograniczony zostanie także wpływ sąsiadów na to, co powstaje za płotem.
Takie zmiany uchwalił Sejm. Dotyczą one prawa budowlanego.
Będzie można szybciej załatwić formalności budowlane. Obecnie trwają wiele miesięcy - tłumaczyła w trakcie prac nad ustawą posłanka Aldona Młyńczak (PO). Również prawo sąsiadów do blokowania inwestycji zostanie ograniczone.

Rejestr zamiast pozwoleń
Nowelizacja przewiduje, że nie trzeba będzie się już starać o pozwolenia ani na budowę, ani na użytkowanie. W pierwszym wypadku wystarczy się udać do starosty, w drugim do powiatowego inspektoratu nadzoru budowlanego i zarejestrować najpierw rozpoczęcie, a potem zakończenie budowy. Urzędnik na sprawdzenie dokumentów będzie miał 30 dni. Tylko nieliczne rejestracje będą się kończyły wydaniem decyzji. Chodzi o: inwestycje mogące znacząco oddziaływać na tereny objęte unijną ochroną Natura 2000 lub gdy niezbędna jest ocena oddziaływania na środowisko.

Podobne zasady już obowiązują dla prostych inwestycji, jak budowa niewielkich budynków gospodarczych. Teraz dla nich nie będzie już żadnych formalności.

Ubezwłasnowolniony sąsiad

Posłowie mocno ograniczyli rolę sąsiadów. Najlepiej będą się mogli bronić przed budowami, których rejestracja kończy się wydaniem decyzji. Będzie można się od niej odwołać najpierw do wojewody, a potem do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Tam, gdzie decyzja nie jest potrzebna, pozostanie jedynie droga cywilna na podstawie art. 144 lub art. 222 § 2 kodeksu cywilnego. Niestety postępowanie cywilne trwa znacznie dłużej i jest sporo droższe od administracyjnego. Poza tym wymaga udowodnienia, że np. wieżowiec na sąsiedniej działce zabiera światło, a to oznacza dodatkowe koszty wynajęcia biegłego.

Autorzy zmian przekonują również, że sąsiad będzie mógł się bronić na etapie postępowania środowiskowego, wydawania ustaleń warunków zabudowy albo w trakcie uchwalania planu.

Rozwiązanie podoba się Związkowi Powiatów Polskich.
Od dawna czekaliśmy na takie uproszczenie. Nie może być tak, że jedna osoba blokuje inwestycję, która przyniesie korzyść tysiącom Polaków - mówi Marek Wójcik z ZPP. Jego zdaniem starostowie spokojnie podołają nowym obowiązkom.

Według Zbigniewa Malisza, dyrektora Polskiego Związku Firm Deweloperskich, załatwianie formalności na tym etapie nie będzie zależało od woli urzędników. Musi jednak powstać – zastrzega – dobry monitoring. Nie wszyscy inwestorzy są przecież kryształowi. A to oznacza zwiększenie zatrudnienia w nadzorze budowlanym. W tej chwili pracuje w nim ok. 2200 inspektorów, to zdecydowanie za mało.

Na to jednak nie ma co liczyć. W trakcie prac nad nowelą Ministerstwo Finansów wyraźnie powiedziało, że dodatkowych pieniędzy na ten cel nie będzie. Ustawa trafi teraz do Senatu.

opinia

Tomasz Kurek, radca prawny z Kancelarii Cameron McKenna
Nowela wprowadza niewątpliwie spore uproszczenia. W ślad jednak za nimi powinny pójść zmiany dotyczące zagospodarowania przestrzennego. Wciąż bowiem brakuje w dużych miastach miejscowych planów, a to oznacza konieczność uzyskania decyzji ustalającej warunki zabudowy, co trwa miesiącami. Nie do końca podoba mi się ograniczenie roli sąsiadów w procedurze rejestracji budowy. Jest to zbyt daleko idące uproszczenie. To prawda, że potrafią oni napsuć sporo krwi inwestorom, ale ci też nie zawsze są uczciwi. Przy prostej rejestracji nowelizacja daje sąsiadom jedynie możliwość obrony w sądzie cywilnym. Wszyscy doskonale wiemy, jak długo trwa takie postępowanie. Zanim się zakończy, dojdzie do realizacji inwestycji. Poza tym bardzo wysokie są opłaty sądowe. Nie wszystkich będzie na to stać.


Renata Krupa-Dąbrowska
Rzeczpospolita

Rzeczpospolita Już w tym roku dom bez formalności

Nie będzie pozwoleń na budowę ani na użytkowanie. Zastąpi je prosta rejestracja budowy. Ograniczony zostanie także wpływ sąsiadów na to, co powstaje za płotem.
Takie zmiany uchwalił Sejm. Dotyczą one prawa budowlanego.
Będzie można szybciej załatwić formalności budowlane. Obecnie trwają wiele miesięcy - tłumaczyła w trakcie prac nad ustawą posłanka Aldona Młyńczak (PO). Również prawo sąsiadów do blokowania inwestycji zostanie ograniczone.

Rejestr zamiast pozwoleń
Nowelizacja przewiduje, że nie trzeba będzie się już starać o pozwolenia ani na budowę, ani na użytkowanie. W pierwszym wypadku wystarczy się udać do starosty, w drugim do powiatowego inspektoratu nadzoru budowlanego i zarejestrować najpierw rozpoczęcie, a potem zakończenie budowy. Urzędnik na sprawdzenie dokumentów będzie miał 30 dni. Tylko nieliczne rejestracje będą się kończyły wydaniem decyzji. Chodzi o: inwestycje mogące znacząco oddziaływać na tereny objęte unijną ochroną Natura 2000 lub gdy niezbędna jest ocena oddziaływania na środowisko.

Podobne zasady już obowiązują dla prostych inwestycji, jak budowa niewielkich budynków gospodarczych. Teraz dla nich nie będzie już żadnych formalności.

Ubezwłasnowolniony sąsiad

Posłowie mocno ograniczyli rolę sąsiadów. Najlepiej będą się mogli bronić przed budowami, których rejestracja kończy się wydaniem decyzji. Będzie można się od niej odwołać najpierw do wojewody, a potem do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Tam, gdzie decyzja nie jest potrzebna, pozostanie jedynie droga cywilna na podstawie art. 144 lub art. 222 § 2 kodeksu cywilnego. Niestety postępowanie cywilne trwa znacznie dłużej i jest sporo droższe od administracyjnego. Poza tym wymaga udowodnienia, że np. wieżowiec na sąsiedniej działce zabiera światło, a to oznacza dodatkowe koszty wynajęcia biegłego.

Autorzy zmian przekonują również, że sąsiad będzie mógł się bronić na etapie postępowania środowiskowego, wydawania ustaleń warunków zabudowy albo w trakcie uchwalania planu.

Rozwiązanie podoba się Związkowi Powiatów Polskich.
Od dawna czekaliśmy na takie uproszczenie. Nie może być tak, że jedna osoba blokuje inwestycję, która przyniesie korzyść tysiącom Polaków - mówi Marek Wójcik z ZPP. Jego zdaniem starostowie spokojnie podołają nowym obowiązkom.

Według Zbigniewa Malisza, dyrektora Polskiego Związku Firm Deweloperskich, załatwianie formalności na tym etapie nie będzie zależało od woli urzędników. Musi jednak powstać – zastrzega – dobry monitoring. Nie wszyscy inwestorzy są przecież kryształowi. A to oznacza zwiększenie zatrudnienia w nadzorze budowlanym. W tej chwili pracuje w nim ok. 2200 inspektorów, to zdecydowanie za mało.

Na to jednak nie ma co liczyć. W trakcie prac nad nowelą Ministerstwo Finansów wyraźnie powiedziało, że dodatkowych pieniędzy na ten cel nie będzie. Ustawa trafi teraz do Senatu.

opinia

Tomasz Kurek, radca prawny z Kancelarii Cameron McKenna
Nowela wprowadza niewątpliwie spore uproszczenia. W ślad jednak za nimi powinny pójść zmiany dotyczące zagospodarowania przestrzennego. Wciąż bowiem brakuje w dużych miastach miejscowych planów, a to oznacza konieczność uzyskania decyzji ustalającej warunki zabudowy, co trwa miesiącami. Nie do końca podoba mi się ograniczenie roli sąsiadów w procedurze rejestracji budowy. Jest to zbyt daleko idące uproszczenie. To prawda, że potrafią oni napsuć sporo krwi inwestorom, ale ci też nie zawsze są uczciwi. Przy prostej rejestracji nowelizacja daje sąsiadom jedynie możliwość obrony w sądzie cywilnym. Wszyscy doskonale wiemy, jak długo trwa takie postępowanie. Zanim się zakończy, dojdzie do realizacji inwestycji. Poza tym bardzo wysokie są opłaty sądowe. Nie wszystkich będzie na to stać.


Renata Krupa-Dąbrowska
Rzeczpospolita

Zdecydują się na wynajem?

Stagnacja na rynku mieszkaniowym sprawia, że deweloperzy szukają różnych sposobów na ożywienie sprzedaży swoich mieszkań. W ostatnim czasie zainwestowali spore środki w budownictwo mieszkaniowe - okazało się jednak, że samo zainteresowanie nowymi lokalami nie wystarczy.

Zaostrzenie polityki kredytowej diametralnie zmieniło sytuację na rynku nieruchomości. Większość inwestorów bagatelizowała pierwsze sygnały, jednak po jakimś czasie przyznała, że ze sprzedażą rzeczywiście nie jest najlepiej. Deweloperom pomaga trochę rosnąca popularność programu rządowego "Rodzina na swoim", jednak to wciąż za mało. Czy deweloperzy zdecydują się zatem na wynajęcie gotowych mieszkań?

Wielu inwestorów zastanawia się co zrobić w obecnej sytuacji. Świadomość, że na polskim rynku wciąż jest duże zapotrzebowanie na mieszkania napawa optymizmem, bo oznacza, że mamy do czynienia z chwilowymi zawirowaniami. Jak tylko uspokoi się sytuacja na rynku kredytowym, ale też będą nie najgorsze warunki makroekonomiczne, sprzedaż mieszkań ożywi się. Do tego czasu deweloperzy mogliby zdecydować się na wynajęcie mieszkań? ale to nie jest takie proste. Zbyt dużą przeszkodą są przepisy o ochronie praw lokatorów, które mocno chronią najemców przed eksmisją. Bardzo trudno pozbyć się lokatorów, którzy są uciążliwi albo zalegają z czynszem. Okazuje się, że takie osoby trzeba najpierw uprzedzić na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy i po odczekaniu miesiąca taki krok wykonać. Tak więc cały proces wydłuża się. Ministerstwo pracuje co prawda nad uproszczeniem zasad wynajmu mieszkań komercyjnych, ale czy dzięki tym zmianom zwiększy się podaż mieszkań pod wynajem? Na taką formę zdecydować się mogą najwięksi deweloperzy, o dobrym zapleczu finansowym. Inni mogą sporo ryzykować podejmując taką decyzję.

Sceptycznie do wynajmu mieszkań przez deweloperów podchodzi sam dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich, który przyznaje, że "żeby prowadzić tego typu działalność trzeba dysponować długoterminowym finansowaniem. Trudno sobie wyobrazić aby deweloperzy, którzy obecnie mają problemy z pozyskiwaniem 2-3 letniego kredytu inwestycyjnego w bankach (zwrot z inwestycji w przypadku najmu to horyzont w najlepszym przypadku 8-10lat) byli w stanie taką działalność prowadzić. Wymagałoby to stworzenia odpowiednich instrumentów przez instytucje finansowe, które prowadziłyby w tym zakresie działalność leasingową, co wydaje się mało prawdopodobne - szczególnie w obecnej sytuacji".

Kolejny raz potwierdza się, że brakuje kompleksowych rozwiązań. Jedno uproszczenie nie rozwiąże problemu. Trzeba jednak przyznać, że sam pomysł uproszczenia zasad najmu w stosunku do mieszkań wynajmowanych na wolnym rynku jest dobry. Bo przecież deweloperzy w swoich planach inwestycyjnych mogą wziąć też pod uwagę budowę mieszkań pod wynajem i tym samym urozmaicić swoją działalność.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

Zdecydują się na wynajem?

Stagnacja na rynku mieszkaniowym sprawia, że deweloperzy szukają różnych sposobów na ożywienie sprzedaży swoich mieszkań. W ostatnim czasie zainwestowali spore środki w budownictwo mieszkaniowe - okazało się jednak, że samo zainteresowanie nowymi lokalami nie wystarczy.

Zaostrzenie polityki kredytowej diametralnie zmieniło sytuację na rynku nieruchomości. Większość inwestorów bagatelizowała pierwsze sygnały, jednak po jakimś czasie przyznała, że ze sprzedażą rzeczywiście nie jest najlepiej. Deweloperom pomaga trochę rosnąca popularność programu rządowego "Rodzina na swoim", jednak to wciąż za mało. Czy deweloperzy zdecydują się zatem na wynajęcie gotowych mieszkań?

Wielu inwestorów zastanawia się co zrobić w obecnej sytuacji. Świadomość, że na polskim rynku wciąż jest duże zapotrzebowanie na mieszkania napawa optymizmem, bo oznacza, że mamy do czynienia z chwilowymi zawirowaniami. Jak tylko uspokoi się sytuacja na rynku kredytowym, ale też będą nie najgorsze warunki makroekonomiczne, sprzedaż mieszkań ożywi się. Do tego czasu deweloperzy mogliby zdecydować się na wynajęcie mieszkań? ale to nie jest takie proste. Zbyt dużą przeszkodą są przepisy o ochronie praw lokatorów, które mocno chronią najemców przed eksmisją. Bardzo trudno pozbyć się lokatorów, którzy są uciążliwi albo zalegają z czynszem. Okazuje się, że takie osoby trzeba najpierw uprzedzić na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy i po odczekaniu miesiąca taki krok wykonać. Tak więc cały proces wydłuża się. Ministerstwo pracuje co prawda nad uproszczeniem zasad wynajmu mieszkań komercyjnych, ale czy dzięki tym zmianom zwiększy się podaż mieszkań pod wynajem? Na taką formę zdecydować się mogą najwięksi deweloperzy, o dobrym zapleczu finansowym. Inni mogą sporo ryzykować podejmując taką decyzję.

Sceptycznie do wynajmu mieszkań przez deweloperów podchodzi sam dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich, który przyznaje, że "żeby prowadzić tego typu działalność trzeba dysponować długoterminowym finansowaniem. Trudno sobie wyobrazić aby deweloperzy, którzy obecnie mają problemy z pozyskiwaniem 2-3 letniego kredytu inwestycyjnego w bankach (zwrot z inwestycji w przypadku najmu to horyzont w najlepszym przypadku 8-10lat) byli w stanie taką działalność prowadzić. Wymagałoby to stworzenia odpowiednich instrumentów przez instytucje finansowe, które prowadziłyby w tym zakresie działalność leasingową, co wydaje się mało prawdopodobne - szczególnie w obecnej sytuacji".

Kolejny raz potwierdza się, że brakuje kompleksowych rozwiązań. Jedno uproszczenie nie rozwiąże problemu. Trzeba jednak przyznać, że sam pomysł uproszczenia zasad najmu w stosunku do mieszkań wynajmowanych na wolnym rynku jest dobry. Bo przecież deweloperzy w swoich planach inwestycyjnych mogą wziąć też pod uwagę budowę mieszkań pod wynajem i tym samym urozmaicić swoją działalność.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

Zgoda władz Madagaskaru na wydzierżawienie południowokoreańskiej firmie Daewoo Logistics obszarów wielkości połowy Belgii to jedna z przyczyn protestów i zamieszek w Antananarywie - pisze w środę agencja AFP, podając przykłady wykupywania bądź dzierżawienia ziemi rolnej przez bogate korporacje i państwa.

Zdjęty ze stanowiska mer Antananarywy, główny opozycjonista Andry Rajoelina, prowadzący otwartą walkę z malgaskim prezydentem Markiem Ravalomananą, że sprawy Daewoo uczynił jeden ze swoich koronnych argumentów.

- Sprawa Daewoo wywołała gniew ludności. Potępiam sygnatariuszy, rząd, a zwłaszcza prezydenta. Nasze zwyczaje zabraniają sprzedaży lub dzierżawy ziemi obcym - powiedział niedawno prasie Rajoelina.

Lista zestawiona przez AFP powstała na podstawie raportu pozarządowej organizacji Grein:

Na Ukrainie amerykański bank Morgan Stanley nabył 40 tys. hektarów ziemi uprawnej, rosyjska firma inwestycyjna Renaissance Capital - 300 tys. hektarów, a brytyjska grupa inwestycyjna Landkom - 100 tys. hektarów.

Rząd libijski w zamian za gaz i ropę uzyskał dostęp do 247 tys. hektarów ziemi na Ukrainie.

W Rosji szwedzkie grupy inwestycyjne nabyły: Black Earth Farming - 331 tys. hektarów, Alpcot-Agro - 128 tys. hektarów ziemi rolnej.

W Kazachstanie Chiny wydzierżawiły 7 tys. hektarów. W Afryce, w zamian za udostępnianie nowoczesnych technologii, chińskie firmy przejmują ziemię. Produkcję rolną Chiny przenoszą też do Australii.

W Brazylii japońska grupa Mitsui nabyła 100 hektarów pod uprawę soi, a holenderska grupa Louis Dreyfus - 60 tys. hektarów.

W Argentynie rząd południowokoreański posiada 21 tys. hektarów ziemi uprawnej.

Z Sudanem Egipt zawarł kontrakt na uprawę milionów ton zboża przeznaczonego na eksport do Kairu. W tym afrykańskim kraju saudyjskie konsorcjum Hadco wydzierżawiło ponad 10 tys. hektarów pod uprawę żywności na rynek w Arabii Saudyjskiej; trwają też pertraktacje w sprawie 690 tys. hektarów ziemi, o które zabiega Korea Płd.

Byli rebelianci z południa Sudanu zawarli z amerykańskim przedsiębiorstwem porozumienie o wykorzystaniu obszaru większego od Luksemburga.

W Malawi brytyjski fundusz Cru Investment kontroluje 2500 hektarów ziemi, by uprawiać tam żywność na potrzeby Zjednoczonego Królestwa.

W Angoli afrykańskie stowarzyszenie Lonrho z siedzibą w Londynie kontroluje 20 tys. hektarów.

W Indonezji firmy należące do rodziny bin Laden podpisały w sierpniu umowę na eksploatację 500 tys. hektarów pól ryżowych.

W Laosie chińskie przedsiębiorstwo ZTE uzyskało koncesję na eksploatację 100 tys. hektarów ziemi ornej pod uprawę biopaliw. Na Filipinach rząd podpisał umowy z Pekinem, dające chińskim firmom dostęp do 1,24 mln hektarów ziemi, ale część porozumień została zawieszona.

W Pakistanie fundusz ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Abraaj Capital, nabył 324 hektary ziemi pod uprawy ryżu i zboża na wewnętrzny rynek ZEA. W USA inwestorzy japońscy kontrolują 216 862 hektarów ziemi na potrzeby uprawy warzyw na rynek japoński.

źródło informacji: PAP

Czwartek, 12 lutego (07:39)

Zgoda władz Madagaskaru na wydzierżawienie południowokoreańskiej firmie Daewoo Logistics obszarów wielkości połowy Belgii to jedna z przyczyn protestów i zamieszek w Antananarywie - pisze w środę agencja AFP, podając przykłady wykupywania bądź dzierżawienia ziemi rolnej przez bogate korporacje i państwa.

Zdjęty ze stanowiska mer Antananarywy, główny opozycjonista Andry Rajoelina, prowadzący otwartą walkę z malgaskim prezydentem Markiem Ravalomananą, że sprawy Daewoo uczynił jeden ze swoich koronnych argumentów.

- Sprawa Daewoo wywołała gniew ludności. Potępiam sygnatariuszy, rząd, a zwłaszcza prezydenta. Nasze zwyczaje zabraniają sprzedaży lub dzierżawy ziemi obcym - powiedział niedawno prasie Rajoelina.

Lista zestawiona przez AFP powstała na podstawie raportu pozarządowej organizacji Grein:

Na Ukrainie amerykański bank Morgan Stanley nabył 40 tys. hektarów ziemi uprawnej, rosyjska firma inwestycyjna Renaissance Capital - 300 tys. hektarów, a brytyjska grupa inwestycyjna Landkom - 100 tys. hektarów.

Rząd libijski w zamian za gaz i ropę uzyskał dostęp do 247 tys. hektarów ziemi na Ukrainie.

W Rosji szwedzkie grupy inwestycyjne nabyły: Black Earth Farming - 331 tys. hektarów, Alpcot-Agro - 128 tys. hektarów ziemi rolnej.

W Kazachstanie Chiny wydzierżawiły 7 tys. hektarów. W Afryce, w zamian za udostępnianie nowoczesnych technologii, chińskie firmy przejmują ziemię. Produkcję rolną Chiny przenoszą też do Australii.

W Brazylii japońska grupa Mitsui nabyła 100 hektarów pod uprawę soi, a holenderska grupa Louis Dreyfus - 60 tys. hektarów.

W Argentynie rząd południowokoreański posiada 21 tys. hektarów ziemi uprawnej.

Z Sudanem Egipt zawarł kontrakt na uprawę milionów ton zboża przeznaczonego na eksport do Kairu. W tym afrykańskim kraju saudyjskie konsorcjum Hadco wydzierżawiło ponad 10 tys. hektarów pod uprawę żywności na rynek w Arabii Saudyjskiej; trwają też pertraktacje w sprawie 690 tys. hektarów ziemi, o które zabiega Korea Płd.

Byli rebelianci z południa Sudanu zawarli z amerykańskim przedsiębiorstwem porozumienie o wykorzystaniu obszaru większego od Luksemburga.

W Malawi brytyjski fundusz Cru Investment kontroluje 2500 hektarów ziemi, by uprawiać tam żywność na potrzeby Zjednoczonego Królestwa.

W Angoli afrykańskie stowarzyszenie Lonrho z siedzibą w Londynie kontroluje 20 tys. hektarów.

W Indonezji firmy należące do rodziny bin Laden podpisały w sierpniu umowę na eksploatację 500 tys. hektarów pól ryżowych.

W Laosie chińskie przedsiębiorstwo ZTE uzyskało koncesję na eksploatację 100 tys. hektarów ziemi ornej pod uprawę biopaliw. Na Filipinach rząd podpisał umowy z Pekinem, dające chińskim firmom dostęp do 1,24 mln hektarów ziemi, ale część porozumień została zawieszona.

W Pakistanie fundusz ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Abraaj Capital, nabył 324 hektary ziemi pod uprawy ryżu i zboża na wewnętrzny rynek ZEA. W USA inwestorzy japońscy kontrolują 216 862 hektarów ziemi na potrzeby uprawy warzyw na rynek japoński.

źródło informacji: PAP

Czwartek, 12 lutego (07:39)

Tańsze mieszkania, ale czy bardziej dostępne?

Niskie ceny, promocje, rabaty mogą okazać się dobrą okazją do zainwestowania w nieruchomości. Z drugiej strony jednak wyłania się widmo kryzysu, a co za tym idzie szereg obostrzeń i restrykcji w możliwościach finansowania zakupu własnego mieszkania lub domu. Rzeczywiście, aktualna sytuacja na rynkach finansowych nie jest najlepsza, co odbija się również na rynku nieruchomości oraz, ściśle z nim związanym, rynku kredytów hipotecznych.

Szacuje się, że około 85% nieruchomości kupowanych w Polsce finansowane jest właśnie z kredytów hipotecznych.


Czy w związku z tym kupić teraz nieruchomość? Tak, bo mamy szansę na znalezienie nieruchomości w atrakcyjnej cenie. Ale jak zdobyć środki na jej zakup? Zaraz pojawiają się pytania:

• W jakim banku dostanę kredyt?

• Czy mam zdolność kredytową?

• Na jaką kwotę mogę liczyć?

• Jaki okres kredytowania wybrać?

• W jakiej walucie będzie najkorzystniej?

Nie ma uniwersalnej odpowiedzi na te pytania. Sytuacja każdego klienta banku jest rozpatrywana indywidualnie i ocena jego możliwości kredytowych może się zasadniczo różnić od innych, na pierwszy rzut oka podobnych. Z tymi oraz wieloma innymi problemami pomogą nam się uporać doradcy finansowi. Oczywiście, powinny to być osoby z odpowiednimi kwalifikacjami, znające rynki finansowe oraz z niezbędnym doświadczeniem i wiedzą.

Polityka kredytowa banków uległa w ostatnim półroczu znacznemu zaostrzeniu. Na chwilę obecną o kredycie o LTV ponad 100% czy marży poniżej 1% ciężko jest z bankami rozmawiać. Kolejną przeszkodą dla potencjalnego kredytobiorcy jest zmienność ofert. W tydzień po obliczeniu zdolności kredytowej może okazać się, że różni się ona zasadniczo od aktualnej. Co zrobić, aby oszczędzić sobie niepotrzebnego stresu, przeszukiwania ofert i weryfikowania wielu umów? - Spotkać się z doradcą.

Doradca porówna oferty z całego rynku kredytowego i zaproponuje te, które będą, po uwzględnieniu szeregu czynników, optymalne dla kredytobiorcy. Dla każdego wariantu policzy, jak będzie kształtowała się rata w okresie kredytowania. Nie pozwoli zgubić się kredytobiorcy w zawiłościach procedur oraz przeprowadzi go przez cały proces kompletowania dokumentów i przyznawania kredytu przez bank.

W dobie zawirowań na rynkach finansowych banki mają bardzo zróżnicowaną ofertę, co jest odpowiedzią na zmniejszone zaufanie do instytucji finansowych. Wynikiem tego stanu rzeczy może być sytuacja, w której, przy identycznej wielkości kredytu, w dwóch różnych bankach dostaniemy dwie znacznie różniące się od siebie oferty.


Jeśli chcemy uzyskać dostęp do pełnej oferty kredytów hipotecznych, powinniśmy skorzystać z pomocy najbardziej doświadczonych doradców finansowych - doradców Open Finance. Doradcy znają bieżące warunki, negocjują warunki umowy z przedstawicielami banków, jak również posiadają własne oferty dostępne tylko dla ich Klientów. Dla uzyskania bardziej szczegółowych informacji proszę wypełnić formularz, a doradcy finansowi Open Finance z przyjemnością się z Państwem skontaktują i odpowiedzą na wszystkie pytania.

Tu podaj tekst alternatywny

Tańsze mieszkania, ale czy bardziej dostępne?

Niskie ceny, promocje, rabaty mogą okazać się dobrą okazją do zainwestowania w nieruchomości. Z drugiej strony jednak wyłania się widmo kryzysu, a co za tym idzie szereg obostrzeń i restrykcji w możliwościach finansowania zakupu własnego mieszkania lub domu. Rzeczywiście, aktualna sytuacja na rynkach finansowych nie jest najlepsza, co odbija się również na rynku nieruchomości oraz, ściśle z nim związanym, rynku kredytów hipotecznych.

Szacuje się, że około 85% nieruchomości kupowanych w Polsce finansowane jest właśnie z kredytów hipotecznych.


Czy w związku z tym kupić teraz nieruchomość? Tak, bo mamy szansę na znalezienie nieruchomości w atrakcyjnej cenie. Ale jak zdobyć środki na jej zakup? Zaraz pojawiają się pytania:

• W jakim banku dostanę kredyt?

• Czy mam zdolność kredytową?

• Na jaką kwotę mogę liczyć?

• Jaki okres kredytowania wybrać?

• W jakiej walucie będzie najkorzystniej?

Nie ma uniwersalnej odpowiedzi na te pytania. Sytuacja każdego klienta banku jest rozpatrywana indywidualnie i ocena jego możliwości kredytowych może się zasadniczo różnić od innych, na pierwszy rzut oka podobnych. Z tymi oraz wieloma innymi problemami pomogą nam się uporać doradcy finansowi. Oczywiście, powinny to być osoby z odpowiednimi kwalifikacjami, znające rynki finansowe oraz z niezbędnym doświadczeniem i wiedzą.

Polityka kredytowa banków uległa w ostatnim półroczu znacznemu zaostrzeniu. Na chwilę obecną o kredycie o LTV ponad 100% czy marży poniżej 1% ciężko jest z bankami rozmawiać. Kolejną przeszkodą dla potencjalnego kredytobiorcy jest zmienność ofert. W tydzień po obliczeniu zdolności kredytowej może okazać się, że różni się ona zasadniczo od aktualnej. Co zrobić, aby oszczędzić sobie niepotrzebnego stresu, przeszukiwania ofert i weryfikowania wielu umów? - Spotkać się z doradcą.

Doradca porówna oferty z całego rynku kredytowego i zaproponuje te, które będą, po uwzględnieniu szeregu czynników, optymalne dla kredytobiorcy. Dla każdego wariantu policzy, jak będzie kształtowała się rata w okresie kredytowania. Nie pozwoli zgubić się kredytobiorcy w zawiłościach procedur oraz przeprowadzi go przez cały proces kompletowania dokumentów i przyznawania kredytu przez bank.

W dobie zawirowań na rynkach finansowych banki mają bardzo zróżnicowaną ofertę, co jest odpowiedzią na zmniejszone zaufanie do instytucji finansowych. Wynikiem tego stanu rzeczy może być sytuacja, w której, przy identycznej wielkości kredytu, w dwóch różnych bankach dostaniemy dwie znacznie różniące się od siebie oferty.


Jeśli chcemy uzyskać dostęp do pełnej oferty kredytów hipotecznych, powinniśmy skorzystać z pomocy najbardziej doświadczonych doradców finansowych - doradców Open Finance. Doradcy znają bieżące warunki, negocjują warunki umowy z przedstawicielami banków, jak również posiadają własne oferty dostępne tylko dla ich Klientów. Dla uzyskania bardziej szczegółowych informacji proszę wypełnić formularz, a doradcy finansowi Open Finance z przyjemnością się z Państwem skontaktują i odpowiedzą na wszystkie pytania.

Tu podaj tekst alternatywny

Prywatyzując teraz stracimy co najmniej 20 proc.

W rozmowie z "Trybuną" Stanisław Stec, poseł SLD, członek sejmowej Komisji Finansów Publicznych, opowiedział się za powstrzymaniem prywatyzacji na czas trudnej sytuacji gospodarczej kraju.

Jego zdaniem, w czasie dekoniunktury i braku pieniędzy na rynku kapitałowym prywatyzacji trzeba zaniechać. Według szacunków posła, za sprzedane teraz spółki skarbu państwa otrzymalibyśmy co najmniej 20 proc. mniej niż rok temu. To nie jest pora na oddawanie ich w ręce nowych właścicieli.

"Dopuszczam prywatyzację tych firm, które są mało użyteczne, gdzie produkcja ustała i niewiele się dzieje. Kapitał prywatny mógłby je uruchomić. Przedsiębiorstw, które sobie radzą mimo spowolnienia gospodarczego, sprzedawać nie należy" - akcentuje poseł Stec.

Pełny tekst rozmowy zamieszcza piątkowa "Trybuna".

źródło informacji: PAP/Trybuna

Prywatyzując teraz stracimy co najmniej 20 proc.

W rozmowie z "Trybuną" Stanisław Stec, poseł SLD, członek sejmowej Komisji Finansów Publicznych, opowiedział się za powstrzymaniem prywatyzacji na czas trudnej sytuacji gospodarczej kraju.

Jego zdaniem, w czasie dekoniunktury i braku pieniędzy na rynku kapitałowym prywatyzacji trzeba zaniechać. Według szacunków posła, za sprzedane teraz spółki skarbu państwa otrzymalibyśmy co najmniej 20 proc. mniej niż rok temu. To nie jest pora na oddawanie ich w ręce nowych właścicieli.

"Dopuszczam prywatyzację tych firm, które są mało użyteczne, gdzie produkcja ustała i niewiele się dzieje. Kapitał prywatny mógłby je uruchomić. Przedsiębiorstw, które sobie radzą mimo spowolnienia gospodarczego, sprzedawać nie należy" - akcentuje poseł Stec.

Pełny tekst rozmowy zamieszcza piątkowa "Trybuna".

źródło informacji: PAP/Trybuna

Koniec pozwoleń na budowę?

Starosta uzyska tylko 30 dni na zarejestrowanie budowy. Po ich upływie inwestor będzie mógł przystąpić do prac.
W Sejmie odbyło się wczoraj trzecie czytanie projektu nowelizacji prawa budowlanego. Ma on uprościć prowadzenie inwestycji budowlanych.

- Dziś projekt powinien zostać przyjęty, bo cała koalicja jest za jego przyjęciem. Jeżeli tak się stanie, to już za pół roku uproszczone procedury budowlane powinny obowiązywać - mówi poseł PO Aldona Młyńczak.

Projekt przewiduje dwie różne procedury rozpoczynania inwestycji budowlanych. Tryb uproszczony nie będzie wymagał ubiegania się o pozwolenie na budowę. Wystarczy rejestracja zamierzonej inwestycji u starosty. Będzie on miał 30 dni na sprawdzenie prawidłowości zgłoszenia, projektu budowlanego oraz jego sporządzenia przez osobę posiadającą wymagane uprawnienia, zgodności usytuowania obiektu budowlanego ze zgodą urbanistyczną oraz zgodności zgłoszenia i projektu budowlanego z ustaleniami decyzji środowiskowych uwarunkowań, jeżeli zostały wydane. Jeżeli wszystkie wymagania zostaną przez inwestora spełnione, to starosta wyda mu dziennik budowy. Jeżeli inwestor nie wypełni obowiązków, to starosta będzie mógł w terminie 30 dni zgłosić sprzeciw. Wtedy inwestor musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

- Zamiana pozwolenia na budowę na procedurę rejestracji inwestycji budowlanej niczego nie zmieni, bowiem inwestor ma przedstawiać u starosty te same dokumenty, jak np. projekt budowlany wraz z wymaganymi opiniami, uzgodnieniami i pozwoleniami. Zmieni się więc tylko nazwa całej procedury - uważa Jacek Bielecki, główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

Nie każda inwestycja będzie mogła być prowadzona według uproszczonych procedur, wyłącznie po jej zarejestrowaniu. Projekt nowelizacji przewiduje bowiem, że jeżeli urzędnik uzna, że inwestycja znacząco wpływa na środowisko lub obszar Natura 2000, to inwestor nadal musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

Projekt przewiduje też szybsze procedury kończenia inwestycji budowlanych. Jeżeli obiekt został wzniesiony na podstawie zgłoszenia, to jego użytkowanie stanie się możliwe już po upływie 21 dni od dnia doręczenia zawiadomienia o zakończeniu prac. W tym czasie urzędnik będzie mógł zgłosić swój sprzeciw oraz dokonać kontroli budowy w celu stwierdzenia, czy wszystko zostało wykonane zgodnie z projektem.

- Pozwolenie na użytkowanie budynku jest niczym innym, jak m.in. potwierdzeniem wcześniej stwierdzonych przez kierownika budowy, inspektora nadzoru i projektanta faktów, że dany obiekt został wykonany zgodnie z projektem i sztuką budowlaną - wyjaśnia Andrzej Dobrucki, wiceprezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa. Dodaje, że likwidacja tego pozwolenia jest więc dobrym rozwiązaniem.
Arkadiusz Jaraszek
interia.pl

Koniec pozwoleń na budowę?

Starosta uzyska tylko 30 dni na zarejestrowanie budowy. Po ich upływie inwestor będzie mógł przystąpić do prac.
W Sejmie odbyło się wczoraj trzecie czytanie projektu nowelizacji prawa budowlanego. Ma on uprościć prowadzenie inwestycji budowlanych.

- Dziś projekt powinien zostać przyjęty, bo cała koalicja jest za jego przyjęciem. Jeżeli tak się stanie, to już za pół roku uproszczone procedury budowlane powinny obowiązywać - mówi poseł PO Aldona Młyńczak.

Projekt przewiduje dwie różne procedury rozpoczynania inwestycji budowlanych. Tryb uproszczony nie będzie wymagał ubiegania się o pozwolenie na budowę. Wystarczy rejestracja zamierzonej inwestycji u starosty. Będzie on miał 30 dni na sprawdzenie prawidłowości zgłoszenia, projektu budowlanego oraz jego sporządzenia przez osobę posiadającą wymagane uprawnienia, zgodności usytuowania obiektu budowlanego ze zgodą urbanistyczną oraz zgodności zgłoszenia i projektu budowlanego z ustaleniami decyzji środowiskowych uwarunkowań, jeżeli zostały wydane. Jeżeli wszystkie wymagania zostaną przez inwestora spełnione, to starosta wyda mu dziennik budowy. Jeżeli inwestor nie wypełni obowiązków, to starosta będzie mógł w terminie 30 dni zgłosić sprzeciw. Wtedy inwestor musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

- Zamiana pozwolenia na budowę na procedurę rejestracji inwestycji budowlanej niczego nie zmieni, bowiem inwestor ma przedstawiać u starosty te same dokumenty, jak np. projekt budowlany wraz z wymaganymi opiniami, uzgodnieniami i pozwoleniami. Zmieni się więc tylko nazwa całej procedury - uważa Jacek Bielecki, główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

Nie każda inwestycja będzie mogła być prowadzona według uproszczonych procedur, wyłącznie po jej zarejestrowaniu. Projekt nowelizacji przewiduje bowiem, że jeżeli urzędnik uzna, że inwestycja znacząco wpływa na środowisko lub obszar Natura 2000, to inwestor nadal musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

Projekt przewiduje też szybsze procedury kończenia inwestycji budowlanych. Jeżeli obiekt został wzniesiony na podstawie zgłoszenia, to jego użytkowanie stanie się możliwe już po upływie 21 dni od dnia doręczenia zawiadomienia o zakończeniu prac. W tym czasie urzędnik będzie mógł zgłosić swój sprzeciw oraz dokonać kontroli budowy w celu stwierdzenia, czy wszystko zostało wykonane zgodnie z projektem.

- Pozwolenie na użytkowanie budynku jest niczym innym, jak m.in. potwierdzeniem wcześniej stwierdzonych przez kierownika budowy, inspektora nadzoru i projektanta faktów, że dany obiekt został wykonany zgodnie z projektem i sztuką budowlaną - wyjaśnia Andrzej Dobrucki, wiceprezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa. Dodaje, że likwidacja tego pozwolenia jest więc dobrym rozwiązaniem.
Arkadiusz Jaraszek
interia.pl

Ukraina: gigantyczny krach bankowy

Kryzys na Ukrainie coraz poważniejszy. Bank Centralny ratuje kolejne banki przed upadkiem, a problemy z wypłatą pieniędzy ma coraz więcej Ukraińców – informuje „Rzeczpospolita”.
Klienci ukraińskich banków mają poważne problemy z wypłatą pieniędzy z banków. Gazeta podaje przykład jednej z Ukrainek, której odmówiono likwidacji lokaty w euro. Kasjerka doradziła jej, by przyniosła zaświadczenie o chorobie lub braku pracy – w ten sposób zwiększyła by swoje szanse na odzyskanie pieniędzy.

Sytuacja na Ukrainie jest dramatyczna, banki już systemowo przestały wypłacać depozyty klientom, a bankomaty sprawiają wrażenie, jakby ich w ogóle nie uzupełniano gotówką. Dodatkowo w wielu sklepach nie realizuje się transakcji kartami płatniczymi. To wszystko pokazuje, jak tragiczna sytuacja panuje w sektorze bankowym na Ukrainie.

Jak zauważa gazeta, sprawę pogarsza fakt, że stan gospodarki jest tragiczny.

Więcej w „Rzeczpospolitej”.
onet.pl/
(Rzeczpospolita, tm/13.02.2009, godz. 07:53)

Ukraina: gigantyczny krach bankowy

Kryzys na Ukrainie coraz poważniejszy. Bank Centralny ratuje kolejne banki przed upadkiem, a problemy z wypłatą pieniędzy ma coraz więcej Ukraińców – informuje „Rzeczpospolita”.
Klienci ukraińskich banków mają poważne problemy z wypłatą pieniędzy z banków. Gazeta podaje przykład jednej z Ukrainek, której odmówiono likwidacji lokaty w euro. Kasjerka doradziła jej, by przyniosła zaświadczenie o chorobie lub braku pracy – w ten sposób zwiększyła by swoje szanse na odzyskanie pieniędzy.

Sytuacja na Ukrainie jest dramatyczna, banki już systemowo przestały wypłacać depozyty klientom, a bankomaty sprawiają wrażenie, jakby ich w ogóle nie uzupełniano gotówką. Dodatkowo w wielu sklepach nie realizuje się transakcji kartami płatniczymi. To wszystko pokazuje, jak tragiczna sytuacja panuje w sektorze bankowym na Ukrainie.

Jak zauważa gazeta, sprawę pogarsza fakt, że stan gospodarki jest tragiczny.

Więcej w „Rzeczpospolitej”.
onet.pl/
(Rzeczpospolita, tm/13.02.2009, godz. 07:53)

Banki zamrożą akcję kredytową

Dzisiaj już nie płynność, ale rosnące ryzyko odcina klientów banków od pożyczek - akcentuje "Puls Biznesu".
Gazeta kreśli czarną wizję: "Uwaga, selekcja. Wstęp tylko za zaproszeniami i dla najlepszych klientów. Banki zamykają sklepiki z kredytami".

Tyle się mówiło, że rząd musi gwarantować kredyty, bo inaczej akcja kredytowa siądzie. I siada - stwierdza "PB". O ile jeszcze w IV kwartale bankowcy zakładali, że sprzedaż kredytów będzie rosła w tym roku wolniej niż w 2008 r., to jednak przekroczy poziom dynamiki PKB. Dziś wielu takich możliwości nie widzi, zwłaszcza w przypadku klientów korporacyjnych.

Zdaniem prezesa Citi Handlowego, Sławomira Sikory, najlepszym klientem w tym roku będzie rząd, wrzucający na rynek kolejne pakiety papierów z dobrą marżą.

Więcej na ten temat w dzisiejszej publikacji "Pulsu Biznesu".
onet.pl/ (PAP, tm/13.02.2009, godz. 06:19)

Banki zamrożą akcję kredytową

Dzisiaj już nie płynność, ale rosnące ryzyko odcina klientów banków od pożyczek - akcentuje "Puls Biznesu".
Gazeta kreśli czarną wizję: "Uwaga, selekcja. Wstęp tylko za zaproszeniami i dla najlepszych klientów. Banki zamykają sklepiki z kredytami".

Tyle się mówiło, że rząd musi gwarantować kredyty, bo inaczej akcja kredytowa siądzie. I siada - stwierdza "PB". O ile jeszcze w IV kwartale bankowcy zakładali, że sprzedaż kredytów będzie rosła w tym roku wolniej niż w 2008 r., to jednak przekroczy poziom dynamiki PKB. Dziś wielu takich możliwości nie widzi, zwłaszcza w przypadku klientów korporacyjnych.

Zdaniem prezesa Citi Handlowego, Sławomira Sikory, najlepszym klientem w tym roku będzie rząd, wrzucający na rynek kolejne pakiety papierów z dobrą marżą.

Więcej na ten temat w dzisiejszej publikacji "Pulsu Biznesu".
onet.pl/ (PAP, tm/13.02.2009, godz. 06:19)

Słaby złoty i drogi prąd pogrążą firmy

Jak podaje GUS, zysk netto polskich firm w pierwszych trzech kwartałach 2008 r. wyniósł 74 mld zł (dane za cały rok nie są znane). W tym roku zarobek może się drastycznie zmniejszyć.
Jedną z głównych przyczyn jest słaby złoty. Powoduje on wzrost kosztów importu materiałów, które polskie firmy wykorzystują w swojej produkcji.

Na podstawie informacji z NBP oraz danych z poprzednich lat można szacować, że polski przemysł kupił za granicą potrzebne do bieżącej produkcji towary za około 46,8 mld euro (wyliczenie nie uwzględnia importu m.in. paliw). Jeśli przeliczymy tę kwotę na złote po średnim kursie z 2008 roku, to okaże się, że na import zaopatrzeniowy polskie firmy wydały 164,6 mld zł.
W tym roku za sprowadzenie tej samej ilości towarów polskie firmy zapłacą znacznie więcej. Przy założeniu, że złoty już nie będzie tracił w tym roku na wartości i jego kurs będzie oscylował wokół średniej ze stycznia (czyli 4,22 zł za euro), można przyjąć, że za towary zaopatrzeniowe z importu polskie firmy zapłaciłyby w 2009 roku o około 33 mld zł więcej.
Z danych NBP wynika, że import spada. Przedsiębiorstwa nie potrzebują już tylu materiałów co wcześniej, gdyż mniej sprzedają. Jednak niekoniecznie oznacza to, że wydatki firm na towary importowane będą mniejsze. Złoty cały czas traci na wartości. Wczoraj euro kosztowało 4,62 zł. Co w tej sytuacji będą robić firmy?

Będzie dobrze, jeśli uda się utrzymać przychody firm na poziomie zbliżonym do tego z ostatnich lat. O wiele bardziej prawdopodobne jest to, że będą znacznie niższe – mówi Alfred Adamiec, analityk Noble Bank.

Jak już w tej chwili działa niekorzystny mechanizm związany z osłabienie złotówki i problemami z opcjami ? O ile wzrosły rachunki firm za prąd - z czego wynikają podwyżki cen energii ?

Małgorzata Kwiatkowska, Marek Chądzyński, Ireneusz Chojnacki
Więcej: Gazeta Prawna 13.02.2009 (31) – forsal.pl - str.A2-3
Gazeta Prawna

Słaby złoty i drogi prąd pogrążą firmy

Jak podaje GUS, zysk netto polskich firm w pierwszych trzech kwartałach 2008 r. wyniósł 74 mld zł (dane za cały rok nie są znane). W tym roku zarobek może się drastycznie zmniejszyć.
Jedną z głównych przyczyn jest słaby złoty. Powoduje on wzrost kosztów importu materiałów, które polskie firmy wykorzystują w swojej produkcji.

Na podstawie informacji z NBP oraz danych z poprzednich lat można szacować, że polski przemysł kupił za granicą potrzebne do bieżącej produkcji towary za około 46,8 mld euro (wyliczenie nie uwzględnia importu m.in. paliw). Jeśli przeliczymy tę kwotę na złote po średnim kursie z 2008 roku, to okaże się, że na import zaopatrzeniowy polskie firmy wydały 164,6 mld zł.
W tym roku za sprowadzenie tej samej ilości towarów polskie firmy zapłacą znacznie więcej. Przy założeniu, że złoty już nie będzie tracił w tym roku na wartości i jego kurs będzie oscylował wokół średniej ze stycznia (czyli 4,22 zł za euro), można przyjąć, że za towary zaopatrzeniowe z importu polskie firmy zapłaciłyby w 2009 roku o około 33 mld zł więcej.
Z danych NBP wynika, że import spada. Przedsiębiorstwa nie potrzebują już tylu materiałów co wcześniej, gdyż mniej sprzedają. Jednak niekoniecznie oznacza to, że wydatki firm na towary importowane będą mniejsze. Złoty cały czas traci na wartości. Wczoraj euro kosztowało 4,62 zł. Co w tej sytuacji będą robić firmy?

Będzie dobrze, jeśli uda się utrzymać przychody firm na poziomie zbliżonym do tego z ostatnich lat. O wiele bardziej prawdopodobne jest to, że będą znacznie niższe – mówi Alfred Adamiec, analityk Noble Bank.

Jak już w tej chwili działa niekorzystny mechanizm związany z osłabienie złotówki i problemami z opcjami ? O ile wzrosły rachunki firm za prąd - z czego wynikają podwyżki cen energii ?

Małgorzata Kwiatkowska, Marek Chądzyński, Ireneusz Chojnacki
Więcej: Gazeta Prawna 13.02.2009 (31) – forsal.pl - str.A2-3
Gazeta Prawna

Rolnicy domagają się odszkodowań od energetyków za słupy

Stanisław Witczak z Kołdowa pod Sieradzem domaga się odszkodowania za 20 słupów, które stoją na jego 4 ha. Polskie Sieci Elektroenergetyczne Operator od lat korzystają z jego pola bez umowy.
Kiedyś, jak się konikiem orało, słupy nie przeszkadzały. Teraz są kombajny i traktory, mam ogromne problemy. No bo, jak tu orać ziemię przy słupie - pyta gospodarz.

Słupy to dla niego same straty. Za każdym razem, gdy jest awaria, energetycy zadeptują mi pole. Niedawno byli geodeci, coś mierzyli, bo stare słupy mają zastąpić nowe. I jeszcze wielki transformator chcą postawić. Na to już nie zezwolę i jak będzie trzeba, to z widłami wyjdę - mówi zdesperowany.
Słupy na jego ziemi stoją od lat 60. XX w. Nikt wtedy nie pytał rolników, czy się zgadzają i jakie chcą odszkodowanie. I tak zostało do dziś.
W podobnej sytuacji jest Walery Andruszkiewicz z Białej Rawskiej. Na działce ma kilka słupów i transformator. Zakładowi Energetycznemu w Łodzi proponował dzierżawę za 700 zł miesięcznie lub odkupienie części działki. Nikt mi nie odpowiadał - wzdycha rolnik. Teraz ubiega się przed sądem o odszkodowanie za bezprawne użytkowanie jego ziemi.

W biurach łódzkiej Izby Rolniczej nie ma tygodnia, by gospodarze nie pytali o pomoc w walce o odszkodowania od zakładów energetycznych. Właściciele dopominają się zadośćuczynienia z tytułu utraconych dochodów - mówi Grzegorz Misztal, szef biura powiatowego Izby Rolniczej Województwa Łódzkiego w Piotrkowie. Działka ze słupem jest nieużytkowana i za to należy się rekompensata. Nasi prawnicy pomagają w negocjacjach z zakładem energetycznym i udzielają porad w zakresie skierowania sprawy do sądu.

W dochodzeniu odszkodowań wyspecjalizowało się kilka kancelarii adwokackich. Zakończyliśmy kilka takich spraw, kolejne są w toku - przyznaje Magdalena Krakowińska, adwokat z kancelarii w Łodzi. Pomyślny wynik zależy od wielu wątków. Liczy się wszystko. To, czy słup został postawiony decyzją administracyjną, czy przez zasiedzenie. Jednak wiele spraw jest do wygrania.

Zakłady energetyczne nie informują, ile odszkodowań już wypłaciły. Nie tworzymy takich zastawień - twierdzi Bartosz Wiśniewski, rzecznik Zakładu Energetycznego Łódź Teren SA. Zwykle nie uznajemy roszczeń. Żaden słup nie został postawiony nielegalnie, a zgodnie z obowiązującym wówczas prawem.

Dariusz Chomka, rzecznik PSE Operator, pytany o odszkodowania za stare słupy zasłania się brakiem przepisów.

Przy stawianiu nowych posiłkujemy się wycenami biegłych, którzy przedstawiają właścicielowi wartość gruntu pod liniami. Jeśli właściciel się nie zgadza, może iść do sądu. Ale takie sprawy ciągną się latami - zastrzega rzecznik i dodaje, że roszczenia rolników nie mogą być spełnione jednorazowo, bo PSE Operator by zbankrutował. W Niemczech takie opłaty zostały rozłożone na 10 lat - mówi.

PSE Operator ma słupy linii najwyższych napięć. Stoją one na gruntach ponad miliona właścicieli. Ich żądania dotyczące odszkodowań przy średniej cenie gruntu 40 zł za metr kwadratowy przekraczałyby 17,5 mld zł - mówi Chomka.

POLSKA Dziennik Łódzki
Bożena Bilska-Smuś, Aneta Grinberg

Rolnicy domagają się odszkodowań od energetyków za słupy

Stanisław Witczak z Kołdowa pod Sieradzem domaga się odszkodowania za 20 słupów, które stoją na jego 4 ha. Polskie Sieci Elektroenergetyczne Operator od lat korzystają z jego pola bez umowy.
Kiedyś, jak się konikiem orało, słupy nie przeszkadzały. Teraz są kombajny i traktory, mam ogromne problemy. No bo, jak tu orać ziemię przy słupie - pyta gospodarz.

Słupy to dla niego same straty. Za każdym razem, gdy jest awaria, energetycy zadeptują mi pole. Niedawno byli geodeci, coś mierzyli, bo stare słupy mają zastąpić nowe. I jeszcze wielki transformator chcą postawić. Na to już nie zezwolę i jak będzie trzeba, to z widłami wyjdę - mówi zdesperowany.
Słupy na jego ziemi stoją od lat 60. XX w. Nikt wtedy nie pytał rolników, czy się zgadzają i jakie chcą odszkodowanie. I tak zostało do dziś.
W podobnej sytuacji jest Walery Andruszkiewicz z Białej Rawskiej. Na działce ma kilka słupów i transformator. Zakładowi Energetycznemu w Łodzi proponował dzierżawę za 700 zł miesięcznie lub odkupienie części działki. Nikt mi nie odpowiadał - wzdycha rolnik. Teraz ubiega się przed sądem o odszkodowanie za bezprawne użytkowanie jego ziemi.

W biurach łódzkiej Izby Rolniczej nie ma tygodnia, by gospodarze nie pytali o pomoc w walce o odszkodowania od zakładów energetycznych. Właściciele dopominają się zadośćuczynienia z tytułu utraconych dochodów - mówi Grzegorz Misztal, szef biura powiatowego Izby Rolniczej Województwa Łódzkiego w Piotrkowie. Działka ze słupem jest nieużytkowana i za to należy się rekompensata. Nasi prawnicy pomagają w negocjacjach z zakładem energetycznym i udzielają porad w zakresie skierowania sprawy do sądu.

W dochodzeniu odszkodowań wyspecjalizowało się kilka kancelarii adwokackich. Zakończyliśmy kilka takich spraw, kolejne są w toku - przyznaje Magdalena Krakowińska, adwokat z kancelarii w Łodzi. Pomyślny wynik zależy od wielu wątków. Liczy się wszystko. To, czy słup został postawiony decyzją administracyjną, czy przez zasiedzenie. Jednak wiele spraw jest do wygrania.

Zakłady energetyczne nie informują, ile odszkodowań już wypłaciły. Nie tworzymy takich zastawień - twierdzi Bartosz Wiśniewski, rzecznik Zakładu Energetycznego Łódź Teren SA. Zwykle nie uznajemy roszczeń. Żaden słup nie został postawiony nielegalnie, a zgodnie z obowiązującym wówczas prawem.

Dariusz Chomka, rzecznik PSE Operator, pytany o odszkodowania za stare słupy zasłania się brakiem przepisów.

Przy stawianiu nowych posiłkujemy się wycenami biegłych, którzy przedstawiają właścicielowi wartość gruntu pod liniami. Jeśli właściciel się nie zgadza, może iść do sądu. Ale takie sprawy ciągną się latami - zastrzega rzecznik i dodaje, że roszczenia rolników nie mogą być spełnione jednorazowo, bo PSE Operator by zbankrutował. W Niemczech takie opłaty zostały rozłożone na 10 lat - mówi.

PSE Operator ma słupy linii najwyższych napięć. Stoją one na gruntach ponad miliona właścicieli. Ich żądania dotyczące odszkodowań przy średniej cenie gruntu 40 zł za metr kwadratowy przekraczałyby 17,5 mld zł - mówi Chomka.

POLSKA Dziennik Łódzki
Bożena Bilska-Smuś, Aneta Grinberg

GP na kryzys: jak nie stracić, kupując u upadającego dewelopera

W ubiegłym roku upadłość ogłosiło 59 firm związanych z budownictwem – wynika z raportu przygotowanego przez firmę Coface Polska. Zdaniem wszystkich specjalistów branża budowlana i deweloperska należy w tym roku do najbardziej zagrożonych bankructwami.
Problemy klientów z uzyskaniem kredytu na kupno mieszkania i podobne kłopoty samych deweloperów z uzyskaniem w banku finansowania na dokończenie inwestycji spowodowały, że widmo bankructw spogląda w oczy prezesów wielu firm deweloperskich.
Dotyczy to szczególnie tych mniejszych firm, które swoją działalność rozpoczęły stosunkowo niedawno, nie zdążyły zarobić na niedawnym boomie budowlanym, drogo kupiły ziemie i teraz mają problemy ze sprzedażą.
W tej sytuacji jednak osoby, które będą w tym roku decydowały się na kupno mieszkania na rynku pierwotnym, powinny wykazać się szczególną ostrożnością. Wbrew pozorom 2009 rok nie będzie okresem, w którym nie będzie dochodziło do żadnych transakcji na rynku nieruchomości.

Większość ekspertów spoza sektora bankowego spodziewa się jednak znacznie większego spadku popytu na mieszkania – sięgającego nawet 30 proc.

Większość deweloperów ma problemy ze sprzedażą mieszkań, a części z nich rzeczywiście grozi bankructwo – twierdzi Aleksandra Szarek z Home Broker. Kupna mieszkania od nich trzeba unikać.

Jak uniknąć kłopotów przy zakupie nieruchomości? Co koniecznie trzeba sprawdzić ? Jaki dokument musi posiadać deweloper ?

Roman Grzyb
Więcej: Gazeta Prawna 13.02.2009 (31) – Moje nieruchomości - str.D2
Gazeta Prawna

GP na kryzys: jak nie stracić, kupując u upadającego dewelopera

W ubiegłym roku upadłość ogłosiło 59 firm związanych z budownictwem – wynika z raportu przygotowanego przez firmę Coface Polska. Zdaniem wszystkich specjalistów branża budowlana i deweloperska należy w tym roku do najbardziej zagrożonych bankructwami.
Problemy klientów z uzyskaniem kredytu na kupno mieszkania i podobne kłopoty samych deweloperów z uzyskaniem w banku finansowania na dokończenie inwestycji spowodowały, że widmo bankructw spogląda w oczy prezesów wielu firm deweloperskich.
Dotyczy to szczególnie tych mniejszych firm, które swoją działalność rozpoczęły stosunkowo niedawno, nie zdążyły zarobić na niedawnym boomie budowlanym, drogo kupiły ziemie i teraz mają problemy ze sprzedażą.
W tej sytuacji jednak osoby, które będą w tym roku decydowały się na kupno mieszkania na rynku pierwotnym, powinny wykazać się szczególną ostrożnością. Wbrew pozorom 2009 rok nie będzie okresem, w którym nie będzie dochodziło do żadnych transakcji na rynku nieruchomości.

Większość ekspertów spoza sektora bankowego spodziewa się jednak znacznie większego spadku popytu na mieszkania – sięgającego nawet 30 proc.

Większość deweloperów ma problemy ze sprzedażą mieszkań, a części z nich rzeczywiście grozi bankructwo – twierdzi Aleksandra Szarek z Home Broker. Kupna mieszkania od nich trzeba unikać.

Jak uniknąć kłopotów przy zakupie nieruchomości? Co koniecznie trzeba sprawdzić ? Jaki dokument musi posiadać deweloper ?

Roman Grzyb
Więcej: Gazeta Prawna 13.02.2009 (31) – Moje nieruchomości - str.D2
Gazeta Prawna

Upadnie co trzeci inwestor!

W ciągu najbliższych dwóch lat z rynku zniknie jedna trzecia deweloperów - pisze "Gazeta Krakowska". O fakcie tym już w sierpniu powiedział Tytus Misiak, prezes Stowarzyszenia Budowniczych Domów i Mieszkań (SBDiM), grupującego krakowskich deweloperów.

Kłopoty z płynnością finansową mają przede wszystkim mniejsi deweloperzy czy tzw. deweloperzy jednej inwestycji, którzy kupowali grunty w ciągu ostatnich dwóch lat, a budowę finansują z wpłat klientów. Zastój na rynku i spadek cen mieszkań sprawiły, że ich marża sięga jedynie kilku procent. A to oznacza bankructwo.

Deweloper aby zabezpieczyć sobie funkcjonowanie musi uzyskać 15-20 proc. marży, jeśli tego nie zrobi - upada - tłumaczy Tytus Misiak. Już teraz fundusze inwestycyjne, zarówno polskie, jak i zagraniczne, zaczynają przejmować największych krakowskich deweloperów. Krzysztof Bartuś, prezes krakowskiego Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości, ocenia, że z rynku zniknie 30 proc. budowniczych.

Więcej w "Gazecie Krakowskiej"

Zdaniem analityków rynku budownictwa na rozwiniętych rynkach marża deweloperska sięga 10 -12 proc., krajowi deweloperzy podbudowani hossą ostatnich lat windowali ceny do kosmicznych poziomów, obecnie trzeba zejść na ziemię.

Upadnie co trzeci inwestor!

W ciągu najbliższych dwóch lat z rynku zniknie jedna trzecia deweloperów - pisze "Gazeta Krakowska". O fakcie tym już w sierpniu powiedział Tytus Misiak, prezes Stowarzyszenia Budowniczych Domów i Mieszkań (SBDiM), grupującego krakowskich deweloperów.

Kłopoty z płynnością finansową mają przede wszystkim mniejsi deweloperzy czy tzw. deweloperzy jednej inwestycji, którzy kupowali grunty w ciągu ostatnich dwóch lat, a budowę finansują z wpłat klientów. Zastój na rynku i spadek cen mieszkań sprawiły, że ich marża sięga jedynie kilku procent. A to oznacza bankructwo.

Deweloper aby zabezpieczyć sobie funkcjonowanie musi uzyskać 15-20 proc. marży, jeśli tego nie zrobi - upada - tłumaczy Tytus Misiak. Już teraz fundusze inwestycyjne, zarówno polskie, jak i zagraniczne, zaczynają przejmować największych krakowskich deweloperów. Krzysztof Bartuś, prezes krakowskiego Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości, ocenia, że z rynku zniknie 30 proc. budowniczych.

Więcej w "Gazecie Krakowskiej"

Zdaniem analityków rynku budownictwa na rozwiniętych rynkach marża deweloperska sięga 10 -12 proc., krajowi deweloperzy podbudowani hossą ostatnich lat windowali ceny do kosmicznych poziomów, obecnie trzeba zejść na ziemię.

Gdzie w tym roku kupować nieruchomości?

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego, Amerykę czeka poprawa sytuacji gospodarczej w trzecim kwartale roku, a po kryzysie najszybciej podniosą się kraje azjatyckie - wynika z raportu przygotowanego przez Cushman & Wakefield.
Nowojorski oddział firmy Cushman & Wakefield opublikował pierwszy w tym roku raport z serii Economic Pulse na temat warunków prowadzenia działalności gospodarczej i rynku nieruchomości w Azji, Europie i Stanach Zjednoczonych. Raporty zamieszczane na stronie Centrum Wiedzy (Knowledge Center) firmy Cushman & Wakefield potwierdzają, że branża nieruchomości komercyjnych najbardziej odczuje globalne pogorszenie koniunktury w 2009 r. Jednak ograniczona podaż wpłynęła stabilizująco na pewne rynki, a w niektórych regionach ożywienie nadejdzie szybciej niż w innych.
Azja i Pacyfik

Wydarzenia 2009 roku będą przełomowe dla gospodarki Azji. Cztery czynniki nadal powodują rozprzestrzenianie się kryzysu gospodarczego do krajów azjatyckich, które w ostatnich kwartałach wykazywały się odpornością. Na początku 2009 r. słabnący optymizm, problemy z utrzymaniem płynności, perspektywa niestabilności kursów walut i nierównowaga w obrocie handlowym zaczynają wywierać presję na gospodarkę, zwiększając tym samym stopień ryzyka krótkoterminowego w różnych krajach. Pomimo wzrostu ryzyka politycznego i społecznego we wszystkich zakątkach Azji, można oczekiwać, że region ten będzie jednym z pierwszych, w którym nastąpi ożywienie, ponieważ niski poziom zadłużenia i spadające ceny surowców przyczynią się do powrotu gospodarek azjatyckich na ścieżkę wzrostu.

Europa

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego. W bieżącym roku z pewnością nadejdą kolejne niekorzystne informacje, ponieważ redukowanie poziomu zapasów i słabnący eksport dodatkowo zwiększają problemy powodowane przez ograniczanie wydatków na konsumpcję, niedobory kredytów i niepewność na rynkach finansowych. W całym regionie obniżono prognozy dotyczące wzrostu PKB i obecnie prognozuje się spadek PKB na poziomie 1,5 proc. dla Europy Zachodniej, 2-2,5-proc. spadek w Irlandii i Wielkiej Brytanii oraz bardziej umiarkowany spadek do (0,5 proc.) w Finlandii i Norwegii. Ekonomiści zgodnie uważają, że jesteśmy bliscy najniższego punktu obecnego spowolnienia w wielu krajach pod względem wzrostu kwartał do kwartału.

Stany Zjednoczone

Stany Zjednoczone są wyraźnie w najgorszym punkcie obecnego cyklu, ponieważ w obliczu spadającej sprzedaży i ogólnej niepewności gospodarczej, firmy nadal zwalniają pracowników w szybkim tempie. Oczekuje się dalszego wzrostu bezrobocia w najbliższym czasie, ale w kolejnych miesiącach 2009 r. sytuacja może się poprawić. W związku ze zmianą administracji w Waszyngtonie w połączeniu z pakietem agresywnych rozwiązań pobudzających gospodarkę, rozluźnieniem polityki na rynkach kredytowych oraz gwałtownym spadkiem cen energii i surowców można oczekiwać powrotu tendencji wzrostowej PKB w trzecim kwartale.

Monika Szymańska

Na podstawie raportu Economic Pulse firmy Cushman & Wakefield

Gdzie w tym roku kupować nieruchomości?

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego, Amerykę czeka poprawa sytuacji gospodarczej w trzecim kwartale roku, a po kryzysie najszybciej podniosą się kraje azjatyckie - wynika z raportu przygotowanego przez Cushman & Wakefield.
Nowojorski oddział firmy Cushman & Wakefield opublikował pierwszy w tym roku raport z serii Economic Pulse na temat warunków prowadzenia działalności gospodarczej i rynku nieruchomości w Azji, Europie i Stanach Zjednoczonych. Raporty zamieszczane na stronie Centrum Wiedzy (Knowledge Center) firmy Cushman & Wakefield potwierdzają, że branża nieruchomości komercyjnych najbardziej odczuje globalne pogorszenie koniunktury w 2009 r. Jednak ograniczona podaż wpłynęła stabilizująco na pewne rynki, a w niektórych regionach ożywienie nadejdzie szybciej niż w innych.
Azja i Pacyfik

Wydarzenia 2009 roku będą przełomowe dla gospodarki Azji. Cztery czynniki nadal powodują rozprzestrzenianie się kryzysu gospodarczego do krajów azjatyckich, które w ostatnich kwartałach wykazywały się odpornością. Na początku 2009 r. słabnący optymizm, problemy z utrzymaniem płynności, perspektywa niestabilności kursów walut i nierównowaga w obrocie handlowym zaczynają wywierać presję na gospodarkę, zwiększając tym samym stopień ryzyka krótkoterminowego w różnych krajach. Pomimo wzrostu ryzyka politycznego i społecznego we wszystkich zakątkach Azji, można oczekiwać, że region ten będzie jednym z pierwszych, w którym nastąpi ożywienie, ponieważ niski poziom zadłużenia i spadające ceny surowców przyczynią się do powrotu gospodarek azjatyckich na ścieżkę wzrostu.

Europa

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego. W bieżącym roku z pewnością nadejdą kolejne niekorzystne informacje, ponieważ redukowanie poziomu zapasów i słabnący eksport dodatkowo zwiększają problemy powodowane przez ograniczanie wydatków na konsumpcję, niedobory kredytów i niepewność na rynkach finansowych. W całym regionie obniżono prognozy dotyczące wzrostu PKB i obecnie prognozuje się spadek PKB na poziomie 1,5 proc. dla Europy Zachodniej, 2-2,5-proc. spadek w Irlandii i Wielkiej Brytanii oraz bardziej umiarkowany spadek do (0,5 proc.) w Finlandii i Norwegii. Ekonomiści zgodnie uważają, że jesteśmy bliscy najniższego punktu obecnego spowolnienia w wielu krajach pod względem wzrostu kwartał do kwartału.

Stany Zjednoczone

Stany Zjednoczone są wyraźnie w najgorszym punkcie obecnego cyklu, ponieważ w obliczu spadającej sprzedaży i ogólnej niepewności gospodarczej, firmy nadal zwalniają pracowników w szybkim tempie. Oczekuje się dalszego wzrostu bezrobocia w najbliższym czasie, ale w kolejnych miesiącach 2009 r. sytuacja może się poprawić. W związku ze zmianą administracji w Waszyngtonie w połączeniu z pakietem agresywnych rozwiązań pobudzających gospodarkę, rozluźnieniem polityki na rynkach kredytowych oraz gwałtownym spadkiem cen energii i surowców można oczekiwać powrotu tendencji wzrostowej PKB w trzecim kwartale.

Monika Szymańska

Na podstawie raportu Economic Pulse firmy Cushman & Wakefield

Niskie ceny rozkręcą rynek

W sondzie przeprowadzonej przez Metrohouse internauci odpowiadali na pytanie "Co może ożywić rynek nieruchomości?". Większość z nich twierdzi, że największy wpływ na poprawę obecnej sytuacji mogą mieć spadki cen nieruchomości.

Aż 42% osób biorących udział w sondzie twierdzi, że to spadki cen nieruchomości w największym stopniu przyczynią się do ożywienia rynku mieszkaniowego.

Wiele osób jednak nadal odwleka decyzję o zakupie mieszkania oczekując kolejnych korekt. - Największe spadki cen są już za nami, mówi Mariusz Kania, prezes Metrohouse. Obecnie na rynku mamy szeroką gamę mieszkań, które można kupić po cenach znacznie niższych niż przed kilkunastoma miesiącami. Atrakcyjne cenowo oferty znikają momentalnie z rynku, a okazje pojawiają się częściej niż w ostatnich latach. To rzeczywiście ożywia rynek - dodaje. Nikt nie potrafi odpowiedzieć, jak długo potrwa obecna sytuacja, dlatego zdaniem specjalistów to dobry czas na podejmowanie decyzji zakupowych, tym bardziej, że deweloperzy silnie ograniczyli liczbę nowych inwestycji. To sprawi, że za rok lub dwa podaż mieszkań będzie o wiele niższa.

34% internautów jest zdania, że istotne znaczenie może mieć liberalizacja polityki kredytowej banków, a 12% twierdzi, że mogą pomóc rządowe dopłaty do kredytów w ramach programu "Rodzina na swoim"

Z sondy więc wynika, że 46% internautów upatruje szansy na ożywienie rynku w zmianach funkcjonowania instrumentów finansowania zakupu. - Zaostrzenie kryteriów kredytowania zakupu nieruchomości znacząco ograniczyło dostępność mieszkań. Jednak nadal możliwe jest uzyskanie kredytu na 100% zakupu, twierdzi Grzegorz Kędzierski, dyrektor sprzedaży Metrohouse. Słuszne założenia programu dopłat do kredytów kolidują z cenami mieszkań. - W największych miastach nie więcej niż kilkanaście procent ofert kwalifikuje się do programu "Rodzina na swoim", ale np. w Krakowie i w Gdańsku trudno jest jednak znaleźć oferty odpowiadające założeniom programu. Dlatego realizacja rządowych dopłat do kredytów może okazać się tam dość trudna - podkreśla Kędzierski.

Ani rozwój popularnego segmentu budownictwa, ani powrót na rynek zagranicznych inwestorów nie będą mieć w opinii ankietowanych wpływu na ożywienie sytuacji na rynku. Takich odpowiedzi udzieliło łącznie 12% internautów.


Internet

Sonda została przeprowadzona w okresie grudzień 2008 - styczeń 2009 r. na próbie ponad 300 internautów

interia.pl Środa, 11 lutego (10:45)

Niskie ceny rozkręcą rynek

W sondzie przeprowadzonej przez Metrohouse internauci odpowiadali na pytanie "Co może ożywić rynek nieruchomości?". Większość z nich twierdzi, że największy wpływ na poprawę obecnej sytuacji mogą mieć spadki cen nieruchomości.

Aż 42% osób biorących udział w sondzie twierdzi, że to spadki cen nieruchomości w największym stopniu przyczynią się do ożywienia rynku mieszkaniowego.

Wiele osób jednak nadal odwleka decyzję o zakupie mieszkania oczekując kolejnych korekt. - Największe spadki cen są już za nami, mówi Mariusz Kania, prezes Metrohouse. Obecnie na rynku mamy szeroką gamę mieszkań, które można kupić po cenach znacznie niższych niż przed kilkunastoma miesiącami. Atrakcyjne cenowo oferty znikają momentalnie z rynku, a okazje pojawiają się częściej niż w ostatnich latach. To rzeczywiście ożywia rynek - dodaje. Nikt nie potrafi odpowiedzieć, jak długo potrwa obecna sytuacja, dlatego zdaniem specjalistów to dobry czas na podejmowanie decyzji zakupowych, tym bardziej, że deweloperzy silnie ograniczyli liczbę nowych inwestycji. To sprawi, że za rok lub dwa podaż mieszkań będzie o wiele niższa.

34% internautów jest zdania, że istotne znaczenie może mieć liberalizacja polityki kredytowej banków, a 12% twierdzi, że mogą pomóc rządowe dopłaty do kredytów w ramach programu "Rodzina na swoim"

Z sondy więc wynika, że 46% internautów upatruje szansy na ożywienie rynku w zmianach funkcjonowania instrumentów finansowania zakupu. - Zaostrzenie kryteriów kredytowania zakupu nieruchomości znacząco ograniczyło dostępność mieszkań. Jednak nadal możliwe jest uzyskanie kredytu na 100% zakupu, twierdzi Grzegorz Kędzierski, dyrektor sprzedaży Metrohouse. Słuszne założenia programu dopłat do kredytów kolidują z cenami mieszkań. - W największych miastach nie więcej niż kilkanaście procent ofert kwalifikuje się do programu "Rodzina na swoim", ale np. w Krakowie i w Gdańsku trudno jest jednak znaleźć oferty odpowiadające założeniom programu. Dlatego realizacja rządowych dopłat do kredytów może okazać się tam dość trudna - podkreśla Kędzierski.

Ani rozwój popularnego segmentu budownictwa, ani powrót na rynek zagranicznych inwestorów nie będą mieć w opinii ankietowanych wpływu na ożywienie sytuacji na rynku. Takich odpowiedzi udzieliło łącznie 12% internautów.


Internet

Sonda została przeprowadzona w okresie grudzień 2008 - styczeń 2009 r. na próbie ponad 300 internautów

interia.pl Środa, 11 lutego (10:45)

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies