Sprzedaż w tej branży spadła rok do roku o połowę. Do wzięcia jest 60 tys. mieszkań. Oczywistym powodem są światowy kryzys finansowy i twarde wymagania banków odnośnie do kredytów hipotecznych. Niepewni klienci odkładają kupno mieszkań i domów. Efektem są duże spadki cen. W Brnie w pół roku ceny zniżkowały o 11,3 procent, w Hradec Kralove o 7,5 procent, w Ołomuńcu cena metra kwadratowego jest teraz najniższa spośród miast tej wielkości. Sprzedający czekają na nabywców nawet rok (wcześniej 2-3 miesiące). Właściciele nie chcą schodzić z ceną, kupujący czekają na obniżkę. Kontredans trwa. Szczególnie w Pradze. Ceny lutowe wobec stycznia i tak są tam niższe o 100 tys. koron (2,3 mln koron za dwa pokoje z kuchnią). Analitycy twierdzą, że od połowy roku ceny zaczną rosnąć - nie dotyczy to jednak domów na obrzeżach miast.
Jak sobie radzą deweloperzy? Np. w Hradec Kralove niesprzedane mieszkania są do wynajęcia. Zainteresowanie tą formą rośnie.
interia.pl/Piątek, 20 lutego (06:00)
Sprzedaż w tej branży spadła rok do roku o połowę. Do wzięcia jest 60 tys. mieszkań. Oczywistym powodem są światowy kryzys finansowy i twarde wymagania banków odnośnie do kredytów hipotecznych. Niepewni klienci odkładają kupno mieszkań i domów. Efektem są duże spadki cen. W Brnie w pół roku ceny zniżkowały o 11,3 procent, w Hradec Kralove o 7,5 procent, w Ołomuńcu cena metra kwadratowego jest teraz najniższa spośród miast tej wielkości. Sprzedający czekają na nabywców nawet rok (wcześniej 2-3 miesiące). Właściciele nie chcą schodzić z ceną, kupujący czekają na obniżkę. Kontredans trwa. Szczególnie w Pradze. Ceny lutowe wobec stycznia i tak są tam niższe o 100 tys. koron (2,3 mln koron za dwa pokoje z kuchnią). Analitycy twierdzą, że od połowy roku ceny zaczną rosnąć - nie dotyczy to jednak domów na obrzeżach miast.
Jak sobie radzą deweloperzy? Np. w Hradec Kralove niesprzedane mieszkania są do wynajęcia. Zainteresowanie tą formą rośnie.
interia.pl/Piątek, 20 lutego (06:00)
W lutym ogólny klimat koniunktury w budownictwie kształtuje się na poziomie minus 31 (w styczniu minus 18). Poprawę koniunktury sygnalizuje 9 proc. przedsiębiorstw, a jej pogorszenie 40 proc. (w styczniu odpowiednio 13 proc. i 31 proc.). Pozostałe przedsiębiorstwa uznają, że ich sytuacja nie ulega zmianie. Przedsiębiorstwa odnotowują dalszy spadek portfela zamówień i produkcji budowlano-montażowej.
"Przewidywania w tym zakresie na najbliższe trzy miesiące są również niekorzystne i gorsze od formułowanych w styczniu. Spośród badanych przedsiębiorstw 18 proc. (przed rokiem 24 proc.) planuje, że będzie prowadziło prace budowlanomontażowe za granicą" - napisano w komentarzu do badań.
"Dyrektorzy tych przedsiębiorstw spodziewają się, że w porównaniu z ubiegłym miesiącem portfel zamówień na roboty budowlanomontażowe na rynku zagranicznym może się zmniejszać" - dodają autorzy. Oceny bieżącej i przyszłej sytuacji finansowej przedsiębiorstw budowlanomontażowych są pesymistyczne i gorsze od zgłaszanych w styczniu. Możliwy jest dalszy spadek cen realizacji robót budowlano- montażowych. Planowane zmniejszenie zatrudnienia utrzymuje się na poziomie zbliżonym do prognozowanego w ubiegłym miesiącu.
źródło informacji: PAP
W lutym ogólny klimat koniunktury w budownictwie kształtuje się na poziomie minus 31 (w styczniu minus 18). Poprawę koniunktury sygnalizuje 9 proc. przedsiębiorstw, a jej pogorszenie 40 proc. (w styczniu odpowiednio 13 proc. i 31 proc.). Pozostałe przedsiębiorstwa uznają, że ich sytuacja nie ulega zmianie. Przedsiębiorstwa odnotowują dalszy spadek portfela zamówień i produkcji budowlano-montażowej.
"Przewidywania w tym zakresie na najbliższe trzy miesiące są również niekorzystne i gorsze od formułowanych w styczniu. Spośród badanych przedsiębiorstw 18 proc. (przed rokiem 24 proc.) planuje, że będzie prowadziło prace budowlanomontażowe za granicą" - napisano w komentarzu do badań.
"Dyrektorzy tych przedsiębiorstw spodziewają się, że w porównaniu z ubiegłym miesiącem portfel zamówień na roboty budowlanomontażowe na rynku zagranicznym może się zmniejszać" - dodają autorzy. Oceny bieżącej i przyszłej sytuacji finansowej przedsiębiorstw budowlanomontażowych są pesymistyczne i gorsze od zgłaszanych w styczniu. Możliwy jest dalszy spadek cen realizacji robót budowlano- montażowych. Planowane zmniejszenie zatrudnienia utrzymuje się na poziomie zbliżonym do prognozowanego w ubiegłym miesiącu.
źródło informacji: PAP
CLM oczekuje, że w tym roku liczba zajmowanych nieruchomości, ponieważ ich właściciele nie spłacają kredytów hipotecznych, wzrośnie do 75 tysięcy.
Według CLM, mimo trudności gospodarczych, takich przejęć było w zeszłym roku mniej niż oczekiwano m.in. dlatego, że kredytodawcy dokładają starań, by dojść jakoś do porozumienia z dłużnikami.
Szef CLM Michael Coogan powiedział, że zanotowano "znaczny" wzrost przypadków porzucania przez ludzi ich nieruchomości, ale nie podał konkretnych danych.
interia.pl/Piątek, 20 lutego (12:53)
CLM oczekuje, że w tym roku liczba zajmowanych nieruchomości, ponieważ ich właściciele nie spłacają kredytów hipotecznych, wzrośnie do 75 tysięcy.
Według CLM, mimo trudności gospodarczych, takich przejęć było w zeszłym roku mniej niż oczekiwano m.in. dlatego, że kredytodawcy dokładają starań, by dojść jakoś do porozumienia z dłużnikami.
Szef CLM Michael Coogan powiedział, że zanotowano "znaczny" wzrost przypadków porzucania przez ludzi ich nieruchomości, ale nie podał konkretnych danych.
interia.pl/Piątek, 20 lutego (12:53)
W porównaniu do stycznia ubiegłego roku ponad 10-proc. spadki cen zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, a w Krakowie spadek cen zbliżył się do 9 proc. W stolicy ceny ustabilizowały się nieznacznie tylko poniżej ubiegłorocznej mediany. Jeśli jest w tych danych coś pocieszającego, to porównywalna liczba transakcji do tej obserwowanej w listopadzie. W porównaniu z grudniem 2008 r. liczba transakcji jest nawet nieznacznie wyższa, lecz wciąż jest ich mniej niż w styczniu 2008 r.
W dalszym ciągu wpływ na taką sytuację ma klincz na rynku kredytowym - hipoteczne kredyty walutowe nie mogą wrócić do oferty banków, pomimo teoretycznie dogodniejszych warunków na rynku walutowym (wysokie kursy euro czy franka podnoszą atrakcyjność tego rodzaju kredytów). Oprocentowanie w złotych spada (już poniżej 7 proc. dla kredytów zaciąganych obecnie) i choć sytuacja mogłaby skłonić kredytobiorców do większej aktywności, to ostrożna polityka banków w udzielaniu kredytów hipotecznych przynosi skutek wręcz odwrotny. Nadto należy pamiętać o wszechobecnym w mediach słowie na "k", skutecznie schładzającym zapał kupujących, którzy ostrożniej szacują własne możliwości do zaciągania wieloletnich zobowiązań kredytowych. Powszechne przeświadczenie o mającym dokonać się spadku cen mieszkań, lub przynajmniej długoterminowej stabilizacji cen, również działa na niekorzyść sprzedających.
Perspektywy
Nie widzimy oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. Z drugiej strony w obliczu groźby spowolnienia gospodarczego w Polsce, po kredyty hipoteczne nie ustawiają się też kolejki, choć wzrost zainteresowania inwestycjami w mieszkania jest odczuwalny w oddziałach Open Finance. Nie mniej nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań. Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie.
Końca spadków nie widać
W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie. Oczekujemy zatem kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku. Ożywić popyt mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 (ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie).
W porównaniu do stycznia ubiegłego roku ponad 10-proc. spadki cen zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, a w Krakowie spadek cen zbliżył się do 9 proc. W stolicy ceny ustabilizowały się nieznacznie tylko poniżej ubiegłorocznej mediany. Jeśli jest w tych danych coś pocieszającego, to porównywalna liczba transakcji do tej obserwowanej w listopadzie. W porównaniu z grudniem 2008 r. liczba transakcji jest nawet nieznacznie wyższa, lecz wciąż jest ich mniej niż w styczniu 2008 r.
W dalszym ciągu wpływ na taką sytuację ma klincz na rynku kredytowym - hipoteczne kredyty walutowe nie mogą wrócić do oferty banków, pomimo teoretycznie dogodniejszych warunków na rynku walutowym (wysokie kursy euro czy franka podnoszą atrakcyjność tego rodzaju kredytów). Oprocentowanie w złotych spada (już poniżej 7 proc. dla kredytów zaciąganych obecnie) i choć sytuacja mogłaby skłonić kredytobiorców do większej aktywności, to ostrożna polityka banków w udzielaniu kredytów hipotecznych przynosi skutek wręcz odwrotny. Nadto należy pamiętać o wszechobecnym w mediach słowie na "k", skutecznie schładzającym zapał kupujących, którzy ostrożniej szacują własne możliwości do zaciągania wieloletnich zobowiązań kredytowych. Powszechne przeświadczenie o mającym dokonać się spadku cen mieszkań, lub przynajmniej długoterminowej stabilizacji cen, również działa na niekorzyść sprzedających.
Perspektywy
Nie widzimy oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. Z drugiej strony w obliczu groźby spowolnienia gospodarczego w Polsce, po kredyty hipoteczne nie ustawiają się też kolejki, choć wzrost zainteresowania inwestycjami w mieszkania jest odczuwalny w oddziałach Open Finance. Nie mniej nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań. Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie.
Końca spadków nie widać
W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie. Oczekujemy zatem kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku. Ożywić popyt mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 (ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie).
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze szereg spraw, o których decydują urzędnicy. Duża uznaniowość sprzyja z kolei korupcji, na którą budownictwo jest szczególnie podatne. Kiedy będziemy mieli w Polsce jasne przepisy, proste procedury i mniejszą władzę urzędników? Na to przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale pierwszy krok w tym kierunku już został zrobiony.
12 lutego Sejm uchwalił nowelizację ustawy Prawo budowlane. Dzięki niej łatwiejsze będzie zarówno rozpoczęcie, jak i zakończenie inwestycji budowlanych. Uproszczenia dotyczą w szczególności tych inwestycji, które nie oddziałują znacząco na środowisko i obszar Natura 2000, a więc na przykład domów jednorodzinnych czy bloków mieszkalnych. Żeby rozpocząć budowę trzeba będzie złożyć wniosek o rejestrację takiej inwestycji, a nie jak ma to miejsce obecnie ubiegać się o pozwolenie na budowę. Do wniosku trzeba będzie załączyć oczywiście komplet niezbędnych dokumentów, na zapoznanie się z którymi starosta będzie miał 30 dni. Jeśli w tym czasie nie wniesie on sprzeciwu, wtedy inwestor może przystąpić do prac. Rejestracja nie będzie w ogóle potrzebna przy drobnych pracach budowlanych, a więc przy remoncie czy przebudowie obiektu. Nie trzeba będzie także przedstawiać oświadczeń odpowiednich służb, co zaoszczędzi sporo czasu.
Nowelizacja zakłada także uproszczenia w końcowej fazie projektu. Nie trzeba będzie ubiegać się już o pozwolenie na użytkowanie obiektu (w znacznej części przypadków), a jedynie zgłosić, że prace budowlane zostały zakończone. Osoby, które budują domy jednorodzinne, nie będą musiały już zawiadamiać państwowych służb o zakończeniu budowy.
Propozycje zmian są bardzo dobre, bo stopniowo uwalniają wszechobecną w Polsce biurokrację. Najwięcej korzyści odniosą indywidualni inwestorzy, którzy cały czas wykazują się dużą aktywnością w budownictwie mieszkaniowym - z danych GUS wynika, że w styczniu 2009 roku w tej grupie oddano do użytku 11 575 lokali, co stanowi 59% wszystkich lokali oddanych do użytku. Udział ten był bardzo wysoki również w poprzednich okresach. Tak więc zmiany powinny ucieszyć zwłaszcza małych inwestorów, dla których budowa domów nareszcie stanie się łatwiejsza. Pozostaje teraz czekać na uchwałę nowelizacji przez Senat i podpis Prezydenta, a potem na kolejne rozwiązania usprawniające polskie budownictwo.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl
interia.pl/Czwartek, 19 lutego (13:51)
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze szereg spraw, o których decydują urzędnicy. Duża uznaniowość sprzyja z kolei korupcji, na którą budownictwo jest szczególnie podatne. Kiedy będziemy mieli w Polsce jasne przepisy, proste procedury i mniejszą władzę urzędników? Na to przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale pierwszy krok w tym kierunku już został zrobiony.
12 lutego Sejm uchwalił nowelizację ustawy Prawo budowlane. Dzięki niej łatwiejsze będzie zarówno rozpoczęcie, jak i zakończenie inwestycji budowlanych. Uproszczenia dotyczą w szczególności tych inwestycji, które nie oddziałują znacząco na środowisko i obszar Natura 2000, a więc na przykład domów jednorodzinnych czy bloków mieszkalnych. Żeby rozpocząć budowę trzeba będzie złożyć wniosek o rejestrację takiej inwestycji, a nie jak ma to miejsce obecnie ubiegać się o pozwolenie na budowę. Do wniosku trzeba będzie załączyć oczywiście komplet niezbędnych dokumentów, na zapoznanie się z którymi starosta będzie miał 30 dni. Jeśli w tym czasie nie wniesie on sprzeciwu, wtedy inwestor może przystąpić do prac. Rejestracja nie będzie w ogóle potrzebna przy drobnych pracach budowlanych, a więc przy remoncie czy przebudowie obiektu. Nie trzeba będzie także przedstawiać oświadczeń odpowiednich służb, co zaoszczędzi sporo czasu.
Nowelizacja zakłada także uproszczenia w końcowej fazie projektu. Nie trzeba będzie ubiegać się już o pozwolenie na użytkowanie obiektu (w znacznej części przypadków), a jedynie zgłosić, że prace budowlane zostały zakończone. Osoby, które budują domy jednorodzinne, nie będą musiały już zawiadamiać państwowych służb o zakończeniu budowy.
Propozycje zmian są bardzo dobre, bo stopniowo uwalniają wszechobecną w Polsce biurokrację. Najwięcej korzyści odniosą indywidualni inwestorzy, którzy cały czas wykazują się dużą aktywnością w budownictwie mieszkaniowym - z danych GUS wynika, że w styczniu 2009 roku w tej grupie oddano do użytku 11 575 lokali, co stanowi 59% wszystkich lokali oddanych do użytku. Udział ten był bardzo wysoki również w poprzednich okresach. Tak więc zmiany powinny ucieszyć zwłaszcza małych inwestorów, dla których budowa domów nareszcie stanie się łatwiejsza. Pozostaje teraz czekać na uchwałę nowelizacji przez Senat i podpis Prezydenta, a potem na kolejne rozwiązania usprawniające polskie budownictwo.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl
interia.pl/Czwartek, 19 lutego (13:51)
Dziś GUS podał, że w styczniu na rynku nieruchomości pojawiło się dokładnie 19541 nowych mieszkań. To wynik o 33,5 procent lepszy niż w styczniu ubiegłego roku i 63 procent tego, co deweloperzy i indywidualni inwestorzy skończyli budować w grudniu 2008. Money.pl sprawdził, czy Polacy szukają ofert mieszkaniowych, czy też pogodzili się z panującym na rynku nieruchomości marazmem.
Okazuje się, że w styczniu popularność fraz związanych z kupnem mieszkań wpisywana w wyszukiwarkę była najwyższa od roku. Odbicie nastąpiło po najgorszym grudniu w historii. Są chętni na mieszkania, są właściciele gotowi je sprzedać. Obie strony blokuje jednak kredytowa polityka banków.
Według statystyk Google, w styczniu Polacy około 1,5 miliona razy wpisywali do wyszukiwarki hasło sprzedam dom. Drugie tyle wyszukiwań dotyczyło hasła sprzedam mieszkanie. Czy to znaczy, że na rynku pojawili się chętni do kupowania, którzy szukają okazji?
Popularność frazy sprzedam mieszkanie wśród polskich internautów:
źródło: Google Trends
Zdaniem ekspertów, wniosek nie jest niestety tak oczywisty. - Wzrost liczby zapytań o hasło "sprzedam dom" to przejaw tego, że więcej osób chce wystawić nieruchomość na sprzedaż. Szukają informacji jak, za ile i gdzie sprzedać - ocenia Marta Kłosińska z serwisu Szybko.pl. - Dlaczego tak się dzieje? Ceny nieruchomości spadają i w związku z kryzysem, którego rozmiary trudno przewidzieć, będą spadać.
Grudniowy mega dołek
Aktywność internautów oddaje wyraźnie sytuację na rynku. Od września ubiegłego roku zainteresowanie frazami na temat nieruchomości wyraźnie słabło, podobnie jak ruch w branży.
Co prawda ostatnie dwa miesiące w roku to tradycyjnie czas, kiedy spada zainteresowanie nieruchomościami, jednak symptomatyczne, że grudzień 2008 był pod tym względem najgorszy od czasu badania trendów popularności fraz w polskiej wersji wyszukiwarki Google.
Podobny poziom zainteresowania internautów - choć mimo wszystko lepszy niż pod koniec ubiegłego roku - branża nieruchomości notowała w grudniu 2004 roku. Tyle, że wówczas z sieci korzystało około 8 milionów Polaków, a dziś jest ich dwukrotnie więcej - nawet 17 milionów.
Popularność frazy nieruchomości wśród polskich internautów:
źródło: Google Trends
Na słabe wyniki wpływ miały oczywiście problemy z dostępnością kredytów, ale również oczekiwanie kupujących, że sprzedający zejdą ze stawek. Zastój faktycznie pociągnął za sobą wyraźny spadek cen. Z grudniowych zestawień cen Open Finance wynika, że w skali roku najbardziej potaniały mieszkania w Krakowie (16,5 proc.) i Gdańsku (13,9 proc.). Taniej, choć już nie tak wyraźnie, było również we Wrocławiu (2,9 proc.) i w Warszawie (0,6 proc.). Open Finance odnotował również wyraźny spadek liczby transakcji.
Branża wraca na prostą?
W styczniu popularność frazy nieruchomości powróciła jednak do poziomu z pierwszej połowy ubiegłego roku. Informacji i ofert Polacy szukali 9 milionów razy. Roczna średnia, na której wyraźnie zaważyła druga połowa roku, to około 5 milionów wyszukań.
- Wysokie ceny, zmniejszenie dostępności kredytów oraz szalejące kursy walut doprowadziły do radykalnego ograniczenia liczby zawieranych transakcji. Nie spowodowały jednak tego, że ludzie przestali marzyć o własnym mieszkaniu, domu czy działce - wyjaśnia Marcin Drogomirecki z portalu Oferty.net. - Popyt wciąż jest bardzo duży tylko możliwości nabywcze są niewystarczające. Mimo tego ludzie szukają ofert, przeglądają je, porównują i analizują ceny.
Dziś GUS podał, że w styczniu na rynku nieruchomości pojawiło się dokładnie 19541 nowych mieszkań. To wynik o 33,5 procent lepszy niż w styczniu ubiegłego roku i 63 procent tego, co deweloperzy i indywidualni inwestorzy skończyli budować w grudniu 2008. Money.pl sprawdził, czy Polacy szukają ofert mieszkaniowych, czy też pogodzili się z panującym na rynku nieruchomości marazmem.
Okazuje się, że w styczniu popularność fraz związanych z kupnem mieszkań wpisywana w wyszukiwarkę była najwyższa od roku. Odbicie nastąpiło po najgorszym grudniu w historii. Są chętni na mieszkania, są właściciele gotowi je sprzedać. Obie strony blokuje jednak kredytowa polityka banków.
Według statystyk Google, w styczniu Polacy około 1,5 miliona razy wpisywali do wyszukiwarki hasło sprzedam dom. Drugie tyle wyszukiwań dotyczyło hasła sprzedam mieszkanie. Czy to znaczy, że na rynku pojawili się chętni do kupowania, którzy szukają okazji?
Popularność frazy sprzedam mieszkanie wśród polskich internautów:
źródło: Google Trends
Zdaniem ekspertów, wniosek nie jest niestety tak oczywisty. - Wzrost liczby zapytań o hasło "sprzedam dom" to przejaw tego, że więcej osób chce wystawić nieruchomość na sprzedaż. Szukają informacji jak, za ile i gdzie sprzedać - ocenia Marta Kłosińska z serwisu Szybko.pl. - Dlaczego tak się dzieje? Ceny nieruchomości spadają i w związku z kryzysem, którego rozmiary trudno przewidzieć, będą spadać.
Grudniowy mega dołek
Aktywność internautów oddaje wyraźnie sytuację na rynku. Od września ubiegłego roku zainteresowanie frazami na temat nieruchomości wyraźnie słabło, podobnie jak ruch w branży.
Co prawda ostatnie dwa miesiące w roku to tradycyjnie czas, kiedy spada zainteresowanie nieruchomościami, jednak symptomatyczne, że grudzień 2008 był pod tym względem najgorszy od czasu badania trendów popularności fraz w polskiej wersji wyszukiwarki Google.
Podobny poziom zainteresowania internautów - choć mimo wszystko lepszy niż pod koniec ubiegłego roku - branża nieruchomości notowała w grudniu 2004 roku. Tyle, że wówczas z sieci korzystało około 8 milionów Polaków, a dziś jest ich dwukrotnie więcej - nawet 17 milionów.
Popularność frazy nieruchomości wśród polskich internautów:
źródło: Google Trends
Na słabe wyniki wpływ miały oczywiście problemy z dostępnością kredytów, ale również oczekiwanie kupujących, że sprzedający zejdą ze stawek. Zastój faktycznie pociągnął za sobą wyraźny spadek cen. Z grudniowych zestawień cen Open Finance wynika, że w skali roku najbardziej potaniały mieszkania w Krakowie (16,5 proc.) i Gdańsku (13,9 proc.). Taniej, choć już nie tak wyraźnie, było również we Wrocławiu (2,9 proc.) i w Warszawie (0,6 proc.). Open Finance odnotował również wyraźny spadek liczby transakcji.
Branża wraca na prostą?
W styczniu popularność frazy nieruchomości powróciła jednak do poziomu z pierwszej połowy ubiegłego roku. Informacji i ofert Polacy szukali 9 milionów razy. Roczna średnia, na której wyraźnie zaważyła druga połowa roku, to około 5 milionów wyszukań.
- Wysokie ceny, zmniejszenie dostępności kredytów oraz szalejące kursy walut doprowadziły do radykalnego ograniczenia liczby zawieranych transakcji. Nie spowodowały jednak tego, że ludzie przestali marzyć o własnym mieszkaniu, domu czy działce - wyjaśnia Marcin Drogomirecki z portalu Oferty.net. - Popyt wciąż jest bardzo duży tylko możliwości nabywcze są niewystarczające. Mimo tego ludzie szukają ofert, przeglądają je, porównują i analizują ceny.
Obama zaprezentował swój plan w środę w Arizonie - w jednym ze stanów najbardziej dotkniętych kryzysem na rynku mieszkaniowym, który leży u podłoża obecnej recesji. Kryzys finansowy zaczął się od drastycznego spadku wartości papierów wartościowych opartych na niespłacalnych długach hipotecznych.
- Wszyscy płacimy drogo za ten kryzys z kredytami hipotecznymi. I wszyscy też zapłacimy jeszcze wyższą cenę, jeżeli pozwolimy, aby kryzys ten się dalej pogłębiał - powiedział prezydent w miejscowości Mesa w Arizonie.
Rządowy plan przewiduje zniesienie restrykcji nałożonych na Fannie Mae i Freddie Mac - dwie wielkie, upaństwowione ostatnio, instytucje finansowe gwarantujące kredyty hipoteczne, głównie dla uboższych Amerykanów - które nie pozwalają im refinansować hipotek w sytuacji, gdy suma zadłużenia przekracza aktualną wartość domu.
Dodatkowe pożyczki lub zmiana warunków spłat kredytu ma pozwolić zadłużonym właścicielom uniknąć utraty domu w wyniku foreclosure.
Rząd zamierza wpompować po 100 mld dolarów w Fannie Mae i Freddie Mac, aby zabezpieczyć je przed ewentualnymi stratami w razie ponownego niespłacania kredytów przez dłużników. Ma to pomóc około 5 milionom właścicieli domów. Pozostałe 75 mld dolarów administracja chce przeznaczyć na utworzenie specjalnego funduszu, który pozwoli zmniejszyć miesięczne spłaty kredytu hipotecznego przez około 3-4 mln kolejnych właścicieli domów.
Banki i inne instytucje finansowe, które zgodzą się obniżyć raty kredytu hipotecznego, otrzymają od rządu rekompensatę wyrównującą różnicę między starą o nową ratą kredytu.
Jak się oblicza, do końca zeszłego roku 9 procent właścicieli domów w USA zalegało ze spłatą kredytów lub straciło domy odebrane przez banki. Według raportu Credit Suisse do 2012 r. aż 16 procent domów stanie się ofiarami foreclosures.
Plan administracji Obamy bywa krytykowany przez konserwatystów. Twierdzą oni, że nie jest sprawiedliwe pomagać na koszt podatnika osobom, którzy kupili domy, na które nie było ich stać. Zwolennicy pomocy odpowiadają na to, że wielu ludzi wprowadzono w błąd oferując niezmiernie korzystne warunki pożyczek - tzw. sub-prime lending - ale nie ujawniając, że warunki te się z czasem zmienią, np. wzrosną procenty spłaty kredytu.
W wielu wypadkach chodziło tu o imigrantów, zwłaszcza z krajów latynoskich, którzy z braku znajomości języka nie zdawali sobie sprawy co podpisują w umowach z bankami o kredyty hipoteczne.
PAP/interia.pl
Obama zaprezentował swój plan w środę w Arizonie - w jednym ze stanów najbardziej dotkniętych kryzysem na rynku mieszkaniowym, który leży u podłoża obecnej recesji. Kryzys finansowy zaczął się od drastycznego spadku wartości papierów wartościowych opartych na niespłacalnych długach hipotecznych.
- Wszyscy płacimy drogo za ten kryzys z kredytami hipotecznymi. I wszyscy też zapłacimy jeszcze wyższą cenę, jeżeli pozwolimy, aby kryzys ten się dalej pogłębiał - powiedział prezydent w miejscowości Mesa w Arizonie.
Rządowy plan przewiduje zniesienie restrykcji nałożonych na Fannie Mae i Freddie Mac - dwie wielkie, upaństwowione ostatnio, instytucje finansowe gwarantujące kredyty hipoteczne, głównie dla uboższych Amerykanów - które nie pozwalają im refinansować hipotek w sytuacji, gdy suma zadłużenia przekracza aktualną wartość domu.
Dodatkowe pożyczki lub zmiana warunków spłat kredytu ma pozwolić zadłużonym właścicielom uniknąć utraty domu w wyniku foreclosure.
Rząd zamierza wpompować po 100 mld dolarów w Fannie Mae i Freddie Mac, aby zabezpieczyć je przed ewentualnymi stratami w razie ponownego niespłacania kredytów przez dłużników. Ma to pomóc około 5 milionom właścicieli domów. Pozostałe 75 mld dolarów administracja chce przeznaczyć na utworzenie specjalnego funduszu, który pozwoli zmniejszyć miesięczne spłaty kredytu hipotecznego przez około 3-4 mln kolejnych właścicieli domów.
Banki i inne instytucje finansowe, które zgodzą się obniżyć raty kredytu hipotecznego, otrzymają od rządu rekompensatę wyrównującą różnicę między starą o nową ratą kredytu.
Jak się oblicza, do końca zeszłego roku 9 procent właścicieli domów w USA zalegało ze spłatą kredytów lub straciło domy odebrane przez banki. Według raportu Credit Suisse do 2012 r. aż 16 procent domów stanie się ofiarami foreclosures.
Plan administracji Obamy bywa krytykowany przez konserwatystów. Twierdzą oni, że nie jest sprawiedliwe pomagać na koszt podatnika osobom, którzy kupili domy, na które nie było ich stać. Zwolennicy pomocy odpowiadają na to, że wielu ludzi wprowadzono w błąd oferując niezmiernie korzystne warunki pożyczek - tzw. sub-prime lending - ale nie ujawniając, że warunki te się z czasem zmienią, np. wzrosną procenty spłaty kredytu.
W wielu wypadkach chodziło tu o imigrantów, zwłaszcza z krajów latynoskich, którzy z braku znajomości języka nie zdawali sobie sprawy co podpisują w umowach z bankami o kredyty hipoteczne.
PAP/interia.pl
W przypadku kredytów mieszkaniowych, aż 86 procent banków zaostrzyło kryteria ich udzielania. Dziewięć na dziesięć banków podniosło marże i zaczęło wymagać wyższego wkładu własnego. Wiele banków wycofało również z oferty kredyty denominowane w walutach obcych.
Wzrost zadłużenia Polaków z tytułu kredytów hipotecznych w mln złotych | |||
lata | złotowe | walutowe | ogółem |
2005 | 15 569,8 | 20 273,4 | 35 807,2 |
2006 | 28 123,3 | 49 258,3 | 77 705,6 |
2007 | 52 391,4 | 64 449,1 | 116 840,5 |
2008 | 59 097,8 | 134 970,2 | 194 068 |
Źródło: NBP
W odniesieniu do kredytów konsumpcyjnych, kryteria ich udzielania zostały zaostrzone przez 75 procent banków. Około połowa podniosła marże. Banki odczuły przy tym nieznaczny spadek popytu.
źródło: money.pl/ 2009-02-20 14:30:13
W przypadku kredytów mieszkaniowych, aż 86 procent banków zaostrzyło kryteria ich udzielania. Dziewięć na dziesięć banków podniosło marże i zaczęło wymagać wyższego wkładu własnego. Wiele banków wycofało również z oferty kredyty denominowane w walutach obcych.
Wzrost zadłużenia Polaków z tytułu kredytów hipotecznych w mln złotych | |||
lata | złotowe | walutowe | ogółem |
2005 | 15 569,8 | 20 273,4 | 35 807,2 |
2006 | 28 123,3 | 49 258,3 | 77 705,6 |
2007 | 52 391,4 | 64 449,1 | 116 840,5 |
2008 | 59 097,8 | 134 970,2 | 194 068 |
Źródło: NBP
W odniesieniu do kredytów konsumpcyjnych, kryteria ich udzielania zostały zaostrzone przez 75 procent banków. Około połowa podniosła marże. Banki odczuły przy tym nieznaczny spadek popytu.
źródło: money.pl/ 2009-02-20 14:30:13
- Europejski Bank Centralny (EBC) wraz z innymi twórcami polityk monetarnych zrobi wszystko, aby przywrócić zaufanie do rynków - powiedział prezes EBC Jean-Claude Trichet w piątek w wywiadzie transmitowanym przez CNN. - Zrobimy, co tylko jest w naszej mocy jako osób odpowiedzialnych za politykę pieniężną, by przywrócić i wzmocnić zaufanie do rynków - powiedział Trichet.
źródło informacji: PAP
interia.pl/Piątek, 20 lutego (14:23)
- Europejski Bank Centralny (EBC) wraz z innymi twórcami polityk monetarnych zrobi wszystko, aby przywrócić zaufanie do rynków - powiedział prezes EBC Jean-Claude Trichet w piątek w wywiadzie transmitowanym przez CNN. - Zrobimy, co tylko jest w naszej mocy jako osób odpowiedzialnych za politykę pieniężną, by przywrócić i wzmocnić zaufanie do rynków - powiedział Trichet.
źródło informacji: PAP
interia.pl/Piątek, 20 lutego (14:23)
Kolejne dni przyniosły odreagowanie kursu z powrotem w kierunku 4,6000 PLN za EUR, by ostatecznie zakończyć tydzień w okolicach 4,7300. Osłabienie polskiej waluty w pierwszej części tygodnia miało miejsce w wyniku kolejnej fali pogorszenia nastrojów wokół krajów Europy Środkowo - Wschodniej. Inwestorzy zagraniczni zaczęli dyskontować w wycenie walut regionu możliwość wystąpienia poważnych problemów z płynnością, a nawet wypłacalnością silnie zadłużonych za granicą gospodarek.
Szczególnie źle pod względem nierównowag na rachunku obrotów bieżących i kapitałowych prezentują się Kraje Bałtyckie, Rumunia oraz Bułgaria. Spore zapotrzebowanie na finansowanie zewnętrzne mają także Węgry oraz Polska, nasz kraj jednak wygląda dość stabilnie na tle regionu, nawet pomimo spowolnienia gospodarczego. Z drugiej strony Polska ma najlepiej rozwinięty rynek finansowy w regionie, toteż zagraniczne przepływy finansowe są tu zdecydowanie większe, za tym natomiast idzie większa zmienność PLN.
Silne osłabienie złotego zaniepokoiło polski rząd. Premier Donald Tusk zapowiedział, że Ministerstwo Finansów podejmie odpowiednie kroki w celu obrony złotego jeśli kurs EUR/PLN wzrośnie powyżej 5,0000. Działania te miały polegać na sprzedaży na rynku euro pochodzących z funduszy unijnych. Do tej pory bowiem środki te wymieniane były za pośrednictwem Narodowego Banku Polskiego, co nie miało wpływu na notowania złotego.
Jak się jednak okazało MF nie czekało na zdobycie tego bardzo silnego psychologicznie oporu i zaczęło sprzedawać niewielkie kwoty euro za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego przy poziomie powyżej 4,9000. Sam moment na tego typu działania był bardzo dobry - nastroje dla gospodarek regionu uległy poprawie po słownej interwencji ze strony czeskiego Banku Centralnego oraz węgierskiego rządu. Bank Czech zapowiedział, iż ze względu na silne osłabienie korony, może zakończyć cykl obniżek stóp procentowych.
Z kolei węgierskie Ministerstwo Finansów zapowiedziało, iż jest gotowe sięgnąć po "niekonwencjonalne środki" w celu obrony forinta. Do tego doszły informacje o rozpoczęciu rozmów Polski z Europejskim Bankiem Centralnym odnośnie przystąpienia do ERM-2, a rząd poinformował, że wejście do Europejskiego Mechanizmu Kursowego będzie możliwe nawet bez uprzedniej zmiany konstytucji, na którą nie chce się zgodzić PiS.
W efekcie tego splotu sprzyjających okoliczności kurs EUR/PLN w ciągu zaledwie dwóch dni zniżkował do poziomu 4,6400. Spadek EUR/PLN wsparł chwilowo amerykański bank Goldman Sachs, który w oficjalnym komunikacie skierowanym do swoich klientów podał, że zamyka pozycje nastawione na osłabienie złotego, forinta węgierskiego oraz korony czeskiej. Oświadczenie to zasiało jednak dużo zamieszania.
Wiadomo bowiem, że sytuacja jeśli chodzi o płynność krajów Europy Środkowo - Wschodniej jest nieciekawa i choćby dlatego nie należałoby oczekiwać diametralnej poprawy nastrojów wokół naszego regionu. Oświadczenie Banku wydało się zatem zagadkowe. Na rynku pojawiły się głosy, że być może działanie Goldman Sachs jest celową grą pod obniżenie kurów EUR/PLN, EUR/HUF oraz EUR/CZK, tak by dojść do poziomów korzystnych dla zajęcia długich pozycji w euro.
Koniec tygodnia przyniósł powrót notowań euro względem złotego do wyższych poziomów w okolicach 4,7300, zdecydowanie jednak poniżej wtorkowych szczytów. Jeśli silniejszą deprecjację polskiej waluty hamują jedynie działania MF, wkrótce, wraz z ubywaniem środków unijnych, złoty prawdopodobnie powróci do większego osłabienia. Jeśli z kolei nie traci on obecnie silnie na wartości dlatego, że kapitał zagraniczny przestał panicznie uciekać z naszego regionu, w najbliższym czasie notowania PLN prawdopodobnie się ustabilizują, a w okresie poprawy nastrojów polska waluta zyska na wartości.
interia.pl/Sobota, 21 lutego (06:00)
Kolejne dni przyniosły odreagowanie kursu z powrotem w kierunku 4,6000 PLN za EUR, by ostatecznie zakończyć tydzień w okolicach 4,7300. Osłabienie polskiej waluty w pierwszej części tygodnia miało miejsce w wyniku kolejnej fali pogorszenia nastrojów wokół krajów Europy Środkowo - Wschodniej. Inwestorzy zagraniczni zaczęli dyskontować w wycenie walut regionu możliwość wystąpienia poważnych problemów z płynnością, a nawet wypłacalnością silnie zadłużonych za granicą gospodarek.
Szczególnie źle pod względem nierównowag na rachunku obrotów bieżących i kapitałowych prezentują się Kraje Bałtyckie, Rumunia oraz Bułgaria. Spore zapotrzebowanie na finansowanie zewnętrzne mają także Węgry oraz Polska, nasz kraj jednak wygląda dość stabilnie na tle regionu, nawet pomimo spowolnienia gospodarczego. Z drugiej strony Polska ma najlepiej rozwinięty rynek finansowy w regionie, toteż zagraniczne przepływy finansowe są tu zdecydowanie większe, za tym natomiast idzie większa zmienność PLN.
Silne osłabienie złotego zaniepokoiło polski rząd. Premier Donald Tusk zapowiedział, że Ministerstwo Finansów podejmie odpowiednie kroki w celu obrony złotego jeśli kurs EUR/PLN wzrośnie powyżej 5,0000. Działania te miały polegać na sprzedaży na rynku euro pochodzących z funduszy unijnych. Do tej pory bowiem środki te wymieniane były za pośrednictwem Narodowego Banku Polskiego, co nie miało wpływu na notowania złotego.
Jak się jednak okazało MF nie czekało na zdobycie tego bardzo silnego psychologicznie oporu i zaczęło sprzedawać niewielkie kwoty euro za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego przy poziomie powyżej 4,9000. Sam moment na tego typu działania był bardzo dobry - nastroje dla gospodarek regionu uległy poprawie po słownej interwencji ze strony czeskiego Banku Centralnego oraz węgierskiego rządu. Bank Czech zapowiedział, iż ze względu na silne osłabienie korony, może zakończyć cykl obniżek stóp procentowych.
Z kolei węgierskie Ministerstwo Finansów zapowiedziało, iż jest gotowe sięgnąć po "niekonwencjonalne środki" w celu obrony forinta. Do tego doszły informacje o rozpoczęciu rozmów Polski z Europejskim Bankiem Centralnym odnośnie przystąpienia do ERM-2, a rząd poinformował, że wejście do Europejskiego Mechanizmu Kursowego będzie możliwe nawet bez uprzedniej zmiany konstytucji, na którą nie chce się zgodzić PiS.
W efekcie tego splotu sprzyjających okoliczności kurs EUR/PLN w ciągu zaledwie dwóch dni zniżkował do poziomu 4,6400. Spadek EUR/PLN wsparł chwilowo amerykański bank Goldman Sachs, który w oficjalnym komunikacie skierowanym do swoich klientów podał, że zamyka pozycje nastawione na osłabienie złotego, forinta węgierskiego oraz korony czeskiej. Oświadczenie to zasiało jednak dużo zamieszania.
Wiadomo bowiem, że sytuacja jeśli chodzi o płynność krajów Europy Środkowo - Wschodniej jest nieciekawa i choćby dlatego nie należałoby oczekiwać diametralnej poprawy nastrojów wokół naszego regionu. Oświadczenie Banku wydało się zatem zagadkowe. Na rynku pojawiły się głosy, że być może działanie Goldman Sachs jest celową grą pod obniżenie kurów EUR/PLN, EUR/HUF oraz EUR/CZK, tak by dojść do poziomów korzystnych dla zajęcia długich pozycji w euro.
Koniec tygodnia przyniósł powrót notowań euro względem złotego do wyższych poziomów w okolicach 4,7300, zdecydowanie jednak poniżej wtorkowych szczytów. Jeśli silniejszą deprecjację polskiej waluty hamują jedynie działania MF, wkrótce, wraz z ubywaniem środków unijnych, złoty prawdopodobnie powróci do większego osłabienia. Jeśli z kolei nie traci on obecnie silnie na wartości dlatego, że kapitał zagraniczny przestał panicznie uciekać z naszego regionu, w najbliższym czasie notowania PLN prawdopodobnie się ustabilizują, a w okresie poprawy nastrojów polska waluta zyska na wartości.
interia.pl/Sobota, 21 lutego (06:00)
Wprawdzie bank twierdzi, że zaprzestał spekulacji jednak nasza waluta znów traci wobec euro, franka i dolara na fali złych nastrojów w regionie. Zdaniem analityków, jedyną szansą na odwrócenie trendu jest sprzedaż kolejnej transzy unijnych euro przez Bank Gospodarstwa Krajowego.
Goldman Sachs przyznał się do spekulacji na polskiej walucie, w wyniku której złoty bardzo stracił na wartości. W tym banku doradcą inwestycyjnym na Europę Centralną i Wschodnią jest Kazimierz Marcinkiewicz.
Były premier na antenie w TVN 24 zapewnił, że nigdy nie był doradcą w sprawach inwestycji walutowych, ale dziennikarzy, którzy go o to pytali, straszył sądem.
Wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna wierzy, że były premier za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości nie brał udziału w ataku na naszą walutę.
Wczoraj w specjalnym oświadczeniu do swoich klientów bank uznał, że dalsza spekulacja i gra na deprecjację czeskiej korony, węgierskiego forinta oraz polskiego złotego to w tej chwili zbyt duże ryzyko. Okazało się też, że międzynarodowa instytucja zarobiła na tej spekulacji nie - jak zakładała - 6 procent, ale prawie 8.
- Wczoraj wieczorem, po słabym otwarciu giełd w USA, złoty zaczął słabnąć i ten trend trwać będzie także w piątek. Niestety, nie sprzyja nam sytuacja w regionie i awersja do ryzyka widoczna także na rynku forinta i korony czeskiej - powiedział ekonomista Banku BPH Adam Antoniak.
Analityk zwraca uwagę, że w piątek nie ma żadnych istotnych publikacji w kraju oraz za granicą, więc tym bardziej nastroje na rynku będą decydowały o przebiegu sesji. A te są niestety bardzo słabe.
- Jedyną szansą na umocnienie polskiej waluty jest kolejny ruch BGK i sprzedaż unijnych euro na rynku. I tak prawdopodobnie się stanie, bowiem jak rząd wykonał pierwszy ruch, musi robić kolejne. Tym bardziej, że spekulanci na pewno powiedzą teraz 'sprawdzam' - powiedział Antoniak.
W piątek rano za jedno euro płacono 4,81 zł, za franka szwajcarskiego 3,24 zł, a za dolara 3,82 zł.
W czwartek późnym popołudniem euro kosztowało 4,75 zł, frank szwajcarski 3,21zł, a dolar 3,74 zł.
money.pl/2009-02-20 09:30:27
Wprawdzie bank twierdzi, że zaprzestał spekulacji jednak nasza waluta znów traci wobec euro, franka i dolara na fali złych nastrojów w regionie. Zdaniem analityków, jedyną szansą na odwrócenie trendu jest sprzedaż kolejnej transzy unijnych euro przez Bank Gospodarstwa Krajowego.
Goldman Sachs przyznał się do spekulacji na polskiej walucie, w wyniku której złoty bardzo stracił na wartości. W tym banku doradcą inwestycyjnym na Europę Centralną i Wschodnią jest Kazimierz Marcinkiewicz.
Były premier na antenie w TVN 24 zapewnił, że nigdy nie był doradcą w sprawach inwestycji walutowych, ale dziennikarzy, którzy go o to pytali, straszył sądem.
Wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna wierzy, że były premier za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości nie brał udziału w ataku na naszą walutę.
Wczoraj w specjalnym oświadczeniu do swoich klientów bank uznał, że dalsza spekulacja i gra na deprecjację czeskiej korony, węgierskiego forinta oraz polskiego złotego to w tej chwili zbyt duże ryzyko. Okazało się też, że międzynarodowa instytucja zarobiła na tej spekulacji nie - jak zakładała - 6 procent, ale prawie 8.
- Wczoraj wieczorem, po słabym otwarciu giełd w USA, złoty zaczął słabnąć i ten trend trwać będzie także w piątek. Niestety, nie sprzyja nam sytuacja w regionie i awersja do ryzyka widoczna także na rynku forinta i korony czeskiej - powiedział ekonomista Banku BPH Adam Antoniak.
Analityk zwraca uwagę, że w piątek nie ma żadnych istotnych publikacji w kraju oraz za granicą, więc tym bardziej nastroje na rynku będą decydowały o przebiegu sesji. A te są niestety bardzo słabe.
- Jedyną szansą na umocnienie polskiej waluty jest kolejny ruch BGK i sprzedaż unijnych euro na rynku. I tak prawdopodobnie się stanie, bowiem jak rząd wykonał pierwszy ruch, musi robić kolejne. Tym bardziej, że spekulanci na pewno powiedzą teraz 'sprawdzam' - powiedział Antoniak.
W piątek rano za jedno euro płacono 4,81 zł, za franka szwajcarskiego 3,24 zł, a za dolara 3,82 zł.
W czwartek późnym popołudniem euro kosztowało 4,75 zł, frank szwajcarski 3,21zł, a dolar 3,74 zł.
money.pl/2009-02-20 09:30:27
Zbigniew Chlebowski podkreślił, że dłużnik, ubiegający się o pomoc państwa, musiałby spełnić wiele warunków. Przede wszystkim trzeba będzie udokumentować utratę dochodów i zawczasu uprzedzić bank o kłopotach finansowych. Pomoc miałaby formę pożyczki, lub pomocy bezzwrotnej.
Gość Polskiego Radia szacuje, że na tę formę pomocy w okresie kryzysu państwo przeznaczy do 300 do 400 milionów złotych. Pieniądze na ten cel pochodziłyby z Funduszu Pracy.
Zdaniem szefa Klubu PO ustawa powinna zostać opracowana najdalej w ciągu miesiąca.
interia.pl/2009-02-20 08:42:57
Zbigniew Chlebowski podkreślił, że dłużnik, ubiegający się o pomoc państwa, musiałby spełnić wiele warunków. Przede wszystkim trzeba będzie udokumentować utratę dochodów i zawczasu uprzedzić bank o kłopotach finansowych. Pomoc miałaby formę pożyczki, lub pomocy bezzwrotnej.
Gość Polskiego Radia szacuje, że na tę formę pomocy w okresie kryzysu państwo przeznaczy do 300 do 400 milionów złotych. Pieniądze na ten cel pochodziłyby z Funduszu Pracy.
Zdaniem szefa Klubu PO ustawa powinna zostać opracowana najdalej w ciągu miesiąca.
interia.pl/2009-02-20 08:42:57
Sprzedaż w tej branży spadła rok do roku o połowę. Do wzięcia jest 60 tys. mieszkań. Oczywistym powodem są światowy kryzys finansowy i twarde wymagania banków odnośnie do kredytów hipotecznych. Niepewni klienci odkładają kupno mieszkań i domów. Efektem są duże spadki cen. W Brnie w pół roku ceny zniżkowały o 11,3 procent, w Hradec Kralove o 7,5 procent, w Ołomuńcu cena metra kwadratowego jest teraz najniższa spośród miast tej wielkości. Sprzedający czekają na nabywców nawet rok (wcześniej 2-3 miesiące). Właściciele nie chcą schodzić z ceną, kupujący czekają na obniżkę. Kontredans trwa. Szczególnie w Pradze. Ceny lutowe wobec stycznia i tak są tam niższe o 100 tys. koron (2,3 mln koron za dwa pokoje z kuchnią). Analitycy twierdzą, że od połowy roku ceny zaczną rosnąć - nie dotyczy to jednak domów na obrzeżach miast.
Jak sobie radzą deweloperzy? Np. w Hradec Kralove niesprzedane mieszkania są do wynajęcia. Zainteresowanie tą formą rośnie.
Krzysztof Mrówka, Interia.pl
źródło informacji: INTERIA.PL
interia.pl/Piątek, 20 lutego (06:00)
Sprzedaż w tej branży spadła rok do roku o połowę. Do wzięcia jest 60 tys. mieszkań. Oczywistym powodem są światowy kryzys finansowy i twarde wymagania banków odnośnie do kredytów hipotecznych. Niepewni klienci odkładają kupno mieszkań i domów. Efektem są duże spadki cen. W Brnie w pół roku ceny zniżkowały o 11,3 procent, w Hradec Kralove o 7,5 procent, w Ołomuńcu cena metra kwadratowego jest teraz najniższa spośród miast tej wielkości. Sprzedający czekają na nabywców nawet rok (wcześniej 2-3 miesiące). Właściciele nie chcą schodzić z ceną, kupujący czekają na obniżkę. Kontredans trwa. Szczególnie w Pradze. Ceny lutowe wobec stycznia i tak są tam niższe o 100 tys. koron (2,3 mln koron za dwa pokoje z kuchnią). Analitycy twierdzą, że od połowy roku ceny zaczną rosnąć - nie dotyczy to jednak domów na obrzeżach miast.
Jak sobie radzą deweloperzy? Np. w Hradec Kralove niesprzedane mieszkania są do wynajęcia. Zainteresowanie tą formą rośnie.
Krzysztof Mrówka, Interia.pl
źródło informacji: INTERIA.PL
interia.pl/Piątek, 20 lutego (06:00)
O ile branże produkcyjne i usługowe nie odczuły jeszcze dotkliwie spowolnienia gospodarczego, to rynek nieruchomości wyhamował gwałtownie. Wrażenie to potęguje dodatkowo zestawienie obecnych wyników tej branży z tymi, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić przez ostatnie lata.
Nadal będzie spadać
Na rynku doszło nie tyle do ustabilizowania cen, co do ich gwałtownego spadku. W IV kwartale 2008 r. ceny ofertowe (należy pamiętać, że ceny transakcyjne bywają niższe o 10-15 proc.) we wszystkich dużych miastach w Polsce były niższe niż w analogicznym okresie 2007 r. Początek 2009 r. pogłębił tę różnicę.
Źródło: Ceny ofertowe gratka.pl, otodom.pl
Analiza sytuacji makroekonomicznej oraz sektora bankowości (ten był największym motorem rozwoju polskiego rynku nieruchomości) wykazuje, że przynajmniej do połowy 2009 r. nadal będziemy mieli do czynienia ze spadkiem cen nieruchomości. Perspektywa nagłej poprawy sytuacji jest raczej mało prawdopodobna, zważywszy na symptomy kryzysu, który coraz bardziej dotyka bilanse przedsiębiorstw, a co za tym idzie, uszczupla portfele ich pracowników. Wzrost bezrobocia osłabi poczucie bezpieczeństwa przyszłych właścicieli nieruchomości, co znacznie wpłynie na stronę popytową rynku.
Pocieszeniem może być podstawa wolnego rynku, czyli zależności między popytem a podażą. Ogromna większość deweloperów odkłada zaplanowane inwestycje na przyszłość. Niektórzy mają problemy z kredytowaniem swoich przedsięwzięć, inni zwyczajnie chcą przeczekać gorsze czasy. Taka sytuacja powoduje kurczenie się oferty z rynku pierwotnego. A przecież nie wolno zapominać o ogromnym zapotrzebowaniu na lokale mieszkalne (obecnie szacowane na min. 1,5 mln mieszkań), które w końcu przełamie obawy przed niepewną przyszłością wśród kupujących.
Rynek stygnie
Z pewnością będziemy świadkami pogłębiania się różnic w cenach nieruchomości w dużych miastach. Tendencja ta jest typowa dla każdego "stygnącego" rynku. Jeszcze kilka lat temu różnice w cenach za 1 m kw. w dużych miastach, w zależności od lokalizacji, wynosiły 50-80 proc. Teraz 1 m kw. w ścisłym centrum Krakowa kosztuje 20 000 zł, a w dzielnicy sypialnej 7000 zł. To już prawie 300 proc. różnicy.
Scenariusz rozwoju rynku w 2009 r. wydaje się być jednoznaczny, lecz spadające stopy procentowe, a co za tym idzie lepsza dostępność kredytów złotowych, mogą sprawić nam miłą niespodziankę.
Paweł Wiąk, Doradca Finansowy Money Expert SA
źródło informacji:
O ile branże produkcyjne i usługowe nie odczuły jeszcze dotkliwie spowolnienia gospodarczego, to rynek nieruchomości wyhamował gwałtownie. Wrażenie to potęguje dodatkowo zestawienie obecnych wyników tej branży z tymi, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić przez ostatnie lata.
Nadal będzie spadać
Na rynku doszło nie tyle do ustabilizowania cen, co do ich gwałtownego spadku. W IV kwartale 2008 r. ceny ofertowe (należy pamiętać, że ceny transakcyjne bywają niższe o 10-15 proc.) we wszystkich dużych miastach w Polsce były niższe niż w analogicznym okresie 2007 r. Początek 2009 r. pogłębił tę różnicę.
Źródło: Ceny ofertowe gratka.pl, otodom.pl
Analiza sytuacji makroekonomicznej oraz sektora bankowości (ten był największym motorem rozwoju polskiego rynku nieruchomości) wykazuje, że przynajmniej do połowy 2009 r. nadal będziemy mieli do czynienia ze spadkiem cen nieruchomości. Perspektywa nagłej poprawy sytuacji jest raczej mało prawdopodobna, zważywszy na symptomy kryzysu, który coraz bardziej dotyka bilanse przedsiębiorstw, a co za tym idzie, uszczupla portfele ich pracowników. Wzrost bezrobocia osłabi poczucie bezpieczeństwa przyszłych właścicieli nieruchomości, co znacznie wpłynie na stronę popytową rynku.
Pocieszeniem może być podstawa wolnego rynku, czyli zależności między popytem a podażą. Ogromna większość deweloperów odkłada zaplanowane inwestycje na przyszłość. Niektórzy mają problemy z kredytowaniem swoich przedsięwzięć, inni zwyczajnie chcą przeczekać gorsze czasy. Taka sytuacja powoduje kurczenie się oferty z rynku pierwotnego. A przecież nie wolno zapominać o ogromnym zapotrzebowaniu na lokale mieszkalne (obecnie szacowane na min. 1,5 mln mieszkań), które w końcu przełamie obawy przed niepewną przyszłością wśród kupujących.
Rynek stygnie
Z pewnością będziemy świadkami pogłębiania się różnic w cenach nieruchomości w dużych miastach. Tendencja ta jest typowa dla każdego "stygnącego" rynku. Jeszcze kilka lat temu różnice w cenach za 1 m kw. w dużych miastach, w zależności od lokalizacji, wynosiły 50-80 proc. Teraz 1 m kw. w ścisłym centrum Krakowa kosztuje 20 000 zł, a w dzielnicy sypialnej 7000 zł. To już prawie 300 proc. różnicy.
Scenariusz rozwoju rynku w 2009 r. wydaje się być jednoznaczny, lecz spadające stopy procentowe, a co za tym idzie lepsza dostępność kredytów złotowych, mogą sprawić nam miłą niespodziankę.
Paweł Wiąk, Doradca Finansowy Money Expert SA
źródło informacji:
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze szereg spraw, o których decydują urzędnicy. Duża uznaniowość sprzyja z kolei korupcji, na którą budownictwo jest szczególnie podatne. Kiedy będziemy mieli w Polsce jasne przepisy, proste procedury i mniejszą władzę urzędników? Na to przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale pierwszy krok w tym kierunku już został zrobiony.
12 lutego Sejm uchwalił nowelizację ustawy Prawo budowlane. Dzięki niej łatwiejsze będzie zarówno rozpoczęcie, jak i zakończenie inwestycji budowlanych. Uproszczenia dotyczą w szczególności tych inwestycji, które nie oddziałują znacząco na środowisko i obszar Natura 2000, a więc na przykład domów jednorodzinnych czy bloków mieszkalnych. Żeby rozpocząć budowę trzeba będzie złożyć wniosek o rejestrację takiej inwestycji, a nie jak ma to miejsce obecnie ubiegać się o pozwolenie na budowę. Do wniosku trzeba będzie załączyć oczywiście komplet niezbędnych dokumentów, na zapoznanie się z którymi starosta będzie miał 30 dni. Jeśli w tym czasie nie wniesie on sprzeciwu, wtedy inwestor może przystąpić do prac. Rejestracja nie będzie w ogóle potrzebna przy drobnych pracach budowlanych, a więc przy remoncie czy przebudowie obiektu. Nie trzeba będzie także przedstawiać oświadczeń odpowiednich służb, co zaoszczędzi sporo czasu.
Nowelizacja zakłada także uproszczenia w końcowej fazie projektu. Nie trzeba będzie ubiegać się już o pozwolenie na użytkowanie obiektu (w znacznej części przypadków), a jedynie zgłosić, że prace budowlane zostały zakończone. Osoby, które budują domy jednorodzinne, nie będą musiały już zawiadamiać państwowych służb o zakończeniu budowy.
Propozycje zmian są bardzo dobre, bo stopniowo uwalniają wszechobecną w Polsce biurokrację. Najwięcej korzyści odniosą indywidualni inwestorzy, którzy cały czas wykazują się dużą aktywnością w budownictwie mieszkaniowym - z danych GUS wynika, że w styczniu 2009 roku w tej grupie oddano do użytku 11 575 lokali, co stanowi 59% wszystkich lokali oddanych do użytku. Udział ten był bardzo wysoki również w poprzednich okresach. Tak więc zmiany powinny ucieszyć zwłaszcza małych inwestorów, dla których budowa domów nareszcie stanie się łatwiejsza. Pozostaje teraz czekać na uchwałę nowelizacji przez Senat i podpis Prezydenta, a potem na kolejne rozwiązania usprawniające polskie budownictwo.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl
interia.pl/Czwartek, 19 lutego (13:51)
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze szereg spraw, o których decydują urzędnicy. Duża uznaniowość sprzyja z kolei korupcji, na którą budownictwo jest szczególnie podatne. Kiedy będziemy mieli w Polsce jasne przepisy, proste procedury i mniejszą władzę urzędników? Na to przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale pierwszy krok w tym kierunku już został zrobiony.
12 lutego Sejm uchwalił nowelizację ustawy Prawo budowlane. Dzięki niej łatwiejsze będzie zarówno rozpoczęcie, jak i zakończenie inwestycji budowlanych. Uproszczenia dotyczą w szczególności tych inwestycji, które nie oddziałują znacząco na środowisko i obszar Natura 2000, a więc na przykład domów jednorodzinnych czy bloków mieszkalnych. Żeby rozpocząć budowę trzeba będzie złożyć wniosek o rejestrację takiej inwestycji, a nie jak ma to miejsce obecnie ubiegać się o pozwolenie na budowę. Do wniosku trzeba będzie załączyć oczywiście komplet niezbędnych dokumentów, na zapoznanie się z którymi starosta będzie miał 30 dni. Jeśli w tym czasie nie wniesie on sprzeciwu, wtedy inwestor może przystąpić do prac. Rejestracja nie będzie w ogóle potrzebna przy drobnych pracach budowlanych, a więc przy remoncie czy przebudowie obiektu. Nie trzeba będzie także przedstawiać oświadczeń odpowiednich służb, co zaoszczędzi sporo czasu.
Nowelizacja zakłada także uproszczenia w końcowej fazie projektu. Nie trzeba będzie ubiegać się już o pozwolenie na użytkowanie obiektu (w znacznej części przypadków), a jedynie zgłosić, że prace budowlane zostały zakończone. Osoby, które budują domy jednorodzinne, nie będą musiały już zawiadamiać państwowych służb o zakończeniu budowy.
Propozycje zmian są bardzo dobre, bo stopniowo uwalniają wszechobecną w Polsce biurokrację. Najwięcej korzyści odniosą indywidualni inwestorzy, którzy cały czas wykazują się dużą aktywnością w budownictwie mieszkaniowym - z danych GUS wynika, że w styczniu 2009 roku w tej grupie oddano do użytku 11 575 lokali, co stanowi 59% wszystkich lokali oddanych do użytku. Udział ten był bardzo wysoki również w poprzednich okresach. Tak więc zmiany powinny ucieszyć zwłaszcza małych inwestorów, dla których budowa domów nareszcie stanie się łatwiejsza. Pozostaje teraz czekać na uchwałę nowelizacji przez Senat i podpis Prezydenta, a potem na kolejne rozwiązania usprawniające polskie budownictwo.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl
interia.pl/Czwartek, 19 lutego (13:51)
Jak donosi Gazeta Wyborcza właściciele mieszkań nie musieliby się obawiać, że przez wiele lat nie odzyskają mieszkania, gdyby lokator, któremu je wynajmą, nie chciał się z niego wyprowadzić. Po drugie, zapłaciliby mniejszy niż dziś podatek.
Zmiany mają przynieść tez korzyść lokatorom. - Dzięki zmniejszeniu ryzyka związanego z wynajmem na rynku pojawi się więcej mieszkań. W efekcie - najpewniej spadną czynsze - czytamy w dzienniku.
Z kolei fiskus miałby skorzystać dzięki zarejestrowaniu w urzędach skarbowych umów najmu. Resort infrastruktury ocenia, że dziś większość z nich jest zawierana na czarno. Choć podatek byłby niższy - zryczałtowany na poziomie 5 proc. to i tak do kasy państwa najprawdopodobniej wpłynęłoby więcej pieniędzy.
money.pl/2009-02-18 09:45:41
Jak donosi Gazeta Wyborcza właściciele mieszkań nie musieliby się obawiać, że przez wiele lat nie odzyskają mieszkania, gdyby lokator, któremu je wynajmą, nie chciał się z niego wyprowadzić. Po drugie, zapłaciliby mniejszy niż dziś podatek.
Zmiany mają przynieść tez korzyść lokatorom. - Dzięki zmniejszeniu ryzyka związanego z wynajmem na rynku pojawi się więcej mieszkań. W efekcie - najpewniej spadną czynsze - czytamy w dzienniku.
Z kolei fiskus miałby skorzystać dzięki zarejestrowaniu w urzędach skarbowych umów najmu. Resort infrastruktury ocenia, że dziś większość z nich jest zawierana na czarno. Choć podatek byłby niższy - zryczałtowany na poziomie 5 proc. to i tak do kasy państwa najprawdopodobniej wpłynęłoby więcej pieniędzy.
money.pl/2009-02-18 09:45:41
- Natomiast kompleks produkcyjny niemieckiego koncernu Hellermann Tyton GmbH powstanie w województwie wielkopolskim na działce o powierzchni ponad 8 ha i ma kosztować około 58 mln zł - podkreślają eksperci Agencji Jartom.
Tomasz Branecki prezes Jartom twierdzi, że pojawienie się większej ilości wolnych powierzchni do wynajęcia i atrakcyjnych nieruchomości na sprzedaż, a także trudności firm budowlanych ułatwiają negocjacje największym graczom na rynku, którzy teraz zawierają bardzo duże kontrakty. - Ponadto czas gorszej koniunktury sprzyja centralizacji i budowom obiektów pod specjalne wymagania klientów. Jesteśmy w trakcie negocjacji następnych rekordowych transakcji - zdradza prezes Jartomu.
- Natomiast kompleks produkcyjny niemieckiego koncernu Hellermann Tyton GmbH powstanie w województwie wielkopolskim na działce o powierzchni ponad 8 ha i ma kosztować około 58 mln zł - podkreślają eksperci Agencji Jartom.
Tomasz Branecki prezes Jartom twierdzi, że pojawienie się większej ilości wolnych powierzchni do wynajęcia i atrakcyjnych nieruchomości na sprzedaż, a także trudności firm budowlanych ułatwiają negocjacje największym graczom na rynku, którzy teraz zawierają bardzo duże kontrakty. - Ponadto czas gorszej koniunktury sprzyja centralizacji i budowom obiektów pod specjalne wymagania klientów. Jesteśmy w trakcie negocjacji następnych rekordowych transakcji - zdradza prezes Jartomu.
money.pl/2009-02-16 08:25:21
- Natomiast kompleks produkcyjny niemieckiego koncernu Hellermann Tyton GmbH powstanie w województwie wielkopolskim na działce o powierzchni ponad 8 ha i ma kosztować około 58 mln zł - podkreślają eksperci Agencji Jartom.
Tomasz Branecki prezes Jartom twierdzi, że pojawienie się większej ilości wolnych powierzchni do wynajęcia i atrakcyjnych nieruchomości na sprzedaż, a także trudności firm budowlanych ułatwiają negocjacje największym graczom na rynku, którzy teraz zawierają bardzo duże kontrakty. - Ponadto czas gorszej koniunktury sprzyja centralizacji i budowom obiektów pod specjalne wymagania klientów. Jesteśmy w trakcie negocjacji następnych rekordowych transakcji - zdradza prezes Jartomu.
- Natomiast kompleks produkcyjny niemieckiego koncernu Hellermann Tyton GmbH powstanie w województwie wielkopolskim na działce o powierzchni ponad 8 ha i ma kosztować około 58 mln zł - podkreślają eksperci Agencji Jartom.
Tomasz Branecki prezes Jartom twierdzi, że pojawienie się większej ilości wolnych powierzchni do wynajęcia i atrakcyjnych nieruchomości na sprzedaż, a także trudności firm budowlanych ułatwiają negocjacje największym graczom na rynku, którzy teraz zawierają bardzo duże kontrakty. - Ponadto czas gorszej koniunktury sprzyja centralizacji i budowom obiektów pod specjalne wymagania klientów. Jesteśmy w trakcie negocjacji następnych rekordowych transakcji - zdradza prezes Jartomu.
money.pl/2009-02-16 08:25:21
Dzisiaj do konsultacji społecznych trafi przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.
Zgodnie z decyzją Trybunału
- Nasza propozycja zawiera zmiany uwzględniające orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. oraz inne pilne zmiany, wśród których znajdą się przepisy mające na celu czasowe przywrócenie możliwości ustanawiania spółdzielczej własności - wyjaśnia Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury. Resort przedstawił także wczoraj propozycję zmiany ustawy o ochronie praw lokatorów i wprowadzenie do niej nowej instytucji najmu okazjonalnego.
Najważniejszą z zaproponowanych zmian jest dodanie do ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych nowych przepisów pozwalających ich członkom podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowych (oprócz obecnie obowiązujących) opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie. Resort infrastruktury chce, by wysokość opłaty nie mogła przekraczać różnicy pomiędzy wartością rynkową lokalu a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego lub jego części. Różnica ta miałaby podlegać zmniejszeniu o 50 proc. pomocy uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków, zwaloryzowanej proporcjonalnie do aktualnej wartości mieszkania.
Do podjęcia takiej uchwały będzie wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu. Głosujący będą mogli jednocześnie zadecydować o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.
O ile członkowie będą mieli wpływ na wprowadzenie dodatkowych kosztów przekształceń mieszkań lokatorskich, o tyle projekt noweli przesądza wprost o poszerzeniu katalogu opłat, które muszą wnieść osoby przekształcające spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu w odrębną własność.
Dopłaty do własnościowego
Wnioskujący spółdzielcy, oprócz spłaty kosztów związanych z budową mieszkania i bieżącego zadłużenia z tytułu opłat eksploatacyjnych, będą musieli wpłacić na rachunek spółdzielni nominalną kwotę umorzenia kredytu lub dotacji w części przypadającej na lokal (w sumie od kilku do kilkuset złotych). Obowiązek spłaty nie będzie odnosił się jednak do tych członków, którzy podpiszą akty notarialne po upływie 15 lat od ustanowienia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu.
W projekcie zaproponowano także wprowadzenie regulacji nakładających na spółdzielnie obowiązek zawarcia z lokatorem umowy o przeniesienie własności lokalu w terminie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie uchwały zarządu określającej przedmiot odrębnej własności lokalu.
Najem okazjonalny
Oprócz ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych Ministerstwo Infrastruktury chce zmienić także ustawę o ochronie praw lokatorów i wprowadzić do niej uregulowania dotyczące tzw. najmu okazjonalnego. Na tej podstawie będą mogły oddawać w najem swoje mieszkania tylko osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej. Dużym ułatwieniem ma być przede wszystkim możliwość eksmitowania zalegających z czynszem najemców bez obowiązku zapewnienia im lokalu zamiennego czy pomieszczenia tymczasowego (będą bowiem musieli wskazać w umowie o najem okazjonalny, gdzie mogą się przeprowadzić w takich sytuacjach, i pokazać zgodę właściciela tamtego lokalu). Osoby, które zdecydują się na wykonywanie najmu okazjonalnego, będą płacić zaledwie 5-proc. podatek ryczałtowy od uzyskanych przychodów.
Dzisiaj do konsultacji społecznych trafi przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.
Zgodnie z decyzją Trybunału
- Nasza propozycja zawiera zmiany uwzględniające orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. oraz inne pilne zmiany, wśród których znajdą się przepisy mające na celu czasowe przywrócenie możliwości ustanawiania spółdzielczej własności - wyjaśnia Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury. Resort przedstawił także wczoraj propozycję zmiany ustawy o ochronie praw lokatorów i wprowadzenie do niej nowej instytucji najmu okazjonalnego.
Najważniejszą z zaproponowanych zmian jest dodanie do ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych nowych przepisów pozwalających ich członkom podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowych (oprócz obecnie obowiązujących) opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie. Resort infrastruktury chce, by wysokość opłaty nie mogła przekraczać różnicy pomiędzy wartością rynkową lokalu a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego lub jego części. Różnica ta miałaby podlegać zmniejszeniu o 50 proc. pomocy uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków, zwaloryzowanej proporcjonalnie do aktualnej wartości mieszkania.
Do podjęcia takiej uchwały będzie wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu. Głosujący będą mogli jednocześnie zadecydować o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.
O ile członkowie będą mieli wpływ na wprowadzenie dodatkowych kosztów przekształceń mieszkań lokatorskich, o tyle projekt noweli przesądza wprost o poszerzeniu katalogu opłat, które muszą wnieść osoby przekształcające spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu w odrębną własność.
Dopłaty do własnościowego
Wnioskujący spółdzielcy, oprócz spłaty kosztów związanych z budową mieszkania i bieżącego zadłużenia z tytułu opłat eksploatacyjnych, będą musieli wpłacić na rachunek spółdzielni nominalną kwotę umorzenia kredytu lub dotacji w części przypadającej na lokal (w sumie od kilku do kilkuset złotych). Obowiązek spłaty nie będzie odnosił się jednak do tych członków, którzy podpiszą akty notarialne po upływie 15 lat od ustanowienia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu.
W projekcie zaproponowano także wprowadzenie regulacji nakładających na spółdzielnie obowiązek zawarcia z lokatorem umowy o przeniesienie własności lokalu w terminie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie uchwały zarządu określającej przedmiot odrębnej własności lokalu.
Najem okazjonalny
Oprócz ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych Ministerstwo Infrastruktury chce zmienić także ustawę o ochronie praw lokatorów i wprowadzić do niej uregulowania dotyczące tzw. najmu okazjonalnego. Na tej podstawie będą mogły oddawać w najem swoje mieszkania tylko osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej. Dużym ułatwieniem ma być przede wszystkim możliwość eksmitowania zalegających z czynszem najemców bez obowiązku zapewnienia im lokalu zamiennego czy pomieszczenia tymczasowego (będą bowiem musieli wskazać w umowie o najem okazjonalny, gdzie mogą się przeprowadzić w takich sytuacjach, i pokazać zgodę właściciela tamtego lokalu). Osoby, które zdecydują się na wykonywanie najmu okazjonalnego, będą płacić zaledwie 5-proc. podatek ryczałtowy od uzyskanych przychodów.
średnia ocen: 4,5