Ze świata nieruchomości - strona 159

Spadki już dwucyfrowe!

Spadek cen mieszkań w ujęciu rocznym w niektórych dużych miastach osiągnął dwucyfrowe tempo - wynika z porównania cen transakcji, które zawierali klienci Open Finance.

W porównaniu do stycznia ubiegłego roku ponad 10-proc. spadki cen zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, a w Krakowie spadek cen zbliżył się do 9 proc. W stolicy ceny ustabilizowały się nieznacznie tylko poniżej ubiegłorocznej mediany. Jeśli jest w tych danych coś pocieszającego, to porównywalna liczba transakcji do tej obserwowanej w listopadzie. W porównaniu z grudniem 2008 r. liczba transakcji jest nawet nieznacznie wyższa, lecz wciąż jest ich mniej niż w styczniu 2008 r.

W dalszym ciągu wpływ na taką sytuację ma klincz na rynku kredytowym - hipoteczne kredyty walutowe nie mogą wrócić do oferty banków, pomimo teoretycznie dogodniejszych warunków na rynku walutowym (wysokie kursy euro czy franka podnoszą atrakcyjność tego rodzaju kredytów). Oprocentowanie w złotych spada (już poniżej 7 proc. dla kredytów zaciąganych obecnie) i choć sytuacja mogłaby skłonić kredytobiorców do większej aktywności, to ostrożna polityka banków w udzielaniu kredytów hipotecznych przynosi skutek wręcz odwrotny. Nadto należy pamiętać o wszechobecnym w mediach słowie na "k", skutecznie schładzającym zapał kupujących, którzy ostrożniej szacują własne możliwości do zaciągania wieloletnich zobowiązań kredytowych. Powszechne przeświadczenie o mającym dokonać się spadku cen mieszkań, lub przynajmniej długoterminowej stabilizacji cen, również działa na niekorzyść sprzedających.

Perspektywy

Nie widzimy oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. Z drugiej strony w obliczu groźby spowolnienia gospodarczego w Polsce, po kredyty hipoteczne nie ustawiają się też kolejki, choć wzrost zainteresowania inwestycjami w mieszkania jest odczuwalny w oddziałach Open Finance. Nie mniej nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań. Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie.

Końca spadków nie widać

W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie. Oczekujemy zatem kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku. Ożywić popyt mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 (ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie).


Open Finance

Spadki już dwucyfrowe!

Spadek cen mieszkań w ujęciu rocznym w niektórych dużych miastach osiągnął dwucyfrowe tempo - wynika z porównania cen transakcji, które zawierali klienci Open Finance.

W porównaniu do stycznia ubiegłego roku ponad 10-proc. spadki cen zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, a w Krakowie spadek cen zbliżył się do 9 proc. W stolicy ceny ustabilizowały się nieznacznie tylko poniżej ubiegłorocznej mediany. Jeśli jest w tych danych coś pocieszającego, to porównywalna liczba transakcji do tej obserwowanej w listopadzie. W porównaniu z grudniem 2008 r. liczba transakcji jest nawet nieznacznie wyższa, lecz wciąż jest ich mniej niż w styczniu 2008 r.

W dalszym ciągu wpływ na taką sytuację ma klincz na rynku kredytowym - hipoteczne kredyty walutowe nie mogą wrócić do oferty banków, pomimo teoretycznie dogodniejszych warunków na rynku walutowym (wysokie kursy euro czy franka podnoszą atrakcyjność tego rodzaju kredytów). Oprocentowanie w złotych spada (już poniżej 7 proc. dla kredytów zaciąganych obecnie) i choć sytuacja mogłaby skłonić kredytobiorców do większej aktywności, to ostrożna polityka banków w udzielaniu kredytów hipotecznych przynosi skutek wręcz odwrotny. Nadto należy pamiętać o wszechobecnym w mediach słowie na "k", skutecznie schładzającym zapał kupujących, którzy ostrożniej szacują własne możliwości do zaciągania wieloletnich zobowiązań kredytowych. Powszechne przeświadczenie o mającym dokonać się spadku cen mieszkań, lub przynajmniej długoterminowej stabilizacji cen, również działa na niekorzyść sprzedających.

Perspektywy

Nie widzimy oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. Z drugiej strony w obliczu groźby spowolnienia gospodarczego w Polsce, po kredyty hipoteczne nie ustawiają się też kolejki, choć wzrost zainteresowania inwestycjami w mieszkania jest odczuwalny w oddziałach Open Finance. Nie mniej nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań. Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie.

Końca spadków nie widać

W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie. Oczekujemy zatem kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku. Ożywić popyt mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 (ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie).


Open Finance

Obecny kurs euro nie powinien być parytetem, przy którym wejdziemy do ERM2

Rozmawiamy z Ludwikiem Koteckim, rządowym pełnomocnikiem do spraw wprowadzenia euro, wiceministrem finansów. Jaki jest kurs równowagi złotego do euro?
- Według ostatnich szacunków, jakie znam, jest to kurs między 3,70 a 4,10 zł za euro. Aktualne szacunki powinny wskazywać, że może jest on trochę słabszy. Wniosek z tego jest taki, że obecnie złoty jest bardzo niedowartościowany.

Z czego to wynika?

- Z pewnością nie z fundamentów polskiej gospodarki, to z samej definicji. To jest efekt spekulacyjnej gry na płytkim rynku. Ten drugi czynnik - płytki rynek - jest tu chyba najbardziej istotny. Nie mamy do czynienia z jakimś masowym atakiem spekulacyjnym. Banki nie przeprowadzają zbyt wielu transakcji. Wystarczy kilka niewielkich, by wpłynąć na kurs.

Słaby złoty nie przekreśla planów wprowadzenia go do ERM2 - co już kilkakrotnie pan mówił. Czy w związku z obecnym niedowartościowaniem złotego rząd zakłada, że po wejściu do systemu kurs centralny będzie korygowany?

- Z pewnością nie byłoby dobrze, gdybyśmy kilka tygodni po wejściu do ERM2 mieli to robić. Przy takim kursie jak teraz to ryzyko istnieje. Problem w tym, że my nie wiemy, jaka będzie sytuacja rynkowa w maju. Zakładając nawet, że za kilka miesięcy kurs nie będzie odbiegał od poziomu z dziś, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jaki kurs parytetowy zaakceptują nasi europejscy partnerzy. Będziemy dążyć do takiego ustalenia kursu, który by minimalizował ryzyko szybkiej rewaluacji. Z pewnością nie będzie on na poziomie obecnego kursu rynkowego. Zresztą w maju czy w czerwcu - gdy powinniśmy wchodzić do ERM2 - złoty powinien być już dużo mocniejszy.

W którym momencie negocjacji z instytucjami UE zostanie ustalony kurs parytetowy? Czy rząd dopuszcza możliwość opóźnienia? Jakie będzie dopuszczalne pasmo wahań w ERM2 ? Czy nie ma obaw, że cały proces negocjacji związany z wprowadzeniem złotego do korytarza zakończy się fiaskiem, bo instytucje europejskie uznają, że ryzyko polityczne dla wprowadzenia euro w Polsce jest obecnie zbyt duże?

Rozmawiał Marek Chądzyński

Więcej: Gazeta Prawna 19.02.2009 (35) - forsal.pl - str.A7

Obecny kurs euro nie powinien być parytetem, przy którym wejdziemy do ERM2

Rozmawiamy z Ludwikiem Koteckim, rządowym pełnomocnikiem do spraw wprowadzenia euro, wiceministrem finansów. Jaki jest kurs równowagi złotego do euro?
- Według ostatnich szacunków, jakie znam, jest to kurs między 3,70 a 4,10 zł za euro. Aktualne szacunki powinny wskazywać, że może jest on trochę słabszy. Wniosek z tego jest taki, że obecnie złoty jest bardzo niedowartościowany.

Z czego to wynika?

- Z pewnością nie z fundamentów polskiej gospodarki, to z samej definicji. To jest efekt spekulacyjnej gry na płytkim rynku. Ten drugi czynnik - płytki rynek - jest tu chyba najbardziej istotny. Nie mamy do czynienia z jakimś masowym atakiem spekulacyjnym. Banki nie przeprowadzają zbyt wielu transakcji. Wystarczy kilka niewielkich, by wpłynąć na kurs.

Słaby złoty nie przekreśla planów wprowadzenia go do ERM2 - co już kilkakrotnie pan mówił. Czy w związku z obecnym niedowartościowaniem złotego rząd zakłada, że po wejściu do systemu kurs centralny będzie korygowany?

- Z pewnością nie byłoby dobrze, gdybyśmy kilka tygodni po wejściu do ERM2 mieli to robić. Przy takim kursie jak teraz to ryzyko istnieje. Problem w tym, że my nie wiemy, jaka będzie sytuacja rynkowa w maju. Zakładając nawet, że za kilka miesięcy kurs nie będzie odbiegał od poziomu z dziś, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jaki kurs parytetowy zaakceptują nasi europejscy partnerzy. Będziemy dążyć do takiego ustalenia kursu, który by minimalizował ryzyko szybkiej rewaluacji. Z pewnością nie będzie on na poziomie obecnego kursu rynkowego. Zresztą w maju czy w czerwcu - gdy powinniśmy wchodzić do ERM2 - złoty powinien być już dużo mocniejszy.

W którym momencie negocjacji z instytucjami UE zostanie ustalony kurs parytetowy? Czy rząd dopuszcza możliwość opóźnienia? Jakie będzie dopuszczalne pasmo wahań w ERM2 ? Czy nie ma obaw, że cały proces negocjacji związany z wprowadzeniem złotego do korytarza zakończy się fiaskiem, bo instytucje europejskie uznają, że ryzyko polityczne dla wprowadzenia euro w Polsce jest obecnie zbyt duże?

Rozmawiał Marek Chądzyński

Więcej: Gazeta Prawna 19.02.2009 (35) - forsal.pl - str.A7

Komentarz codzienny

Drugi dzień umocnienia złotego


Dzisiejsze umocnienie złotego, to pochodna wydarzeń z dnia wczorajszego, gdy sprzedaż przez Ministerstwo Finansów euro z funduszy europejskich oraz deklaracja rządu o wprowadzeniu Polski do systemu ERM-2 bez zmiany konstytucji (wbrew opozycji), w sposób zdecydowany umocniły polską walutę.

W dniu dzisiejszym inwestorzy przede wszystkim będą czekali na kolejne informacje o aktywności Ministerstwa Finansów (poprzez Bank Gospodarstwa Krajowego) na rynku walutowym. Jeżeli takie informacje się pojawią, to może to być zinterpretowane jako przejaw determinacji rządu do wzmocnienia złotego. A to w sposób naturalny będzie prowokować jeszcze silniejszą realizację dużych zysków na polskich parach.

Na drugim planie znajdą się natomiast dane makroekonomiczne z Polski oraz sytuacja na rynkach globalnych. O godzinie 14-tej Główny Urząd Statystyczny opublikuje styczniowe dane o cenach producentów (prognoza: 2,2 proc.) i dynamice produkcji przemysłowej (prognoza: -11,5 proc.) w Polsce.

onet.pl/(XTB/ 19.02.2009, godz. 09:15

Komentarz codzienny

Drugi dzień umocnienia złotego


Dzisiejsze umocnienie złotego, to pochodna wydarzeń z dnia wczorajszego, gdy sprzedaż przez Ministerstwo Finansów euro z funduszy europejskich oraz deklaracja rządu o wprowadzeniu Polski do systemu ERM-2 bez zmiany konstytucji (wbrew opozycji), w sposób zdecydowany umocniły polską walutę.

W dniu dzisiejszym inwestorzy przede wszystkim będą czekali na kolejne informacje o aktywności Ministerstwa Finansów (poprzez Bank Gospodarstwa Krajowego) na rynku walutowym. Jeżeli takie informacje się pojawią, to może to być zinterpretowane jako przejaw determinacji rządu do wzmocnienia złotego. A to w sposób naturalny będzie prowokować jeszcze silniejszą realizację dużych zysków na polskich parach.

Na drugim planie znajdą się natomiast dane makroekonomiczne z Polski oraz sytuacja na rynkach globalnych. O godzinie 14-tej Główny Urząd Statystyczny opublikuje styczniowe dane o cenach producentów (prognoza: 2,2 proc.) i dynamice produkcji przemysłowej (prognoza: -11,5 proc.) w Polsce.

onet.pl/(XTB/ 19.02.2009, godz. 09:15

Rostowski: Polska nie stanie się drugą Argentyną

W tym roku Polsce nie będzie łatwo sprzedawać obligacje Skarbu Państwa - powiedział w czwartek w Sejmie minister finansów Jacek Rostowski. "Tylko w 2009 roku, żeby zrealizować nasz budżet, musimy pożyczyć 155 mld zł. Nasze potrzeby pożyczkowe są 8 razy większe niż nasz deficyt. Te pieniądze musimy zdobyć, sprzedając obligacje Skarbu Państwa" - wyjaśnił.
Rostowski przedstawia w czwartek w Sejmie informację w sprawie działań i planów rządu, których celem jest zabezpieczenie gospodarki i Polaków przed skutkami kryzysu finansowego.

"Istnieje niebezpieczeństwo, że idąc drogą większego deficytu, doszlibyśmy do sytuacji, w której są Węgry. Wpadlibyśmy wtedy w pułapkę zagrożenia, zmuszeni bylibyśmy zaciągać coraz większe długi, żeby spłacić wcześniejsze zobowiązania. Nigdy nie dopuścimy do takiej sytuacji" - powiedział Rostowski. "Polska nie stanie się drugą Argentyną, a rząd Donalda Tuska nie zadłuży Polaków, tak jak czyniono to w przeszłości" - podkreślił.

Minister finansów Jacek Rostowski powiedział także w czwartek w Sejmie, że rząd jest przygotowany na dalsze oszczędności, ale jeśli i to nie wystarczy, to nie chce zwiększać podatków ani deficytu.

"Musimy być jednak przygotowani także na scenariusze, w których będziemy zmuszeni wybrać mniejsze zło" - powiedział Rostowski, przedstawiając informację w sprawie działań i planów rządu, których celem jest zabezpieczenie gospodarki i Polaków przed skutkami kryzysu finansowego.

Rostowski powiedział, że został przygotowany wariant awaryjny do budżetu na 2009 r.

"Dostosowaliśmy w nim wydatki do prognozy niskiego wzrostu na poziomie 1,7 proc. (...). Jeśli będzie lepiej, to będziemy mogli wrócić do zapisów ustawy budżetowej" - poinformował minister.

Jak zaznaczył, Polska musi ostrożnie określić swoje potrzeby pożyczkowe, "gdyż nadmierne zadłużanie się może wprowadzić nas w spiralę długów, a wtedy nawet zaciskanie pasa nie wystarczy, by wyprowadzić nas na prostą".

Polskę ominął kryzys bankowy; nie musieliśmy ratować żadnego banku - powiedział w czwartek w Sejmie minister finansów Jacek Rostowski. Mimo to - jak podkreślił minister - rząd przygotował "ustawy na wypadek kryzysu bankowego w Polsce".

Wśród nich wymienił: ustawę o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym, zwiększającą gwarancje na depozyty bankowe do równowartości 50 tys. euro, oraz ustawę o instrumentach płynności sektora finansowego, zabezpieczającą finansowanie kredytów dla rodzin i przedsiębiorstw.

Rostowski przedstawia w czwartek w Sejmie informację w sprawie działań i planów rządu, których celem jest zabezpieczenie gospodarki i Polaków przed skutkami kryzysu finansowego.
onet.pl/(PAP, ak/19.02.2009, godz. 09:49)

Rostowski: Polska nie stanie się drugą Argentyną

W tym roku Polsce nie będzie łatwo sprzedawać obligacje Skarbu Państwa - powiedział w czwartek w Sejmie minister finansów Jacek Rostowski. "Tylko w 2009 roku, żeby zrealizować nasz budżet, musimy pożyczyć 155 mld zł. Nasze potrzeby pożyczkowe są 8 razy większe niż nasz deficyt. Te pieniądze musimy zdobyć, sprzedając obligacje Skarbu Państwa" - wyjaśnił.
Rostowski przedstawia w czwartek w Sejmie informację w sprawie działań i planów rządu, których celem jest zabezpieczenie gospodarki i Polaków przed skutkami kryzysu finansowego.

"Istnieje niebezpieczeństwo, że idąc drogą większego deficytu, doszlibyśmy do sytuacji, w której są Węgry. Wpadlibyśmy wtedy w pułapkę zagrożenia, zmuszeni bylibyśmy zaciągać coraz większe długi, żeby spłacić wcześniejsze zobowiązania. Nigdy nie dopuścimy do takiej sytuacji" - powiedział Rostowski. "Polska nie stanie się drugą Argentyną, a rząd Donalda Tuska nie zadłuży Polaków, tak jak czyniono to w przeszłości" - podkreślił.

Minister finansów Jacek Rostowski powiedział także w czwartek w Sejmie, że rząd jest przygotowany na dalsze oszczędności, ale jeśli i to nie wystarczy, to nie chce zwiększać podatków ani deficytu.

"Musimy być jednak przygotowani także na scenariusze, w których będziemy zmuszeni wybrać mniejsze zło" - powiedział Rostowski, przedstawiając informację w sprawie działań i planów rządu, których celem jest zabezpieczenie gospodarki i Polaków przed skutkami kryzysu finansowego.

Rostowski powiedział, że został przygotowany wariant awaryjny do budżetu na 2009 r.

"Dostosowaliśmy w nim wydatki do prognozy niskiego wzrostu na poziomie 1,7 proc. (...). Jeśli będzie lepiej, to będziemy mogli wrócić do zapisów ustawy budżetowej" - poinformował minister.

Jak zaznaczył, Polska musi ostrożnie określić swoje potrzeby pożyczkowe, "gdyż nadmierne zadłużanie się może wprowadzić nas w spiralę długów, a wtedy nawet zaciskanie pasa nie wystarczy, by wyprowadzić nas na prostą".

Polskę ominął kryzys bankowy; nie musieliśmy ratować żadnego banku - powiedział w czwartek w Sejmie minister finansów Jacek Rostowski. Mimo to - jak podkreślił minister - rząd przygotował "ustawy na wypadek kryzysu bankowego w Polsce".

Wśród nich wymienił: ustawę o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym, zwiększającą gwarancje na depozyty bankowe do równowartości 50 tys. euro, oraz ustawę o instrumentach płynności sektora finansowego, zabezpieczającą finansowanie kredytów dla rodzin i przedsiębiorstw.

Rostowski przedstawia w czwartek w Sejmie informację w sprawie działań i planów rządu, których celem jest zabezpieczenie gospodarki i Polaków przed skutkami kryzysu finansowego.
onet.pl/(PAP, ak/19.02.2009, godz. 09:49)

Zagrożone niewypłacalnością banki będą mogły być przejęte przez Skarb Państwa

Zagrożone niewypłacalnością banki i zakłady ubezpieczeń będą mogły być przejęte przez Skarb Państwa. Przewiduje to rządowy projekt ustawy, który Sejm skierował do Komisji Finansów Publicznych.
W środę w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy o rekapitalizacji niektórych instytucji finansowych. Zakłada on, że rząd, na wniosek ministra finansów, będzie mógł podjąć decyzję o przejęciu instytucji finansowej. Będzie to możliwe po zasięgnięciu opinii prezesa Narodowego Banku Polskiego i przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego.
Przejęcie banku lub zakładu ubezpieczeń nastąpi przez przymusowy wykup akcji od dotychczasowych akcjonariuszy przez Skarb Państwa.


Decyzja o przejęciu instytucji finansowej ma być wykonalna natychmiast.

Wszelkie rozliczenia z dotychczasowymi akcjonariuszami przejętej instytucji finansowej - w tym zapłata za przymusowo wykupywane akcje - mają być prowadzone przez Bank Gospodarstwa Krajowego.

Ustawa stwarza możliwości prawne na wypadek sytuacji kryzysowych. Obecnie nie mamy z nimi do czynienia. System finansowy w Polsce jest sprawny - zapewnił podczas sejmowej debaty wiceminister finansów Dariusz Daniluk. Podkreślił, że może nie być potrzeby korzystania z nowych przepisów.

Z projektu wynika, że gdy minie zagrożenie niewypłacalnością, to minister finansów będzie zobowiązany do sprzedaży przejętych akcji instytucji finansowej.

Oprócz tego projekt zawiera przepisy, które mogą być wykorzystane, gdy w czasie postępowania naprawczego konieczne będzie zwiększenie funduszy własnych instytucji finansowych. W takiej sytuacji banki lub zakłady ubezpieczeń będą mogły uzyskać gwarancje Skarbu Państwa zwiększenia takich funduszy.

Projekt przewiduje, że nowa ustawa wejdzie w życie z dniem ogłoszenia.

Ustawa stanowi jedno z narzędzi walki z kryzysem - powiedział podczas debaty poseł Henryk Siedlaczek (PO).

To odpowiedź na niepokojące wydarzenia na rynkach finansowych - podkreślił poseł Adam Gawęda (PiS). Dodał, że należy wspierać nie tylko instytucje finansowe, ale również małych i średnich przedsiębiorców.
wp.pl/PAP | 18.02.2009 | 19:30

Zagrożone niewypłacalnością banki będą mogły być przejęte przez Skarb Państwa

Zagrożone niewypłacalnością banki i zakłady ubezpieczeń będą mogły być przejęte przez Skarb Państwa. Przewiduje to rządowy projekt ustawy, który Sejm skierował do Komisji Finansów Publicznych.
W środę w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy o rekapitalizacji niektórych instytucji finansowych. Zakłada on, że rząd, na wniosek ministra finansów, będzie mógł podjąć decyzję o przejęciu instytucji finansowej. Będzie to możliwe po zasięgnięciu opinii prezesa Narodowego Banku Polskiego i przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego.
Przejęcie banku lub zakładu ubezpieczeń nastąpi przez przymusowy wykup akcji od dotychczasowych akcjonariuszy przez Skarb Państwa.


Decyzja o przejęciu instytucji finansowej ma być wykonalna natychmiast.

Wszelkie rozliczenia z dotychczasowymi akcjonariuszami przejętej instytucji finansowej - w tym zapłata za przymusowo wykupywane akcje - mają być prowadzone przez Bank Gospodarstwa Krajowego.

Ustawa stwarza możliwości prawne na wypadek sytuacji kryzysowych. Obecnie nie mamy z nimi do czynienia. System finansowy w Polsce jest sprawny - zapewnił podczas sejmowej debaty wiceminister finansów Dariusz Daniluk. Podkreślił, że może nie być potrzeby korzystania z nowych przepisów.

Z projektu wynika, że gdy minie zagrożenie niewypłacalnością, to minister finansów będzie zobowiązany do sprzedaży przejętych akcji instytucji finansowej.

Oprócz tego projekt zawiera przepisy, które mogą być wykorzystane, gdy w czasie postępowania naprawczego konieczne będzie zwiększenie funduszy własnych instytucji finansowych. W takiej sytuacji banki lub zakłady ubezpieczeń będą mogły uzyskać gwarancje Skarbu Państwa zwiększenia takich funduszy.

Projekt przewiduje, że nowa ustawa wejdzie w życie z dniem ogłoszenia.

Ustawa stanowi jedno z narzędzi walki z kryzysem - powiedział podczas debaty poseł Henryk Siedlaczek (PO).

To odpowiedź na niepokojące wydarzenia na rynkach finansowych - podkreślił poseł Adam Gawęda (PiS). Dodał, że należy wspierać nie tylko instytucje finansowe, ale również małych i średnich przedsiębiorców.
wp.pl/PAP | 18.02.2009 | 19:30

Deweloper odda zaliczkę, gdy bank odmówi kredytu

Na żądanie klienta deweloperzy zwykle godzą się wpisać do umowy przedwstępnej gwarancję, że jeśli klient nie uzyska z banku kredytu, to umowa zostanie rozwiązana, a wpłacona zaliczka zwrócona.
Tylko deweloperzy, którzy sami mają problemy finansowe, nie zwracają wpłaconych zaliczek, gdy klientowi odmówiono w banku finansowania - uważają eksperci. Firmy, które chcą utrzymać się na rynku, muszą iść klientom na rękę.

Nie jest naszym celem zarabianie na umowach rezerwacyjnych i na kłopotach naszych klientów, którzy nie dostali kredytu - mówi Monika Śleziońska z firmy MK Inwestycje.
Jeśli klient nie dostał kredytu, to wpłaconą zaliczkę oddajemy, potrącając jedynie koszty manipulacyjne - mówi Robert Micał, prezes Unidevelopment.
Do takich sytuacji dochodzi obecnie dość często, bo banki bardzo zaostrzyły kryteria udzielania kredytów hipotecznych.

Od początku roku z powodu nieuzyskania przez klientów kredytów nie doszło do ostatecznej sprzedaży pięciu mieszkań - przyznaje Jacek Kaliszuk z Polnordu.

Mieliśmy już kilka takich przypadków i wówczas przedpłata została zwrócona naszym klientom w całości - mówi Małgorzata Konarska z JHM Development.

Deweloperzy są też otwarci na wprowadzanie do umów przedwstępnych zapisów, że w wypadku problemów z uzyskaniem kredytu umowa zostanie rozwiązana, a zaliczka lub zadatek zwrócony.

Na życzenie klienta w każdej umowie możemy umieścić taką klauzulę - twierdzi prezes Michał.

Tak deklaruje większość deweloperów. W obecnej sytuacji klient gotowy kupić mieszkanie jest na wagę złota, więc deweloperzy godzą się w umowach nawet na tak daleko idące zapisy. Nie jest to kwestia dobrej woli, lecz raczej wynik trudnej sytuacji rynkowej i tysięcy gotowych mieszkań czekających na nabywców. Najczęściej jednak o taki zapis w umowie, dający prawo do odstąpienia od niej, gdy bank nie udzieli kredytu, trzeba się upomnieć. Na razie nie zdarza się to często, bo klienci nie korzystają z takiej możliwości.

Jeśli pojawi się pierwszy klient, który będzie chciał umieścić w umowie taką klauzulę, myślę, że nie będzie z tym problemu - mówi Tomasz Zganiacz, prezes Triton Development.

W niektórych firmach już teraz takie gwarancje są normą.

Mamy to w standardzie. Zobowiązujemy się do tego, że jeśli klient podpisze z nami umowę i będzie starał się o kredyt za pośrednictwem wskazanych przez nas czterech firm, które mają w swojej ofercie kredyty wszystkich polskich banków, i nie uzyska pożyczki, to umowa może być rozwiązana - mówi Piotr Hirny, prezes Hirny BD.

Podobnie jest w Polnordzie.

W każdej umowie przedwstępnej mamy zapisane, że zwracamy pieniądze, jeśli klient nie dostanie w banku kredytu. Potrącamy tylko koszty manipulacyjne, do 5 proc. wpłaconej zaliczki - mówi Jacek Kaliszuk.

Wśród sprawdzonych przez nas deweloperów tylko jeden zdecydowanie stwierdził, że w umowie przedwstępnej nie godzi się na zapisy umożliwiające rozwiązanie umowy, jeśli klient nie dostanie kredytu.

Nie przewidujemy możliwości zapisów związanych z odstąpieniem od umowy z powodu nieuzyskania przez klienta finansowania. Każdy klient może dokonać u nas rezerwacji na czas potrzebny do uzyskania decyzji kredytowej, tak by podpisując umowę kupna, zminimalizować ryzyko związane z brakiem finansowania - mówi Alicja Kościesza z Orco Property Group.

16,5 tys. nowych mieszkań czeka na nabywców tylko w samej Warszawie

Roman Grzyb

Gazeta Prawna

Deweloper odda zaliczkę, gdy bank odmówi kredytu

Na żądanie klienta deweloperzy zwykle godzą się wpisać do umowy przedwstępnej gwarancję, że jeśli klient nie uzyska z banku kredytu, to umowa zostanie rozwiązana, a wpłacona zaliczka zwrócona.
Tylko deweloperzy, którzy sami mają problemy finansowe, nie zwracają wpłaconych zaliczek, gdy klientowi odmówiono w banku finansowania - uważają eksperci. Firmy, które chcą utrzymać się na rynku, muszą iść klientom na rękę.

Nie jest naszym celem zarabianie na umowach rezerwacyjnych i na kłopotach naszych klientów, którzy nie dostali kredytu - mówi Monika Śleziońska z firmy MK Inwestycje.
Jeśli klient nie dostał kredytu, to wpłaconą zaliczkę oddajemy, potrącając jedynie koszty manipulacyjne - mówi Robert Micał, prezes Unidevelopment.
Do takich sytuacji dochodzi obecnie dość często, bo banki bardzo zaostrzyły kryteria udzielania kredytów hipotecznych.

Od początku roku z powodu nieuzyskania przez klientów kredytów nie doszło do ostatecznej sprzedaży pięciu mieszkań - przyznaje Jacek Kaliszuk z Polnordu.

Mieliśmy już kilka takich przypadków i wówczas przedpłata została zwrócona naszym klientom w całości - mówi Małgorzata Konarska z JHM Development.

Deweloperzy są też otwarci na wprowadzanie do umów przedwstępnych zapisów, że w wypadku problemów z uzyskaniem kredytu umowa zostanie rozwiązana, a zaliczka lub zadatek zwrócony.

Na życzenie klienta w każdej umowie możemy umieścić taką klauzulę - twierdzi prezes Michał.

Tak deklaruje większość deweloperów. W obecnej sytuacji klient gotowy kupić mieszkanie jest na wagę złota, więc deweloperzy godzą się w umowach nawet na tak daleko idące zapisy. Nie jest to kwestia dobrej woli, lecz raczej wynik trudnej sytuacji rynkowej i tysięcy gotowych mieszkań czekających na nabywców. Najczęściej jednak o taki zapis w umowie, dający prawo do odstąpienia od niej, gdy bank nie udzieli kredytu, trzeba się upomnieć. Na razie nie zdarza się to często, bo klienci nie korzystają z takiej możliwości.

Jeśli pojawi się pierwszy klient, który będzie chciał umieścić w umowie taką klauzulę, myślę, że nie będzie z tym problemu - mówi Tomasz Zganiacz, prezes Triton Development.

W niektórych firmach już teraz takie gwarancje są normą.

Mamy to w standardzie. Zobowiązujemy się do tego, że jeśli klient podpisze z nami umowę i będzie starał się o kredyt za pośrednictwem wskazanych przez nas czterech firm, które mają w swojej ofercie kredyty wszystkich polskich banków, i nie uzyska pożyczki, to umowa może być rozwiązana - mówi Piotr Hirny, prezes Hirny BD.

Podobnie jest w Polnordzie.

W każdej umowie przedwstępnej mamy zapisane, że zwracamy pieniądze, jeśli klient nie dostanie w banku kredytu. Potrącamy tylko koszty manipulacyjne, do 5 proc. wpłaconej zaliczki - mówi Jacek Kaliszuk.

Wśród sprawdzonych przez nas deweloperów tylko jeden zdecydowanie stwierdził, że w umowie przedwstępnej nie godzi się na zapisy umożliwiające rozwiązanie umowy, jeśli klient nie dostanie kredytu.

Nie przewidujemy możliwości zapisów związanych z odstąpieniem od umowy z powodu nieuzyskania przez klienta finansowania. Każdy klient może dokonać u nas rezerwacji na czas potrzebny do uzyskania decyzji kredytowej, tak by podpisując umowę kupna, zminimalizować ryzyko związane z brakiem finansowania - mówi Alicja Kościesza z Orco Property Group.

16,5 tys. nowych mieszkań czeka na nabywców tylko w samej Warszawie

Roman Grzyb

Gazeta Prawna

Rostowski: będą kolejne interwencje na rynku walutowym

Minister finansów Jacek Rostowski powiedział, że będzie kolejna transza sprzedaży unjnych środków - "w jakimś momencie". Na pytanie skąd wczorajsza decyzja o wymianie euro minister odpowiedział, że premier zapowiedział ją tydzień temu i powtórzył przedwczoraj.
Jacek Rostowski wyjaśnił, że chodziło o to by sprzedać euro kiedy są drogie. Dodał że państwo polskie na tym zarobiło i ci którzy wdrażają projekty będą mieli na nie więcej pieniędzy.

Ministerstwo Finansów przeprowadziło wczoraj operację wymiany euro, które Polska otrzymała z funduszy Unii Europejskiej. Dzięki temu nasza waluta nieco się umocniła.
wp.pl/
IAR 2009-02-19 (09:50)

Rostowski: będą kolejne interwencje na rynku walutowym

Minister finansów Jacek Rostowski powiedział, że będzie kolejna transza sprzedaży unjnych środków - "w jakimś momencie". Na pytanie skąd wczorajsza decyzja o wymianie euro minister odpowiedział, że premier zapowiedział ją tydzień temu i powtórzył przedwczoraj.
Jacek Rostowski wyjaśnił, że chodziło o to by sprzedać euro kiedy są drogie. Dodał że państwo polskie na tym zarobiło i ci którzy wdrażają projekty będą mieli na nie więcej pieniędzy.

Ministerstwo Finansów przeprowadziło wczoraj operację wymiany euro, które Polska otrzymała z funduszy Unii Europejskiej. Dzięki temu nasza waluta nieco się umocniła.
wp.pl/
IAR 2009-02-19 (09:50)

Mieszkania wciąż tanieją. Bo nie ma kredytów?

Analitycy firmy doradczej Open Finance szacują, że ceny mieszkań w pierwszej połowie tego roku spadną o około 10 proc.

- Oczekujemy kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku - napisali w komentarzu do raportu opisującego sytuację na rynku mieszkaniowym analitycy Open Finance.

W ocenie firmy doradczej nie widać oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. - Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. (...) Nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań - wynika z raportu.

- Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie. W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie - dodają.

Ożywić popyt na rynku nieruchomości, podkreślają eksperci, mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 - ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie.

W styczniu tego roku największy spadek cen mieszkań w ujęciu rdr zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, odpowiednio o 10,7 i 10,5 proc.

Do znacznej obniżki cen doszło także w Krakowie, bo o 8,7 proc.

Do niewielkich zmian cen metra kwadratowego doszło we Wrocławiu, ceny spadły o 3,8 proc. oraz Warszawie o 1,3 proc.

money.pl/2009-02-12 08:42:25

Mieszkania wciąż tanieją. Bo nie ma kredytów?

Analitycy firmy doradczej Open Finance szacują, że ceny mieszkań w pierwszej połowie tego roku spadną o około 10 proc.

- Oczekujemy kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku - napisali w komentarzu do raportu opisującego sytuację na rynku mieszkaniowym analitycy Open Finance.

W ocenie firmy doradczej nie widać oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. - Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. (...) Nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań - wynika z raportu.

- Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie. W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie - dodają.

Ożywić popyt na rynku nieruchomości, podkreślają eksperci, mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 - ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie.

W styczniu tego roku największy spadek cen mieszkań w ujęciu rdr zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, odpowiednio o 10,7 i 10,5 proc.

Do znacznej obniżki cen doszło także w Krakowie, bo o 8,7 proc.

Do niewielkich zmian cen metra kwadratowego doszło we Wrocławiu, ceny spadły o 3,8 proc. oraz Warszawie o 1,3 proc.

money.pl/2009-02-12 08:42:25

Skanska spodziewa się trudnych czasów

Firma budowlana Skanska oczekuje drastycznego spadku inwestycji w budownictwie kubaturowym w Polsce w 2009 r.

Jednocześnie spółka stawia na zwiększenie rentowności, planuje rozwój poprzez rozszerzenie obszarów działalności o nowe obszary w kraju oraz rozwój kompetencji w regionach, poinformowali przedstawiciele spółki na konferencji w środę.

- Strategią firmy nie jest sprzedaż czy udział w rynku, a rentowność i zysk - podkreśla prezes zarządu Skanska Roman Wieczorek, dodając że spółka stara się selektywnie wybierać projekty do realizacji.

Zdaniem prezesa, inwestycje w budownictwie kubaturowym spadną ze względu na ograniczenia planów rozwojowo-modernizacyjnych w przemyśle, a także wyhamowanie budowy mieszkań. - Wyhamowanie budownictwa kubaturowego będzie odczuwalne najbardziej w 2010 roku - dodał Wieczorek.

Skanska zamierza zoptymalizować koszty oraz procesy biznesowe, ograniczyć inwestycje oraz wstrzymała projekty deweloperskie. - W tej chwili jesteśmy totalnie pod kontrolą jeśli chodzi o projekty deweloperskie - dodał Wieczorek.

Jednocześnie, według przedstawicieli spółki, czas kryzysu może być okresem wzrostu dla firm z dobrym fundamentem. Zdaniem szefa finansów firmy Macieja Muldnera sytuacja finansowa spółki-matki jest bardzo dobra. - Nie potrzebujemy kredytowania. Finansujemy się z własnych środków. Jeśli będziemy mieli w Polsce potrzeby kapitałowe, zwrócimy się do grupy - dodał Muldner.

W przyszłości prezes nie wyklucza akwizycji spółek o profilu budownictwa drogowo-mostowym, których profil działalności będzie kompatybilny z marką Skanska oraz dobrze rozpoznawalny na lokalnym rynku. - Te podmioty muszą być klarowne by nie stracić marki - powiedział Wieczorek.

Na koniec grudnia 2008 r. firma zatrudniała ok. 6 tys. osób. Prezes Skanska zapewnił, że na dzień dzisiejszy spółka nie tylko nie przewiduje zwolnień, a nawet będzie prowadzić nowe rekrutacje (w związku z projektem budowy autostrady A1).

Portfel zamówień spółki wzrósł o 134 proc. do 5,5 mld zł z 2,4 mld zł w 2008 roku. Obecnie ponad 50 proc. portfela stanowi budownictwo drogowo-mostowe, 30 proc. należy do budownictwa ogólnego, a pozostała część to budownictwo hydro-inżynieryjne.

money.pl

Skanska spodziewa się trudnych czasów

Firma budowlana Skanska oczekuje drastycznego spadku inwestycji w budownictwie kubaturowym w Polsce w 2009 r.

Jednocześnie spółka stawia na zwiększenie rentowności, planuje rozwój poprzez rozszerzenie obszarów działalności o nowe obszary w kraju oraz rozwój kompetencji w regionach, poinformowali przedstawiciele spółki na konferencji w środę.

- Strategią firmy nie jest sprzedaż czy udział w rynku, a rentowność i zysk - podkreśla prezes zarządu Skanska Roman Wieczorek, dodając że spółka stara się selektywnie wybierać projekty do realizacji.

Zdaniem prezesa, inwestycje w budownictwie kubaturowym spadną ze względu na ograniczenia planów rozwojowo-modernizacyjnych w przemyśle, a także wyhamowanie budowy mieszkań. - Wyhamowanie budownictwa kubaturowego będzie odczuwalne najbardziej w 2010 roku - dodał Wieczorek.

Skanska zamierza zoptymalizować koszty oraz procesy biznesowe, ograniczyć inwestycje oraz wstrzymała projekty deweloperskie. - W tej chwili jesteśmy totalnie pod kontrolą jeśli chodzi o projekty deweloperskie - dodał Wieczorek.

Jednocześnie, według przedstawicieli spółki, czas kryzysu może być okresem wzrostu dla firm z dobrym fundamentem. Zdaniem szefa finansów firmy Macieja Muldnera sytuacja finansowa spółki-matki jest bardzo dobra. - Nie potrzebujemy kredytowania. Finansujemy się z własnych środków. Jeśli będziemy mieli w Polsce potrzeby kapitałowe, zwrócimy się do grupy - dodał Muldner.

W przyszłości prezes nie wyklucza akwizycji spółek o profilu budownictwa drogowo-mostowym, których profil działalności będzie kompatybilny z marką Skanska oraz dobrze rozpoznawalny na lokalnym rynku. - Te podmioty muszą być klarowne by nie stracić marki - powiedział Wieczorek.

Na koniec grudnia 2008 r. firma zatrudniała ok. 6 tys. osób. Prezes Skanska zapewnił, że na dzień dzisiejszy spółka nie tylko nie przewiduje zwolnień, a nawet będzie prowadzić nowe rekrutacje (w związku z projektem budowy autostrady A1).

Portfel zamówień spółki wzrósł o 134 proc. do 5,5 mld zł z 2,4 mld zł w 2008 roku. Obecnie ponad 50 proc. portfela stanowi budownictwo drogowo-mostowe, 30 proc. należy do budownictwa ogólnego, a pozostała część to budownictwo hydro-inżynieryjne.

money.pl

Najem okazjonalny pomoże

Walne zgromadzenia spółdzielni mieszkaniowych będą mogły wprowadzić obowiązek wnoszenia opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Jeżeli tego nie zrobią, lokatorzy uwłaszczą się za symboliczne kwoty.

Dzisiaj do konsultacji społecznych trafi przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.

Zgodnie z decyzją Trybunału

- Nasza propozycja zawiera zmiany uwzględniające orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. oraz inne pilne zmiany, wśród których znajdą się przepisy mające na celu czasowe przywrócenie możliwości ustanawiania spółdzielczej własności - wyjaśnia Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury. Resort przedstawił także wczoraj propozycję zmiany ustawy o ochronie praw lokatorów i wprowadzenie do niej nowej instytucji najmu okazjonalnego.

Najważniejszą z zaproponowanych zmian jest dodanie do ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych nowych przepisów pozwalających ich członkom podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowych (oprócz obecnie obowiązujących) opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie. Resort infrastruktury chce, by wysokość opłaty nie mogła przekraczać różnicy pomiędzy wartością rynkową lokalu a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego lub jego części. Różnica ta miałaby podlegać zmniejszeniu o 50 proc. pomocy uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków, zwaloryzowanej proporcjonalnie do aktualnej wartości mieszkania.

Do podjęcia takiej uchwały będzie wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu. Głosujący będą mogli jednocześnie zadecydować o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.

O ile członkowie będą mieli wpływ na wprowadzenie dodatkowych kosztów przekształceń mieszkań lokatorskich, o tyle projekt noweli przesądza wprost o poszerzeniu katalogu opłat, które muszą wnieść osoby przekształcające spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu w odrębną własność.

Dopłaty do własnościowego

Wnioskujący spółdzielcy, oprócz spłaty kosztów związanych z budową mieszkania i bieżącego zadłużenia z tytułu opłat eksploatacyjnych, będą musieli wpłacić na rachunek spółdzielni nominalną kwotę umorzenia kredytu lub dotacji w części przypadającej na lokal (w sumie od kilku do kilkuset złotych). Obowiązek spłaty nie będzie odnosił się jednak do tych członków, którzy podpiszą akty notarialne po upływie 15 lat od ustanowienia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu.

W projekcie zaproponowano także wprowadzenie regulacji nakładających na spółdzielnie obowiązek zawarcia z lokatorem umowy o przeniesienie własności lokalu w terminie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie uchwały zarządu określającej przedmiot odrębnej własności lokalu.

Najem okazjonalny

Oprócz ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych Ministerstwo Infrastruktury chce zmienić także ustawę o ochronie praw lokatorów i wprowadzić do niej uregulowania dotyczące tzw. najmu okazjonalnego. Na tej podstawie będą mogły oddawać w najem swoje mieszkania tylko osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej. Dużym ułatwieniem ma być przede wszystkim możliwość eksmitowania zalegających z czynszem najemców bez obowiązku zapewnienia im lokalu zamiennego czy pomieszczenia tymczasowego (będą bowiem musieli wskazać w umowie o najem okazjonalny, gdzie mogą się przeprowadzić w takich sytuacjach, i pokazać zgodę właściciela tamtego lokalu). Osoby, które zdecydują się na wykonywanie najmu okazjonalnego, będą płacić zaledwie 5-proc. podatek ryczałtowy od uzyskanych przychodów.

Adam Makosz

GazetaPrawna

Najem okazjonalny pomoże

Walne zgromadzenia spółdzielni mieszkaniowych będą mogły wprowadzić obowiązek wnoszenia opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Jeżeli tego nie zrobią, lokatorzy uwłaszczą się za symboliczne kwoty.

Dzisiaj do konsultacji społecznych trafi przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.

Zgodnie z decyzją Trybunału

- Nasza propozycja zawiera zmiany uwzględniające orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. oraz inne pilne zmiany, wśród których znajdą się przepisy mające na celu czasowe przywrócenie możliwości ustanawiania spółdzielczej własności - wyjaśnia Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury. Resort przedstawił także wczoraj propozycję zmiany ustawy o ochronie praw lokatorów i wprowadzenie do niej nowej instytucji najmu okazjonalnego.

Najważniejszą z zaproponowanych zmian jest dodanie do ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych nowych przepisów pozwalających ich członkom podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowych (oprócz obecnie obowiązujących) opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie. Resort infrastruktury chce, by wysokość opłaty nie mogła przekraczać różnicy pomiędzy wartością rynkową lokalu a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego lub jego części. Różnica ta miałaby podlegać zmniejszeniu o 50 proc. pomocy uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków, zwaloryzowanej proporcjonalnie do aktualnej wartości mieszkania.

Do podjęcia takiej uchwały będzie wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu. Głosujący będą mogli jednocześnie zadecydować o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.

O ile członkowie będą mieli wpływ na wprowadzenie dodatkowych kosztów przekształceń mieszkań lokatorskich, o tyle projekt noweli przesądza wprost o poszerzeniu katalogu opłat, które muszą wnieść osoby przekształcające spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu w odrębną własność.

Dopłaty do własnościowego

Wnioskujący spółdzielcy, oprócz spłaty kosztów związanych z budową mieszkania i bieżącego zadłużenia z tytułu opłat eksploatacyjnych, będą musieli wpłacić na rachunek spółdzielni nominalną kwotę umorzenia kredytu lub dotacji w części przypadającej na lokal (w sumie od kilku do kilkuset złotych). Obowiązek spłaty nie będzie odnosił się jednak do tych członków, którzy podpiszą akty notarialne po upływie 15 lat od ustanowienia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu.

W projekcie zaproponowano także wprowadzenie regulacji nakładających na spółdzielnie obowiązek zawarcia z lokatorem umowy o przeniesienie własności lokalu w terminie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie uchwały zarządu określającej przedmiot odrębnej własności lokalu.

Najem okazjonalny

Oprócz ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych Ministerstwo Infrastruktury chce zmienić także ustawę o ochronie praw lokatorów i wprowadzić do niej uregulowania dotyczące tzw. najmu okazjonalnego. Na tej podstawie będą mogły oddawać w najem swoje mieszkania tylko osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej. Dużym ułatwieniem ma być przede wszystkim możliwość eksmitowania zalegających z czynszem najemców bez obowiązku zapewnienia im lokalu zamiennego czy pomieszczenia tymczasowego (będą bowiem musieli wskazać w umowie o najem okazjonalny, gdzie mogą się przeprowadzić w takich sytuacjach, i pokazać zgodę właściciela tamtego lokalu). Osoby, które zdecydują się na wykonywanie najmu okazjonalnego, będą płacić zaledwie 5-proc. podatek ryczałtowy od uzyskanych przychodów.

Adam Makosz

GazetaPrawna

Brak opłat za czynsz nie musi oznaczać eksmisji

Kryzys sprawia, że co czwarty Polak ma trudności z terminowym regulowaniem płatności za mieszkanie, energię elektryczną, telefon lub inne media. Efektem zwłoki z regulowaniem rachunków, poza koniecznością płacenia odsetek, może być odcięcie wody, gazu a nawet eksmisja z mieszkania.

Choć wszystko zależy od dobrej woli wierzyciela, istnieje wiele sposobów obrony przed tego typu konsekwencjami. Jednak aby tak się stało, trzeba podjąć odpowiednie kroki już w momencie, gdy przewidujemy trudności z dotrzymaniem terminu zapłaty.

Zwłoka z zapłatą czynszu za lokal

Problemy z terminowym regulowaniem płatności za czynsz najmu mogą doprowadzić do utraty zajmowanego lokalu. Zgodnie z ustawą o ochronie praw lokatorów, jeżeli lokator jest uprawniony do odpłatnego używania lokalu, wypowiedzenie przez właściciela stosunku prawnego może nastąpić, gdy lokator jest w zwłoce z zapłatą czynszu lub innych opłat za używanie mieszkania co najmniej za trzy pełne okresy płatności.

Ze strony wierzyciela

W przypadku zalegania przez lokatora z płatnością czynszu wynajmujący ma możliwość podjęcia czterech rodzajów działań. Po pierwsze, może skorzystać z ustawowego prawa zastawu na rzeczach ruchomych w lokalu wynajmującego.

- Prawo to rozciąga się również na własność rzeczy ruchomych członków rodziny najemcy - mówi Michał Bagłaj z Kancelarii Radców Prawnych Stopczyk & Mikulski. Po drugie, właściciel mieszkania może dochodzić roszczeń o zapłatę czynszu na drodze sądowej, a po ustaniu stosunku najmu może dochodzić odszkodowania za bezumowne korzystanie z lokalu. Po trzecie, wierzyciel może wnieść pozew o eksmisję. Postępowanie to jednak może trwać nawet do kilkunastu miesięcy. Lokator ma prawo zamieszkiwać w lokalu do momentu uzyskania prawomocnego wyroku eksmisyjnego.

- W przypadku gdy dłużnikowi przysługuje prawo do lokalu socjalnego, właściciel mieszkania musi tolerować byłego wynajmującego do czasu przyznania mu przez gminę lokalu socjalnego - tłumaczy Michał Bagłaj.

Wreszcie właściciel może dokonać wypowiedzenia umowy najmu, powołując się na pozostawanie lokatora w zwłoce z zapłatą czynszu. Konieczne jest jednak uprzedzenie najemcy na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy oraz wyznaczenie dodatkowego, miesięcznego terminu do zapłaty bieżących należności.

Co może zrobić lokator mieszkania komunalnego, który nie jest w stanie regulować czynszu? Na co mogą liczyć klienci firm telekomunikacyjnych, którzy mają zaległe rachunki? Jak działają przedsiębiorstwa energetycznie w przypadku klientów, którzy notorycznie nie płacą rachunków za energię elektryczną?

Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) - str.2-3

Daria Stojak, współpraca Katarzyna Wójcik-Adamska, Mariusz Mosiołek

Brak opłat za czynsz nie musi oznaczać eksmisji

Kryzys sprawia, że co czwarty Polak ma trudności z terminowym regulowaniem płatności za mieszkanie, energię elektryczną, telefon lub inne media. Efektem zwłoki z regulowaniem rachunków, poza koniecznością płacenia odsetek, może być odcięcie wody, gazu a nawet eksmisja z mieszkania.

Choć wszystko zależy od dobrej woli wierzyciela, istnieje wiele sposobów obrony przed tego typu konsekwencjami. Jednak aby tak się stało, trzeba podjąć odpowiednie kroki już w momencie, gdy przewidujemy trudności z dotrzymaniem terminu zapłaty.

Zwłoka z zapłatą czynszu za lokal

Problemy z terminowym regulowaniem płatności za czynsz najmu mogą doprowadzić do utraty zajmowanego lokalu. Zgodnie z ustawą o ochronie praw lokatorów, jeżeli lokator jest uprawniony do odpłatnego używania lokalu, wypowiedzenie przez właściciela stosunku prawnego może nastąpić, gdy lokator jest w zwłoce z zapłatą czynszu lub innych opłat za używanie mieszkania co najmniej za trzy pełne okresy płatności.

Ze strony wierzyciela

W przypadku zalegania przez lokatora z płatnością czynszu wynajmujący ma możliwość podjęcia czterech rodzajów działań. Po pierwsze, może skorzystać z ustawowego prawa zastawu na rzeczach ruchomych w lokalu wynajmującego.

- Prawo to rozciąga się również na własność rzeczy ruchomych członków rodziny najemcy - mówi Michał Bagłaj z Kancelarii Radców Prawnych Stopczyk & Mikulski. Po drugie, właściciel mieszkania może dochodzić roszczeń o zapłatę czynszu na drodze sądowej, a po ustaniu stosunku najmu może dochodzić odszkodowania za bezumowne korzystanie z lokalu. Po trzecie, wierzyciel może wnieść pozew o eksmisję. Postępowanie to jednak może trwać nawet do kilkunastu miesięcy. Lokator ma prawo zamieszkiwać w lokalu do momentu uzyskania prawomocnego wyroku eksmisyjnego.

- W przypadku gdy dłużnikowi przysługuje prawo do lokalu socjalnego, właściciel mieszkania musi tolerować byłego wynajmującego do czasu przyznania mu przez gminę lokalu socjalnego - tłumaczy Michał Bagłaj.

Wreszcie właściciel może dokonać wypowiedzenia umowy najmu, powołując się na pozostawanie lokatora w zwłoce z zapłatą czynszu. Konieczne jest jednak uprzedzenie najemcy na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy oraz wyznaczenie dodatkowego, miesięcznego terminu do zapłaty bieżących należności.

Co może zrobić lokator mieszkania komunalnego, który nie jest w stanie regulować czynszu? Na co mogą liczyć klienci firm telekomunikacyjnych, którzy mają zaległe rachunki? Jak działają przedsiębiorstwa energetycznie w przypadku klientów, którzy notorycznie nie płacą rachunków za energię elektryczną?

Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) - str.2-3

Daria Stojak, współpraca Katarzyna Wójcik-Adamska, Mariusz Mosiołek

Wzrasta wartość zagrożonych kredytów hipotecznych

Wzrasta wartość zagrożonych kredytów hipotecznych, czyli takich które nie są spłacane co najmniej od czterech miesięcy - powiedział rzecznik prasowy Krajowego Rejestru Długów Andrzej Kulik.
ak podkreślił, wartość kredytów hipotecznych, których osoby prywatne nie spłacają co najmniej od czterech miesięcy wynosiła na koniec 2008 roku 1,9 mld zł. Z tego 738 mln zł przypadało na kredyty przeliczane w walutach obcych, głównie we franku szwajcarskim.

- Na koniec trzeciego kwartału ubiegłego roku wartość takich zagrożonych kredytów wynosiła ok. 1,5 mld zł, z tego na kredyty walutowe przypadało 485 mln zł - powiedział Andrzej Kulik.

Zdaniem Kulika, wzrost wartości franka wobec złotego do wysokości 3,22 zł - tak jak to miało miejsce w poniedziałek - może przyczynić się do jeszcze większego pogorszenia spłacalności kredytów hipotecznych w tej walucie.

Na koniec 2008 roku osoby prywatne zaciągnęły w sumie 192,1 mld zł kredytów hipotecznych, w tym kredyty walutowe stanowiły 133,7 mld zł.

- W 2008 roku wśród kredytów walutowych rozliczanych w złotych, aż 80 proc. zaciągnięto we frankach - poinformował Andrzej Kulik. Podkreślił, że we wcześniejszych latach udział kredytów we frankach był mniejszy - wynosił około 66 proc.

Analitycy przestrzegają jednak przed przewalutowaniem kredytów zaciąganych we frankach.

Główny analityk biura doradców finansowych Finamo Paweł Majtkowski powiedział, że rata kredytów w szwajcarskiej walucie, mimo poniedziałkowego rekordu, jest w większości przypadków nadal niższa niż w kredytach złotowych.

Ekspert spodziewa się odwrócenia trendu na rynku walutowym. - Poziom, który osiągnęła złotówka, to maksimum, które może osiągnąć - ocenił.

W jego opinii, kredytobiorcy powinni uzbroić się w cierpliwość. - Bierzemy kredyt na 30 lat, czasami nawet na dłużej. W tym czasie takich okresów, gdy frank się bardzo umacnia, może być kilka. Zawsze będą też momenty odwrotne, kiedy będzie umacniała się złotówka - zaznaczył.

O cierpliwość do kredytobiorców zaapelował również ekspert Comperia.pl Bartłomiej Samsonowicz. Ocenił, że wyższe raty kredytów w obcych walutach będą prawdopodobnie dotyczyć tylko kilku najbliższych miesięcy. W dłuższej perspektywie bowiem - jak prognozuje - nastąpi odwrócenie negatywnego trendu na rynku walutowym.

Analityk Open Finance Emil Szweda nie spodziewa się fali przewalutowań. - Kto w sierpniu ub.r. wziął kredyt we frankach, dziś płaci ratę wyższą niż ci, którzy zdecydowali się na kredyt w złotówkach, choć wówczas korzyść sięgała 30 proc. - ocenił. W sierpniu kurs franka wynosił ok. 2 zł.

- Przewalutowanie tego kredytu dzisiaj, oznaczałoby stratę. Gdyby klient, który brał kredyt w sierpniu przy kursie na poziomie ok. 2 zł, dziś przewalutowałby go na złotówki, rata w stosunku do sierpnia wzrosłaby mu ponad dwukrotnie - wyjaśnił.

Jak wyjaśnił Szweda, na wzrost ten składa się różnica kursowa oraz różnica wynikająca z wyższego oprocentowania kredytów złotówkowych.

- Związane z tym zwiększenie kwoty kredytu wymagałoby zwiększenia zabezpieczenia, a mieszkania nie zyskują teraz na wartości - zauważył. Dlatego, jego zdaniem, klienci nie tylko "powinni wstrzymać się z przewaluotowaniem", ale wręcz "nie mają wyjścia" i muszą czekać na ustabilizowanie się polskiej waluty.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Poniedziałek, 16 lutego (18:34)

Wzrasta wartość zagrożonych kredytów hipotecznych

Wzrasta wartość zagrożonych kredytów hipotecznych, czyli takich które nie są spłacane co najmniej od czterech miesięcy - powiedział rzecznik prasowy Krajowego Rejestru Długów Andrzej Kulik.
ak podkreślił, wartość kredytów hipotecznych, których osoby prywatne nie spłacają co najmniej od czterech miesięcy wynosiła na koniec 2008 roku 1,9 mld zł. Z tego 738 mln zł przypadało na kredyty przeliczane w walutach obcych, głównie we franku szwajcarskim.

- Na koniec trzeciego kwartału ubiegłego roku wartość takich zagrożonych kredytów wynosiła ok. 1,5 mld zł, z tego na kredyty walutowe przypadało 485 mln zł - powiedział Andrzej Kulik.

Zdaniem Kulika, wzrost wartości franka wobec złotego do wysokości 3,22 zł - tak jak to miało miejsce w poniedziałek - może przyczynić się do jeszcze większego pogorszenia spłacalności kredytów hipotecznych w tej walucie.

Na koniec 2008 roku osoby prywatne zaciągnęły w sumie 192,1 mld zł kredytów hipotecznych, w tym kredyty walutowe stanowiły 133,7 mld zł.

- W 2008 roku wśród kredytów walutowych rozliczanych w złotych, aż 80 proc. zaciągnięto we frankach - poinformował Andrzej Kulik. Podkreślił, że we wcześniejszych latach udział kredytów we frankach był mniejszy - wynosił około 66 proc.

Analitycy przestrzegają jednak przed przewalutowaniem kredytów zaciąganych we frankach.

Główny analityk biura doradców finansowych Finamo Paweł Majtkowski powiedział, że rata kredytów w szwajcarskiej walucie, mimo poniedziałkowego rekordu, jest w większości przypadków nadal niższa niż w kredytach złotowych.

Ekspert spodziewa się odwrócenia trendu na rynku walutowym. - Poziom, który osiągnęła złotówka, to maksimum, które może osiągnąć - ocenił.

W jego opinii, kredytobiorcy powinni uzbroić się w cierpliwość. - Bierzemy kredyt na 30 lat, czasami nawet na dłużej. W tym czasie takich okresów, gdy frank się bardzo umacnia, może być kilka. Zawsze będą też momenty odwrotne, kiedy będzie umacniała się złotówka - zaznaczył.

O cierpliwość do kredytobiorców zaapelował również ekspert Comperia.pl Bartłomiej Samsonowicz. Ocenił, że wyższe raty kredytów w obcych walutach będą prawdopodobnie dotyczyć tylko kilku najbliższych miesięcy. W dłuższej perspektywie bowiem - jak prognozuje - nastąpi odwrócenie negatywnego trendu na rynku walutowym.

Analityk Open Finance Emil Szweda nie spodziewa się fali przewalutowań. - Kto w sierpniu ub.r. wziął kredyt we frankach, dziś płaci ratę wyższą niż ci, którzy zdecydowali się na kredyt w złotówkach, choć wówczas korzyść sięgała 30 proc. - ocenił. W sierpniu kurs franka wynosił ok. 2 zł.

- Przewalutowanie tego kredytu dzisiaj, oznaczałoby stratę. Gdyby klient, który brał kredyt w sierpniu przy kursie na poziomie ok. 2 zł, dziś przewalutowałby go na złotówki, rata w stosunku do sierpnia wzrosłaby mu ponad dwukrotnie - wyjaśnił.

Jak wyjaśnił Szweda, na wzrost ten składa się różnica kursowa oraz różnica wynikająca z wyższego oprocentowania kredytów złotówkowych.

- Związane z tym zwiększenie kwoty kredytu wymagałoby zwiększenia zabezpieczenia, a mieszkania nie zyskują teraz na wartości - zauważył. Dlatego, jego zdaniem, klienci nie tylko "powinni wstrzymać się z przewaluotowaniem", ale wręcz "nie mają wyjścia" i muszą czekać na ustabilizowanie się polskiej waluty.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Poniedziałek, 16 lutego (18:34)

Skrzypek: ERM2 nie wzmocni złotego!

Polska gospodarka nie jest gotowa na przyjęcie euro, bo kurs złotego nie jest wystarczająco stabilny - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" szef NBP Sławomir Skrzypek.

Dodaje, że niezrozumiała jest dla niego teza, iż szybkie wejście do systemu notowań ERM2 pozwoliłoby ustabilizować kurs naszej waluty. "W obecnej sytuacji mamy do czynienia z kryzysem rynków finansowych, ogromnymi stratami funduszy inwestycyjnych i wycofywaniem środków z tego regionu Europy. Ryzyko spekulacji w takich warunkach jest bardzo wysokie, a rynek bardzo płytki" - wyjaśnia.

Według Skrzypka, w takiej sytuacji Polska nie utrzymałaby stabilnego kursu złotówki. Prezes NBP nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, kiedy Polska mogłaby zacząć oficjalną drogę do euro. "Dziś trudno przewidzieć, co się stanie za dwa tygodnie, a co dopiero za kilka miesięcy.

A w ERM2 trzeba przebywać dwa lata. To, jak będzie wyglądał wtedy rynek walutowy jest ciągle wielka niewiadomą" - mówi. Skrzypek mówi także, że NBP przygotowuje nowe instrumenty, które w dobie kryzysu, pozwolą znów zasilić banki. Dodaje jednak, że muszą być one przeprowadzone wraz ze wsparciem ze strony rządu i nadzoru finansowego.

PAP/Rzeczpospolita/Środa, 18 lutego (07:17)

Skrzypek: ERM2 nie wzmocni złotego!

Polska gospodarka nie jest gotowa na przyjęcie euro, bo kurs złotego nie jest wystarczająco stabilny - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" szef NBP Sławomir Skrzypek.

Dodaje, że niezrozumiała jest dla niego teza, iż szybkie wejście do systemu notowań ERM2 pozwoliłoby ustabilizować kurs naszej waluty. "W obecnej sytuacji mamy do czynienia z kryzysem rynków finansowych, ogromnymi stratami funduszy inwestycyjnych i wycofywaniem środków z tego regionu Europy. Ryzyko spekulacji w takich warunkach jest bardzo wysokie, a rynek bardzo płytki" - wyjaśnia.

Według Skrzypka, w takiej sytuacji Polska nie utrzymałaby stabilnego kursu złotówki. Prezes NBP nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, kiedy Polska mogłaby zacząć oficjalną drogę do euro. "Dziś trudno przewidzieć, co się stanie za dwa tygodnie, a co dopiero za kilka miesięcy.

A w ERM2 trzeba przebywać dwa lata. To, jak będzie wyglądał wtedy rynek walutowy jest ciągle wielka niewiadomą" - mówi. Skrzypek mówi także, że NBP przygotowuje nowe instrumenty, które w dobie kryzysu, pozwolą znów zasilić banki. Dodaje jednak, że muszą być one przeprowadzone wraz ze wsparciem ze strony rządu i nadzoru finansowego.

PAP/Rzeczpospolita/Środa, 18 lutego (07:17)

Co dalej ze złotym?

Premier deklaruje, że rząd będzie wymieniał środki unijne, gdy kurs euro osiągnie 5 zł. Większość analityków, z którymi rozmawialiśmy uważa, że przy rozchwianym rynku prawdopodobieństwo osłabienia naszej waluty do takiego poziomu jest bardzo duże. Jednak interwencje mogą być kosztowne i mało skuteczne.
Eksperci przestrzegają przed pochopnym podejmowaniem decyzji w tej sprawie.

MAREK WOŁOS, analityk TMS Brokers

Tak. Nie jest to uzasadnione fundamentalnie, to są obawy o region. Ale tempo osłabienia przekracza rozsądne granice. To, że złoty nawet do porównywalnych ze sobą walut - czyli forinta, korony, rubla czy liry tureckiej - jest dużo słabszy, oznacza, że mamy do czynienia z kryzysem, z działaniami spekulacyjnymi. To nie jest tak, że się wycofuje kapitał. To jest gra przeciwko złotemu. Nie mamy stabilizacji czy korekt kursu, co oznacza, że to gra w jedną stronę.

PRZEMYSŁAW KWIECIEŃ, analityk X-Trade Brokers

Nie ma na to pytanie dobrej odpowiedzi. To nie jest klasyczny kryzys walutowy. Zwykle jest on powodowany sytuacją fundamentalną, głównie problemami z finansowaniem potrzeb pożyczkowych - czy to sektora prywatnego czy publicznego. Taka sytuacja w Polsce na dużą skalę nie występuje.

PIOTR BIELSKI, ekonomista BZ WBK

To nie jest jeszcze kryzys walutowy, a jedynie kryzys zaufania do złotego. Gdy kurs waluty jest płynny, to trudno mówić o kryzysie. Skala wahań naszej waluty jest bardzo duża, ale poza opcjami nie przekłada się to na bankructwa firm czy na kłopoty gospodarstw domowych ze spłatą kredytów walutowych.

JAKUB BOROWSKI, główny ekonomista Invest Banku

Nie ma podstaw, by nazywać to, co się dzieje, kryzysem walutowym, bo w warunkach płynnego kursu walutowego pojęcie kryzysu walutowego nie występuje.

Czy realne jest, że euro będzie kosztowało 5 zł? Jeśli jest to prawdopodobny scenariusz, to kiedy ta bariera może zostać przełamana? Czy Narodowy Bank Polski albo rząd powinni już interweniować na rynku walutowym? Czy taka interwencja byłaby teraz skuteczna? Czy w obecnej sytuacji powinniśmy wprowadzać złotego do korytarza wahań ERM2, a jeśli tak - to ile powinien wynosić parytet?

Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) - forsal.pl - str.A9

interia.pl

Co dalej ze złotym?

Premier deklaruje, że rząd będzie wymieniał środki unijne, gdy kurs euro osiągnie 5 zł. Większość analityków, z którymi rozmawialiśmy uważa, że przy rozchwianym rynku prawdopodobieństwo osłabienia naszej waluty do takiego poziomu jest bardzo duże. Jednak interwencje mogą być kosztowne i mało skuteczne.
Eksperci przestrzegają przed pochopnym podejmowaniem decyzji w tej sprawie.

MAREK WOŁOS, analityk TMS Brokers

Tak. Nie jest to uzasadnione fundamentalnie, to są obawy o region. Ale tempo osłabienia przekracza rozsądne granice. To, że złoty nawet do porównywalnych ze sobą walut - czyli forinta, korony, rubla czy liry tureckiej - jest dużo słabszy, oznacza, że mamy do czynienia z kryzysem, z działaniami spekulacyjnymi. To nie jest tak, że się wycofuje kapitał. To jest gra przeciwko złotemu. Nie mamy stabilizacji czy korekt kursu, co oznacza, że to gra w jedną stronę.

PRZEMYSŁAW KWIECIEŃ, analityk X-Trade Brokers

Nie ma na to pytanie dobrej odpowiedzi. To nie jest klasyczny kryzys walutowy. Zwykle jest on powodowany sytuacją fundamentalną, głównie problemami z finansowaniem potrzeb pożyczkowych - czy to sektora prywatnego czy publicznego. Taka sytuacja w Polsce na dużą skalę nie występuje.

PIOTR BIELSKI, ekonomista BZ WBK

To nie jest jeszcze kryzys walutowy, a jedynie kryzys zaufania do złotego. Gdy kurs waluty jest płynny, to trudno mówić o kryzysie. Skala wahań naszej waluty jest bardzo duża, ale poza opcjami nie przekłada się to na bankructwa firm czy na kłopoty gospodarstw domowych ze spłatą kredytów walutowych.

JAKUB BOROWSKI, główny ekonomista Invest Banku

Nie ma podstaw, by nazywać to, co się dzieje, kryzysem walutowym, bo w warunkach płynnego kursu walutowego pojęcie kryzysu walutowego nie występuje.

Czy realne jest, że euro będzie kosztowało 5 zł? Jeśli jest to prawdopodobny scenariusz, to kiedy ta bariera może zostać przełamana? Czy Narodowy Bank Polski albo rząd powinni już interweniować na rynku walutowym? Czy taka interwencja byłaby teraz skuteczna? Czy w obecnej sytuacji powinniśmy wprowadzać złotego do korytarza wahań ERM2, a jeśli tak - to ile powinien wynosić parytet?

Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) - forsal.pl - str.A9

interia.pl

Banki proponowały opcje walutowe nie bacząc na ryzyko

Bankowi dilerzy robili wszystko, by wcisnąć przedsiębiorcom opcje walutowe, nie bacząc na ryzyko i możliwe straty. Większość umów podpisano w 2008 r., gdy złoty był najsilniejszy, czytamy w "Dzienniku".
Gazeta powołuje się na analizę ekonomiczną dr Pawła Karkowskiego z firmy doradczej GreenCapital. 95 proc. umów, które zbadał ekonomista podpisano w lipcu 2008 r. Polskie banki nie domagały się niemal żadnych zabezpieczeń od klientów, którym sprzedawały ryzykowne opcje.

"Nieżądanie zabezpieczeń mogło wynikać z próby niewywoływania u klientów świadomości, że nabywają produkt tzw. ryzyka" - twierdzi ekonomista. Według niego, na opcjach stracą także polskie banki, bo nie uda im się ściągnąć od przedsiębiorców tak ogromnych pieniędzy.
onet.pl/(PAP, tm/18.02.2009, godz. 06:10)

Banki proponowały opcje walutowe nie bacząc na ryzyko

Bankowi dilerzy robili wszystko, by wcisnąć przedsiębiorcom opcje walutowe, nie bacząc na ryzyko i możliwe straty. Większość umów podpisano w 2008 r., gdy złoty był najsilniejszy, czytamy w "Dzienniku".
Gazeta powołuje się na analizę ekonomiczną dr Pawła Karkowskiego z firmy doradczej GreenCapital. 95 proc. umów, które zbadał ekonomista podpisano w lipcu 2008 r. Polskie banki nie domagały się niemal żadnych zabezpieczeń od klientów, którym sprzedawały ryzykowne opcje.

"Nieżądanie zabezpieczeń mogło wynikać z próby niewywoływania u klientów świadomości, że nabywają produkt tzw. ryzyka" - twierdzi ekonomista. Według niego, na opcjach stracą także polskie banki, bo nie uda im się ściągnąć od przedsiębiorców tak ogromnych pieniędzy.
onet.pl/(PAP, tm/18.02.2009, godz. 06:10)

Brak opłat za czynsz nie musi oznaczać eksmisji

Kryzys sprawia, że co czwarty Polak ma trudności z terminowym regulowaniem płatności za mieszkanie, energię elektryczną, telefon lub inne media. Efektem zwłoki z regulowaniem rachunków, poza koniecznością płacenia odsetek, może być odcięcie wody, gazu a nawet eksmisja z mieszkania.
Choć wszystko zależy od dobrej woli wierzyciela, istnieje wiele sposobów obrony przed tego typu konsekwencjami. Jednak aby tak się stało, trzeba podjąć odpowiednie kroki już w momencie, gdy przewidujemy trudności z dotrzymaniem terminu zapłaty.
Zwłoka z zapłatą czynszu za lokal

Problemy z terminowym regulowaniem płatności za czynsz najmu mogą doprowadzić do utraty zajmowanego lokalu. Zgodnie z ustawą o ochronie praw lokatorów, jeżeli lokator jest uprawniony do odpłatnego używania lokalu, wypowiedzenie przez właściciela stosunku prawnego może nastąpić, gdy lokator jest w zwłoce z zapłatą czynszu lub innych opłat za używanie mieszkania co najmniej za trzy pełne okresy płatności.

Ze strony wierzyciela

W przypadku zalegania przez lokatora z płatnością czynszu wynajmujący ma możliwość podjęcia czterech rodzajów działań. Po pierwsze, może skorzystać z ustawowego prawa zastawu na rzeczach ruchomych w lokalu wynajmującego.
Prawo to rozciąga się również na własność rzeczy ruchomych członków rodziny najemcy – mówi Michał Bagłaj z Kancelarii Radców Prawnych Stopczyk & Mikulski.

Po drugie, właściciel mieszkania może dochodzić roszczeń o zapłatę czynszu na drodze sądowej, a po ustaniu stosunku najmu może dochodzić odszkodowania za bezumowne korzystanie z lokalu. Po trzecie, wierzyciel może wnieść pozew o eksmisję. Postępowanie to jednak może trwać nawet do kilkunastu miesięcy. Lokator ma prawo zamieszkiwać w lokalu do momentu uzyskania prawomocnego wyroku eksmisyjnego.

W przypadku gdy dłużnikowi przysługuje prawo do lokalu socjalnego, właściciel mieszkania musi tolerować byłego wynajmującego do czasu przyznania mu przez gminę lokalu socjalnego – tłumaczy Michał Bagłaj.

Wreszcie właściciel może dokonać wypowiedzenia umowy najmu, powołując się na pozostawanie lokatora w zwłoce z zapłatą czynszu. Konieczne jest jednak uprzedzenie najemcy na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy oraz wyznaczenie dodatkowego, miesięcznego terminu do zapłaty bieżących należności.

Co może zrobić lokator mieszkania komunalnego, który nie jest w stanie regulować czynszu? Na co mogą liczyć klienci firm telekomunikacyjnych, którzy mają zaległe rachunki? Jak działają przedsiębiorstwa energetycznie w przypadku klientów, którzy notorycznie nie płacą rachunków za energię elektryczną?

Daria Stojak, współpraca Katarzyna Wójcik-Adamska, Mariusz Mosiołek

Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) – str.2-3

Brak opłat za czynsz nie musi oznaczać eksmisji

Kryzys sprawia, że co czwarty Polak ma trudności z terminowym regulowaniem płatności za mieszkanie, energię elektryczną, telefon lub inne media. Efektem zwłoki z regulowaniem rachunków, poza koniecznością płacenia odsetek, może być odcięcie wody, gazu a nawet eksmisja z mieszkania.
Choć wszystko zależy od dobrej woli wierzyciela, istnieje wiele sposobów obrony przed tego typu konsekwencjami. Jednak aby tak się stało, trzeba podjąć odpowiednie kroki już w momencie, gdy przewidujemy trudności z dotrzymaniem terminu zapłaty.
Zwłoka z zapłatą czynszu za lokal

Problemy z terminowym regulowaniem płatności za czynsz najmu mogą doprowadzić do utraty zajmowanego lokalu. Zgodnie z ustawą o ochronie praw lokatorów, jeżeli lokator jest uprawniony do odpłatnego używania lokalu, wypowiedzenie przez właściciela stosunku prawnego może nastąpić, gdy lokator jest w zwłoce z zapłatą czynszu lub innych opłat za używanie mieszkania co najmniej za trzy pełne okresy płatności.

Ze strony wierzyciela

W przypadku zalegania przez lokatora z płatnością czynszu wynajmujący ma możliwość podjęcia czterech rodzajów działań. Po pierwsze, może skorzystać z ustawowego prawa zastawu na rzeczach ruchomych w lokalu wynajmującego.
Prawo to rozciąga się również na własność rzeczy ruchomych członków rodziny najemcy – mówi Michał Bagłaj z Kancelarii Radców Prawnych Stopczyk & Mikulski.

Po drugie, właściciel mieszkania może dochodzić roszczeń o zapłatę czynszu na drodze sądowej, a po ustaniu stosunku najmu może dochodzić odszkodowania za bezumowne korzystanie z lokalu. Po trzecie, wierzyciel może wnieść pozew o eksmisję. Postępowanie to jednak może trwać nawet do kilkunastu miesięcy. Lokator ma prawo zamieszkiwać w lokalu do momentu uzyskania prawomocnego wyroku eksmisyjnego.

W przypadku gdy dłużnikowi przysługuje prawo do lokalu socjalnego, właściciel mieszkania musi tolerować byłego wynajmującego do czasu przyznania mu przez gminę lokalu socjalnego – tłumaczy Michał Bagłaj.

Wreszcie właściciel może dokonać wypowiedzenia umowy najmu, powołując się na pozostawanie lokatora w zwłoce z zapłatą czynszu. Konieczne jest jednak uprzedzenie najemcy na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy oraz wyznaczenie dodatkowego, miesięcznego terminu do zapłaty bieżących należności.

Co może zrobić lokator mieszkania komunalnego, który nie jest w stanie regulować czynszu? Na co mogą liczyć klienci firm telekomunikacyjnych, którzy mają zaległe rachunki? Jak działają przedsiębiorstwa energetycznie w przypadku klientów, którzy notorycznie nie płacą rachunków za energię elektryczną?

Daria Stojak, współpraca Katarzyna Wójcik-Adamska, Mariusz Mosiołek

Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) – str.2-3

Atak na złotego

Zapaść złotego trwa. Kurs naszej waluty zbliża się do psychologicznej granicy 5 złotych za euro. Premier Donald Tusk zapowiedział, że rząd planuje interwencję na rynku walutowym, jeśli kurs euro przekroczy 5 złotych.
Część ekonomistów uważa tę zapowiedź za bardzo ryzykowną, argumentując, że Polska nie ma wystarczających zasobów, żeby obronić złotego. Tymczasem wśród inwestorów pogłębiają się obawy o załamanie gospodarcze w naszym regionie.

Potęgują je dzisiejsze doniesienia z Rosji i Ukrainy. Wielu ekonomistów uważa, że dopóki nastawienie inwestorów do rynków Europy-Środkowo Wschodniej nie zmieni się, nie ma co liczyć na powstrzymanie
Materiał przygotowała Agata Torańska.

Atak na złotego

Zapaść złotego trwa. Kurs naszej waluty zbliża się do psychologicznej granicy 5 złotych za euro. Premier Donald Tusk zapowiedział, że rząd planuje interwencję na rynku walutowym, jeśli kurs euro przekroczy 5 złotych.
Część ekonomistów uważa tę zapowiedź za bardzo ryzykowną, argumentując, że Polska nie ma wystarczających zasobów, żeby obronić złotego. Tymczasem wśród inwestorów pogłębiają się obawy o załamanie gospodarcze w naszym regionie.

Potęgują je dzisiejsze doniesienia z Rosji i Ukrainy. Wielu ekonomistów uważa, że dopóki nastawienie inwestorów do rynków Europy-Środkowo Wschodniej nie zmieni się, nie ma co liczyć na powstrzymanie
Materiał przygotowała Agata Torańska.

Remont uprawnia do premii

Żeby otrzymać dodatkowe pieniądze z książeczki mieszkaniowej przy wymianie instalacji elektrycznej lub gazowej, wykonanie prac będzie musiała potwierdzić osoba z uprawnieniami.

Właściciele starych książeczek mieszkaniowych będą mogli odzyskać swe oszczędności przy okazji remontu. Taka możliwość wprowadza nowela z 23 stycznia 2009 r. ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, która wejdzie w życie 1 kwietnia.

Prawo do premii będą mieli ci, którzy przeprowadzą remonty lokali i domów jednorodzinnych. Nie chodzi jednak o każdy remont, tj. malowanie ścian czy położenie nowych paneli. Do premii będzie uprawniała tylko wymiana stolarki okiennej, instalacji elektrycznej lub gazowej. Premii przy remontach nie otrzymają ani najemcy, ani lokatorzy komunalni. Wprowadzono warunek, że właściciel książeczki mieszkaniowej musi mieć do remontowanej nieruchomości tytułu własności lub spółdzielcze prawo do lokalu (własnościowe lub lokatorskie).

Wypłata premii nie będzie zależała od wartości przeprowadzonego remontu. Aby ja otrzymać, wystarczy wiec po 1 kwietnia wymienić dosłownie jedno okno w domu lub mieszkaniu. Powstaje jednak pytanie, jak bank PKO BP będzie podchodził do wymiany instalacji gazowej lub elektrycznej, skoro nie ma znaczenia wartość remontu. Czy wystarczy wymienić piec gazowy, kuchenkę elektryczną lub gniazdko, aby otrzymać premię?

Resort infrastruktury wyjaśnia, że ustalając zakres pojęcia instalacji elektrycznej lub gazowej, należy sięgnąć do przepisów o warunkach technicznych użytkowania budynków mieszkalnych.

Do nabycia uprawnień do premii gwarancyjnej z tytułu wymiany instalacji gazowej lub elektrycznej konieczne będzie wykonanie zmiany instalacji elektrycznej lub gazowej w zakresie niezbędnym do tego, by instalacja ta była zgodna z aktualnie obowiązującymi normami - wyjaśnia Ministerstwo Infrastruktury.

- Na mocy obowiązujących przepisów, po wykonaniu tej zmiany wymagane jest dokonanie odbioru technicznego przez osoby wykwalifikowane, kompetentne w zakresie takiego sprawdzenia - dodaje resort.

W praktyce oznacza to, że wykonanie prac będzie musiała potwierdzić osoba z uprawnieniami gazowymi lub elektrycznymi.

6 tys. tyle wynosiła średnia premia gwarancyjna w 2008 r.

Podstawa prawna

? Ustawa z 23 stycznia 2009 r. o zmianie ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, udzielaniu premii gwarancyjnych oraz refundacji bankom wypłaconych premii gwarancyjnych trafiła do podpisu prezydenta, wejdzie w życie 1 kwietnia 2009 r.

Ewa Grączewska-Ivanova

Remont uprawnia do premii

Żeby otrzymać dodatkowe pieniądze z książeczki mieszkaniowej przy wymianie instalacji elektrycznej lub gazowej, wykonanie prac będzie musiała potwierdzić osoba z uprawnieniami.

Właściciele starych książeczek mieszkaniowych będą mogli odzyskać swe oszczędności przy okazji remontu. Taka możliwość wprowadza nowela z 23 stycznia 2009 r. ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, która wejdzie w życie 1 kwietnia.

Prawo do premii będą mieli ci, którzy przeprowadzą remonty lokali i domów jednorodzinnych. Nie chodzi jednak o każdy remont, tj. malowanie ścian czy położenie nowych paneli. Do premii będzie uprawniała tylko wymiana stolarki okiennej, instalacji elektrycznej lub gazowej. Premii przy remontach nie otrzymają ani najemcy, ani lokatorzy komunalni. Wprowadzono warunek, że właściciel książeczki mieszkaniowej musi mieć do remontowanej nieruchomości tytułu własności lub spółdzielcze prawo do lokalu (własnościowe lub lokatorskie).

Wypłata premii nie będzie zależała od wartości przeprowadzonego remontu. Aby ja otrzymać, wystarczy wiec po 1 kwietnia wymienić dosłownie jedno okno w domu lub mieszkaniu. Powstaje jednak pytanie, jak bank PKO BP będzie podchodził do wymiany instalacji gazowej lub elektrycznej, skoro nie ma znaczenia wartość remontu. Czy wystarczy wymienić piec gazowy, kuchenkę elektryczną lub gniazdko, aby otrzymać premię?

Resort infrastruktury wyjaśnia, że ustalając zakres pojęcia instalacji elektrycznej lub gazowej, należy sięgnąć do przepisów o warunkach technicznych użytkowania budynków mieszkalnych.

Do nabycia uprawnień do premii gwarancyjnej z tytułu wymiany instalacji gazowej lub elektrycznej konieczne będzie wykonanie zmiany instalacji elektrycznej lub gazowej w zakresie niezbędnym do tego, by instalacja ta była zgodna z aktualnie obowiązującymi normami - wyjaśnia Ministerstwo Infrastruktury.

- Na mocy obowiązujących przepisów, po wykonaniu tej zmiany wymagane jest dokonanie odbioru technicznego przez osoby wykwalifikowane, kompetentne w zakresie takiego sprawdzenia - dodaje resort.

W praktyce oznacza to, że wykonanie prac będzie musiała potwierdzić osoba z uprawnieniami gazowymi lub elektrycznymi.

6 tys. tyle wynosiła średnia premia gwarancyjna w 2008 r.

Podstawa prawna

? Ustawa z 23 stycznia 2009 r. o zmianie ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, udzielaniu premii gwarancyjnych oraz refundacji bankom wypłaconych premii gwarancyjnych trafiła do podpisu prezydenta, wejdzie w życie 1 kwietnia 2009 r.

Ewa Grączewska-Ivanova

Inwestuj w odbudowę rynku nieruchomości

Zespół inwestorów Forbes.com rozmawia na temat ostatnich nowin gospodarczych i oferuje kilka sugestii inwestorom zastanawiającym się nad inwestowaniem w nieruchomości.
Rynek nieruchomości pokazał kilka oznak powrotu do zdrowia, gdyż sprzedaż na rynku wtórnym wzrosła w grudniu o 6,5 proc. W rezultacie spadły ceny, w sektorze mieszkaniowym schodząc średnio o 15 proc. do 175 400 dolarów za dom. Ceny domów zbliżają się obecnie do poziomu z roku 2004, a mija mniej więcej rok, odkąd na rynku tym zaczęła tworzyć się bańka.

Oznacza to, że ceny domów mogą spaść jeszcze bardziej. Co bardziej pesymistyczni analitycy, jak choćby członek Forbes.com Investor Team, Gary Shilling, są zdania, że zanim ceny domów trwale zaczną się dźwigać, mogą jeszcze spaść o kolejne 20 proc. Gdy jednak będą spadać, o ile oprocentowanie kredytów hipotecznych pozostanie poniżej 6 proc. (a z pomocą Fannie Mae i Freddie Mac rządowi może się to udać), powinno to spowodować wzrost sprzedaży.

Chwilowo kredyt mogą dostać tylko najlepszej jakości kredytobiorcy, istnieje jednak duża grupa ludzi, którym swego czasu sztuczne wygórowane ceny na rynku mieszkaniowym nie pozwalały zrealizować planów o zakupie domu, a teraz jest ich już na niego stać, o ile tylko ich banki zechcą ich skredytować.

Randy Frederick, dyrektor ds. akcji i derywatów w firmie Charles Schwab przypomina, że dom powinno się kupować, gdy można sobie na niego pozwolić, gdy jest się gotowym osiedlić w danym miejscu lub zmuszonym do tego przez zmianę miejsca pracy, a nie chce się wynajmować. W takich sytuacjach nie ma co martwić się rynkiem.

Ci inwestorzy, którzy nie chcą wiązać się inwestycjami w firmy rynku nieruchomości, mogą rozważyć ulokowanie pieniędzy w którymś z licznej grupy zamkniętych funduszy inwestycyjnych (ETF) i inwestujących w nieruchomości funduszy powierniczych (REIT). Mogą one pochwalić się płynnością, a jako jeden z sektorów najbardziej dotkniętych bessą, kryje się też w nich spory potencjał zysku.

Johnowi Osbonowi z firmy Osbon Capital Management szczególnie podoba się fundusz Vanguard REIT Index i SPDR Dow Jones Wilshire International Real Estate ETF , a to z uwagi na wysoki poziom zaangażowania tych jednostek poza Stanami Zjednoczonymi.

Robert Froehlich, główny strateg inwestycyjny należącej do Deutsche Bank spółki DWS Securities uważa, że rynek nieruchomości mieszkalnych wykaże wprawdzie pewne oznaki poprawy, lecz faktycznie zacznie odbudowywać swoje poziomy cenowe nie wcześniej, niż pod koniec roku.

Nie oznacza to jednak, że należy się teraz trzymać z daleka od jego akcji. Ceny akcji powinny wzrosnąć wobec spodziewanej poprawy cen nieruchomości, a to oznacza, że akcje ruszą w górę, zanim jeszcze drgną ceny samych murów.

Odbudowa rynku nieruchomości?

Osbon: - Rynek to nie monolit, nie są nim też gospodarki świata. Powinniśmy więc oczekiwać sprzecznych, i w tym przypadku pozytywnych wieści, nawet, jeżeli na pierwszy rzut oka nie mają one sensu. Zmiany cen papierów wartościowych często znacznie poprzedzają rozchodzenie się informacji. Oto jeden aktualny przykład zjawiska zgoła odwrotnego. Szokować może fakt, że PCY, narodowy fundusz dłużny ETF rynków wschodzących, a więc inwestycja o wysokim ryzyku, zyskał w ciągu ostatnich trzech miesięcy aż 55 proc. Jak to możliwe, wobec redukcji zadłużenia krajów z tej grupy i "zanurzających się" rynków akcji? Czyżby czekały nas jakieś dobre wieści? Jako firma, nie próbujemy jednak odgadywać przyszłości, tylko w niej uczestniczyć przez różnicowanie naszych portfeli w skali globalnej. Amerykański rynek nieruchomości mieszkaniowych to w tej chwili pytanie za 10 bilionów dolarów, jednak zgadywanie czegokolwiek byłoby teraz zbyt zuchwałe, więc nawet nie będę próbować. Tak czy owak, nieruchomości stanowią część każdego portfela, ze względu na ich hybrydowy, obligacyjno-akcyjny skład. Większość osób jest uzależniona od rynku nieruchomości ze względu na własne miejsce zamieszkania, ale lepiej inwestować w niego przez zróżnicowane fundusze REIT (inwestujące w biura, mieszkania, centra handlowe itp.), ponieważ tworzą one szkielet każdej gospodarki. Warto zauważyć, że ICF (amerykański fundusz REIT) i RWX (międzynarodowy REIT) odbiły się już od listopadowego poziomo odpowiednio o 21 proc. i 14 proc. Zważywszy na nawał złych wiadomości, wydaje mi się zaskakujące, że fundusze REIT w ogóle są jakoś pozytywnie wyceniane. Wiemy jednak, że rynki działają szybciej, niż myślimy, więc jestem do nich nastawiony optymistycznie. W Stanach, używamy funduszy VNQ i ICF. W przypadku zagranicy, sięgamy po RWX. W ten sposób mamy pokryty cały świat!

Frederick: - Myślę, że ogólny trend na wtórnym rynku mieszkaniowym jest jeszcze niższy. Jeden raport go nie odwróci .. na razie. W związku z nadmiarem domów na sprzedaż w wielu obszarach, gdy spada ich cena, znajdują się węszący okazję kupcy i zaczynają kupować. Całkowicie zgadzam się z Johnem. Dom kupuje się wtedy, gdy człowieka na niego stać i/lub gdy jest się zmuszonym do przeprowadzki w związku ze zmianą miejsca pracy itp. Podejrzewam, że większość kupujących obecnie to spekulanci, szukający dobrych okazji, a nie młode rodziny z ambitnymi planami. Ma to jednak i dobrą stronę: każde działanie, które eliminuje zapas domów z rynku, będzie mieć korzystny wpływ, powodując jego stabilizację. Jak wielu z nas ostatnio zauważyło, rynki zawsze wyprzedzają gospodarkę. Choć jestem przekonany, że za wcześnie jeszcze, aby orzekać, że rynek mieszkaniowy osiągnął dno, trzeba też pamiętać, że akcje mieszkaniówki padły w 2007 roku jako pierwsze, więc mogą też jako jedne z pierwszych się podnieść. Jak inaczej wytłumaczyć to, że indeks sektora nieruchomości mieszkaniowych (HGX) wzrósł w porównaniu z minimum z 20 listopada o 35 proc. (podczas, gdy SPX osiągnął wzrost niewiele przekraczający 13 proc.), mimo, że wszyscy deweloperzy znajdują się teraz w sporych opałach?

Osbon: - Cześć, Randy. Czy akcje firm z sektora mieszkaniowego do stała część twoich portfeli?

Froehlich: - Myślę, że mieszkaniówka zacznie wreszcie pokazywać bieżące oznaki powrotu do zdrowia, choć nie sądzę, aby nastąpiło to przed czwartym kwartałem tego roku. I choć liczba ofert na rynku jest duża, a raty niskie, podobnie jak ceny domów. Brak tylko jednej rzeczy, która powstrzymuje rozwój branży: miejsc pracy. Mieszkaniówka nie zacznie się kręcić, dopóki nie przybędzie miejsc pracy. Myślę tu najwcześniej o czwartym kwartale roku. Będzie to od tej chwili mniej więcej za rok.

Osbon: - Cześć, Bob. Zgadzam się, że ogromne znaczenie dla rozwoju rynku nieruchomości ma sytuacja na rynku pracy. Czy twoim zdaniem należałoby poszukać liczby bezwzględnej (10 proc. bezrobocia)? A może względnej (wyobraź sobie, że bezrobocie zacznie spadać w kwartale IV)?

Frederick: - Notowania Schwab Equity Ratings obejmują większość akcji firm mieszkaniowych, ale sami nie zajmujemy się obrotem.

Froehlich: - Skupiam się na liczbie względnej, co da nam nieco czasu na odpowiednie wypozycjonowanie naszego portfela.

Michael Maiello i David Serchuk

Inwestuj w odbudowę rynku nieruchomości

Zespół inwestorów Forbes.com rozmawia na temat ostatnich nowin gospodarczych i oferuje kilka sugestii inwestorom zastanawiającym się nad inwestowaniem w nieruchomości.
Rynek nieruchomości pokazał kilka oznak powrotu do zdrowia, gdyż sprzedaż na rynku wtórnym wzrosła w grudniu o 6,5 proc. W rezultacie spadły ceny, w sektorze mieszkaniowym schodząc średnio o 15 proc. do 175 400 dolarów za dom. Ceny domów zbliżają się obecnie do poziomu z roku 2004, a mija mniej więcej rok, odkąd na rynku tym zaczęła tworzyć się bańka.

Oznacza to, że ceny domów mogą spaść jeszcze bardziej. Co bardziej pesymistyczni analitycy, jak choćby członek Forbes.com Investor Team, Gary Shilling, są zdania, że zanim ceny domów trwale zaczną się dźwigać, mogą jeszcze spaść o kolejne 20 proc. Gdy jednak będą spadać, o ile oprocentowanie kredytów hipotecznych pozostanie poniżej 6 proc. (a z pomocą Fannie Mae i Freddie Mac rządowi może się to udać), powinno to spowodować wzrost sprzedaży.

Chwilowo kredyt mogą dostać tylko najlepszej jakości kredytobiorcy, istnieje jednak duża grupa ludzi, którym swego czasu sztuczne wygórowane ceny na rynku mieszkaniowym nie pozwalały zrealizować planów o zakupie domu, a teraz jest ich już na niego stać, o ile tylko ich banki zechcą ich skredytować.

Randy Frederick, dyrektor ds. akcji i derywatów w firmie Charles Schwab przypomina, że dom powinno się kupować, gdy można sobie na niego pozwolić, gdy jest się gotowym osiedlić w danym miejscu lub zmuszonym do tego przez zmianę miejsca pracy, a nie chce się wynajmować. W takich sytuacjach nie ma co martwić się rynkiem.

Ci inwestorzy, którzy nie chcą wiązać się inwestycjami w firmy rynku nieruchomości, mogą rozważyć ulokowanie pieniędzy w którymś z licznej grupy zamkniętych funduszy inwestycyjnych (ETF) i inwestujących w nieruchomości funduszy powierniczych (REIT). Mogą one pochwalić się płynnością, a jako jeden z sektorów najbardziej dotkniętych bessą, kryje się też w nich spory potencjał zysku.

Johnowi Osbonowi z firmy Osbon Capital Management szczególnie podoba się fundusz Vanguard REIT Index i SPDR Dow Jones Wilshire International Real Estate ETF , a to z uwagi na wysoki poziom zaangażowania tych jednostek poza Stanami Zjednoczonymi.

Robert Froehlich, główny strateg inwestycyjny należącej do Deutsche Bank spółki DWS Securities uważa, że rynek nieruchomości mieszkalnych wykaże wprawdzie pewne oznaki poprawy, lecz faktycznie zacznie odbudowywać swoje poziomy cenowe nie wcześniej, niż pod koniec roku.

Nie oznacza to jednak, że należy się teraz trzymać z daleka od jego akcji. Ceny akcji powinny wzrosnąć wobec spodziewanej poprawy cen nieruchomości, a to oznacza, że akcje ruszą w górę, zanim jeszcze drgną ceny samych murów.

Odbudowa rynku nieruchomości?

Osbon: - Rynek to nie monolit, nie są nim też gospodarki świata. Powinniśmy więc oczekiwać sprzecznych, i w tym przypadku pozytywnych wieści, nawet, jeżeli na pierwszy rzut oka nie mają one sensu. Zmiany cen papierów wartościowych często znacznie poprzedzają rozchodzenie się informacji. Oto jeden aktualny przykład zjawiska zgoła odwrotnego. Szokować może fakt, że PCY, narodowy fundusz dłużny ETF rynków wschodzących, a więc inwestycja o wysokim ryzyku, zyskał w ciągu ostatnich trzech miesięcy aż 55 proc. Jak to możliwe, wobec redukcji zadłużenia krajów z tej grupy i "zanurzających się" rynków akcji? Czyżby czekały nas jakieś dobre wieści? Jako firma, nie próbujemy jednak odgadywać przyszłości, tylko w niej uczestniczyć przez różnicowanie naszych portfeli w skali globalnej. Amerykański rynek nieruchomości mieszkaniowych to w tej chwili pytanie za 10 bilionów dolarów, jednak zgadywanie czegokolwiek byłoby teraz zbyt zuchwałe, więc nawet nie będę próbować. Tak czy owak, nieruchomości stanowią część każdego portfela, ze względu na ich hybrydowy, obligacyjno-akcyjny skład. Większość osób jest uzależniona od rynku nieruchomości ze względu na własne miejsce zamieszkania, ale lepiej inwestować w niego przez zróżnicowane fundusze REIT (inwestujące w biura, mieszkania, centra handlowe itp.), ponieważ tworzą one szkielet każdej gospodarki. Warto zauważyć, że ICF (amerykański fundusz REIT) i RWX (międzynarodowy REIT) odbiły się już od listopadowego poziomo odpowiednio o 21 proc. i 14 proc. Zważywszy na nawał złych wiadomości, wydaje mi się zaskakujące, że fundusze REIT w ogóle są jakoś pozytywnie wyceniane. Wiemy jednak, że rynki działają szybciej, niż myślimy, więc jestem do nich nastawiony optymistycznie. W Stanach, używamy funduszy VNQ i ICF. W przypadku zagranicy, sięgamy po RWX. W ten sposób mamy pokryty cały świat!

Frederick: - Myślę, że ogólny trend na wtórnym rynku mieszkaniowym jest jeszcze niższy. Jeden raport go nie odwróci .. na razie. W związku z nadmiarem domów na sprzedaż w wielu obszarach, gdy spada ich cena, znajdują się węszący okazję kupcy i zaczynają kupować. Całkowicie zgadzam się z Johnem. Dom kupuje się wtedy, gdy człowieka na niego stać i/lub gdy jest się zmuszonym do przeprowadzki w związku ze zmianą miejsca pracy itp. Podejrzewam, że większość kupujących obecnie to spekulanci, szukający dobrych okazji, a nie młode rodziny z ambitnymi planami. Ma to jednak i dobrą stronę: każde działanie, które eliminuje zapas domów z rynku, będzie mieć korzystny wpływ, powodując jego stabilizację. Jak wielu z nas ostatnio zauważyło, rynki zawsze wyprzedzają gospodarkę. Choć jestem przekonany, że za wcześnie jeszcze, aby orzekać, że rynek mieszkaniowy osiągnął dno, trzeba też pamiętać, że akcje mieszkaniówki padły w 2007 roku jako pierwsze, więc mogą też jako jedne z pierwszych się podnieść. Jak inaczej wytłumaczyć to, że indeks sektora nieruchomości mieszkaniowych (HGX) wzrósł w porównaniu z minimum z 20 listopada o 35 proc. (podczas, gdy SPX osiągnął wzrost niewiele przekraczający 13 proc.), mimo, że wszyscy deweloperzy znajdują się teraz w sporych opałach?

Osbon: - Cześć, Randy. Czy akcje firm z sektora mieszkaniowego do stała część twoich portfeli?

Froehlich: - Myślę, że mieszkaniówka zacznie wreszcie pokazywać bieżące oznaki powrotu do zdrowia, choć nie sądzę, aby nastąpiło to przed czwartym kwartałem tego roku. I choć liczba ofert na rynku jest duża, a raty niskie, podobnie jak ceny domów. Brak tylko jednej rzeczy, która powstrzymuje rozwój branży: miejsc pracy. Mieszkaniówka nie zacznie się kręcić, dopóki nie przybędzie miejsc pracy. Myślę tu najwcześniej o czwartym kwartale roku. Będzie to od tej chwili mniej więcej za rok.

Osbon: - Cześć, Bob. Zgadzam się, że ogromne znaczenie dla rozwoju rynku nieruchomości ma sytuacja na rynku pracy. Czy twoim zdaniem należałoby poszukać liczby bezwzględnej (10 proc. bezrobocia)? A może względnej (wyobraź sobie, że bezrobocie zacznie spadać w kwartale IV)?

Frederick: - Notowania Schwab Equity Ratings obejmują większość akcji firm mieszkaniowych, ale sami nie zajmujemy się obrotem.

Froehlich: - Skupiam się na liczbie względnej, co da nam nieco czasu na odpowiednie wypozycjonowanie naszego portfela.

Michael Maiello i David Serchuk

Ujemna dynamika zatrudnienia

Podaż pieniądza spowalnia, ale rośnie ciągle szybko - 17,6% r/r , styczniowa inflacja bez niespodzianek.

Wzrost kredytów ciągle bliski rekordom, ale to dzięki 10% deprecjacji w styczniu.

Pozornie niewiele zmieniło się w danych o M3. Wzrost podaży pieniądza zmniejszył się jedynie nieznacznie (z 18,8 do 17,7%, ciągle więc jest wysoki). Kredyty dla gospodarstw domowych rosną w niemal rekordowym tempie (45,3% r/r!), także wysoka jest dynamika kredytów dla firm (27,9% r/r). Czynnikiem zaciemniającym te dane jest jednak zmiana kursu (złoty osłabił się w styczniu o kolejne 10%). Bo odfiltrowaniu tego efektu, tempo wzrostu kredytów zmniejsza się o 4 pkt procentowe co daje już znacznie "normalniejszy" dla czasów kryzysu obraz - spowalniających kredytów (choć na razie ciągle nie w dramatycznym tempie - m/m widzimy brak zmian w sektorze gospodarstw domowych).

Styczniowa inflacja bez niespodzianek

Inflacja w styczniu spadła do 3,1% z 3,3 w grudniu (i przy szacunku ministerstwa finansów na poziomie 3,2). Styczeń dostarcza jedynie cząstkowych informacji o kategoriach CPI, ale widać że koszty utrzymania mieszkania skoczyły mniej niż oczekiwaliśmy (2,3% zamiast 3,2), ale podwyżki w tej kategorii były głównie w drugiej połowie miesiąca, zobaczymy je więc w liczbach za luty. Ceny żywności zaskoczyły z kolei w drugą stronę.

Pierwszy kwartał nie będzie czasem bardzo głębokiego spadku inflacji. Przeszkadzać będą nie ujawnione jeszcze w pełni podwyżki cen regulowanych (a także, być może, rewizja koszyka inflacyjnego, która zwykle zmniejsza inflację, zaś tym razem, poprzez zwiększenie znaczenia cen użytkowania mieszkania może styczniowy wskaźnik CPI jeszcze zwiększyć). 3,1% jest jednak wystarczająco bliskie celu, że w powiązaniu ze słabą produkcją i wzrostem bezrobocia do 10,5% w styczniu raczej nie przeszkodzi w obniżce stóp. Widać już że większym problemem dla niektórych członków RPP staje się kurs.

Co to znaczy: Inflacja spada mimo deprecjacji i ten proces będzie kontynuowany.

Ten tydzień

Pora wrócić do tematu większych obniżek stóp, W tym tygodniu ukazują się dane, które naszym zdaniem powstrzymają członków RPP od sugerowania, że skala obniżek stóp powinna być już ograniczana czy nawet że przyszła pora na przerwę w luzowaniu polityki pieniężnej (Dariusz Filar). Jeśli nie wystarczy publikacja we wtorek danych o zatrudnieniu w sektorze przedsiębiorstw (jeśli skok bezrobocia w styczniu z 9,5% do 10,5% dokonał się przede wszystkim przez zwolnienia grupowe, to należy liczyć się nawet z możliwością ujemnej dynamiki zatrudnienia w ujęciu r/r) to w czwartek ukażą się wyniki produkcji przemysłowej za styczeń a tam zapewne zobaczymy dwucyfrowy spadek r/r.

źródło informacji: INGBank

Poniedziałek, 16 lutego (09:51)

Ujemna dynamika zatrudnienia

Podaż pieniądza spowalnia, ale rośnie ciągle szybko - 17,6% r/r , styczniowa inflacja bez niespodzianek.

Wzrost kredytów ciągle bliski rekordom, ale to dzięki 10% deprecjacji w styczniu.

Pozornie niewiele zmieniło się w danych o M3. Wzrost podaży pieniądza zmniejszył się jedynie nieznacznie (z 18,8 do 17,7%, ciągle więc jest wysoki). Kredyty dla gospodarstw domowych rosną w niemal rekordowym tempie (45,3% r/r!), także wysoka jest dynamika kredytów dla firm (27,9% r/r). Czynnikiem zaciemniającym te dane jest jednak zmiana kursu (złoty osłabił się w styczniu o kolejne 10%). Bo odfiltrowaniu tego efektu, tempo wzrostu kredytów zmniejsza się o 4 pkt procentowe co daje już znacznie "normalniejszy" dla czasów kryzysu obraz - spowalniających kredytów (choć na razie ciągle nie w dramatycznym tempie - m/m widzimy brak zmian w sektorze gospodarstw domowych).

Styczniowa inflacja bez niespodzianek

Inflacja w styczniu spadła do 3,1% z 3,3 w grudniu (i przy szacunku ministerstwa finansów na poziomie 3,2). Styczeń dostarcza jedynie cząstkowych informacji o kategoriach CPI, ale widać że koszty utrzymania mieszkania skoczyły mniej niż oczekiwaliśmy (2,3% zamiast 3,2), ale podwyżki w tej kategorii były głównie w drugiej połowie miesiąca, zobaczymy je więc w liczbach za luty. Ceny żywności zaskoczyły z kolei w drugą stronę.

Pierwszy kwartał nie będzie czasem bardzo głębokiego spadku inflacji. Przeszkadzać będą nie ujawnione jeszcze w pełni podwyżki cen regulowanych (a także, być może, rewizja koszyka inflacyjnego, która zwykle zmniejsza inflację, zaś tym razem, poprzez zwiększenie znaczenia cen użytkowania mieszkania może styczniowy wskaźnik CPI jeszcze zwiększyć). 3,1% jest jednak wystarczająco bliskie celu, że w powiązaniu ze słabą produkcją i wzrostem bezrobocia do 10,5% w styczniu raczej nie przeszkodzi w obniżce stóp. Widać już że większym problemem dla niektórych członków RPP staje się kurs.

Co to znaczy: Inflacja spada mimo deprecjacji i ten proces będzie kontynuowany.

Ten tydzień

Pora wrócić do tematu większych obniżek stóp, W tym tygodniu ukazują się dane, które naszym zdaniem powstrzymają członków RPP od sugerowania, że skala obniżek stóp powinna być już ograniczana czy nawet że przyszła pora na przerwę w luzowaniu polityki pieniężnej (Dariusz Filar). Jeśli nie wystarczy publikacja we wtorek danych o zatrudnieniu w sektorze przedsiębiorstw (jeśli skok bezrobocia w styczniu z 9,5% do 10,5% dokonał się przede wszystkim przez zwolnienia grupowe, to należy liczyć się nawet z możliwością ujemnej dynamiki zatrudnienia w ujęciu r/r) to w czwartek ukażą się wyniki produkcji przemysłowej za styczeń a tam zapewne zobaczymy dwucyfrowy spadek r/r.

źródło informacji: INGBank

Poniedziałek, 16 lutego (09:51)

Dłużnik może bronić się przed działaniem komornika

Pogłębiający się kryzys sprawia, że coraz więcej przedsiębiorców ma problemy z regulowaniem swoich zobowiązań. Coraz częściej wierzyciele kierują sprawy do sądów i egzekwują długi poprzez komorników.
- W toku postępowania egzekucyjnego komornicy popełniają różnego rodzaju błędy proceduralne. Zdarza się nawet, że brakuje należytej podstawy materialno-prawnej do prowadzenia egzekucji. Negatywne skutki takich sytuacji mogą być dla dłużnika bardzo dotkliwe - wyjaśnia dr Marcin Asłanowicz, partner kierujący działem procesowym Baker & McKenzie. Dlatego w przypadku gdy czynności komornika naruszą prawa dłużnika, może on składać skargi lub w inny sposób chronić majątek przed bezpodstawnym zajęciem - dodaje.

Najczęściej wykorzystywanym środkiem, za pomocą którego dłużnik może bronić się przed bezpodstawnymi czynnościami egzekucyjnymi, jest skarga na czynności komornika, którą kieruje się do sądu rejonowego. Jej przedmiotem może być naruszenie przepisów proceduralnych. Pismo powinno określać zaskarżoną czynność lub czynność, której zaniechano (np. komornik nie umarza postępowania egzekucyjnego mimo utraty tytułu wykonawczego).

Skargę może złożyć nie tylko dłużnik, ale także inne osoby, których prawa zostały naruszone bądź zagrożone (np. wierzyciel). Kodeks postępowania cywilnego określa tygodniowy termin na wniesienie skargi. W zależności od sytuacji skarżącego termin liczy się od dnia dokonania bezpodstawnej czynności bądź od dnia zawiadomienia o dokonaniu czynności, a gdy takiego nie było - od dnia, w którym czynność powinna być dokonana. Od skargi pobierana jest opłata 100 zł niezależnie od wartości egzekwowanej należności.

Ważne W skardze na czynności komornika nie można zarzucić mu niesprawdzenia zasadności tytułu wykonawczego.

Co może zrobić dłużnik, jeśli chce uniemożliwić przeprowadzenie egzekucji? Czy dokonując zajęcia ruchomości, komornik ma obowiązek ustalania, kto jest jej właścicielem? Jakie są ograniczenia prawne egzekucji?

Więcej: Gazeta Prawna 17.02.2009 (33) - str.2-3

Adam Makosz

Dłużnik może bronić się przed działaniem komornika

Pogłębiający się kryzys sprawia, że coraz więcej przedsiębiorców ma problemy z regulowaniem swoich zobowiązań. Coraz częściej wierzyciele kierują sprawy do sądów i egzekwują długi poprzez komorników.
- W toku postępowania egzekucyjnego komornicy popełniają różnego rodzaju błędy proceduralne. Zdarza się nawet, że brakuje należytej podstawy materialno-prawnej do prowadzenia egzekucji. Negatywne skutki takich sytuacji mogą być dla dłużnika bardzo dotkliwe - wyjaśnia dr Marcin Asłanowicz, partner kierujący działem procesowym Baker & McKenzie. Dlatego w przypadku gdy czynności komornika naruszą prawa dłużnika, może on składać skargi lub w inny sposób chronić majątek przed bezpodstawnym zajęciem - dodaje.

Najczęściej wykorzystywanym środkiem, za pomocą którego dłużnik może bronić się przed bezpodstawnymi czynnościami egzekucyjnymi, jest skarga na czynności komornika, którą kieruje się do sądu rejonowego. Jej przedmiotem może być naruszenie przepisów proceduralnych. Pismo powinno określać zaskarżoną czynność lub czynność, której zaniechano (np. komornik nie umarza postępowania egzekucyjnego mimo utraty tytułu wykonawczego).

Skargę może złożyć nie tylko dłużnik, ale także inne osoby, których prawa zostały naruszone bądź zagrożone (np. wierzyciel). Kodeks postępowania cywilnego określa tygodniowy termin na wniesienie skargi. W zależności od sytuacji skarżącego termin liczy się od dnia dokonania bezpodstawnej czynności bądź od dnia zawiadomienia o dokonaniu czynności, a gdy takiego nie było - od dnia, w którym czynność powinna być dokonana. Od skargi pobierana jest opłata 100 zł niezależnie od wartości egzekwowanej należności.

Ważne W skardze na czynności komornika nie można zarzucić mu niesprawdzenia zasadności tytułu wykonawczego.

Co może zrobić dłużnik, jeśli chce uniemożliwić przeprowadzenie egzekucji? Czy dokonując zajęcia ruchomości, komornik ma obowiązek ustalania, kto jest jej właścicielem? Jakie są ograniczenia prawne egzekucji?

Więcej: Gazeta Prawna 17.02.2009 (33) - str.2-3

Adam Makosz

Kto gra przeciwko naszej walucie?

Wysokość stóp procentowych ma niewielki wpływ na osłabienie kursu złotego. Do czasu, kiedy prognozy gospodarcze się nie ustabilizują, trudne będzie określenie stopnia, w jakim powinna zostać złagodzona polityka pieniężna - uważa Andrzej Sławiński, członek Rady Polityki Pieniężnej.

"To, co się ostatnio działo ze złotym ma niewiele wspólnego z wysokością stóp procentowych. Spadek kursu złotego był w decydującej mierze efektem ogólnej fali spekulacji na spadek kursów walut krajów wschodzących. Jej ostatnie nasilenie było wynikiem kolejnych informacji o stratach wielkich międzynarodowych banków, co ponownie nasiliło ich ucieczkę w płynność.

Spekulacji sprzyja wchodzenie gospodarki światowej w recesję, ponieważ rodzi to obfitość tzw. złych danych o gospodarce dowolnego kraju" - powiedział Sławiński w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".

"Do jakiego poziomu mogą spaść stopy procentowe w Polsce? Recesja w gospodarce światowej dopiero się zaczyna. Dokąd nie ustabilizują się prognozy, trudno będzie określić, jaki stopień złagodzenia polityki pieniężnej będzie właściwy, by pomóc gospodarce wrócić z czasem na ścieżkę potencjalnego wzrostu" - dodał.

Członek RPP zaznaczył, że spadek kursu łagodził politykę pieniężną. "Przy spadającym kursie istotny jest także problem premii za ryzyko dla inwestorów długoterminowych. RPP brała te czynniki pod uwagę. Dlatego obniżki stóp procentowych były stopniowe" - dodał.

Sławiński oceniając skuteczność ewentualnych interwencji walutowych w Polsce ocenia, że wprawdzie sprzyjałaby im zmniejszona skala obrotów na rynku walutowym, ale jednocześnie zwraca uwagę, że zmiany kursu złotego odzwierciedlają globalne trendy.

"Od upadku Lehman Brothers mamy właściwie nieustannie do czynienia z powracającym zjawiskiem spekulacji na spadek kursów walut krajów wschodzących, którą wywołuje i ułatwia fala odpływającego z nich wciąż kapitału" - powiedział.

"Wziąwszy pod uwagę globalny kontekst spekulacji na spadek kursu złotego, trzeba założyć, że rozsądnym celem ewentualnych interwencji nie powinny być próby stabilizowania kursu złotego na określonym poziomie, lecz zwiększanie ryzyka spekulacji przeciwko naszej walucie" - dodał.

Sławiński poinformował, że RPP rozważa możliwość obniżenia rezerwy obowiązkowej. Zaznaczył jednak, że taka zmiana zwiększyłaby płynność w systemie bankowym, której bankom na razie nie brakuje.

"Ważniejszym problemem banków jest wielkość ich kapitałów. Przypomnijmy, że banki są zobowiązane, by utrzymywać kapitały w odpowiedniej relacji do wielkości ważonych ryzykiem aktywów. Silna dekoniunktura spowodowała, że ryzyko związane z udzielaniem kredytów wzrosło. Nasze banki potrzebowałyby zatem więcej kapitału na pokrycie ryzyka związanego z ewentualnym zwiększeniem akcji kredytowej" - powiedział.

"Banki-matki naszych banków są nadal w niełatwej sytuacji. Prawdopodobnie więc na razie z ich strony trudno byłoby o wsparcie kapitałowe. Pozostaje zwiększenie kapitałów dzięki zatrzymaniu zysków w bankach zamiast wypłacania przez nie dywidend. Wiele banków na świecie właśnie tak uzupełnia od dwóch lat swoje kapitały. ROE naszych banków w 2008 r. było wyjątkowo wysokie.

Wstrzymanie wypłat dywidend byłoby w tej sytuacji istotnym źródłem uzupełnienia ich kapitałów" - dodał.

Powrotowi złotego na ścieżkę aprecjacji może sprzyjać pewna powściągliwość w obniżaniu stopy referencyjnej NBP - uważa Dariusz Filar, członek Rady Polityki Pieniężnej. "Jeśli sprawdzą się prognozy wskazujące na Polskę wraz z Czechami i ze Słowacją jako na wyjątkowe środkowoeuropejskie trio, które utrzyma wzrost PKB i tym będzie się odróżniać od lecących w dół gospodarek całej reszty kontynentu, uczestnicy rynku walutowego będą musieli dostrzec, że nasza waluta jest znacząco niedowartościowana. Podobnie oddziaływać będzie powodzenie w utrzymaniu niskiego deficytu budżetowego i dowiedzenie tym samym, że nie rosną nadmiernie nasze potrzeby pożyczkowe.

Sprzyjać złotemu może także pewna powściągliwość w obniżaniu stopy referencyjnej NBP" - napisał Filar w "Gazecie Wyborczej".

"Globalni gracze walutowi, którzy dzisiaj zachowują się w sposób dosyć stadny i nie różnicują swoich ocen w zbyt wyrafinowany sposób, prędzej czy później odnotują także inne nasze atuty:

umiarkowany deficyt obrotów bieżących (nieco ponad 5 proc. w porównaniu z dwucyfrowymi deficytami od Estonii po Bułgarię), umiarkowane zadłużenie Polaków w walutach obcych (nieco ponad 20 proc. ogółu zaciągniętych kredytów w porównaniu z poziomem ponad 50 proc. w Rumunii i Bułgarii, ponad 60 proc. na Węgrzech i niemal 90 proc. na Łotwie), utrzymującą się zdolność Polski do przyciągania bezpośrednich inwestycji zagranicznych" - dodał.

Będziemy robić wszystko, żeby umacniać złotego, to jest bardzo ważne - powiedział we wtorek wicepremier, szef MSWiA Grzegorz Schetyna."Będziemy dzisiaj rozmawiać na Radzie Ministrów także o tym" - powiedział Schetyna w Radiu ZET.

Na pytanie czy będzie reakcja rządu na osłabienie złotego, wicepremier powiedział: "na pewno tak". "My cały czas reagujemy" - dodał. Pytany czy rozważana jest np. interwencja na rynku, powiedział: "to jest kwestia skali interwencji i naszej skuteczności - czy możemy być skuteczni czy możemy odwrócić trend, który tak naprawdę dotyka wszystkie waluty w tej części Europy i nie wybiera"."Tak, jesteśmy umieszczeni w takim koszyku, w takim najpoważniejszym miejscu, gdzie ryzyko finansowe jest największe" - powiedział Schetyna dodając, że "ta sytuacja oczywiście jest

niebezpieczna".

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Kto gra przeciwko naszej walucie?

Wysokość stóp procentowych ma niewielki wpływ na osłabienie kursu złotego. Do czasu, kiedy prognozy gospodarcze się nie ustabilizują, trudne będzie określenie stopnia, w jakim powinna zostać złagodzona polityka pieniężna - uważa Andrzej Sławiński, członek Rady Polityki Pieniężnej.

"To, co się ostatnio działo ze złotym ma niewiele wspólnego z wysokością stóp procentowych. Spadek kursu złotego był w decydującej mierze efektem ogólnej fali spekulacji na spadek kursów walut krajów wschodzących. Jej ostatnie nasilenie było wynikiem kolejnych informacji o stratach wielkich międzynarodowych banków, co ponownie nasiliło ich ucieczkę w płynność.

Spekulacji sprzyja wchodzenie gospodarki światowej w recesję, ponieważ rodzi to obfitość tzw. złych danych o gospodarce dowolnego kraju" - powiedział Sławiński w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".

"Do jakiego poziomu mogą spaść stopy procentowe w Polsce? Recesja w gospodarce światowej dopiero się zaczyna. Dokąd nie ustabilizują się prognozy, trudno będzie określić, jaki stopień złagodzenia polityki pieniężnej będzie właściwy, by pomóc gospodarce wrócić z czasem na ścieżkę potencjalnego wzrostu" - dodał.

Członek RPP zaznaczył, że spadek kursu łagodził politykę pieniężną. "Przy spadającym kursie istotny jest także problem premii za ryzyko dla inwestorów długoterminowych. RPP brała te czynniki pod uwagę. Dlatego obniżki stóp procentowych były stopniowe" - dodał.

Sławiński oceniając skuteczność ewentualnych interwencji walutowych w Polsce ocenia, że wprawdzie sprzyjałaby im zmniejszona skala obrotów na rynku walutowym, ale jednocześnie zwraca uwagę, że zmiany kursu złotego odzwierciedlają globalne trendy.

"Od upadku Lehman Brothers mamy właściwie nieustannie do czynienia z powracającym zjawiskiem spekulacji na spadek kursów walut krajów wschodzących, którą wywołuje i ułatwia fala odpływającego z nich wciąż kapitału" - powiedział.

"Wziąwszy pod uwagę globalny kontekst spekulacji na spadek kursu złotego, trzeba założyć, że rozsądnym celem ewentualnych interwencji nie powinny być próby stabilizowania kursu złotego na określonym poziomie, lecz zwiększanie ryzyka spekulacji przeciwko naszej walucie" - dodał.

Sławiński poinformował, że RPP rozważa możliwość obniżenia rezerwy obowiązkowej. Zaznaczył jednak, że taka zmiana zwiększyłaby płynność w systemie bankowym, której bankom na razie nie brakuje.

"Ważniejszym problemem banków jest wielkość ich kapitałów. Przypomnijmy, że banki są zobowiązane, by utrzymywać kapitały w odpowiedniej relacji do wielkości ważonych ryzykiem aktywów. Silna dekoniunktura spowodowała, że ryzyko związane z udzielaniem kredytów wzrosło. Nasze banki potrzebowałyby zatem więcej kapitału na pokrycie ryzyka związanego z ewentualnym zwiększeniem akcji kredytowej" - powiedział.

"Banki-matki naszych banków są nadal w niełatwej sytuacji. Prawdopodobnie więc na razie z ich strony trudno byłoby o wsparcie kapitałowe. Pozostaje zwiększenie kapitałów dzięki zatrzymaniu zysków w bankach zamiast wypłacania przez nie dywidend. Wiele banków na świecie właśnie tak uzupełnia od dwóch lat swoje kapitały. ROE naszych banków w 2008 r. było wyjątkowo wysokie.

Wstrzymanie wypłat dywidend byłoby w tej sytuacji istotnym źródłem uzupełnienia ich kapitałów" - dodał.

Powrotowi złotego na ścieżkę aprecjacji może sprzyjać pewna powściągliwość w obniżaniu stopy referencyjnej NBP - uważa Dariusz Filar, członek Rady Polityki Pieniężnej. "Jeśli sprawdzą się prognozy wskazujące na Polskę wraz z Czechami i ze Słowacją jako na wyjątkowe środkowoeuropejskie trio, które utrzyma wzrost PKB i tym będzie się odróżniać od lecących w dół gospodarek całej reszty kontynentu, uczestnicy rynku walutowego będą musieli dostrzec, że nasza waluta jest znacząco niedowartościowana. Podobnie oddziaływać będzie powodzenie w utrzymaniu niskiego deficytu budżetowego i dowiedzenie tym samym, że nie rosną nadmiernie nasze potrzeby pożyczkowe.

Sprzyjać złotemu może także pewna powściągliwość w obniżaniu stopy referencyjnej NBP" - napisał Filar w "Gazecie Wyborczej".

"Globalni gracze walutowi, którzy dzisiaj zachowują się w sposób dosyć stadny i nie różnicują swoich ocen w zbyt wyrafinowany sposób, prędzej czy później odnotują także inne nasze atuty:

umiarkowany deficyt obrotów bieżących (nieco ponad 5 proc. w porównaniu z dwucyfrowymi deficytami od Estonii po Bułgarię), umiarkowane zadłużenie Polaków w walutach obcych (nieco ponad 20 proc. ogółu zaciągniętych kredytów w porównaniu z poziomem ponad 50 proc. w Rumunii i Bułgarii, ponad 60 proc. na Węgrzech i niemal 90 proc. na Łotwie), utrzymującą się zdolność Polski do przyciągania bezpośrednich inwestycji zagranicznych" - dodał.

Będziemy robić wszystko, żeby umacniać złotego, to jest bardzo ważne - powiedział we wtorek wicepremier, szef MSWiA Grzegorz Schetyna."Będziemy dzisiaj rozmawiać na Radzie Ministrów także o tym" - powiedział Schetyna w Radiu ZET.

Na pytanie czy będzie reakcja rządu na osłabienie złotego, wicepremier powiedział: "na pewno tak". "My cały czas reagujemy" - dodał. Pytany czy rozważana jest np. interwencja na rynku, powiedział: "to jest kwestia skali interwencji i naszej skuteczności - czy możemy być skuteczni czy możemy odwrócić trend, który tak naprawdę dotyka wszystkie waluty w tej części Europy i nie wybiera"."Tak, jesteśmy umieszczeni w takim koszyku, w takim najpoważniejszym miejscu, gdzie ryzyko finansowe jest największe" - powiedział Schetyna dodając, że "ta sytuacja oczywiście jest

niebezpieczna".

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Bugaj: Euro po 5 zł? Rynki musiałyby oszaleć

Antykryzysowy PO-PiS jest Polsce potrzebny i mogliby się dogadać w sprawie wejścia Polski do strefy euro - mówił w Kontrwywiadzie profesor Ryszard Bugaj, doradca ekonomiczny prezydenta. Bugaj uważa, że na razie nie nadszedł czas na obronę złotówki i skrytykował rząd za sposób walki z kryzysem: Cięcia budżetowe mogą być nawet przeciwskuteczne - dodał.
onet.pl

Bugaj: Euro po 5 zł? Rynki musiałyby oszaleć

Antykryzysowy PO-PiS jest Polsce potrzebny i mogliby się dogadać w sprawie wejścia Polski do strefy euro - mówił w Kontrwywiadzie profesor Ryszard Bugaj, doradca ekonomiczny prezydenta. Bugaj uważa, że na razie nie nadszedł czas na obronę złotówki i skrytykował rząd za sposób walki z kryzysem: Cięcia budżetowe mogą być nawet przeciwskuteczne - dodał.
onet.pl

Czy Pawlak uratuje firmy zarażone opcjami?

Rząd zmierzy się dziś z większym problemem niż szukanie oszczędności - ustalił "Dziennik". To problem tak zwanych opcji walutowych. Polskie firmy mogą stracić na nich dziesiątki miliardów złotych. Czy Rada Ministrów pozwoli im wycofać się z niekorzystnych umów z bankami? - docieka gazeta.
Opcje walutowe od kilkunastu tygodni spędzają sen z powiek politykom i ekonomistom. Bo ich wpływ na gospodarkę już widać. Już doszło do bankructw firm, które nie były w stanie spłacić zobowiązań powstałych z tytułu opcji, a to może być dopiero zły początek. Bo sama skala zjawiska jest nieznana. Ile polskie firmy mogą utopić w opcjach? Eksperci liczą, że od kilku do kilkudziesięciu miliardów.
"To może być na przykład 40 miliardów złotych, czyli równowartość dwóch deficytów budżetowych" - mówi dr Mariusz Andrzejewski, który badał zjawisko.

Dlatego rząd musi zdecydować, czy pójdzie na wojnę z bankami. Wicepremier Waldemar Pawlak ma przekonywać premiera i ministrów, żeby zgodzili się na projekty, które przygotował. "Nie da się od tej sprawy uciec przez nicnierobienie, tą sprawą rząd, tak czy inaczej, będzie musiał się zająć" - mówi Pawlak.

Więcej w dzisiejszym "Dzienniku"
onet.pl/
(PAP, dd/17.02.2009, godz. 06:13)

Czy Pawlak uratuje firmy zarażone opcjami?

Rząd zmierzy się dziś z większym problemem niż szukanie oszczędności - ustalił "Dziennik". To problem tak zwanych opcji walutowych. Polskie firmy mogą stracić na nich dziesiątki miliardów złotych. Czy Rada Ministrów pozwoli im wycofać się z niekorzystnych umów z bankami? - docieka gazeta.
Opcje walutowe od kilkunastu tygodni spędzają sen z powiek politykom i ekonomistom. Bo ich wpływ na gospodarkę już widać. Już doszło do bankructw firm, które nie były w stanie spłacić zobowiązań powstałych z tytułu opcji, a to może być dopiero zły początek. Bo sama skala zjawiska jest nieznana. Ile polskie firmy mogą utopić w opcjach? Eksperci liczą, że od kilku do kilkudziesięciu miliardów.
"To może być na przykład 40 miliardów złotych, czyli równowartość dwóch deficytów budżetowych" - mówi dr Mariusz Andrzejewski, który badał zjawisko.

Dlatego rząd musi zdecydować, czy pójdzie na wojnę z bankami. Wicepremier Waldemar Pawlak ma przekonywać premiera i ministrów, żeby zgodzili się na projekty, które przygotował. "Nie da się od tej sprawy uciec przez nicnierobienie, tą sprawą rząd, tak czy inaczej, będzie musiał się zająć" - mówi Pawlak.

Więcej w dzisiejszym "Dzienniku"
onet.pl/
(PAP, dd/17.02.2009, godz. 06:13)

Wiadomości walutowe

Schetyna: będziemy robić wszystko, żeby umacniać złotego
Będziemy robić wszystko, żeby umacniać złotego, to jest bardzo ważne - powiedział we wtorek wicepremier, szef MSWiA Grzegorz Schetyna.

"Będziemy dzisiaj rozmawiać na Radzie Ministrów także o tym" - powiedział Schetyna w Radiu ZET.

Na pytanie czy będzie reakcja rządu na osłabienie złotego, wicepremier powiedział: "na pewno tak". "My cały czas reagujemy" - dodał.

Pytany czy rozważana jest np. interwencja na rynku, powiedział: "to jest kwestia skali interwencji i naszej skuteczności - czy możemy być skuteczni czy możemy odwrócić trend, który tak naprawdę dotyka wszystkie waluty w tej części Europy i nie wybiera".

"Tak, jesteśmy umieszczeni w takim koszyku, w takim najpoważniejszym miejscu, gdzie ryzyko finansowe jest największe" - powiedział Schetyna dodając, że "ta sytuacja oczywiście jest niebezpieczna".

W opinii ekspertów, słaby złoty podwyższa koszty obsługi długu zagranicznego oraz może mieć niekorzystny wpływ na inflację.

onet.pl/(PAP, dd/ 17.02.2009, godz. 08:59)

Wiadomości walutowe

Schetyna: będziemy robić wszystko, żeby umacniać złotego
Będziemy robić wszystko, żeby umacniać złotego, to jest bardzo ważne - powiedział we wtorek wicepremier, szef MSWiA Grzegorz Schetyna.

"Będziemy dzisiaj rozmawiać na Radzie Ministrów także o tym" - powiedział Schetyna w Radiu ZET.

Na pytanie czy będzie reakcja rządu na osłabienie złotego, wicepremier powiedział: "na pewno tak". "My cały czas reagujemy" - dodał.

Pytany czy rozważana jest np. interwencja na rynku, powiedział: "to jest kwestia skali interwencji i naszej skuteczności - czy możemy być skuteczni czy możemy odwrócić trend, który tak naprawdę dotyka wszystkie waluty w tej części Europy i nie wybiera".

"Tak, jesteśmy umieszczeni w takim koszyku, w takim najpoważniejszym miejscu, gdzie ryzyko finansowe jest największe" - powiedział Schetyna dodając, że "ta sytuacja oczywiście jest niebezpieczna".

W opinii ekspertów, słaby złoty podwyższa koszty obsługi długu zagranicznego oraz może mieć niekorzystny wpływ na inflację.

onet.pl/(PAP, dd/ 17.02.2009, godz. 08:59)

Leasing tylko dla mocnych firm

Na coraz bardziej popularny wśród przedsiębiorców leasing nieruchomości mogą liczyć tylko duże i mocne finansowo firmy.
Firmy leasingowe przyznają, że rośnie zainteresowanie leasingowaniem nieruchomości. Taką formą finansowania projektów są zainteresowani przedsiębiorcy zarówno ci, którzy dopiero chcieliby wybudować nowe powierzchnie biurowe czy magazynowe, jak i ci, którzy już zainwestowali.

W obecnej sytuacji, kiedy dostęp do kredytu bankowego jest ograniczony, klienci zwracają się do firm leasingowych z zapytaniem o leasing zwrotny - mówi Aneta Kupidura, dyrektor Departamentu Sprzedaży Corporate Leasing w EFL.
Przedsiębiorcy są często zainteresowani refinansowaniem udzielonych kredytów, bo ich raty wzrosły, a leasing umożliwia wliczenie ich w koszty działania firmy.

W podobnym tonie wypowiada się Mariusz Kurzac, prezes ING Lease, największej firmy specjalizującej się w leasingu nieruchomości.
Nie zauważamy nagłego spadku zainteresowania leasingiem nieruchomości. W tym obszarze działają przede wszystkim duże korporacje. Dlatego nie spodziewałbym się znaczących zmian, bo te firmy kontynuują planowane inwestycje - mówi Kurzac.

Duże zainteresowanie nie musi oznaczać, że dojdzie do podpisania większej liczby umów.

Dlaczego niektórzy leasingodawcy mogą mieć problemy z uzyskaniem finansowania swojej działalności? Kto wg ekspertów nadal będzie inwestować w nowe duże i średnie inwestycje? W jaki sposób jest obliczana zdolność do spłaty rat leasingowych? Jakie nieruchomości są najchętniej leasingowane?

Roman Grzyb
Więcej: Gazeta Prawna 17.02.2009 (33) - str.A9

Leasing tylko dla mocnych firm

Na coraz bardziej popularny wśród przedsiębiorców leasing nieruchomości mogą liczyć tylko duże i mocne finansowo firmy.
Firmy leasingowe przyznają, że rośnie zainteresowanie leasingowaniem nieruchomości. Taką formą finansowania projektów są zainteresowani przedsiębiorcy zarówno ci, którzy dopiero chcieliby wybudować nowe powierzchnie biurowe czy magazynowe, jak i ci, którzy już zainwestowali.

W obecnej sytuacji, kiedy dostęp do kredytu bankowego jest ograniczony, klienci zwracają się do firm leasingowych z zapytaniem o leasing zwrotny - mówi Aneta Kupidura, dyrektor Departamentu Sprzedaży Corporate Leasing w EFL.
Przedsiębiorcy są często zainteresowani refinansowaniem udzielonych kredytów, bo ich raty wzrosły, a leasing umożliwia wliczenie ich w koszty działania firmy.

W podobnym tonie wypowiada się Mariusz Kurzac, prezes ING Lease, największej firmy specjalizującej się w leasingu nieruchomości.
Nie zauważamy nagłego spadku zainteresowania leasingiem nieruchomości. W tym obszarze działają przede wszystkim duże korporacje. Dlatego nie spodziewałbym się znaczących zmian, bo te firmy kontynuują planowane inwestycje - mówi Kurzac.

Duże zainteresowanie nie musi oznaczać, że dojdzie do podpisania większej liczby umów.

Dlaczego niektórzy leasingodawcy mogą mieć problemy z uzyskaniem finansowania swojej działalności? Kto wg ekspertów nadal będzie inwestować w nowe duże i średnie inwestycje? W jaki sposób jest obliczana zdolność do spłaty rat leasingowych? Jakie nieruchomości są najchętniej leasingowane?

Roman Grzyb
Więcej: Gazeta Prawna 17.02.2009 (33) - str.A9

Banki upomną się o nasze mieszkania

To, co do niedawna było czarnym scenariuszem zza oceanu, zaczyna się również w Polsce. Podczas gdy frank bije kolejny rekord, eksperci prognozują nowe zjawisko na polskim rynku: masowe przejmowanie mieszkań przez banki . Dla zadłużonych oznacza to horror - czytamy w "Dzienniku".
W sytuacji gdy frank zdrożał do ponad 3,20 zł, wielu kredytobiorcom zaczął palić się grunt pod stopami. Latem ubiegłego roku frank był wart 1,98 zł. Łatwo obliczyć, że ktoś, kto kilka miesięcy temu wziął kredyt, ma dziś do spłacenia o ponad 60 procent większe raty. Wielu nie będzie na to stać. I tu - zdaniem ekspertów - zaczyna się powtórka z kryzysu amerykańskiego.

Eksperci oceniają, że już teraz złych, niespłacanych kredytów mieszkaniowych może być blisko 30 tysięcy.

Wielu ekspertów dopatruje się w całej sytuacji winy po stronie banków. To banki dawały kredyty, których rata sięgała nawet 70 procent miesięcznych zarobków kredytobiorcy. Dziś ci ludzie mogą mieć poważne problemy, bo wartość raty z powodu wzrostu kursu franka i zwiększonego oprocentowania potrafiła wzrosnąć nawet do 80-90 procent pensji - mówi analityk Open Finance Mateusz Ostrowski.

Przedstawiciele banków mówią jednak: błąd leży po stronie klientów. Jeżeli ktoś brał kredyt na 110 procent wartości mieszkania rozłożony na 50 lat, a rata pochłaniała ponad połowę jego dochodów, jest sam sobie winien - mówi prof. Jan Winiecki, doradca ekonomiczny Westdeutsche Landesbank Polska SA.

Więcej w "Dzienniku".
wp.pl/
Dziennik 2009-02-17 (08:54)

Banki upomną się o nasze mieszkania

To, co do niedawna było czarnym scenariuszem zza oceanu, zaczyna się również w Polsce. Podczas gdy frank bije kolejny rekord, eksperci prognozują nowe zjawisko na polskim rynku: masowe przejmowanie mieszkań przez banki . Dla zadłużonych oznacza to horror - czytamy w "Dzienniku".
W sytuacji gdy frank zdrożał do ponad 3,20 zł, wielu kredytobiorcom zaczął palić się grunt pod stopami. Latem ubiegłego roku frank był wart 1,98 zł. Łatwo obliczyć, że ktoś, kto kilka miesięcy temu wziął kredyt, ma dziś do spłacenia o ponad 60 procent większe raty. Wielu nie będzie na to stać. I tu - zdaniem ekspertów - zaczyna się powtórka z kryzysu amerykańskiego.

Eksperci oceniają, że już teraz złych, niespłacanych kredytów mieszkaniowych może być blisko 30 tysięcy.

Wielu ekspertów dopatruje się w całej sytuacji winy po stronie banków. To banki dawały kredyty, których rata sięgała nawet 70 procent miesięcznych zarobków kredytobiorcy. Dziś ci ludzie mogą mieć poważne problemy, bo wartość raty z powodu wzrostu kursu franka i zwiększonego oprocentowania potrafiła wzrosnąć nawet do 80-90 procent pensji - mówi analityk Open Finance Mateusz Ostrowski.

Przedstawiciele banków mówią jednak: błąd leży po stronie klientów. Jeżeli ktoś brał kredyt na 110 procent wartości mieszkania rozłożony na 50 lat, a rata pochłaniała ponad połowę jego dochodów, jest sam sobie winien - mówi prof. Jan Winiecki, doradca ekonomiczny Westdeutsche Landesbank Polska SA.

Więcej w "Dzienniku".
wp.pl/
Dziennik 2009-02-17 (08:54)

Sprzedajemy dom, unikamy podatku

Ubiegłoroczne zmiany w podatku dochodowym od osób fizycznych mogą wprowadzać niejasności w zakresie zasad opodatkowania środków pieniężnych, uzyskiwanych ze zbycia nieruchomości oraz praw majątkowych z nieruchomością związanych.

Ustawodawca zadecydował o zniesieniu tzw. ulgi meldunkowej, zastępując ją innym rozwiązaniem. Jednakże warto pamiętać, iż ulga meldunkowa będzie nadal mieć zastosowanie, lecz tylko w sytuacji, gdy nabycie zbywanej nieruchomości lub praw majątkowych z nią związanych miało miejsce w okresie między 1 stycznia 2007 r. a 31 grudnia 2008 r. Istotny jest zatem moment nabycia zbywanej nieruchomości lub prawa majątkowego z nieruchomością związanego - a nie chwila samego zbycia.

Skorzystanie z dobrodziejstw ulgi meldunkowej, polegające na uniknięciu zapłaty 19 proc. podatku od dochodu z odpłatnego zbycia nieruchomości, jest możliwe po spełnieniu pewnych warunków. Po pierwsze zbycie powinno dotyczyć budynku mieszkalnego, jego części lub udziału w takim budynku, lokalu mieszkalnego będącego odrębną nieruchomością lub udziału w takim lokalu, własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego lub udziału w takim prawie, prawa do domu jednorodzinnego w spółdzielni mieszkaniowej lub udziału w takim prawie. Wynika z tego, że omawiana ulga nie obejmuje przychodów uzyskanych ze zbycia nieruchomości gruntowych oraz prawa wieczystego użytkowania gruntów, a także przychodów z tytułu zbycia lokali użytkowych (czyli wykorzystywanych np. do prowadzenia sklepu albo zakładu fryzjerskiego).

Po drugie zbycie musi mieć charakter odpłatny, co oznacza, że następuje ono za zapłatą określonej kwoty (czyli na podstawie umowy sprzedaży) lub za odwrotnym przeniesieniem któregoś ze wspomnianych praw w drodze umowy zamiany. Można tu zastosować także inną umowę, nieprzewidzianą w Kodeksie cywilnym, lecz musi ona przewidywać, iż w zamian za przeniesienie któregoś z powyższych praw, nabywca otrzyma określoną sumę pieniężną lub ekwiwalent w postaci także któregoś ze wspomnianych praw. Bardzo istotnym warunkiem jest również to, że osoba chcąca skorzystać z ulgi meldunkowej musi być zameldowana w lokalu lub budynku - o którym mowa - na pobyt stały, przez okres nie krótszy niż 12 m-cy przed datą zbycia. Warto zwrócić uwagę, iż przepisy nie wymagają, aby podatnik w okresie zameldowania był właścicielem lokalu oraz by okres zameldowania bezpośrednio poprzedzał moment zbycia. Oznacza to, że ważniejsze jest, aby w ogóle być zameldowanym w danym lokalu lub budynku przez wskazany okres, niż to, w jakim okresie taki meldunek miał miejsce.

UWAGA! 14 dni na zeznanie

Poza powyższym ustawodawca nałożył na podatnika pewne obowiązki sprawozdawcze. Podatnik, który pragnie skorzystać z ulgi meldunkowej, ma obowiązek w nieprzekraczalnym terminie 14 dni, licząc od dnia dokonania odpłatnego zbycia nieruchomości lub prawa majątkowego, złożyć w urzędzie skarbowym, właściwym dla swojego miejsca zamieszkania, oświadczenie o spełnianiu warunków do skorzystania ze zwolnienia. Brak złożenia takiego oświadczenia uniemożliwia skorzystanie z ulgi meldunkowej. Jest to najważniejszy warunek, który podatnik musi spełnić, gdyż wskazany termin 14 dni nie podlega przywróceniu.

Pieniądze na cele mieszkaniowe

Warto dodać, że obowiązująca od stycznia bieżącego roku znowelizowana ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych, wprowadziła zmiany w zakresie opodatkowania przychodów uzyskiwanych z odpłatnego zbycia nieruchomości. Dotychczasowa ulga, tzw. meldunkowa, została zastąpiona innym rozwiązaniem - ustawodawca zwolnił z opodatkowania dochody uzyskane z odpłatnego zbycia nieruchomości i praw majątkowych związanych z nieruchomością, jeśli począwszy od dnia odpłatnego zbycia, nie później jednak niż w okresie 2 lat od końca roku podatkowego, w którym nastąpiło odpłatne zbycie, przychód z tego zbycia zostanie przeznaczony na określone ustawą własne cele mieszkaniowe.

Innymi słowy, aby móc skorzystać ze zwolnienia z opodatkowania środków pieniężnych, uzyskanych ze zbycia po 1 stycznia 2009 r. naszej nieruchomości lub praw majątkowych z nią związanych, należy w okresie najpóźniej 2 lat od końca roku, w którym nastąpiło jej nabycie, przeznaczyć uzyskane w ten sposób środki na wskazane w ustawie własne cele mieszkaniowe. Dla opodatkowania przychodów z tego tytułu nie będzie miał zatem już znaczenia fakt zameldowania w mieszkaniu lub domu, które zmierzamy zbyć. Jest to istotne z tego względu, że kwestia meldunku niejednokrotnie budziła w przeszłości wątpliwości interpretacyjne, związane z momentem rozpoczęcia zamieszkiwania w danym lokalu bądź domu. Podkreślić raz jeszcze należy, że kwestia ulgi meldunkowej będzie mieć znaczenie przede wszystkim dla przychodów uzyskiwanych przy zbyciu nieruchomości nabytej - w okresie między 1 stycznia 2007 r. a 31 grudnia 2008 r.

Ulga pobudzi rynek nieruchomości

Z drugiej strony wprowadzone przez ustawodawcę rozwiązanie, w pewnych warunkach, może okazać się mniej korzystne dla podatnika zbywającego nieruchomości lub prawo majątkowe, niż rozwiązanie w postaci ulgi meldunkowej. Oto bowiem podatnik zbywający nieruchomość bądź prawo majątkowe, uzyskane w ten sposób środki musi przeznaczyć koniecznie na cele związane z zaspokojeniem własnych potrzeb mieszkaniowych. Natomiast w przypadku ulgi meldunkowej uzyskane w powyższy sposób środki, mogą zostać przeznaczone na inne cele, np. na inwestycję w papiery wartościowe bądź rozpoczęcie prowadzenia własnej działalności gospodarczej. Sądzić zatem należy, iż nowa ulga może mieć pozytywny wpływ na rozwój rynku nieruchomości i budownictwa w Polsce.

Krystian Jarmuszkiewicz - ekspert ECDDP

Sprzedajemy dom, unikamy podatku

Ubiegłoroczne zmiany w podatku dochodowym od osób fizycznych mogą wprowadzać niejasności w zakresie zasad opodatkowania środków pieniężnych, uzyskiwanych ze zbycia nieruchomości oraz praw majątkowych z nieruchomością związanych.

Ustawodawca zadecydował o zniesieniu tzw. ulgi meldunkowej, zastępując ją innym rozwiązaniem. Jednakże warto pamiętać, iż ulga meldunkowa będzie nadal mieć zastosowanie, lecz tylko w sytuacji, gdy nabycie zbywanej nieruchomości lub praw majątkowych z nią związanych miało miejsce w okresie między 1 stycznia 2007 r. a 31 grudnia 2008 r. Istotny jest zatem moment nabycia zbywanej nieruchomości lub prawa majątkowego z nieruchomością związanego - a nie chwila samego zbycia.

Skorzystanie z dobrodziejstw ulgi meldunkowej, polegające na uniknięciu zapłaty 19 proc. podatku od dochodu z odpłatnego zbycia nieruchomości, jest możliwe po spełnieniu pewnych warunków. Po pierwsze zbycie powinno dotyczyć budynku mieszkalnego, jego części lub udziału w takim budynku, lokalu mieszkalnego będącego odrębną nieruchomością lub udziału w takim lokalu, własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego lub udziału w takim prawie, prawa do domu jednorodzinnego w spółdzielni mieszkaniowej lub udziału w takim prawie. Wynika z tego, że omawiana ulga nie obejmuje przychodów uzyskanych ze zbycia nieruchomości gruntowych oraz prawa wieczystego użytkowania gruntów, a także przychodów z tytułu zbycia lokali użytkowych (czyli wykorzystywanych np. do prowadzenia sklepu albo zakładu fryzjerskiego).

Po drugie zbycie musi mieć charakter odpłatny, co oznacza, że następuje ono za zapłatą określonej kwoty (czyli na podstawie umowy sprzedaży) lub za odwrotnym przeniesieniem któregoś ze wspomnianych praw w drodze umowy zamiany. Można tu zastosować także inną umowę, nieprzewidzianą w Kodeksie cywilnym, lecz musi ona przewidywać, iż w zamian za przeniesienie któregoś z powyższych praw, nabywca otrzyma określoną sumę pieniężną lub ekwiwalent w postaci także któregoś ze wspomnianych praw. Bardzo istotnym warunkiem jest również to, że osoba chcąca skorzystać z ulgi meldunkowej musi być zameldowana w lokalu lub budynku - o którym mowa - na pobyt stały, przez okres nie krótszy niż 12 m-cy przed datą zbycia. Warto zwrócić uwagę, iż przepisy nie wymagają, aby podatnik w okresie zameldowania był właścicielem lokalu oraz by okres zameldowania bezpośrednio poprzedzał moment zbycia. Oznacza to, że ważniejsze jest, aby w ogóle być zameldowanym w danym lokalu lub budynku przez wskazany okres, niż to, w jakim okresie taki meldunek miał miejsce.

UWAGA! 14 dni na zeznanie

Poza powyższym ustawodawca nałożył na podatnika pewne obowiązki sprawozdawcze. Podatnik, który pragnie skorzystać z ulgi meldunkowej, ma obowiązek w nieprzekraczalnym terminie 14 dni, licząc od dnia dokonania odpłatnego zbycia nieruchomości lub prawa majątkowego, złożyć w urzędzie skarbowym, właściwym dla swojego miejsca zamieszkania, oświadczenie o spełnianiu warunków do skorzystania ze zwolnienia. Brak złożenia takiego oświadczenia uniemożliwia skorzystanie z ulgi meldunkowej. Jest to najważniejszy warunek, który podatnik musi spełnić, gdyż wskazany termin 14 dni nie podlega przywróceniu.

Pieniądze na cele mieszkaniowe

Warto dodać, że obowiązująca od stycznia bieżącego roku znowelizowana ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych, wprowadziła zmiany w zakresie opodatkowania przychodów uzyskiwanych z odpłatnego zbycia nieruchomości. Dotychczasowa ulga, tzw. meldunkowa, została zastąpiona innym rozwiązaniem - ustawodawca zwolnił z opodatkowania dochody uzyskane z odpłatnego zbycia nieruchomości i praw majątkowych związanych z nieruchomością, jeśli począwszy od dnia odpłatnego zbycia, nie później jednak niż w okresie 2 lat od końca roku podatkowego, w którym nastąpiło odpłatne zbycie, przychód z tego zbycia zostanie przeznaczony na określone ustawą własne cele mieszkaniowe.

Innymi słowy, aby móc skorzystać ze zwolnienia z opodatkowania środków pieniężnych, uzyskanych ze zbycia po 1 stycznia 2009 r. naszej nieruchomości lub praw majątkowych z nią związanych, należy w okresie najpóźniej 2 lat od końca roku, w którym nastąpiło jej nabycie, przeznaczyć uzyskane w ten sposób środki na wskazane w ustawie własne cele mieszkaniowe. Dla opodatkowania przychodów z tego tytułu nie będzie miał zatem już znaczenia fakt zameldowania w mieszkaniu lub domu, które zmierzamy zbyć. Jest to istotne z tego względu, że kwestia meldunku niejednokrotnie budziła w przeszłości wątpliwości interpretacyjne, związane z momentem rozpoczęcia zamieszkiwania w danym lokalu bądź domu. Podkreślić raz jeszcze należy, że kwestia ulgi meldunkowej będzie mieć znaczenie przede wszystkim dla przychodów uzyskiwanych przy zbyciu nieruchomości nabytej - w okresie między 1 stycznia 2007 r. a 31 grudnia 2008 r.

Ulga pobudzi rynek nieruchomości

Z drugiej strony wprowadzone przez ustawodawcę rozwiązanie, w pewnych warunkach, może okazać się mniej korzystne dla podatnika zbywającego nieruchomości lub prawo majątkowe, niż rozwiązanie w postaci ulgi meldunkowej. Oto bowiem podatnik zbywający nieruchomość bądź prawo majątkowe, uzyskane w ten sposób środki musi przeznaczyć koniecznie na cele związane z zaspokojeniem własnych potrzeb mieszkaniowych. Natomiast w przypadku ulgi meldunkowej uzyskane w powyższy sposób środki, mogą zostać przeznaczone na inne cele, np. na inwestycję w papiery wartościowe bądź rozpoczęcie prowadzenia własnej działalności gospodarczej. Sądzić zatem należy, iż nowa ulga może mieć pozytywny wpływ na rozwój rynku nieruchomości i budownictwa w Polsce.

Krystian Jarmuszkiewicz - ekspert ECDDP

Prawie 250 ha nieużytków do zagospodarowania w Gdańsku

Zagospodarowanie prawie 250 ha nieużytków na terenie Gdańska jest celem Gdańskiej Agencji Rozwoju Gospodarczego (GARG). W poniedziałek GARG rozpoczęła formalnie działalność.

Pełniący obowiązki prezesa agencji Alan Aleksandrowicz powiedział w poniedziałek PAP, że "do największych projektów agencji należy utworzenie Pomorskiego Centrum Logistycznego i Parku Przemysłowo- Technologicznego Maszynowa".

Pomorskie Centrum Logistyczne ma powstać na terenie o powierzchni prawie 190 ha w pobliżu Portu Północnego. Centrum ma dysponować halami o powierzchni kilkuset tysięcy metrów kw. oraz wolnym obszarem celnym. Według Aleksandrowicza, w centrum będą zlokalizowane firmy logistyczne i związane z przemysłem morskim.

Park Przemysłowo-Technologiczny Maszynowa ma być utworzony w pobliżu lotniska im. Lecha Wałęsy w Gdańsku-Rębiechowie na terenie o powierzchni prawie 60 ha. Aleksandrowicz uważa, że w parku będą funkcjonować firmy produkcyjne i wysokich technologii.

Pełniący obowiązki prezesa GARG ocenia, że jeszcze w tym roku agencji uda się rozpisać przetargi na dzierżawę terenu i pozyskać inwestorów. - Pierwsze prace powinny się rozpocząć w przyszłym roku - dodał.

Podkreślił, że są firmy zainteresowane zagospodarowaniem tych terenów. - Rynek nieruchomości przemysłowych jest mniej narażony na kryzys i wielu inwestorów ciągle szuka takich działek - dodał.

Władze Gdańska mają nadzieję, że dzięki działalności GARG w ciągu 10 lat w mieście powstanie około tysiąca nowych miejsc pracy.

źródło informacji: PAP/interia.pl

Prawie 250 ha nieużytków do zagospodarowania w Gdańsku

Zagospodarowanie prawie 250 ha nieużytków na terenie Gdańska jest celem Gdańskiej Agencji Rozwoju Gospodarczego (GARG). W poniedziałek GARG rozpoczęła formalnie działalność.

Pełniący obowiązki prezesa agencji Alan Aleksandrowicz powiedział w poniedziałek PAP, że "do największych projektów agencji należy utworzenie Pomorskiego Centrum Logistycznego i Parku Przemysłowo- Technologicznego Maszynowa".

Pomorskie Centrum Logistyczne ma powstać na terenie o powierzchni prawie 190 ha w pobliżu Portu Północnego. Centrum ma dysponować halami o powierzchni kilkuset tysięcy metrów kw. oraz wolnym obszarem celnym. Według Aleksandrowicza, w centrum będą zlokalizowane firmy logistyczne i związane z przemysłem morskim.

Park Przemysłowo-Technologiczny Maszynowa ma być utworzony w pobliżu lotniska im. Lecha Wałęsy w Gdańsku-Rębiechowie na terenie o powierzchni prawie 60 ha. Aleksandrowicz uważa, że w parku będą funkcjonować firmy produkcyjne i wysokich technologii.

Pełniący obowiązki prezesa GARG ocenia, że jeszcze w tym roku agencji uda się rozpisać przetargi na dzierżawę terenu i pozyskać inwestorów. - Pierwsze prace powinny się rozpocząć w przyszłym roku - dodał.

Podkreślił, że są firmy zainteresowane zagospodarowaniem tych terenów. - Rynek nieruchomości przemysłowych jest mniej narażony na kryzys i wielu inwestorów ciągle szuka takich działek - dodał.

Władze Gdańska mają nadzieję, że dzięki działalności GARG w ciągu 10 lat w mieście powstanie około tysiąca nowych miejsc pracy.

źródło informacji: PAP/interia.pl

Taniej o 20 procent!

Jeżeli chcesz właśnie teraz rozpocząć budowę domu, czy zmodernizować swoją starą chałupę - mamy dobrą wiadomość. Gwałtownie tanieją materiały budowlane! Najbardziej cegły, pustaki i styropian. Kupując je teraz, sporo zaoszczędzisz - ich cena spadła nawet o 20 procent. Dlaczego?

Bo kryzys sprawił, że nie ma na nie chętnych. Najbardziej potaniały materiały, które są potrzebne przy rozpoczynaniu jakiejkolwiek budowy. Cegły, pustaki, wełna mineralna i styropian są tańsze o 20 - 30 proc. niż w roku ubiegłym. Sytuacja zmienia się z miesiąca na miesiąc. Z analiz grupy Polskie Składy Budowlane (PSB) wynika, że w grudniu 2008 r. cegła kosztowała nawet 15 proc. więcej niż w styczniu tego roku, izolacje termiczne w ciągu miesiąca poszły w dół o 3,4 proc., zaś chemia budowlana o dwa procent.

W jednej z największych w Małopolsce hurtowni budowlanych Heban na materiały potrzebne do rozpoczęcia budowy naprawdę jest mało chętnych. Natomiast nadal ludzie chcą kupować to, co potrzebne do wykończenia - farby, kleje, stolarkę, parapety. - Wszystko potaniało, jedne materiały mniej, inne więcej, ale średnio można przyjąć, że o około 10 - 20 procent - przyznaje pracownik Centrum Budowlanego Attic w Krakowie. Tam również ubyło klientów. - Sporo osób przychodzi po to, żeby wycenić dom czy blok, jednak nic nie kupuje - kontynuuje pracownik Attica.

W hurtowniach dawno nie było takich obniżek. Powód? Ludzie i firmy przestali kupować materiały, więc trzeba było spuścić z cen. Eksperci szacują, że ich sprzedaż w tym roku może spaść nawet o 20 procent. - Popyt na cegły, czy pustaki w styczniu tego roku był o dziesięć procent mniejszy niż w grudniu 2008 roku - podaje Marzena Mysior-Syczuk z Grupy PSB. Ocenia, że tak znaczący spadek jest spowodowany przede wszystkim gwałtownie malejącą od połowy ubiegłego roku liczbą rozpoczynanych inwestycji oraz ogólną sytuacją gospodarczą w Polsce. - Mamy kryzys, banki nie udzielają kredytów hipotecznych, inwestorzy nie rozpoczynają budów, zatem nie kupują materiałów - tłumaczy Mysior-Syczuk. Hurtownicy w Małopolsce to potwierdzają. - Mamy o połowę mniej klientów niż dotychczas - przyznaje Ewa Kwiecień z Hurtowni Materiałów Budowlanych Tes w Wieliczce.

Więcej w "Gazecie Krakowskiej"

źródło informacji: INTERIA.PL/Gazeta Krakowska

Taniej o 20 procent!

Jeżeli chcesz właśnie teraz rozpocząć budowę domu, czy zmodernizować swoją starą chałupę - mamy dobrą wiadomość. Gwałtownie tanieją materiały budowlane! Najbardziej cegły, pustaki i styropian. Kupując je teraz, sporo zaoszczędzisz - ich cena spadła nawet o 20 procent. Dlaczego?

Bo kryzys sprawił, że nie ma na nie chętnych. Najbardziej potaniały materiały, które są potrzebne przy rozpoczynaniu jakiejkolwiek budowy. Cegły, pustaki, wełna mineralna i styropian są tańsze o 20 - 30 proc. niż w roku ubiegłym. Sytuacja zmienia się z miesiąca na miesiąc. Z analiz grupy Polskie Składy Budowlane (PSB) wynika, że w grudniu 2008 r. cegła kosztowała nawet 15 proc. więcej niż w styczniu tego roku, izolacje termiczne w ciągu miesiąca poszły w dół o 3,4 proc., zaś chemia budowlana o dwa procent.

W jednej z największych w Małopolsce hurtowni budowlanych Heban na materiały potrzebne do rozpoczęcia budowy naprawdę jest mało chętnych. Natomiast nadal ludzie chcą kupować to, co potrzebne do wykończenia - farby, kleje, stolarkę, parapety. - Wszystko potaniało, jedne materiały mniej, inne więcej, ale średnio można przyjąć, że o około 10 - 20 procent - przyznaje pracownik Centrum Budowlanego Attic w Krakowie. Tam również ubyło klientów. - Sporo osób przychodzi po to, żeby wycenić dom czy blok, jednak nic nie kupuje - kontynuuje pracownik Attica.

W hurtowniach dawno nie było takich obniżek. Powód? Ludzie i firmy przestali kupować materiały, więc trzeba było spuścić z cen. Eksperci szacują, że ich sprzedaż w tym roku może spaść nawet o 20 procent. - Popyt na cegły, czy pustaki w styczniu tego roku był o dziesięć procent mniejszy niż w grudniu 2008 roku - podaje Marzena Mysior-Syczuk z Grupy PSB. Ocenia, że tak znaczący spadek jest spowodowany przede wszystkim gwałtownie malejącą od połowy ubiegłego roku liczbą rozpoczynanych inwestycji oraz ogólną sytuacją gospodarczą w Polsce. - Mamy kryzys, banki nie udzielają kredytów hipotecznych, inwestorzy nie rozpoczynają budów, zatem nie kupują materiałów - tłumaczy Mysior-Syczuk. Hurtownicy w Małopolsce to potwierdzają. - Mamy o połowę mniej klientów niż dotychczas - przyznaje Ewa Kwiecień z Hurtowni Materiałów Budowlanych Tes w Wieliczce.

Więcej w "Gazecie Krakowskiej"

źródło informacji: INTERIA.PL/Gazeta Krakowska

Pogarszająca się sytuacja finansowa Rosji, Ukrainy i niektórych nowych krajów członkowskich UE z Europy Środkowej i Wschodniej może się stać "zapalnikiem" nowego kryzysu finansowego w Europie Zachodniej - pisze w najnowszym numerze tygodnik "Sunday Telegraph".

Publicysta tej gazety Ambrose Evans-Pritchard zwraca uwagę, że banki zachodnie naraziły się na wysokie ryzyko kredytowe wobec państw postkomunistycznych Europy i byłego ZSRR, największe w przypadku banków austriackich, które pożyczyły tym krajom 230 mld euro, co odpowiada 70 proc. austriackiego PKB.

W ocenie głównego ekonomisty Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) Erika Berglofa kraje postkomunistyczne, w których ten bank jest zaangażowany, będą potrzebowały z zewnątrz 400 mld euro na nowe pożyczki i wsparcie systemu kredytowego.

Berglof ocenia, że nieściągalne długi w regionie działania banku mogą sięgnąć 10-20 proc.

Niemal wszystkie długi państw postkomunistycznych zostały zaciągnięte w bankach Europy Zachodniej, zwłaszcza austriackich, szwedzkich, greckich, włoskich i belgijskich. W ogólnym portfelu różnych pożyczek dla wschodzących rynków postkomunistycznych, ocenianym na 4,9 bln USD udział banków zachodnioeuropejskich wynosi 74 proc.

MFW zaangażował się w pomoc dla Ukrainy, Węgier, Łotwy, Białorusi, Islandii i Pakistanu i planuje pomoc finansową dla Turcji, ale jego rezerwy, wynoszące 200 mld USD, mogą nie wystarczyć. Tymczasem w sytuacji kryzysu na globalnym rynku kredytowym rynki wschodzące napotykają duże trudności w gromadzeniu kapitału, lub uzyskują go na gorszych warunkach.

Ukraiński PKB może się skurczyć w tym roku nawet o 12 proc. w reakcji na załamanie światowych cen stali.

Zobowiązania dłużne Rosji oceniane są na 500 mld USD. Kraj ten wydał 36 proc. rezerw na wsparcie rubla, a budżet został opracowany przy założeniu, że średnioroczna cena ropy wyniesie 95 USD za baryłkę. Obecnie wynosi ok. 35 USD.

Gospodarka Łotwy uważana jest za znajdującą się w stanie śmierci klinicznej; PKB tego kraju zmniejszył się w IV kwartale ubiegłego roku o 10,5 proc. w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku.

60 proc. długu hipotecznego w Polsce denominowane jest we frankach szwajcarskich, a kurs tej waluty znacznie się umocnił wobec złotego.

źródło informacji: PAP/interia.pl

Pogarszająca się sytuacja finansowa Rosji, Ukrainy i niektórych nowych krajów członkowskich UE z Europy Środkowej i Wschodniej może się stać "zapalnikiem" nowego kryzysu finansowego w Europie Zachodniej - pisze w najnowszym numerze tygodnik "Sunday Telegraph".

Publicysta tej gazety Ambrose Evans-Pritchard zwraca uwagę, że banki zachodnie naraziły się na wysokie ryzyko kredytowe wobec państw postkomunistycznych Europy i byłego ZSRR, największe w przypadku banków austriackich, które pożyczyły tym krajom 230 mld euro, co odpowiada 70 proc. austriackiego PKB.

W ocenie głównego ekonomisty Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) Erika Berglofa kraje postkomunistyczne, w których ten bank jest zaangażowany, będą potrzebowały z zewnątrz 400 mld euro na nowe pożyczki i wsparcie systemu kredytowego.

Berglof ocenia, że nieściągalne długi w regionie działania banku mogą sięgnąć 10-20 proc.

Niemal wszystkie długi państw postkomunistycznych zostały zaciągnięte w bankach Europy Zachodniej, zwłaszcza austriackich, szwedzkich, greckich, włoskich i belgijskich. W ogólnym portfelu różnych pożyczek dla wschodzących rynków postkomunistycznych, ocenianym na 4,9 bln USD udział banków zachodnioeuropejskich wynosi 74 proc.

MFW zaangażował się w pomoc dla Ukrainy, Węgier, Łotwy, Białorusi, Islandii i Pakistanu i planuje pomoc finansową dla Turcji, ale jego rezerwy, wynoszące 200 mld USD, mogą nie wystarczyć. Tymczasem w sytuacji kryzysu na globalnym rynku kredytowym rynki wschodzące napotykają duże trudności w gromadzeniu kapitału, lub uzyskują go na gorszych warunkach.

Ukraiński PKB może się skurczyć w tym roku nawet o 12 proc. w reakcji na załamanie światowych cen stali.

Zobowiązania dłużne Rosji oceniane są na 500 mld USD. Kraj ten wydał 36 proc. rezerw na wsparcie rubla, a budżet został opracowany przy założeniu, że średnioroczna cena ropy wyniesie 95 USD za baryłkę. Obecnie wynosi ok. 35 USD.

Gospodarka Łotwy uważana jest za znajdującą się w stanie śmierci klinicznej; PKB tego kraju zmniejszył się w IV kwartale ubiegłego roku o 10,5 proc. w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku.

60 proc. długu hipotecznego w Polsce denominowane jest we frankach szwajcarskich, a kurs tej waluty znacznie się umocnił wobec złotego.

źródło informacji: PAP/interia.pl

Będzie łatwiej zbudować dom

Sejm uchwalił nowelizacją ustawy - Prawo budowlane. Dla inwestorów i osób planujących budowę domu to dobra wiadomość, bowiem nowelizacja w istotny sposób upraszcza procedury rozpoczynania i kończenia inwestycji budowlanej.
Projekt przewiduje dwie różne procedury rozpoczynania inwestycji budowlanych. Procedura uproszczona będzie obejmowała te wszystkie budynki, których funkcjonowanie nie oddziałuje na środowisko i obszar Natura 2000. W praktyce według uproszczonej procedury będzie więc można budować większość obiektów - czyli np. domy jednorodzinne, garaże, budynki gospodarcze, a nawet bloki mieszkalne.

Uproszczony tryb rozpoczynania inwestycji budowlanej nie będzie wymagał od inwestora konieczności ubiegania się o pozwolenie na budowę. Wystarczająca będzie bowiem rejestracja zamierzonej inwestycji u starosty.

Po dokonaniu zgłoszenia przez inwestora starosta będzie miał jedynie 30 dni na sprawdzenie prawidłowości i kompletności zgłoszenia, projektu budowlanego oraz jego sporządzenia przez osobę posiadającą wymagane uprawnienia, zgodności usytuowania obiektu budowlanego ze zgodą urbanistyczną oraz zgodności zgłoszenia i projektu budowlanego z ustaleniami decyzji środowiskowych uwarunkowań, jeżeli zostały wydane. Jeżeli wszystkie te wymagania zostaną przez inwestora spełnione, to starosta wyda mu dziennik budowy.
W zgłoszeniu inwestor powinien określić usytuowanie oraz rodzaj obiektu budowlanego, a także podać planowany termin rozpoczęcia inwestycji. Do wniosku o zarejestrowanie inwestycji budowlanej powinny być dołączone trzy egzemplarze projektu budowlanego wraz z wymaganymi opiniami, uzgodnieniami i pozwoleniami oraz dokumentami potwierdzającymi, że projektant i osoba sprawdzająca posiadają odpowiednie uprawnienia. Pod rygorem odpowiedzialności karnej niezbędne będzie też dołączenie zgody urbanistycznej i oświadczenia o posiadanym prawie do dysponowania nieruchomością na cele budowlane.

Jakie są wyjątki od zasady - czyli jakie obiekty nadal wymagają pozwoleń? Czy w przypadku konieczności budowy obiektu na podstawie pozwolenia na budowę inwestor będzie też musiał ustanowić inspektora nadzoru inwestorskiego? Jakie inwestycje nie wymagają rejestracji u starosty? Jakie uproszczenia będą obowiązywały na etapie przystępowania do użytkowania wybudowanych już obiektów?

Arkadiusz Jaraszek
Więcej: Gazeta Prawna 16.02.2009 (32) - str.2-3

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl
wp.pl

Będzie łatwiej zbudować dom

Sejm uchwalił nowelizacją ustawy - Prawo budowlane. Dla inwestorów i osób planujących budowę domu to dobra wiadomość, bowiem nowelizacja w istotny sposób upraszcza procedury rozpoczynania i kończenia inwestycji budowlanej.
Projekt przewiduje dwie różne procedury rozpoczynania inwestycji budowlanych. Procedura uproszczona będzie obejmowała te wszystkie budynki, których funkcjonowanie nie oddziałuje na środowisko i obszar Natura 2000. W praktyce według uproszczonej procedury będzie więc można budować większość obiektów - czyli np. domy jednorodzinne, garaże, budynki gospodarcze, a nawet bloki mieszkalne.

Uproszczony tryb rozpoczynania inwestycji budowlanej nie będzie wymagał od inwestora konieczności ubiegania się o pozwolenie na budowę. Wystarczająca będzie bowiem rejestracja zamierzonej inwestycji u starosty.

Po dokonaniu zgłoszenia przez inwestora starosta będzie miał jedynie 30 dni na sprawdzenie prawidłowości i kompletności zgłoszenia, projektu budowlanego oraz jego sporządzenia przez osobę posiadającą wymagane uprawnienia, zgodności usytuowania obiektu budowlanego ze zgodą urbanistyczną oraz zgodności zgłoszenia i projektu budowlanego z ustaleniami decyzji środowiskowych uwarunkowań, jeżeli zostały wydane. Jeżeli wszystkie te wymagania zostaną przez inwestora spełnione, to starosta wyda mu dziennik budowy.
W zgłoszeniu inwestor powinien określić usytuowanie oraz rodzaj obiektu budowlanego, a także podać planowany termin rozpoczęcia inwestycji. Do wniosku o zarejestrowanie inwestycji budowlanej powinny być dołączone trzy egzemplarze projektu budowlanego wraz z wymaganymi opiniami, uzgodnieniami i pozwoleniami oraz dokumentami potwierdzającymi, że projektant i osoba sprawdzająca posiadają odpowiednie uprawnienia. Pod rygorem odpowiedzialności karnej niezbędne będzie też dołączenie zgody urbanistycznej i oświadczenia o posiadanym prawie do dysponowania nieruchomością na cele budowlane.

Jakie są wyjątki od zasady - czyli jakie obiekty nadal wymagają pozwoleń? Czy w przypadku konieczności budowy obiektu na podstawie pozwolenia na budowę inwestor będzie też musiał ustanowić inspektora nadzoru inwestorskiego? Jakie inwestycje nie wymagają rejestracji u starosty? Jakie uproszczenia będą obowiązywały na etapie przystępowania do użytkowania wybudowanych już obiektów?

Arkadiusz Jaraszek
Więcej: Gazeta Prawna 16.02.2009 (32) - str.2-3

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl
wp.pl

Czy można obniżyć wysokość podatku od nieruchomości

Czy można obniżyć wysokość podatku od nieruchomości - odpowiada Łukasz Czekański, doradca podatkowy. Czy można obniżyć płacony podatek od nieruchomości z powodu przejściowych trudności finansowych w firmie?
Przepisy ustawy o podatkach i opłatach lokalnych nie przewidują wprost takiej możliwości. Nie ma przepisów, na podstawie których podatnik mógłby wystąpić z wnioskiem do organu podatkowego (prezydenta, burmistrza bądź wójta) o czasowe obniżenie wysokości podatku od nieruchomości z uwagi np. na przejściowe trudności finansowe w jego firmie spowodowane aktualnym kryzysem finansowym. Przepisy tej ustawy są stosunkowo rygorystyczne dla podatników, gdyż zasadniczo muszą oni płacić podatek od nieruchomości będących w ich posiadaniu, nawet niewykorzystywanych (choćby czasowo) do prowadzonej działalności gospodarczej. Ustawa zawiera jednak przepisy, których zastosowanie, w niektórych przypadkach, pozwoli na obniżenie płaconego podatku.

Jakie regulacje pozwalają zatem na zmniejszenie podatku od nieruchomości?
Warto sprawdzić, czy mamy nieruchomości, które nie są i nie mogą być wykorzystywane do prowadzenia działalności gospodarczej ze względów technicznych. W takiej sytuacji nie będziemy zobowiązani do zapłaty podatku od tych nieruchomości według stawek jak za nieruchomości związane z działalnością gospodarczą (przez okres niemożności korzystania z tych nieruchomości ze względów technicznych). Jako przykład można podać budynek, który został już wybudowany, ale nie spełnia wymogów technicznych niezbędnych do rozpoczęcia jego użytkowania.
Przepisy ustawy przewidują również obniżenie podatku, w sytuacji kiedy w trakcie roku zaistniało zdarzenie mające wpływ na wysokość opodatkowania, w szczególności zmiana sposobu wykorzystywania nieruchomości lub jej części. Podatek zostanie obniżony od pierwszego dnia miesiąca następującego po miesiącu, w którym nastąpiło to zdarzenie. Przykładowo, lokal w budynku mieszkalnym, niestanowiący odrębnej nieruchomości, który przez okres od stycznia do czerwca jest wykorzystywany na sklep, a przez kolejne sześć miesięcy nie jest użytkowany. Wtedy za okres od stycznia do czerwca lokal będzie opodatkowany według stawek związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej, zaś za okres od lipca do grudnia cały budynek (wraz z lokalem) według niższych stawek, jako lokal mieszkalny. Pamiętajmy o tym, że o takiej zmianie podatnik sam musi poinformować organ podatkowy.
Czy istnieje sposób na zmniejszenie obciążeń podatkowych podatników, którzy dopiero planują rozpocząć budowę budynków lub budowli? Czy podatnicy podatku od nieruchomości mogą ubiegać się o przyznanie ulg w spłacie tego podatku na podstawie przepisów Ordynacji podatkowej? Jakie warunki trzeba spełnić, żeby skorzystać z możliwości odroczenia lub zapłaty podatku na raty?

Rozmawiała Magdalena Majkowska
Więcej: Gazeta Prawna 16.02.2009 (32) - Tygodnik Podatkowy - str.B11

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl
wp.pl

Czy można obniżyć wysokość podatku od nieruchomości

Czy można obniżyć wysokość podatku od nieruchomości - odpowiada Łukasz Czekański, doradca podatkowy. Czy można obniżyć płacony podatek od nieruchomości z powodu przejściowych trudności finansowych w firmie?
Przepisy ustawy o podatkach i opłatach lokalnych nie przewidują wprost takiej możliwości. Nie ma przepisów, na podstawie których podatnik mógłby wystąpić z wnioskiem do organu podatkowego (prezydenta, burmistrza bądź wójta) o czasowe obniżenie wysokości podatku od nieruchomości z uwagi np. na przejściowe trudności finansowe w jego firmie spowodowane aktualnym kryzysem finansowym. Przepisy tej ustawy są stosunkowo rygorystyczne dla podatników, gdyż zasadniczo muszą oni płacić podatek od nieruchomości będących w ich posiadaniu, nawet niewykorzystywanych (choćby czasowo) do prowadzonej działalności gospodarczej. Ustawa zawiera jednak przepisy, których zastosowanie, w niektórych przypadkach, pozwoli na obniżenie płaconego podatku.

Jakie regulacje pozwalają zatem na zmniejszenie podatku od nieruchomości?
Warto sprawdzić, czy mamy nieruchomości, które nie są i nie mogą być wykorzystywane do prowadzenia działalności gospodarczej ze względów technicznych. W takiej sytuacji nie będziemy zobowiązani do zapłaty podatku od tych nieruchomości według stawek jak za nieruchomości związane z działalnością gospodarczą (przez okres niemożności korzystania z tych nieruchomości ze względów technicznych). Jako przykład można podać budynek, który został już wybudowany, ale nie spełnia wymogów technicznych niezbędnych do rozpoczęcia jego użytkowania.
Przepisy ustawy przewidują również obniżenie podatku, w sytuacji kiedy w trakcie roku zaistniało zdarzenie mające wpływ na wysokość opodatkowania, w szczególności zmiana sposobu wykorzystywania nieruchomości lub jej części. Podatek zostanie obniżony od pierwszego dnia miesiąca następującego po miesiącu, w którym nastąpiło to zdarzenie. Przykładowo, lokal w budynku mieszkalnym, niestanowiący odrębnej nieruchomości, który przez okres od stycznia do czerwca jest wykorzystywany na sklep, a przez kolejne sześć miesięcy nie jest użytkowany. Wtedy za okres od stycznia do czerwca lokal będzie opodatkowany według stawek związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej, zaś za okres od lipca do grudnia cały budynek (wraz z lokalem) według niższych stawek, jako lokal mieszkalny. Pamiętajmy o tym, że o takiej zmianie podatnik sam musi poinformować organ podatkowy.
Czy istnieje sposób na zmniejszenie obciążeń podatkowych podatników, którzy dopiero planują rozpocząć budowę budynków lub budowli? Czy podatnicy podatku od nieruchomości mogą ubiegać się o przyznanie ulg w spłacie tego podatku na podstawie przepisów Ordynacji podatkowej? Jakie warunki trzeba spełnić, żeby skorzystać z możliwości odroczenia lub zapłaty podatku na raty?

Rozmawiała Magdalena Majkowska
Więcej: Gazeta Prawna 16.02.2009 (32) - Tygodnik Podatkowy - str.B11

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl
wp.pl

W Warszawie gotowe mieszkania mogą czekać na nabywców nawet pięć lat

Nie rośnie już liczba nowych mieszkań czekających na kupno, ale jeśli utrzyma się obecne tempo sprzedaży, to te lokale na głównym rynku, czyli w stolicy, będą sprzedawane przez pięć lat.
Mimo że sprzedaż nowych mieszkań nadal jest bardzo mała, to przestała rosnąć liczba pustostanów czekających na nabywców. Tylko w Warszawie, w której koncentruje się 40 proc. krajowego rynku mieszkaniowego, takich wolnych lokali jest prawie 16,5 tys.

Tradycyjnie deweloperzy większość swoich inwestycji oddają pod koniec roku i na początku kolejnego - mówi Aleksandra Szarek z Home Broker.

Nie należy się więc teraz spodziewać wysypu nowych mieszkań, zwłaszcza że w II połowie 2008 r. deweloperzy radykalnie ograniczyli inwestycje mieszkaniowe. Nie wszystkie też mieszkania do sprzedaży spełniają oczekiwania potencjalnych nabywców.

Nie ma nowej oferty mieszkaniowej, więc z rynku zaczynają znikać najbardziej atrakcyjne mieszkania - mówi Celina Grabowska, kierownik zespołu analityków z redNet Consulting.
Z drugiej strony liczba transakcji na rynku nieruchomości jest bardzo niska. Początek roku nie przyniósł ożywienia na rynku kredytów hipotecznych, więc trudno się spodziewać większej liczby transakcji.

W IV kwartale 2008 r. w Warszawie nabywców znalazło mniej niż 900 mieszkań, co było wartością najniższą na przestrzeni ostatnich dwóch lat - mówi Celina Grabowska.

Jeśli utrzyma się obecne tempo sprzedaży, to w stolicy deweloperzy przez najbliższe pięć lat będą pozbywać się wybudowanych do tej pory mieszkań. Nadwyżka ma szansę zniknąć - i to w ciągu zaledwie roku - gdyby powróciła sytuacja z 2007 roku, gdy kwartalnie sprzedawano nawet 5 tys. mieszkań.

Na powrót hossy na rynku nieruchomości będziemy jednak długo czekać. Najważniejszym czynnikiem, który hamuje sprzedaż nowych mieszkań, oprócz zapaści na rynku kredytowym, są oczekiwania potencjalnych kupujących, którzy spodziewają się, że mieszkania będą jeszcze tanieć.

Sami deweloperzy nie wykluczają kolejnych obniżek.

Dalszy spadek cen jest możliwy, wiąże się z obniżką kosztów materiałów budowlanych i kosztów robocizny - uważa Wojciech Ciurzyński, prezes Polnordu.

Potencjalni kupujący mają więc do wyboru: czekać na niższe ceny lub kupić dzisiaj mieszkanie, korzystając z bardzo dużego wyboru.

Deweloperzy są w trudnej sytuacji i niektórzy będą decydowali się na wynajem mieszkań, których nie są w stanie sprzedać - uważa Aleksandra Szarek.

Dotyczyć to może jednak tylko tych firm, których kondycja finansowa umożliwia wykończenie mieszkań pod wynajem.



Roman Grzyb

Gazeta Prawna

W Warszawie gotowe mieszkania mogą czekać na nabywców nawet pięć lat

Nie rośnie już liczba nowych mieszkań czekających na kupno, ale jeśli utrzyma się obecne tempo sprzedaży, to te lokale na głównym rynku, czyli w stolicy, będą sprzedawane przez pięć lat.
Mimo że sprzedaż nowych mieszkań nadal jest bardzo mała, to przestała rosnąć liczba pustostanów czekających na nabywców. Tylko w Warszawie, w której koncentruje się 40 proc. krajowego rynku mieszkaniowego, takich wolnych lokali jest prawie 16,5 tys.

Tradycyjnie deweloperzy większość swoich inwestycji oddają pod koniec roku i na początku kolejnego - mówi Aleksandra Szarek z Home Broker.

Nie należy się więc teraz spodziewać wysypu nowych mieszkań, zwłaszcza że w II połowie 2008 r. deweloperzy radykalnie ograniczyli inwestycje mieszkaniowe. Nie wszystkie też mieszkania do sprzedaży spełniają oczekiwania potencjalnych nabywców.

Nie ma nowej oferty mieszkaniowej, więc z rynku zaczynają znikać najbardziej atrakcyjne mieszkania - mówi Celina Grabowska, kierownik zespołu analityków z redNet Consulting.
Z drugiej strony liczba transakcji na rynku nieruchomości jest bardzo niska. Początek roku nie przyniósł ożywienia na rynku kredytów hipotecznych, więc trudno się spodziewać większej liczby transakcji.

W IV kwartale 2008 r. w Warszawie nabywców znalazło mniej niż 900 mieszkań, co było wartością najniższą na przestrzeni ostatnich dwóch lat - mówi Celina Grabowska.

Jeśli utrzyma się obecne tempo sprzedaży, to w stolicy deweloperzy przez najbliższe pięć lat będą pozbywać się wybudowanych do tej pory mieszkań. Nadwyżka ma szansę zniknąć - i to w ciągu zaledwie roku - gdyby powróciła sytuacja z 2007 roku, gdy kwartalnie sprzedawano nawet 5 tys. mieszkań.

Na powrót hossy na rynku nieruchomości będziemy jednak długo czekać. Najważniejszym czynnikiem, który hamuje sprzedaż nowych mieszkań, oprócz zapaści na rynku kredytowym, są oczekiwania potencjalnych kupujących, którzy spodziewają się, że mieszkania będą jeszcze tanieć.

Sami deweloperzy nie wykluczają kolejnych obniżek.

Dalszy spadek cen jest możliwy, wiąże się z obniżką kosztów materiałów budowlanych i kosztów robocizny - uważa Wojciech Ciurzyński, prezes Polnordu.

Potencjalni kupujący mają więc do wyboru: czekać na niższe ceny lub kupić dzisiaj mieszkanie, korzystając z bardzo dużego wyboru.

Deweloperzy są w trudnej sytuacji i niektórzy będą decydowali się na wynajem mieszkań, których nie są w stanie sprzedać - uważa Aleksandra Szarek.

Dotyczyć to może jednak tylko tych firm, których kondycja finansowa umożliwia wykończenie mieszkań pod wynajem.



Roman Grzyb

Gazeta Prawna

Gospodarka w najgorszym kryzysie od zakończenia wojny

Gospodarka japońska przeżywa "najgorszy kryzys od czasu zakończenia wojny" - oświadczył w poniedziałek minister ds. polityki gospodarczej i fiskalnej Koru Yosano.
Japonia nie będzie stanie przezwyciężyć go sama. Gospodarka nie zna granic. Nasza gospodarka ruszy z miejsca kiedy uczynią to gospodarki innych krajów - powiedział Yosano.

Dodał, że "gospodarka japońska, której wzrost zależy w dużym stopniu od eksportu samochodów, maszyn i elektroniki, została dosłownie spustoszona".
Minister skomentował w ten sposób ostanie dane, z których wynika, że japoński Produkt Krajowy Brutto (PKB) zmniejszył się w IV kwartale ub. r. o 12,7 proc. w przeliczeniu rocznym (a o 3,3 proc. w porównaniu z poprzednim kwartałem). Jest to najgorszy wynik od 35 lat. (PAP)

jm/wp.pl

Gospodarka w najgorszym kryzysie od zakończenia wojny

Gospodarka japońska przeżywa "najgorszy kryzys od czasu zakończenia wojny" - oświadczył w poniedziałek minister ds. polityki gospodarczej i fiskalnej Koru Yosano.
Japonia nie będzie stanie przezwyciężyć go sama. Gospodarka nie zna granic. Nasza gospodarka ruszy z miejsca kiedy uczynią to gospodarki innych krajów - powiedział Yosano.

Dodał, że "gospodarka japońska, której wzrost zależy w dużym stopniu od eksportu samochodów, maszyn i elektroniki, została dosłownie spustoszona".
Minister skomentował w ten sposób ostanie dane, z których wynika, że japoński Produkt Krajowy Brutto (PKB) zmniejszył się w IV kwartale ub. r. o 12,7 proc. w przeliczeniu rocznym (a o 3,3 proc. w porównaniu z poprzednim kwartałem). Jest to najgorszy wynik od 35 lat. (PAP)

jm/wp.pl

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies