Ze świata nieruchomości - strona 155

Zebranie właścicieli lokali uchwala plan gospodarczy

W każdej wspólnocie mieszkaniowej zarząd lub zarządca - w zależności od sposobu gospodarowania nieruchomością wspólną - nie później niż przed końcem marca musi zwołać zebranie ogółu właścicieli lokali, podczas którego należy uchwalić roczny plan gospodarczy.
Przy okazji ustala się wysokości opłat. Oceniana jest też praca zarządu, który składa sprawozdanie. Następnie członkowie wspólnoty podejmują uchwałę w sprawie udzielenia mu absolutorium. Zebrania służą temu, by właściciele mieszkań i lokali użytkowych sprawdzili, jak przez ostatni rok były prowadzone sprawy ich nieruchomości wspólnej. Powinni też zdecydować o najważniejszych kwestiach określanych jako przekraczające zakres zwykłego zarządu (np. o dużych remontach, ociepleniu budynku) oraz udzielić zarządowi pełnomocnictw do zawierania niezbędnych umów. Na zebraniu może być omawiana także każda inna sprawa ważna dla wspólnoty.

Jeżeli zarząd lub zarządca nie zwoła w ciągu I kwartału każdego roku zebrania właścicieli, może je zorganizować każdy członek wspólnoty, czyli każdy właściciel mieszkania lub lokalu użytkowego. Niewykluczone, że przy okazji wspólnota powinna zmienić zarząd czy firmę zarządzającą. Na pewno warto w takiej sytuacji przejrzeć dokumenty finansowe.

Zawiadomienie na piśmie

O zebraniu zarząd lub zarządca ma obowiązek zawiadomić każdego właściciela lokalu na piśmie, przynajmniej z tygodniowym wyprzedzeniem. W informacji trzeba podać dzień, godzinę, miejsce i porządek obrad. W razie zamierzonej zmiany praw i obowiązków właścicieli konieczne jest też przedstawienie jej treści.

Poinformowanie na piśmie oznacza albo wysłanie do członków wspólnoty listów, albo np. przekazanie im odpowiednich dokumentów przez dozorcę lub pracownika firmy zarządzającej. Tam, gdzie nie ma obaw, że ktoś będzie kwestionował prawidłowość doręczenia, można wrzucić zaadresowane pisma do skrzynek. Nie jest prawidłowe zawiadamianie o zebraniu przez wywieszenie informacji na klatkach czy drzwiach budynku. Musi być ono skierowane wyraźnie do poszczególnych właścicieli, tak by nikt nie przeoczył tej informacji (art. 32 ustawy o własności lokali).

Komu można udzielić pisemnego pełnomocnictwa do głosowania w swoim imieniu? Kto może być przewodniczącym zebrania? Co musi zawierać sprawozdanie? Na czym polega prowadzenie ewidencji pozaksięgowej? Kiedy członek wspólnoty może zaskarżyć decyzję, z którą się nie zgadza do sądu?

Więcej: Gazeta Prawna 4.03.2009 (44) - str.2-3

Dobromiła Niedzielska-Jakubczyk, współpraca Agnieszka Pokojska

interia.pl/Środa, 4 marca (06:00)

Zebranie właścicieli lokali uchwala plan gospodarczy

W każdej wspólnocie mieszkaniowej zarząd lub zarządca - w zależności od sposobu gospodarowania nieruchomością wspólną - nie później niż przed końcem marca musi zwołać zebranie ogółu właścicieli lokali, podczas którego należy uchwalić roczny plan gospodarczy.
Przy okazji ustala się wysokości opłat. Oceniana jest też praca zarządu, który składa sprawozdanie. Następnie członkowie wspólnoty podejmują uchwałę w sprawie udzielenia mu absolutorium. Zebrania służą temu, by właściciele mieszkań i lokali użytkowych sprawdzili, jak przez ostatni rok były prowadzone sprawy ich nieruchomości wspólnej. Powinni też zdecydować o najważniejszych kwestiach określanych jako przekraczające zakres zwykłego zarządu (np. o dużych remontach, ociepleniu budynku) oraz udzielić zarządowi pełnomocnictw do zawierania niezbędnych umów. Na zebraniu może być omawiana także każda inna sprawa ważna dla wspólnoty.

Jeżeli zarząd lub zarządca nie zwoła w ciągu I kwartału każdego roku zebrania właścicieli, może je zorganizować każdy członek wspólnoty, czyli każdy właściciel mieszkania lub lokalu użytkowego. Niewykluczone, że przy okazji wspólnota powinna zmienić zarząd czy firmę zarządzającą. Na pewno warto w takiej sytuacji przejrzeć dokumenty finansowe.

Zawiadomienie na piśmie

O zebraniu zarząd lub zarządca ma obowiązek zawiadomić każdego właściciela lokalu na piśmie, przynajmniej z tygodniowym wyprzedzeniem. W informacji trzeba podać dzień, godzinę, miejsce i porządek obrad. W razie zamierzonej zmiany praw i obowiązków właścicieli konieczne jest też przedstawienie jej treści.

Poinformowanie na piśmie oznacza albo wysłanie do członków wspólnoty listów, albo np. przekazanie im odpowiednich dokumentów przez dozorcę lub pracownika firmy zarządzającej. Tam, gdzie nie ma obaw, że ktoś będzie kwestionował prawidłowość doręczenia, można wrzucić zaadresowane pisma do skrzynek. Nie jest prawidłowe zawiadamianie o zebraniu przez wywieszenie informacji na klatkach czy drzwiach budynku. Musi być ono skierowane wyraźnie do poszczególnych właścicieli, tak by nikt nie przeoczył tej informacji (art. 32 ustawy o własności lokali).

Komu można udzielić pisemnego pełnomocnictwa do głosowania w swoim imieniu? Kto może być przewodniczącym zebrania? Co musi zawierać sprawozdanie? Na czym polega prowadzenie ewidencji pozaksięgowej? Kiedy członek wspólnoty może zaskarżyć decyzję, z którą się nie zgadza do sądu?

Więcej: Gazeta Prawna 4.03.2009 (44) - str.2-3

Dobromiła Niedzielska-Jakubczyk, współpraca Agnieszka Pokojska

interia.pl/Środa, 4 marca (06:00)

BGK:W lutym udzielono kredytów za 204,2 mln zł

W lutym w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono kredytów za 204,2 mln zł, podczas gdy w styczniu za 99 mln zł - poinformowała Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka Banku Gospodarstwa Krajowego.

Z danych BGK, który wypłaca dopłaty ze środków budżetowych w ramach tego programu, wynika, że w lutym udzielono 1319 takich kredytów, podczas gdy w styczniu 669.

Saldo tych kredytów pod koniec lutego wynosiło 1,59 mld zł, podczas gdy pod koniec 2008 roku 1,29 mld zł.

W 2008 r. w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono łącznie 6628 kredytów za 852,6 mln zł. W styczniu BGK informował, że w 2009 r. udzielonych może być 19,2 tys. kredytów na łączną kwotę 2,5 mld zł.

Spłata części odsetek dotyczy kredytów w złotych, udzielonych przez niektóre banki komercyjne oraz przez SKOK-i, które podpisały z BGK umowy w tej sprawie.

Według BGK w marcu liczba osób które przystąpiły do tego programu przekroczy 9 tys.

źródło informacji: PAP

interia.pl/

BGK:W lutym udzielono kredytów za 204,2 mln zł

W lutym w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono kredytów za 204,2 mln zł, podczas gdy w styczniu za 99 mln zł - poinformowała Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka Banku Gospodarstwa Krajowego.

Z danych BGK, który wypłaca dopłaty ze środków budżetowych w ramach tego programu, wynika, że w lutym udzielono 1319 takich kredytów, podczas gdy w styczniu 669.

Saldo tych kredytów pod koniec lutego wynosiło 1,59 mld zł, podczas gdy pod koniec 2008 roku 1,29 mld zł.

W 2008 r. w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono łącznie 6628 kredytów za 852,6 mln zł. W styczniu BGK informował, że w 2009 r. udzielonych może być 19,2 tys. kredytów na łączną kwotę 2,5 mld zł.

Spłata części odsetek dotyczy kredytów w złotych, udzielonych przez niektóre banki komercyjne oraz przez SKOK-i, które podpisały z BGK umowy w tej sprawie.

Według BGK w marcu liczba osób które przystąpiły do tego programu przekroczy 9 tys.

źródło informacji: PAP

interia.pl/

Złoty - wreszcie pozytywne sygnały

Nadzory bankowe z pięciu krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski, zaapelowały wczoraj do państw członkowskich starej Unii Europejskiej, aby nie traktować ich jako jednorodnego regionu z tymi samymi problemami ekonomicznymi.

- Nadzory bankowe w Polsce, Czechach, Słowacji, Rumunii i Bułgarii wyraziły zaniepokojenie pojawiającymi się sygnałami o ryzykach dla banków ze starej Unii Europejskiej, zaangażowanych kapitałowo w krajach Europy Środkowo-Wschodniej - powiedział rzecznik Komisji Nadzoru Finansowego Łukasz Dajnowicz.

"Każde z państw Europy Środkowo-Wschodniej ma swoją własną, specyficzną sytuację ekonomiczną i finansową i nie stanowią one jednorodnego regionu. Dlatego jest ważne, aby rozróżniać między państwami członkowskimi Unii Europejskiej i państwami nie będącymi członkami Unii, a także, aby określać problemy istotne dla każdego z państw oddzielnie" - napisano we wspólnym oświadczeniu organów nadzoru Polski, Czech, Słowacji, Rumunii i Bułgarii.

Oświadczenie to jest reakcją na pojawiające się w ostatnim czasie z państw Europy Zachodniej sygnały o zagrożeniu pozycji banków zachodnich wywołanych ich dużym zaangażowaniem kapitałowym w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

W ubiegłym tygodniu unijna grupa ekspertów pod przewodnictwem byłego szefa MFW Jacques'a de Larosiere'a zaproponowała stworzenie europejskiego systemu nadzoru finansowego, składającego się z rady oceny ryzyka oraz organów nadzorujących banki, ubezpieczycieli i giełdy w UE.

Kraje Europy Środkowo-Wschodniej padły ofiarą kryzysu, a w ostatnim czasie ich waluty odnotowały silne spadki wobec euro, co budzi obawy przed znacznym wzrostem zadłużenia działających w regionie banków zachodnich.

O ile Węgry i Łotwa są w katastrofalnej sytuacji, inne dawne kraje komunistyczne radzą sobie lepiej. W niedzielę na szczycie UE w Brukseli Węgry wystąpiły z planem wielomiliardowej pomocy dla wschodnieuropejskich członków UE, który nie spotkał się z pozytywnym przyjęciem.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Czwartek, 5 marca (07:25)

Złoty - wreszcie pozytywne sygnały

Nadzory bankowe z pięciu krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski, zaapelowały wczoraj do państw członkowskich starej Unii Europejskiej, aby nie traktować ich jako jednorodnego regionu z tymi samymi problemami ekonomicznymi.

- Nadzory bankowe w Polsce, Czechach, Słowacji, Rumunii i Bułgarii wyraziły zaniepokojenie pojawiającymi się sygnałami o ryzykach dla banków ze starej Unii Europejskiej, zaangażowanych kapitałowo w krajach Europy Środkowo-Wschodniej - powiedział rzecznik Komisji Nadzoru Finansowego Łukasz Dajnowicz.

"Każde z państw Europy Środkowo-Wschodniej ma swoją własną, specyficzną sytuację ekonomiczną i finansową i nie stanowią one jednorodnego regionu. Dlatego jest ważne, aby rozróżniać między państwami członkowskimi Unii Europejskiej i państwami nie będącymi członkami Unii, a także, aby określać problemy istotne dla każdego z państw oddzielnie" - napisano we wspólnym oświadczeniu organów nadzoru Polski, Czech, Słowacji, Rumunii i Bułgarii.

Oświadczenie to jest reakcją na pojawiające się w ostatnim czasie z państw Europy Zachodniej sygnały o zagrożeniu pozycji banków zachodnich wywołanych ich dużym zaangażowaniem kapitałowym w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

W ubiegłym tygodniu unijna grupa ekspertów pod przewodnictwem byłego szefa MFW Jacques'a de Larosiere'a zaproponowała stworzenie europejskiego systemu nadzoru finansowego, składającego się z rady oceny ryzyka oraz organów nadzorujących banki, ubezpieczycieli i giełdy w UE.

Kraje Europy Środkowo-Wschodniej padły ofiarą kryzysu, a w ostatnim czasie ich waluty odnotowały silne spadki wobec euro, co budzi obawy przed znacznym wzrostem zadłużenia działających w regionie banków zachodnich.

O ile Węgry i Łotwa są w katastrofalnej sytuacji, inne dawne kraje komunistyczne radzą sobie lepiej. W niedzielę na szczycie UE w Brukseli Węgry wystąpiły z planem wielomiliardowej pomocy dla wschodnieuropejskich członków UE, który nie spotkał się z pozytywnym przyjęciem.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Czwartek, 5 marca (07:25)

Banki twierdzą, że za mało zarabiają na kredytach konsumpcyjnych

Banki sygnalizują, że ograniczenia maksymalnych odsetek mogą gwałtownie wyhamować akcję kredytową. Dotyczy to głównie pożyczek gotówkowych i kredytów konsumpcyjnych.
Jak wynika z ankiety NBP wśród największych banków komercyjnych, aż 75 proc. z nich przewiduje w tym roku dalsze silne zaostrzenie polityki kredytowej i niewielki spadek popytu na kredyty konsumpcyjne. Jednak bankowców ostrzegają, że wkrótce kredyty konsumpcyjne mogą stać się po prostu niedostępne.

- Na rynku wciąż nie ma taniego finansowania, rośnie też ryzyko związane z udzielaniem nowych pożyczek. Tymczasem ogranicza nas tzw. ustawa antylichwiarska, która ogranicza cenę kredytu. Jeżeli stopy NBP nadal będą spadały, to udzielanie pożyczek gotówkowych czy kredytów ratalnych przestanie być opłacalne. Rynek wyschnie, tak jak w przypadku kredytów hipotecznych - zauważa Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.

Zgodnie z tzw. ustawą antylichwiarską maksymalne oprocentowanie kredytów nie może przekraczać czterokrotności lombardowej stopy procentowej NBP. Oznacza to, że po ubiegłotygodniowej obniżce stóp maksymalne oprocentowanie kredytów nie może być wyższe niż 22 proc.

- Z powodu ostatniej obniżki, gdy limit oprocentowania zszedł do 22 proc., dziesięć banków musiało obniżyć oprocentowanie kart kredytowych, a kilka maksymalne stawki dla kredytów gotówkowych - mówi Mateusz Ostrowski, analityk firmy Open Finance.

Jego zdaniem problem będzie się nasilał, bo w tym roku limit może zejść do 18 proc. A to będzie oznaczało, że niemal wszystkie banki będą musiały ciąć oprocentowanie kart i kredytów gotówkowych. Przy takim poziomie oprocentowania banki mogą mocno przykręcić kurek z pożyczkami i kredytami na zakup sprzętu RTV czy AGD. Kredyty konsumenckie ze względu na wysoką marżę są dla banków na jednym z najbardziej dochodowych produktów. Wiąże się to z wysokim ryzykiem: banki często nie wymagały zabezpieczeń, a kredyty nawet na 10 tys. zł mogły otrzymać osoby o stosunkowo niskich dochodach. Tak było przynajmniej do drastycznego zaostrzenia polityki kredytowej w ostatnim kwartale 2008 r.

- Wyrabiamy się, ale jeśli stopa lombardowa spadnie jeszcze o 1 pkt proc., to przy drogim finansowaniu i rosnącym koszcie ryzyka trudno będzie się zmieścić z marżami - przyznaje przedstawiciel banku.

Zdaniem Mateusza Ostrowskiego banki demonizują spadek stóp procentowych NBP.

- Pamiętajmy, że nie oznacza to od razu znaczącej obniżki marży. Spada przecież również cena pieniądza, bo w dół idą rynkowe stopy procentowe, a banki coraz mniej płacą za depozyty. Ponadto mają w zanadrzu sporo sposobów zrekompensowania sobie niższego oprocentowania. W górę mogą iść przecież pozostałe koszty pożyczek: prowizje czy ubezpieczenia - dodaje Ostrowski.

Choć bankowcy narzekają, nie wierzą w rychłe uchylenie lub zmianę ustawy antylichwiarskiej.

- Na pewno nie będziemy wnosić o zmiany w prawie, by nie być posądzanym, że interweniujemy we własnym interesie. Podjęcie takiej inicjatywy należy tutaj do regulatora, czyli głównie Ministerstwa Sprawiedliwości (zapisy o maksymalnym oprocentowaniu pożyczek umiejscowione są w kodeksie cywilnym - przyp. red.) i przede wszystkim resortu finansów, który monitoruje rynek - mówi Jerzy Bańka, radca prawny Związku Banków Polskich.

Jacek Iskra
interia.pl/
Czwartek, 5 marca (06:36)

Banki twierdzą, że za mało zarabiają na kredytach konsumpcyjnych

Banki sygnalizują, że ograniczenia maksymalnych odsetek mogą gwałtownie wyhamować akcję kredytową. Dotyczy to głównie pożyczek gotówkowych i kredytów konsumpcyjnych.
Jak wynika z ankiety NBP wśród największych banków komercyjnych, aż 75 proc. z nich przewiduje w tym roku dalsze silne zaostrzenie polityki kredytowej i niewielki spadek popytu na kredyty konsumpcyjne. Jednak bankowców ostrzegają, że wkrótce kredyty konsumpcyjne mogą stać się po prostu niedostępne.

- Na rynku wciąż nie ma taniego finansowania, rośnie też ryzyko związane z udzielaniem nowych pożyczek. Tymczasem ogranicza nas tzw. ustawa antylichwiarska, która ogranicza cenę kredytu. Jeżeli stopy NBP nadal będą spadały, to udzielanie pożyczek gotówkowych czy kredytów ratalnych przestanie być opłacalne. Rynek wyschnie, tak jak w przypadku kredytów hipotecznych - zauważa Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.

Zgodnie z tzw. ustawą antylichwiarską maksymalne oprocentowanie kredytów nie może przekraczać czterokrotności lombardowej stopy procentowej NBP. Oznacza to, że po ubiegłotygodniowej obniżce stóp maksymalne oprocentowanie kredytów nie może być wyższe niż 22 proc.

- Z powodu ostatniej obniżki, gdy limit oprocentowania zszedł do 22 proc., dziesięć banków musiało obniżyć oprocentowanie kart kredytowych, a kilka maksymalne stawki dla kredytów gotówkowych - mówi Mateusz Ostrowski, analityk firmy Open Finance.

Jego zdaniem problem będzie się nasilał, bo w tym roku limit może zejść do 18 proc. A to będzie oznaczało, że niemal wszystkie banki będą musiały ciąć oprocentowanie kart i kredytów gotówkowych. Przy takim poziomie oprocentowania banki mogą mocno przykręcić kurek z pożyczkami i kredytami na zakup sprzętu RTV czy AGD. Kredyty konsumenckie ze względu na wysoką marżę są dla banków na jednym z najbardziej dochodowych produktów. Wiąże się to z wysokim ryzykiem: banki często nie wymagały zabezpieczeń, a kredyty nawet na 10 tys. zł mogły otrzymać osoby o stosunkowo niskich dochodach. Tak było przynajmniej do drastycznego zaostrzenia polityki kredytowej w ostatnim kwartale 2008 r.

- Wyrabiamy się, ale jeśli stopa lombardowa spadnie jeszcze o 1 pkt proc., to przy drogim finansowaniu i rosnącym koszcie ryzyka trudno będzie się zmieścić z marżami - przyznaje przedstawiciel banku.

Zdaniem Mateusza Ostrowskiego banki demonizują spadek stóp procentowych NBP.

- Pamiętajmy, że nie oznacza to od razu znaczącej obniżki marży. Spada przecież również cena pieniądza, bo w dół idą rynkowe stopy procentowe, a banki coraz mniej płacą za depozyty. Ponadto mają w zanadrzu sporo sposobów zrekompensowania sobie niższego oprocentowania. W górę mogą iść przecież pozostałe koszty pożyczek: prowizje czy ubezpieczenia - dodaje Ostrowski.

Choć bankowcy narzekają, nie wierzą w rychłe uchylenie lub zmianę ustawy antylichwiarskiej.

- Na pewno nie będziemy wnosić o zmiany w prawie, by nie być posądzanym, że interweniujemy we własnym interesie. Podjęcie takiej inicjatywy należy tutaj do regulatora, czyli głównie Ministerstwa Sprawiedliwości (zapisy o maksymalnym oprocentowaniu pożyczek umiejscowione są w kodeksie cywilnym - przyp. red.) i przede wszystkim resortu finansów, który monitoruje rynek - mówi Jerzy Bańka, radca prawny Związku Banków Polskich.

Jacek Iskra
interia.pl/
Czwartek, 5 marca (06:36)

W lutym udzielono kredytów mieszkaniowych z dopłatą za 204,2 mln zł

W lutym w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono kredytów za 204,2 mln zł, podczas gdy w styczniu za 99 mln zł - poinformowała PAP Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka Banku Gospodarstwa Krajowego.
Z danych BGK, który wypłaca dopłaty ze środków budżetowych w ramach tego programu, wynika, że w lutym udzielono 1319 takich kredytów, podczas gdy w styczniu 669.

Saldo tych kredytów pod koniec lutego wynosiło 1,59 mld zł, podczas gdy pod koniec 2008 roku 1,29 mld zł.

W 2008 r. w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono łącznie 6628 kredytów za 852,6 mln zł. W styczniu BGK informował, że w 2009 r. udzielonych może być 19,2 tys. kredytów na łączną kwotę 2,5 mld zł.

Spłata części odsetek dotyczy kredytów w złotych, udzielonych przez niektóre banki komercyjne oraz przez SKOK-i, które podpisały z BGK umowy w tej sprawie.
onet.pl/(PAP, dd/05.03.2009, godz. 10:19)

W lutym udzielono kredytów mieszkaniowych z dopłatą za 204,2 mln zł

W lutym w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono kredytów za 204,2 mln zł, podczas gdy w styczniu za 99 mln zł - poinformowała PAP Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka Banku Gospodarstwa Krajowego.
Z danych BGK, który wypłaca dopłaty ze środków budżetowych w ramach tego programu, wynika, że w lutym udzielono 1319 takich kredytów, podczas gdy w styczniu 669.

Saldo tych kredytów pod koniec lutego wynosiło 1,59 mld zł, podczas gdy pod koniec 2008 roku 1,29 mld zł.

W 2008 r. w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono łącznie 6628 kredytów za 852,6 mln zł. W styczniu BGK informował, że w 2009 r. udzielonych może być 19,2 tys. kredytów na łączną kwotę 2,5 mld zł.

Spłata części odsetek dotyczy kredytów w złotych, udzielonych przez niektóre banki komercyjne oraz przez SKOK-i, które podpisały z BGK umowy w tej sprawie.
onet.pl/(PAP, dd/05.03.2009, godz. 10:19)

Nawet pięć razy więcej złych długów

Kryzys najbardziej dotknął branże: budowlaną, transportową i stalową – wynika z danych ubezpieczycieli kredytu kupieckiego. W ich przypadku wskaźnik moralności płatniczej pokazujący, jak firmy regulują należności, spadł do około 40 pkt.
W takich warunkach eksperci sugerują konieczność stałego monitoringu spływu należności, a nawet uzyskanie dodatkowych zabezpieczeń uregulowania faktur.

Na pieniądze trzeba czekać nawet do czterech tygodni, dłużej niż rok temu, i rośnie znaczenie należności, które można już niemal spisać na straty. Wskaźniki tzw. złych długów wzrosły nawet pięciokrotnie w stosunku do ubiegłego roku w dotkniętych przez kryzys branżach.

Dla nieco ponad 70 proc. firm niespłacone w terminie należności są poważnym problemem. Dla 40 proc. ogółu badanych firm brak płatności od kontrahentów powoduje problemy z regulowaniem ich zobowiązań wobec firm, od których otrzymały towary lub usługi w kredycie kupieckim. Problemy w jednym miejscu powodują kłopoty w innym. Dobrze to widać szczególnie w branży stalowej.

– Na pogorszenie jej wyników wpłynął spadek zapotrzebowania w trzech głównych segmentach odbiorców: budownictwie, motoryzacji i produkcji AGD – mówi Tomasz Starus, dyrektor działu oceny ryzyka w Euler Hermes.

Nie widać jeszcze w zestawieniu dramatycznego poziomu trudnych długów. Większe problemy zwiastuje za to poziom należności regulowanych terminowo – spadł o prawie 30 proc. Średnie opóźnienie w regulowaniu płatności przez odbiorców wyrobów stalowych wzrosło z dwóch do pięciu tygodni.

Hurtownie budowlane w kłopocie

Spore problemy ma też branża budowlana.

– Sytuacja na rynku budowlanym, choć trudna już od kilku miesięcy, nadal się pogarsza – mówi Marcin Siwa, dyrektor działu oceny ryzyka w Coface Poland.

Wyjaśnia, że to efekt problemów deweloperów ze zbyciem już budowanych mieszkań i wstrzymywania nowych inwestycji. To powoduje zmniejszone zapotrzebowanie na generalne wykonawstwo i inne prace budowlane, zwykle zlecane innym podmiotom.

– Spadek popytu będzie skutkował mniejszym kapitałem w branży, na co nakłada się niechęć banków do finansowania sektora budowlanego – mówi Marcin Siwa.

O ile wzrosła wartość należności budowlańców wobec hurtowni, które pozostają niespłacone powyżej 120 dni? Dlaczego ogromne kłopoty z trudnymi długami ma branża transportowa? Ile razy wzrosła ilość, jak i wartość zleceń windykacyjnych w stosunku do stycznia 2008 r.?

Marcin Jaworski

Więcej: Gazeta Prawna 5.03.2009 (45)
onet.pl/
(Gazeta Prawna/05.03.2009, godz. 06:00)

Nawet pięć razy więcej złych długów

Kryzys najbardziej dotknął branże: budowlaną, transportową i stalową – wynika z danych ubezpieczycieli kredytu kupieckiego. W ich przypadku wskaźnik moralności płatniczej pokazujący, jak firmy regulują należności, spadł do około 40 pkt.
W takich warunkach eksperci sugerują konieczność stałego monitoringu spływu należności, a nawet uzyskanie dodatkowych zabezpieczeń uregulowania faktur.

Na pieniądze trzeba czekać nawet do czterech tygodni, dłużej niż rok temu, i rośnie znaczenie należności, które można już niemal spisać na straty. Wskaźniki tzw. złych długów wzrosły nawet pięciokrotnie w stosunku do ubiegłego roku w dotkniętych przez kryzys branżach.

Dla nieco ponad 70 proc. firm niespłacone w terminie należności są poważnym problemem. Dla 40 proc. ogółu badanych firm brak płatności od kontrahentów powoduje problemy z regulowaniem ich zobowiązań wobec firm, od których otrzymały towary lub usługi w kredycie kupieckim. Problemy w jednym miejscu powodują kłopoty w innym. Dobrze to widać szczególnie w branży stalowej.

– Na pogorszenie jej wyników wpłynął spadek zapotrzebowania w trzech głównych segmentach odbiorców: budownictwie, motoryzacji i produkcji AGD – mówi Tomasz Starus, dyrektor działu oceny ryzyka w Euler Hermes.

Nie widać jeszcze w zestawieniu dramatycznego poziomu trudnych długów. Większe problemy zwiastuje za to poziom należności regulowanych terminowo – spadł o prawie 30 proc. Średnie opóźnienie w regulowaniu płatności przez odbiorców wyrobów stalowych wzrosło z dwóch do pięciu tygodni.

Hurtownie budowlane w kłopocie

Spore problemy ma też branża budowlana.

– Sytuacja na rynku budowlanym, choć trudna już od kilku miesięcy, nadal się pogarsza – mówi Marcin Siwa, dyrektor działu oceny ryzyka w Coface Poland.

Wyjaśnia, że to efekt problemów deweloperów ze zbyciem już budowanych mieszkań i wstrzymywania nowych inwestycji. To powoduje zmniejszone zapotrzebowanie na generalne wykonawstwo i inne prace budowlane, zwykle zlecane innym podmiotom.

– Spadek popytu będzie skutkował mniejszym kapitałem w branży, na co nakłada się niechęć banków do finansowania sektora budowlanego – mówi Marcin Siwa.

O ile wzrosła wartość należności budowlańców wobec hurtowni, które pozostają niespłacone powyżej 120 dni? Dlaczego ogromne kłopoty z trudnymi długami ma branża transportowa? Ile razy wzrosła ilość, jak i wartość zleceń windykacyjnych w stosunku do stycznia 2008 r.?

Marcin Jaworski

Więcej: Gazeta Prawna 5.03.2009 (45)
onet.pl/
(Gazeta Prawna/05.03.2009, godz. 06:00)

Banki twierdzą, że za mało zarabiają na kredytach konsumpcyjnych

Banki sygnalizują, że ograniczenia maksymalnych odsetek mogą gwałtownie wyhamować akcję kredytową. Dotyczy to głównie pożyczek gotówkowych i kredytów konsumpcyjnych.
Jak wynika z ankiety NBP wśród największych banków komercyjnych, aż 75 proc. z nich przewiduje w tym roku dalsze silne zaostrzenie polityki kredytowej i niewielki spadek popytu na kredyty konsumpcyjne. Jednak bankowców ostrzegają, że wkrótce kredyty konsumpcyjne mogą stać się po prostu niedostępne.

Na rynku wciąż nie ma taniego finansowania, rośnie też ryzyko związane z udzielaniem nowych pożyczek. Tymczasem ogranicza nas tzw. ustawa antylichwiarska, która ogranicza cenę kredytu. Jeżeli stopy NBP nadal będą spadały, to udzielanie pożyczek gotówkowych czy kredytów ratalnych przestanie być opłacalne. Rynek wyschnie, tak jak w przypadku kredytów hipotecznych - zauważa Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.
Zgodnie z tzw. ustawą antylichwiarską maksymalne oprocentowanie kredytów nie może przekraczać czterokrotności lombardowej stopy procentowej NBP. Oznacza to, że po ubiegłotygodniowej obniżce stóp maksymalne oprocentowanie kredytów nie może być wyższe niż 22 proc.

Z powodu ostatniej obniżki, gdy limit oprocentowania zszedł do 22 proc., dziesięć banków musiało obniżyć oprocentowanie kart kredytowych, a kilka maksymalne stawki dla kredytów gotówkowych - mówi Mateusz Ostrowski, analityk firmy Open Finance.

Jego zdaniem problem będzie się nasilał, bo w tym roku limit może zejść do 18 proc. A to będzie oznaczało, że niemal wszystkie banki będą musiały ciąć oprocentowanie kart i kredytów gotówkowych. Przy takim poziomie oprocentowania banki mogą mocno przykręcić kurek z pożyczkami i kredytami na zakup sprzętu RTV czy AGD. Kredyty konsumenckie ze względu na wysoką marżę są dla banków na jednym z najbardziej dochodowych produktów. Wiąże się to z wysokim ryzykiem: banki często nie wymagały zabezpieczeń, a kredyty nawet na 10 tys. zł mogły otrzymać osoby o stosunkowo niskich dochodach. Tak było przynajmniej do drastycznego zaostrzenia polityki kredytowej w ostatnim kwartale 2008 r.

Wyrabiamy się, ale jeśli stopa lombardowa spadnie jeszcze o 1 pkt proc., to przy drogim finansowaniu i rosnącym koszcie ryzyka trudno będzie się zmieścić z marżami - przyznaje przedstawiciel banku.

Zdaniem Mateusza Ostrowskiego banki demonizują spadek stóp procentowych NBP.

Pamiętajmy, że nie oznacza to od razu znaczącej obniżki marży. Spada przecież również cena pieniądza, bo w dół idą rynkowe stopy procentowe, a banki coraz mniej płacą za depozyty. Ponadto mają w zanadrzu sporo sposobów zrekompensowania sobie niższego oprocentowania. W górę mogą iść przecież pozostałe koszty pożyczek: prowizje czy ubezpieczenia - dodaje Ostrowski.

Choć bankowcy narzekają, nie wierzą w rychłe uchylenie lub zmianę ustawy antylichwiarskiej.

Na pewno nie będziemy wnosić o zmiany w prawie, by nie być posądzanym, że interweniujemy we własnym interesie. Podjęcie takiej inicjatywy należy tutaj do regulatora, czyli głównie Ministerstwa Sprawiedliwości (zapisy o maksymalnym oprocentowaniu pożyczek umiejscowione są w kodeksie cywilnym - przyp. red.) i przede wszystkim resortu finansów, który monitoruje rynek - mówi Jerzy Bańka, radca prawny Związku Banków Polskich.

Jacek Iskra
Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

Banki twierdzą, że za mało zarabiają na kredytach konsumpcyjnych

Banki sygnalizują, że ograniczenia maksymalnych odsetek mogą gwałtownie wyhamować akcję kredytową. Dotyczy to głównie pożyczek gotówkowych i kredytów konsumpcyjnych.
Jak wynika z ankiety NBP wśród największych banków komercyjnych, aż 75 proc. z nich przewiduje w tym roku dalsze silne zaostrzenie polityki kredytowej i niewielki spadek popytu na kredyty konsumpcyjne. Jednak bankowców ostrzegają, że wkrótce kredyty konsumpcyjne mogą stać się po prostu niedostępne.

Na rynku wciąż nie ma taniego finansowania, rośnie też ryzyko związane z udzielaniem nowych pożyczek. Tymczasem ogranicza nas tzw. ustawa antylichwiarska, która ogranicza cenę kredytu. Jeżeli stopy NBP nadal będą spadały, to udzielanie pożyczek gotówkowych czy kredytów ratalnych przestanie być opłacalne. Rynek wyschnie, tak jak w przypadku kredytów hipotecznych - zauważa Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.
Zgodnie z tzw. ustawą antylichwiarską maksymalne oprocentowanie kredytów nie może przekraczać czterokrotności lombardowej stopy procentowej NBP. Oznacza to, że po ubiegłotygodniowej obniżce stóp maksymalne oprocentowanie kredytów nie może być wyższe niż 22 proc.

Z powodu ostatniej obniżki, gdy limit oprocentowania zszedł do 22 proc., dziesięć banków musiało obniżyć oprocentowanie kart kredytowych, a kilka maksymalne stawki dla kredytów gotówkowych - mówi Mateusz Ostrowski, analityk firmy Open Finance.

Jego zdaniem problem będzie się nasilał, bo w tym roku limit może zejść do 18 proc. A to będzie oznaczało, że niemal wszystkie banki będą musiały ciąć oprocentowanie kart i kredytów gotówkowych. Przy takim poziomie oprocentowania banki mogą mocno przykręcić kurek z pożyczkami i kredytami na zakup sprzętu RTV czy AGD. Kredyty konsumenckie ze względu na wysoką marżę są dla banków na jednym z najbardziej dochodowych produktów. Wiąże się to z wysokim ryzykiem: banki często nie wymagały zabezpieczeń, a kredyty nawet na 10 tys. zł mogły otrzymać osoby o stosunkowo niskich dochodach. Tak było przynajmniej do drastycznego zaostrzenia polityki kredytowej w ostatnim kwartale 2008 r.

Wyrabiamy się, ale jeśli stopa lombardowa spadnie jeszcze o 1 pkt proc., to przy drogim finansowaniu i rosnącym koszcie ryzyka trudno będzie się zmieścić z marżami - przyznaje przedstawiciel banku.

Zdaniem Mateusza Ostrowskiego banki demonizują spadek stóp procentowych NBP.

Pamiętajmy, że nie oznacza to od razu znaczącej obniżki marży. Spada przecież również cena pieniądza, bo w dół idą rynkowe stopy procentowe, a banki coraz mniej płacą za depozyty. Ponadto mają w zanadrzu sporo sposobów zrekompensowania sobie niższego oprocentowania. W górę mogą iść przecież pozostałe koszty pożyczek: prowizje czy ubezpieczenia - dodaje Ostrowski.

Choć bankowcy narzekają, nie wierzą w rychłe uchylenie lub zmianę ustawy antylichwiarskiej.

Na pewno nie będziemy wnosić o zmiany w prawie, by nie być posądzanym, że interweniujemy we własnym interesie. Podjęcie takiej inicjatywy należy tutaj do regulatora, czyli głównie Ministerstwa Sprawiedliwości (zapisy o maksymalnym oprocentowaniu pożyczek umiejscowione są w kodeksie cywilnym - przyp. red.) i przede wszystkim resortu finansów, który monitoruje rynek - mówi Jerzy Bańka, radca prawny Związku Banków Polskich.

Jacek Iskra
Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

BUDMA na piątkę z plusem

BUDMA na piątkę z plusem
Trwające w dniach 20-23 stycznia 2009 w Poznaniu Międzynarodowe Targi Budownictwa BUDMA 2009 odbyły się pod hasłem „inspirowane naturą”,

Trwające w dniach 20-23 stycznia 2009 w Poznaniu Międzynarodowe Targi Budownictwa BUDMA 2009 odbyły się pod hasłem „inspirowane naturą”, promując rozwiązania proekologiczne. W tym roku na targach w Poznaniu, swoje produkty i usługi promowało blisko 1350 firm z 35 krajów świata, potwierdzając międzynarodowy charakter imprezy. Ekspozycję odwiedziło niemal 65 000 zwiedzających. Statystyki te są zbliżone ubiegłorocznych. Wyjątkowym zainteresowaniem cieszyły się prezentowane na targach rozwiązania pozwalające budować z poszanowaniem ekologii i z myślą o oszczędnościach. Stąd zorganizowana na targach wioska domów drewnianych przeżywała prawdziwe oblężenie. Znajdujący się tam dom pasywny jest przykładem nowego trendu w budownictwie indywidualnym, który pozwala znacznie obniżyć koszty eksploatacji budynków mieszkaniowych. Ważnym blokiem spotkań na targach okazał się Dzień Architektury, gdzie przedstawiciele SARP  i Polskiej Izby Architektów mówili o roli krajobrazu i przestrzeni w architekturze. Podczas targów BUDMA już po raz piąty odbyła się Gala Wręczania Nagród dla Budowlanej Marki Roku i Dystrybutora. W tegorocznym Rankingu, wspólnie zorganizowanym przez ASM – Centrum Badań i Analiz Rynku i Międzynarodowe Targi Poznańskie, łącznie wyróżnionych i nagrodzonych zostało 60 firm. Wiele nowości miało w Poznaniu swoją premierę europejską lub nawet światową, wręczono w sumie 14 Złotych Medali MTP.

Property Journal 02-03/09

BUDMA na piątkę z plusem

BUDMA na piątkę z plusem
Trwające w dniach 20-23 stycznia 2009 w Poznaniu Międzynarodowe Targi Budownictwa BUDMA 2009 odbyły się pod hasłem „inspirowane naturą”,

Trwające w dniach 20-23 stycznia 2009 w Poznaniu Międzynarodowe Targi Budownictwa BUDMA 2009 odbyły się pod hasłem „inspirowane naturą”, promując rozwiązania proekologiczne. W tym roku na targach w Poznaniu, swoje produkty i usługi promowało blisko 1350 firm z 35 krajów świata, potwierdzając międzynarodowy charakter imprezy. Ekspozycję odwiedziło niemal 65 000 zwiedzających. Statystyki te są zbliżone ubiegłorocznych. Wyjątkowym zainteresowaniem cieszyły się prezentowane na targach rozwiązania pozwalające budować z poszanowaniem ekologii i z myślą o oszczędnościach. Stąd zorganizowana na targach wioska domów drewnianych przeżywała prawdziwe oblężenie. Znajdujący się tam dom pasywny jest przykładem nowego trendu w budownictwie indywidualnym, który pozwala znacznie obniżyć koszty eksploatacji budynków mieszkaniowych. Ważnym blokiem spotkań na targach okazał się Dzień Architektury, gdzie przedstawiciele SARP  i Polskiej Izby Architektów mówili o roli krajobrazu i przestrzeni w architekturze. Podczas targów BUDMA już po raz piąty odbyła się Gala Wręczania Nagród dla Budowlanej Marki Roku i Dystrybutora. W tegorocznym Rankingu, wspólnie zorganizowanym przez ASM – Centrum Badań i Analiz Rynku i Międzynarodowe Targi Poznańskie, łącznie wyróżnionych i nagrodzonych zostało 60 firm. Wiele nowości miało w Poznaniu swoją premierę europejską lub nawet światową, wręczono w sumie 14 Złotych Medali MTP.

Property Journal 02-03/09

Węgry – inwestorzy wyczekują

Węgry – inwestorzy wyczekują
W rynek nieruchomości na Węgrzech zainwestowano w 2008 roku około 407 milionów € w trzech głównych sektorach (biurowy, mieszkaniowy i przemysłowy).

W rynek nieruchomości na Węgrzech zainwestowano w 2008 roku około 407 milionów € w trzech głównych sektorach (biurowy, mieszkaniowy i przemysłowy). Jest to znacznie mniej w  porównaniu do 1 miliarda € rocznie w latach ubiegłych. Ten spadek jest bezpośrednim skutkiem „skonsumowania kredytów”, co doprowadziło do bardzo małej płynności  rynku. Większość inwestycji w  2008 roku (około 85 %) pochłonął  sektor biurowy. 50 % spadek inwestycji spowodowało opuszczenie rynku przez  German Open Ended Funds, który  wcześniej inwestował w nieruchomości na Węgrzech. „Jest prawdopodobne, że  inwestorzy  będą oczekiwali w tym roku na zmianę koniunktury” powiedział Karol Taylor, szef grupy rynków kapitałowych Cushman & Wakefield w Budapeszcie. „Obecnie inwestorzy czekają, aż sprzedawcy dostosują cennik, by upodobnił się do istniejącego na  rynkach. zachodnioeuropejskich. Liczymy też, że German Open Ended Funds ponownie wejdzie na  rynek w początkach  roku. Ponadto, inwestorzy monitorują zdolność nabywczą rynku, by utrzymać rezerwę finansową w przypadku poprawy koniunktury, która spodziewana jest w drugiej połowie 2009.” dodał Taylor.

Property Journal 02-03/09

Węgry – inwestorzy wyczekują

Węgry – inwestorzy wyczekują
W rynek nieruchomości na Węgrzech zainwestowano w 2008 roku około 407 milionów € w trzech głównych sektorach (biurowy, mieszkaniowy i przemysłowy).

W rynek nieruchomości na Węgrzech zainwestowano w 2008 roku około 407 milionów € w trzech głównych sektorach (biurowy, mieszkaniowy i przemysłowy). Jest to znacznie mniej w  porównaniu do 1 miliarda € rocznie w latach ubiegłych. Ten spadek jest bezpośrednim skutkiem „skonsumowania kredytów”, co doprowadziło do bardzo małej płynności  rynku. Większość inwestycji w  2008 roku (około 85 %) pochłonął  sektor biurowy. 50 % spadek inwestycji spowodowało opuszczenie rynku przez  German Open Ended Funds, który  wcześniej inwestował w nieruchomości na Węgrzech. „Jest prawdopodobne, że  inwestorzy  będą oczekiwali w tym roku na zmianę koniunktury” powiedział Karol Taylor, szef grupy rynków kapitałowych Cushman & Wakefield w Budapeszcie. „Obecnie inwestorzy czekają, aż sprzedawcy dostosują cennik, by upodobnił się do istniejącego na  rynkach. zachodnioeuropejskich. Liczymy też, że German Open Ended Funds ponownie wejdzie na  rynek w początkach  roku. Ponadto, inwestorzy monitorują zdolność nabywczą rynku, by utrzymać rezerwę finansową w przypadku poprawy koniunktury, która spodziewana jest w drugiej połowie 2009.” dodał Taylor.

Property Journal 02-03/09

Czy bać się franka ?

W połowie lutego kurs franka szwajcarskiego osiągnął najwyższy od czterech lat poziom.

W połowie lutego kurs franka szwajcarskiego osiągnął najwyższy od czterech lat poziom. Osoby, które zaciągnęły kredyty mieszkaniowe w tej walucie, obserwując notowania zastanawiają się nad przewalutowaniem. Czy to dobry pomysł? Eksperci twierdzą, że zdecydowanie nie!
Czy raty rzeczywiście wzrosły tak bardzo? W środę 18 lutego za franka trzeba było zapłacić 3,26 zł, oznacza to, że w ciągu pół roku (1 sierpnia 2008 r. za franka płacono niewiele ponad 1,90 zł) podrożał on o ok. 60%. Czy to oznacza, że raty kredytowe osób, które zaciągnęły kredyty hipoteczne w szwajcarskiej walucie wzrosły równie mocno? Na szczęście nie. Drastyczny wzrost kursu franka rekompensuje bowiem obniżka stóp procentowych w Szwajcarii. Dla przykładu weźmy kredyt we frankach zaciągnięty na kwotę 200 tys. zł na początku sierpnia 2008 r. Początkowe zadłużenie wynosiło wtedy ok. 100 tys. franków.  W przypadku trzydziestoletniego okresu kredytowania i marży na poziomie 1,4%, wysokość pierwszej teoretycznej raty tego kredytu wynosiła ok. 1032 zł. Rata tego kredytu wzrosła pod wpływem osłabienia złotego, ale nie tak drastycznie, jak można by wnioskować obserwując jedynie wzrost kursu franka. Gdyby nie zmieniło się oprocentowanie, to przy kursie franka na poziomie 3,20 zł rata tego kredytu wynosiłaby ok. 1600 zł, czyli o ok. 50 proc. więcej. Ponieważ jednak oprocentowanie tego kredytu spadło z poziomu 4,15% w momencie uruchomienia do 1,93% obecnie, to faktycznie rata kredytu wynosi ok. 1180 zł. Spadek oprocentowania spowodował więc, że rata wzrosła o ok. 15%, a nie aż o ok. 50%. W lepszej sytuacji znajdują się osoby, które zaciągnęły kredyty we frankach po kursie zbliżonym do obecnego. Takie osoby nie poniosą strat spowodowanych wzrostem kursu. Jednak również w tym przypadku przewalutowanie będzie oznaczało wzrost wysokości raty, ze względu na wzrost oprocentowania. Zastanówmy się, czy warto przewalutować kredyt? Eksperci zgodnie twierdzą, że w obecnej sytuacji jest to zupełnie nieopłacalne. Przewalutowanie kredytu przy obecnym kursie franka oznacza wzrost wartości zadłużenia – będziemy zmuszeni oddać do banku tak naprawdę o wiele więcej niż pożyczyliśmy. Do tego wzrośnie oprocentowanie kredytu, gdyż stopy procentowe w Polsce są znacznie wyższe niż w Szwajcarii. Oznacza to, że płacone co miesiąc raty również wzrosną i perspektywy na ich znaczący spadek będą znikome. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest nieuleganie panice. Osoby, które zdecydują się teraz na przewalutowanie stracą szansę na odrobienie strat poniesionych w ciągu ostatnich miesięcy. Poza tym – jak zaznaczają ekonomiści – w dłuższej perspektywie złoty na pewno się umocni, więc osoby, które pozostaną przy kredytach walutowych mogą w niedługiej przyszłości sporo zyskać, ponieważ raty kredytu powinny się zmniejszać. W jakiej walucie brać nowy kredyt? Analizując obecne kursy walut, wydawałoby się, że wiele czynników przemawia za walutą obcą. Złoty jest zbyt słaby, kursy walut obcych poszybowały w górę, więc zaciągając dziś kredyt walutowy powinniśmy w przyszłości płacić już tylko niższe raty na skutek umacniania się złotówki. Zasada mówi, że kredyt powinno się zaciągać w walucie w jakiej się zarabia. Decyzja o kredycie walutowym nie jest dziś tak prosta jak kilka miesięcy temu. Raty kredytów we frankach i euro są nadal niższe niż kredytów w złotych. Ponadto obecna słabość złotówki powoduje, że zaciągając kredyt w walucie obcej nasze zadłużenie w tej walucie będzie stosunkowo niewielkie. Daje również nadzieję na znaczny spadek wysokości raty w sytuacji umocnienia się złotego. W dodatku  mamy obecnie bardzo duże wahania kursów walut, co powoduje narażenie naszego kredytu na duże ryzyko walutowe, ale podkreślić także trzeba, że marże kredytów walutowych są znacznie wyższe niż kredytów w złotych. Za kredytem w złotówkach przemawia spadające oprocentowanie, ale przede wszystkim znacznie niższa marża w porównaniu z kredytami zaciąganymi w walutach. Niebawem, może już w 2012 roku euro zastąpi złotego. Kredyty w złotych staną się wtedy kredytami w euro, lecz ich marże się nie zmienią. Ponieważ stopy procentowe w strefie euro są znacznie niższe niż w naszym kraju to oprocentowanie kredytów - wtedy już w euro - będzie wtedy bardzo atrakcyjne.

Property Journal 02-03/09

Czy bać się franka ?

W połowie lutego kurs franka szwajcarskiego osiągnął najwyższy od czterech lat poziom.

W połowie lutego kurs franka szwajcarskiego osiągnął najwyższy od czterech lat poziom. Osoby, które zaciągnęły kredyty mieszkaniowe w tej walucie, obserwując notowania zastanawiają się nad przewalutowaniem. Czy to dobry pomysł? Eksperci twierdzą, że zdecydowanie nie!
Czy raty rzeczywiście wzrosły tak bardzo? W środę 18 lutego za franka trzeba było zapłacić 3,26 zł, oznacza to, że w ciągu pół roku (1 sierpnia 2008 r. za franka płacono niewiele ponad 1,90 zł) podrożał on o ok. 60%. Czy to oznacza, że raty kredytowe osób, które zaciągnęły kredyty hipoteczne w szwajcarskiej walucie wzrosły równie mocno? Na szczęście nie. Drastyczny wzrost kursu franka rekompensuje bowiem obniżka stóp procentowych w Szwajcarii. Dla przykładu weźmy kredyt we frankach zaciągnięty na kwotę 200 tys. zł na początku sierpnia 2008 r. Początkowe zadłużenie wynosiło wtedy ok. 100 tys. franków.  W przypadku trzydziestoletniego okresu kredytowania i marży na poziomie 1,4%, wysokość pierwszej teoretycznej raty tego kredytu wynosiła ok. 1032 zł. Rata tego kredytu wzrosła pod wpływem osłabienia złotego, ale nie tak drastycznie, jak można by wnioskować obserwując jedynie wzrost kursu franka. Gdyby nie zmieniło się oprocentowanie, to przy kursie franka na poziomie 3,20 zł rata tego kredytu wynosiłaby ok. 1600 zł, czyli o ok. 50 proc. więcej. Ponieważ jednak oprocentowanie tego kredytu spadło z poziomu 4,15% w momencie uruchomienia do 1,93% obecnie, to faktycznie rata kredytu wynosi ok. 1180 zł. Spadek oprocentowania spowodował więc, że rata wzrosła o ok. 15%, a nie aż o ok. 50%. W lepszej sytuacji znajdują się osoby, które zaciągnęły kredyty we frankach po kursie zbliżonym do obecnego. Takie osoby nie poniosą strat spowodowanych wzrostem kursu. Jednak również w tym przypadku przewalutowanie będzie oznaczało wzrost wysokości raty, ze względu na wzrost oprocentowania. Zastanówmy się, czy warto przewalutować kredyt? Eksperci zgodnie twierdzą, że w obecnej sytuacji jest to zupełnie nieopłacalne. Przewalutowanie kredytu przy obecnym kursie franka oznacza wzrost wartości zadłużenia – będziemy zmuszeni oddać do banku tak naprawdę o wiele więcej niż pożyczyliśmy. Do tego wzrośnie oprocentowanie kredytu, gdyż stopy procentowe w Polsce są znacznie wyższe niż w Szwajcarii. Oznacza to, że płacone co miesiąc raty również wzrosną i perspektywy na ich znaczący spadek będą znikome. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest nieuleganie panice. Osoby, które zdecydują się teraz na przewalutowanie stracą szansę na odrobienie strat poniesionych w ciągu ostatnich miesięcy. Poza tym – jak zaznaczają ekonomiści – w dłuższej perspektywie złoty na pewno się umocni, więc osoby, które pozostaną przy kredytach walutowych mogą w niedługiej przyszłości sporo zyskać, ponieważ raty kredytu powinny się zmniejszać. W jakiej walucie brać nowy kredyt? Analizując obecne kursy walut, wydawałoby się, że wiele czynników przemawia za walutą obcą. Złoty jest zbyt słaby, kursy walut obcych poszybowały w górę, więc zaciągając dziś kredyt walutowy powinniśmy w przyszłości płacić już tylko niższe raty na skutek umacniania się złotówki. Zasada mówi, że kredyt powinno się zaciągać w walucie w jakiej się zarabia. Decyzja o kredycie walutowym nie jest dziś tak prosta jak kilka miesięcy temu. Raty kredytów we frankach i euro są nadal niższe niż kredytów w złotych. Ponadto obecna słabość złotówki powoduje, że zaciągając kredyt w walucie obcej nasze zadłużenie w tej walucie będzie stosunkowo niewielkie. Daje również nadzieję na znaczny spadek wysokości raty w sytuacji umocnienia się złotego. W dodatku  mamy obecnie bardzo duże wahania kursów walut, co powoduje narażenie naszego kredytu na duże ryzyko walutowe, ale podkreślić także trzeba, że marże kredytów walutowych są znacznie wyższe niż kredytów w złotych. Za kredytem w złotówkach przemawia spadające oprocentowanie, ale przede wszystkim znacznie niższa marża w porównaniu z kredytami zaciąganymi w walutach. Niebawem, może już w 2012 roku euro zastąpi złotego. Kredyty w złotych staną się wtedy kredytami w euro, lecz ich marże się nie zmienią. Ponieważ stopy procentowe w strefie euro są znacznie niższe niż w naszym kraju to oprocentowanie kredytów - wtedy już w euro - będzie wtedy bardzo atrakcyjne.

Property Journal 02-03/09

Wyniki działalności banków w Polsce

Według informacji GUS, opracowanych na podstawie danych NBP, w Polsce we wrześniu 2008 roku działało 70 banków komercyjnych (o 6 więcej niż przed rokiem) i 579 banków spółdzielczy (o 3 mniej niż rok wcześniej).

Według informacji GUS, opracowanych na podstawie danych NBP, w Polsce we wrześniu 2008 roku działało 70 banków komercyjnych (o 6 więcej niż przed rokiem) i 579 banków spółdzielczy (o 3 mniej niż rok wcześniej). W 60 bankach komercyjnych kapitał zagraniczny przeważał lub był w całości właścicielem banku. Depozyty ogółem osiągnęły wartość 516,9 mld zł (wzrost o 17,6 % od początku 2008 r.), w tym 471,4 mld zł należało do banków komercyjnych, a 45,6 mld zł - do spółdzielczych. Wartość kredytów ogółem wyniosła 543,8 mld zł (wzrost o 30,1% od początku 2008 r.), w tym banki komercyjne udzieliły kredytów na kwotę 510,2 mld zł, prawie w całości (97,5%) podmiotom sektora niefinansowego. Kredyty mieszkaniowe stanowiły 32,7% ogólnej kwoty kredytów, tj. o 2,7 %. więcej niż przed rokiem, i udzielono ich gospodarstwom domowym.

Property Journal 02-03/09

Wyniki działalności banków w Polsce

Według informacji GUS, opracowanych na podstawie danych NBP, w Polsce we wrześniu 2008 roku działało 70 banków komercyjnych (o 6 więcej niż przed rokiem) i 579 banków spółdzielczy (o 3 mniej niż rok wcześniej).

Według informacji GUS, opracowanych na podstawie danych NBP, w Polsce we wrześniu 2008 roku działało 70 banków komercyjnych (o 6 więcej niż przed rokiem) i 579 banków spółdzielczy (o 3 mniej niż rok wcześniej). W 60 bankach komercyjnych kapitał zagraniczny przeważał lub był w całości właścicielem banku. Depozyty ogółem osiągnęły wartość 516,9 mld zł (wzrost o 17,6 % od początku 2008 r.), w tym 471,4 mld zł należało do banków komercyjnych, a 45,6 mld zł - do spółdzielczych. Wartość kredytów ogółem wyniosła 543,8 mld zł (wzrost o 30,1% od początku 2008 r.), w tym banki komercyjne udzieliły kredytów na kwotę 510,2 mld zł, prawie w całości (97,5%) podmiotom sektora niefinansowego. Kredyty mieszkaniowe stanowiły 32,7% ogólnej kwoty kredytów, tj. o 2,7 %. więcej niż przed rokiem, i udzielono ich gospodarstwom domowym.

Property Journal 02-03/09

Do końca 2009 ceny domów w Rosji mogą spaść kilkukrotnie

Do końca 2009 ceny domów w Rosji mogą spaść kilkukrotnie
Ceny domów w Rosji spadają szybciej niż przewidywano. Do takiego wniosku doszli eksperci Instytutu Globalizacji i Ruchów Społecznych (IGSM).

Ceny domów w Rosji spadają szybciej niż przewidywano. Do takiego wniosku doszli eksperci Instytutu Globalizacji i Ruchów Społecznych (IGSM). Według danych, otrzymanych z biura prasowego instytutu, obecnie domy i mieszkania nie mogą znaleźć kupujących. Wyczekująca polityka sprzedawców w początkowej fazie kryzysu będzie prowadziła do wzrostu liczby niesprzedanych posiadłości. Ceny mogą spaść w bezprecedensowej skali, stwierdzili eksperci. Według nich, deweloperzy nie doceniają konsekwencji ekonomicznego kryzysu - tracą ostatnią okazję by sprzedać, podczas gdy kupujący dysponują jeszcze pewna siłą nabywczą. Obecne upusty cen nieruchomości sięgają około 20-35%. Wraz z deweloperami także prywatni właściciele powiększają liczbę oferowanych lokali, ponieważ próbują zyskać pieniądze przez sprzedaż mieszkań. „Wzrost liczby lokali jest też przestrzegany na rynku najmu. Ten powiększył się w przybliżeniu o 30% w porównaniu z listopadem. W tym samym czasie, finansowa pozycja najemców  pogarsza się: pensje zmniejszają się, a zwolnienia mają masowy charakter,” uważa dyrektor IGSM, Boris Kagarlitsky. Jego zdaniem, wielu najemców nie będzie wypłacalnych i to już wkrótce. „Luty 2009 to krytyczny miesiąc, po którym pogarszanie sytuacji ekonomicznej w Rosji będzie bardziej intensywne, uważają eksperci IGSM. Inwestowanie w posiadłości rynkowe spadnie ostro. Aktualna sytuacja jest zapowiedzią dużego spadku. Kto nie sprzedał domów w grudniu i styczniu,  będzie musiał sprzedać teraz bardzo tanio” - mówi szef Centrum Badań Ekonomicznych IGSM Vasily Koltashov. Według jego ocen, 55-65 - procentowe  cięcie cen jest konieczne żeby rynek stał bardziej aktywny i udało się sprzedać nieruchomości obecne na rynku. Taka sytuacja może trwać do końca 2009, a ceny domów mogą być kilkakrotnie obniżane. Ale nawet taki spadek cen  może nie prowadzić do poprawy  rynku - konkludują analitycy.

Property Journal 02-03/09

Do końca 2009 ceny domów w Rosji mogą spaść kilkukrotnie

Do końca 2009 ceny domów w Rosji mogą spaść kilkukrotnie
Ceny domów w Rosji spadają szybciej niż przewidywano. Do takiego wniosku doszli eksperci Instytutu Globalizacji i Ruchów Społecznych (IGSM).

Ceny domów w Rosji spadają szybciej niż przewidywano. Do takiego wniosku doszli eksperci Instytutu Globalizacji i Ruchów Społecznych (IGSM). Według danych, otrzymanych z biura prasowego instytutu, obecnie domy i mieszkania nie mogą znaleźć kupujących. Wyczekująca polityka sprzedawców w początkowej fazie kryzysu będzie prowadziła do wzrostu liczby niesprzedanych posiadłości. Ceny mogą spaść w bezprecedensowej skali, stwierdzili eksperci. Według nich, deweloperzy nie doceniają konsekwencji ekonomicznego kryzysu - tracą ostatnią okazję by sprzedać, podczas gdy kupujący dysponują jeszcze pewna siłą nabywczą. Obecne upusty cen nieruchomości sięgają około 20-35%. Wraz z deweloperami także prywatni właściciele powiększają liczbę oferowanych lokali, ponieważ próbują zyskać pieniądze przez sprzedaż mieszkań. „Wzrost liczby lokali jest też przestrzegany na rynku najmu. Ten powiększył się w przybliżeniu o 30% w porównaniu z listopadem. W tym samym czasie, finansowa pozycja najemców  pogarsza się: pensje zmniejszają się, a zwolnienia mają masowy charakter,” uważa dyrektor IGSM, Boris Kagarlitsky. Jego zdaniem, wielu najemców nie będzie wypłacalnych i to już wkrótce. „Luty 2009 to krytyczny miesiąc, po którym pogarszanie sytuacji ekonomicznej w Rosji będzie bardziej intensywne, uważają eksperci IGSM. Inwestowanie w posiadłości rynkowe spadnie ostro. Aktualna sytuacja jest zapowiedzią dużego spadku. Kto nie sprzedał domów w grudniu i styczniu,  będzie musiał sprzedać teraz bardzo tanio” - mówi szef Centrum Badań Ekonomicznych IGSM Vasily Koltashov. Według jego ocen, 55-65 - procentowe  cięcie cen jest konieczne żeby rynek stał bardziej aktywny i udało się sprzedać nieruchomości obecne na rynku. Taka sytuacja może trwać do końca 2009, a ceny domów mogą być kilkakrotnie obniżane. Ale nawet taki spadek cen  może nie prowadzić do poprawy  rynku - konkludują analitycy.

Property Journal 02-03/09

Biznesmeni wylądują w centrum Katowic

Katowice będą miały miejski port lotniczy. Powstanie on w miejscu sąsiadującego z centrum miasta sportowego lotniska na Muchowcu.

Katowice będą miały miejski port lotniczy. Powstanie on w miejscu sąsiadującego z centrum miasta sportowego lotniska na Muchowcu. Na lotnisku trwają już prace związane z wyrównaniem poziomu pasa startowego, zniszczonego przez szkody górnicze. Rozpoczęcie budowy miejskiego portu zaplanowane jest na rok 2010. Budowa nowego pasa o długości 1200 m i szerokości 30 m ma kosztować wraz z infrastrukturą i oświetleniem ok. 35 mln zł. Środki na ten cel pochodzić będą z budżetów władz miasta, samorządu wojewódzkiego, funduszy unijnych oraz kredytu. Modernizacja i rozwój sportowego lotniska na Muchowcu są możliwe dopiero teraz, po sporządzeniu studium aeronautycznego. Dokument ten precyzyjnie określa warunki urbanistyczne Katowic. City-port na Muchowcu nie będzie konkurencją dla lotniska w Pyrzowicach, a jedynie jego uzupełnieniem. Aglomeracja zyska dodatkowy atut przy organizacji Euro 2012 - piłkarskich mistrzostw Europy, a także  duże udogodnienie dla coraz liczniej przybywających do Katowic „powietrznymi taksówkami” biznesmenów, przede wszystkim z zagranicy. Jego głównym zadaniem będzie obsługa prywatnych, lekkich samolotów. Odrzutowce regularnego ruchu linii lotniczych nadal lądować będą w oddalonych o 30 kilometrów od Katowic Pyrzowicach.

Property Journal 02-03/09

Biznesmeni wylądują w centrum Katowic

Katowice będą miały miejski port lotniczy. Powstanie on w miejscu sąsiadującego z centrum miasta sportowego lotniska na Muchowcu.

Katowice będą miały miejski port lotniczy. Powstanie on w miejscu sąsiadującego z centrum miasta sportowego lotniska na Muchowcu. Na lotnisku trwają już prace związane z wyrównaniem poziomu pasa startowego, zniszczonego przez szkody górnicze. Rozpoczęcie budowy miejskiego portu zaplanowane jest na rok 2010. Budowa nowego pasa o długości 1200 m i szerokości 30 m ma kosztować wraz z infrastrukturą i oświetleniem ok. 35 mln zł. Środki na ten cel pochodzić będą z budżetów władz miasta, samorządu wojewódzkiego, funduszy unijnych oraz kredytu. Modernizacja i rozwój sportowego lotniska na Muchowcu są możliwe dopiero teraz, po sporządzeniu studium aeronautycznego. Dokument ten precyzyjnie określa warunki urbanistyczne Katowic. City-port na Muchowcu nie będzie konkurencją dla lotniska w Pyrzowicach, a jedynie jego uzupełnieniem. Aglomeracja zyska dodatkowy atut przy organizacji Euro 2012 - piłkarskich mistrzostw Europy, a także  duże udogodnienie dla coraz liczniej przybywających do Katowic „powietrznymi taksówkami” biznesmenów, przede wszystkim z zagranicy. Jego głównym zadaniem będzie obsługa prywatnych, lekkich samolotów. Odrzutowce regularnego ruchu linii lotniczych nadal lądować będą w oddalonych o 30 kilometrów od Katowic Pyrzowicach.

Property Journal 02-03/09

Ekologiczny kościół

W Nowym Targu na Równi Szaflarskiej budowany jest kościół, który ma spełniać wymogi budynku pasywnego. Jak twierdzą autorzy projektu budowlanego, architekci Tomasz Pyszczek i Marcin Stelmach z Krakowa, będzie to pierwszy taki budynek użyteczności publicznej w Polsce.

W Nowym Targu na Równi Szaflarskiej budowany jest kościół, który ma spełniać wymogi budynku pasywnego. Jak twierdzą autorzy projektu budowlanego, architekci Tomasz Pyszczek i Marcin Stelmach z Krakowa, będzie to pierwszy taki budynek użyteczności publicznej w Polsce. Istotą budownictwa pasywnego jest bardzo niskie zapotrzebowanie na energię do ogrzewania - poniżej 15 kWh/(m² rok), to znaczy, że w przeciągu sezonu grzewczego do ogrzania jednego metra kwadratowego potrzeba 15 kWh, co odpowiada spaleniu 1,5 l oleju opałowego albo 1,7 m³ gazu, lub też 2,3 kg węgla. Dla porównania, zapotrzebowanie na ciepło dla budynków konwencjonalnych wynosi około 120 kWh/(m² rok). Oszczędności takie należy osiągać maksymalnie ograniczając straty ciepła oraz wykorzystując naturalne jego źródła, np. promieniowanie słoneczne czy ludzie przebywający w pomieszczeniach. Jak wiadomo, każdy budynek traci ciepło przez przegrody zewnętrzne, czyli ściany, okna, dach. Projektanci dążą więc przede wszystkim do poprawy parametrów termicznych tych elementów. Wentylacja pomieszczeń odbywa się za pomocą systemów mechanicznych, które obok bardzo ważnej funkcji wietrzenia, mają za zadanie ogrzewać pomieszczenia wykorzystując ciepło słoneczne oraz odzyskane z usuwanego na zewnątrz powietrza. W praktyce budynek pasywny nie wymaga tradycyjnych instalacji grzewczych, co pozwala znacznie zmniejszyć koszty budowy.Budowa kościoła Na Równi Szaflarskiej rozpoczęła się w maju 2008 roku. Kościół ma mieć zwartą bryłę, strzelisty dach z umieszczonym w południowej połaci kolektorem słonecznym, również okna w elewacji południowej będą łapać jak najwięcej energii słonecznej. Projekt przewiduje także ocieplenie ścian fundamentowych 30-centymetrową warstwą styropianu, wentylację mechaniczną z odzyskiem ciepła powyżej 90%, zastosowanie pompy ciepła do ogrzewania podłogowego, okna i ściany zewnętrzne o wysokiej termoizolacyjności (współczynnik U= 0,75 W/m2 K dla okien i 0,10 W/ m2 K dla ścian
i dachu).

                                               

Property Journal 02-03/09

Ekologiczny kościół

W Nowym Targu na Równi Szaflarskiej budowany jest kościół, który ma spełniać wymogi budynku pasywnego. Jak twierdzą autorzy projektu budowlanego, architekci Tomasz Pyszczek i Marcin Stelmach z Krakowa, będzie to pierwszy taki budynek użyteczności publicznej w Polsce.

W Nowym Targu na Równi Szaflarskiej budowany jest kościół, który ma spełniać wymogi budynku pasywnego. Jak twierdzą autorzy projektu budowlanego, architekci Tomasz Pyszczek i Marcin Stelmach z Krakowa, będzie to pierwszy taki budynek użyteczności publicznej w Polsce. Istotą budownictwa pasywnego jest bardzo niskie zapotrzebowanie na energię do ogrzewania - poniżej 15 kWh/(m² rok), to znaczy, że w przeciągu sezonu grzewczego do ogrzania jednego metra kwadratowego potrzeba 15 kWh, co odpowiada spaleniu 1,5 l oleju opałowego albo 1,7 m³ gazu, lub też 2,3 kg węgla. Dla porównania, zapotrzebowanie na ciepło dla budynków konwencjonalnych wynosi około 120 kWh/(m² rok). Oszczędności takie należy osiągać maksymalnie ograniczając straty ciepła oraz wykorzystując naturalne jego źródła, np. promieniowanie słoneczne czy ludzie przebywający w pomieszczeniach. Jak wiadomo, każdy budynek traci ciepło przez przegrody zewnętrzne, czyli ściany, okna, dach. Projektanci dążą więc przede wszystkim do poprawy parametrów termicznych tych elementów. Wentylacja pomieszczeń odbywa się za pomocą systemów mechanicznych, które obok bardzo ważnej funkcji wietrzenia, mają za zadanie ogrzewać pomieszczenia wykorzystując ciepło słoneczne oraz odzyskane z usuwanego na zewnątrz powietrza. W praktyce budynek pasywny nie wymaga tradycyjnych instalacji grzewczych, co pozwala znacznie zmniejszyć koszty budowy.Budowa kościoła Na Równi Szaflarskiej rozpoczęła się w maju 2008 roku. Kościół ma mieć zwartą bryłę, strzelisty dach z umieszczonym w południowej połaci kolektorem słonecznym, również okna w elewacji południowej będą łapać jak najwięcej energii słonecznej. Projekt przewiduje także ocieplenie ścian fundamentowych 30-centymetrową warstwą styropianu, wentylację mechaniczną z odzyskiem ciepła powyżej 90%, zastosowanie pompy ciepła do ogrzewania podłogowego, okna i ściany zewnętrzne o wysokiej termoizolacyjności (współczynnik U= 0,75 W/m2 K dla okien i 0,10 W/ m2 K dla ścian
i dachu).

                                               

Property Journal 02-03/09

Sztywne ceny pomimo kryzysu ?

Sztywne ceny pomimo kryzysu ?
Podczas dekoniunktury nie warto obniżać cen – twierdzi prof. Hermann Simon, wykładowca zarządzania i marketingu w London Business School, doktor ekonomii i biznesu Uniwersytetu w Bonn, założyciel i prezes firmy doradczej Simon, Kucher & Partners Strategy & Marketing Consultants.

Podczas dekoniunktury nie warto obniżać cen – twierdzi prof. Hermann Simon, wykładowca zarządzania i marketingu w London Business School, doktor ekonomii i biznesu Uniwersytetu w Bonn, założyciel i prezes firmy doradczej Simon, Kucher & Partners Strategy & Marketing Consultants. Rabaty cenowe obniżają wartość marki i powodują wyniszczającą konkurencję między producentami. Jak więc przyciągnąć klientów i utrzymać sprzedaż ? Simon poleca oferowanie różnego rodzaju bonusów, na przykład usługi serwisowe, dofinansowanie zakupu lub pokrycie części kosztów związanych z użytkowaniem produktu. Inną, bardziej opłacalną metodą jest ograniczenie produkcji – pomimo zmniejszenia przychodów, przynosi również zmniejszenie kosztów. Profesor Simon dodaje, że przedsiębiorcy niechętnie stosują tę metodę, gdyż jest gorzej postrzegana przez pracowników i opinię publiczną. Zwraca też uwagę na koniczność dokładniejszej analizy wysokości rabatów i bonusów.

Property Journal 02-03/09

Sztywne ceny pomimo kryzysu ?

Sztywne ceny pomimo kryzysu ?
Podczas dekoniunktury nie warto obniżać cen – twierdzi prof. Hermann Simon, wykładowca zarządzania i marketingu w London Business School, doktor ekonomii i biznesu Uniwersytetu w Bonn, założyciel i prezes firmy doradczej Simon, Kucher & Partners Strategy & Marketing Consultants.

Podczas dekoniunktury nie warto obniżać cen – twierdzi prof. Hermann Simon, wykładowca zarządzania i marketingu w London Business School, doktor ekonomii i biznesu Uniwersytetu w Bonn, założyciel i prezes firmy doradczej Simon, Kucher & Partners Strategy & Marketing Consultants. Rabaty cenowe obniżają wartość marki i powodują wyniszczającą konkurencję między producentami. Jak więc przyciągnąć klientów i utrzymać sprzedaż ? Simon poleca oferowanie różnego rodzaju bonusów, na przykład usługi serwisowe, dofinansowanie zakupu lub pokrycie części kosztów związanych z użytkowaniem produktu. Inną, bardziej opłacalną metodą jest ograniczenie produkcji – pomimo zmniejszenia przychodów, przynosi również zmniejszenie kosztów. Profesor Simon dodaje, że przedsiębiorcy niechętnie stosują tę metodę, gdyż jest gorzej postrzegana przez pracowników i opinię publiczną. Zwraca też uwagę na koniczność dokładniejszej analizy wysokości rabatów i bonusów.

Property Journal 02-03/09

Ovo jednak ze szkła

Ovo jednak ze szkła
OVO to kompleks hotelowo-apartamentowy powstający w samym centrum Wrocławia.

OVO to kompleks hotelowo-apartamentowy powstający w samym centrum Wrocławia. W charakteryzującym się niepowtarzalnym kształtem budynku, znajdzie się między innymi pięciogwiazdkowy hotel zarządzany przez sieć Hilton, około 190 apartamentów usługowych, basen, SPA, Health Club, podziemny parking oraz 3000 m kw. powierzchni komercyjnych. Koszt inwestycji to ponad 300 milionów złotych. Fasada, powstającego pomiędzy Galerią Dominikańską a budynkiem Poczty Głównej kompleksu, pokryta zostanie w przyszłości szklaną kurtyno-ścianą. Pierwotna koncepcja architektoniczna uwzględniała wykorzystanie w tym celu niezwykle plastycznego materiału, jakim jest Corian. Znakomicie podkreśliłby on wygenerowaną komputerowo formę OVO. Do tej pory Corian znalazł podobne zastosowanie m.in. we Francji oraz Wielkiej Brytanii. Niestety w Polsce okazało się to niemożliwe, ponieważ nie spełnił on niezwykle rygorystycznych norm budowlanych.
- Naszym podstawowym celem było zachowanie obłego kształtu OVO, dlatego rozważaliśmy kilka alternatywnych wariantów wykończenia elewacji - powiedział przedstawiciel inwestora Paul Adolph, dyrektor projektu ze spółki Wings Properties - Po analizie uznaliśmy, że największe możliwości daje wykorzystanie szklanej powłoki. Wykonana ze szkła kurtyna, poprzez zastosowanie efektu przezroczystości i półprzezroczystości, pozwoli na uzyskanie niezwykle ciekawych wrażeń wizualnych. Bryła budynku, przypominająca statek kosmiczny, w dalszym ciągu będzie też pozbawiona kantów.

Property Journal 02-03/09

Ovo jednak ze szkła

Ovo jednak ze szkła
OVO to kompleks hotelowo-apartamentowy powstający w samym centrum Wrocławia.

OVO to kompleks hotelowo-apartamentowy powstający w samym centrum Wrocławia. W charakteryzującym się niepowtarzalnym kształtem budynku, znajdzie się między innymi pięciogwiazdkowy hotel zarządzany przez sieć Hilton, około 190 apartamentów usługowych, basen, SPA, Health Club, podziemny parking oraz 3000 m kw. powierzchni komercyjnych. Koszt inwestycji to ponad 300 milionów złotych. Fasada, powstającego pomiędzy Galerią Dominikańską a budynkiem Poczty Głównej kompleksu, pokryta zostanie w przyszłości szklaną kurtyno-ścianą. Pierwotna koncepcja architektoniczna uwzględniała wykorzystanie w tym celu niezwykle plastycznego materiału, jakim jest Corian. Znakomicie podkreśliłby on wygenerowaną komputerowo formę OVO. Do tej pory Corian znalazł podobne zastosowanie m.in. we Francji oraz Wielkiej Brytanii. Niestety w Polsce okazało się to niemożliwe, ponieważ nie spełnił on niezwykle rygorystycznych norm budowlanych.
- Naszym podstawowym celem było zachowanie obłego kształtu OVO, dlatego rozważaliśmy kilka alternatywnych wariantów wykończenia elewacji - powiedział przedstawiciel inwestora Paul Adolph, dyrektor projektu ze spółki Wings Properties - Po analizie uznaliśmy, że największe możliwości daje wykorzystanie szklanej powłoki. Wykonana ze szkła kurtyna, poprzez zastosowanie efektu przezroczystości i półprzezroczystości, pozwoli na uzyskanie niezwykle ciekawych wrażeń wizualnych. Bryła budynku, przypominająca statek kosmiczny, w dalszym ciągu będzie też pozbawiona kantów.

Property Journal 02-03/09

Nowe inwestycje zagraniczne w Polsce

PAIiIZ (Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych) podała, że międzynarodowy bank UniCredit Group utworzy w Szczecinie centrum kompetencji, tzw. back office services, obsługujące Niemcy, Polskę i Austrię.

PAIiIZ (Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych) podała, że międzynarodowy bank UniCredit Group utworzy w Szczecinie centrum kompetencji, tzw. back office services, obsługujące Niemcy, Polskę i Austrię. O wyborze tego miasta zadecydowały: bliskość granicy z Niemcami, dostępność wysoko wykwalifikowanych pracowników ze znajomością języka niemieckiego lub angielskiego, powierzchni biurowych o wysokim standardzie, a także konkurencyjne koszty prowadzenia działalności. Zakładany koszt przedsięwzięcia wyniesie 18,5 mln złotych, nabór pracowników rozpocznie się w marcu 2009 i potrwa do końca 2010, a zatrudnienie znajdzie około 430 pracowników. UniCredit Group jest międzynarodowym bankiem europejskim z siedzibą w Mediolanie, obsługuje ponad 40 mln klientów w 22 krajach Europy i zatrudnia 7 tysięcy pracowników. Do grupy UniCredit należy Bank Pekao S.A. Natomiast w Poznaniu Unilever Polska otworzy Centrum Badawczo-Rozwojowe Płynnych Produktów Żywnościowych. Będzie to jedna z sześciu docelowych europejskich placówek. Do Poznania firma sprowadziła się już w 2008 roku, teraz przenosi się do nowego budynku, gdzie mieścić się będą biura, laboratoria oraz pilotażowa linia produkcyjna. PAIiIZ poinformowała, że obecnie przyjmuje znacznie więcej, niż rok czy dwa lata temu, zgłoszeń firm zainteresowanych podjęciem w Polsce działalności outsourcingowej.

Property Journal 02-03/09

Nowe inwestycje zagraniczne w Polsce

PAIiIZ (Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych) podała, że międzynarodowy bank UniCredit Group utworzy w Szczecinie centrum kompetencji, tzw. back office services, obsługujące Niemcy, Polskę i Austrię.

PAIiIZ (Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych) podała, że międzynarodowy bank UniCredit Group utworzy w Szczecinie centrum kompetencji, tzw. back office services, obsługujące Niemcy, Polskę i Austrię. O wyborze tego miasta zadecydowały: bliskość granicy z Niemcami, dostępność wysoko wykwalifikowanych pracowników ze znajomością języka niemieckiego lub angielskiego, powierzchni biurowych o wysokim standardzie, a także konkurencyjne koszty prowadzenia działalności. Zakładany koszt przedsięwzięcia wyniesie 18,5 mln złotych, nabór pracowników rozpocznie się w marcu 2009 i potrwa do końca 2010, a zatrudnienie znajdzie około 430 pracowników. UniCredit Group jest międzynarodowym bankiem europejskim z siedzibą w Mediolanie, obsługuje ponad 40 mln klientów w 22 krajach Europy i zatrudnia 7 tysięcy pracowników. Do grupy UniCredit należy Bank Pekao S.A. Natomiast w Poznaniu Unilever Polska otworzy Centrum Badawczo-Rozwojowe Płynnych Produktów Żywnościowych. Będzie to jedna z sześciu docelowych europejskich placówek. Do Poznania firma sprowadziła się już w 2008 roku, teraz przenosi się do nowego budynku, gdzie mieścić się będą biura, laboratoria oraz pilotażowa linia produkcyjna. PAIiIZ poinformowała, że obecnie przyjmuje znacznie więcej, niż rok czy dwa lata temu, zgłoszeń firm zainteresowanych podjęciem w Polsce działalności outsourcingowej.

Property Journal 02-03/09

Dobre prognozy dla Polski

Raport Global Economics 2009, opracowany przez analityków banku HSBC, przedstawia prognozy makroekonomiczne dla wszystkich krajów Europy.

Raport Global Economics 2009, opracowany przez analityków banku HSBC, przedstawia prognozy makroekonomiczne dla wszystkich krajów Europy. Polska oceniana jest pozytywnie, jako posiadająca  najbardziej stabilną gospodarkę w rejonie Europy Środkowo-Wschodniej. Dzięki niższym stawkom podatkowym, silnemu popytowi wewnętrznemu oraz napływowi dotacji ze środków unijnych Polska może spodziewać się wzrostu PKB na poziomie 3 procent. Problemem będzie spadek eksportu, ponieważ w 77,5 procentach trafia na rynki krajów Unii Europejskiej. Jednak nie powinno to znacząco dotknąć polskiej gospodarki, ponieważ udział eksportu w strukturze PKB wynosi 33 procent. Dla przykładu w Czechach jest to 66 procent, a na Węgrzech 69 procent. Równie optymistyczne są oceny Komisji Europejskiej. W prognozie ze stycznia, dotyczącej PKB poszczególnych krajów europejskich, Polska znalazła się w czołówce z 2- procentowym wzrostem gospodarczym; lepsze rokowania ma tylko Słowacja ( 2,7 %). Dla innych krajów prognozowane PKB wynosi: Belgia (-1,8%), Czechy (-1,7%), Węgry (–1,6%), Portugalia (–1,6%), Francja (–1,8%), Hiszpania (–2%), Niemcy (–2,3%), Wielka Brytania (–2,8%), Irlandia (– 5%).

Property Journal 02-03/09

Dobre prognozy dla Polski

Raport Global Economics 2009, opracowany przez analityków banku HSBC, przedstawia prognozy makroekonomiczne dla wszystkich krajów Europy.

Raport Global Economics 2009, opracowany przez analityków banku HSBC, przedstawia prognozy makroekonomiczne dla wszystkich krajów Europy. Polska oceniana jest pozytywnie, jako posiadająca  najbardziej stabilną gospodarkę w rejonie Europy Środkowo-Wschodniej. Dzięki niższym stawkom podatkowym, silnemu popytowi wewnętrznemu oraz napływowi dotacji ze środków unijnych Polska może spodziewać się wzrostu PKB na poziomie 3 procent. Problemem będzie spadek eksportu, ponieważ w 77,5 procentach trafia na rynki krajów Unii Europejskiej. Jednak nie powinno to znacząco dotknąć polskiej gospodarki, ponieważ udział eksportu w strukturze PKB wynosi 33 procent. Dla przykładu w Czechach jest to 66 procent, a na Węgrzech 69 procent. Równie optymistyczne są oceny Komisji Europejskiej. W prognozie ze stycznia, dotyczącej PKB poszczególnych krajów europejskich, Polska znalazła się w czołówce z 2- procentowym wzrostem gospodarczym; lepsze rokowania ma tylko Słowacja ( 2,7 %). Dla innych krajów prognozowane PKB wynosi: Belgia (-1,8%), Czechy (-1,7%), Węgry (–1,6%), Portugalia (–1,6%), Francja (–1,8%), Hiszpania (–2%), Niemcy (–2,3%), Wielka Brytania (–2,8%), Irlandia (– 5%).

Property Journal 02-03/09

Bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Polsce w 2008

Według szacunkowych danych NBP, w 2008 roku wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce osiągnęła poziom 11,150 mld euro wobec 16,649 mld euro w 2007 roku.

Według szacunkowych danych NBP, w 2008 roku wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce osiągnęła poziom 11,150 mld euro wobec 16,649 mld euro w 2007 roku. Oznacza to spadek o około 30% , ale PAIiIZ (Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych) podkreśla, że początkowe dane szacunkowe w poprzednich latach również były zaniżone, a rzeczywiste wyniki podawane dopiero w III kwartale roku, okazują się wyższe. Szacunki NBP są mimo wszystko lepsze niż prognozy UNCTAD (Konferencja Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju) ze stycznia, wg których wartość BIZ w Polsce wyniosła 16,2 mld dolarów – wobec 16,6 mld wg NBP.

Property Journal 02-03/09

Bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Polsce w 2008

Według szacunkowych danych NBP, w 2008 roku wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce osiągnęła poziom 11,150 mld euro wobec 16,649 mld euro w 2007 roku.

Według szacunkowych danych NBP, w 2008 roku wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce osiągnęła poziom 11,150 mld euro wobec 16,649 mld euro w 2007 roku. Oznacza to spadek o około 30% , ale PAIiIZ (Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych) podkreśla, że początkowe dane szacunkowe w poprzednich latach również były zaniżone, a rzeczywiste wyniki podawane dopiero w III kwartale roku, okazują się wyższe. Szacunki NBP są mimo wszystko lepsze niż prognozy UNCTAD (Konferencja Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju) ze stycznia, wg których wartość BIZ w Polsce wyniosła 16,2 mld dolarów – wobec 16,6 mld wg NBP.

Property Journal 02-03/09

Polacy sumienniej spłacają mieszkania niż samochody

Rząd dziś będzie dyskutować o szczegółach planu pomocy w spłacie kredytów hipotecznych. Jak sprawdził Money.pl, wprawdzie suma zagrożonych długów hipotecznych Polaków w ostatnich miesiącach 2008 roku  wzrosła do 1,9 mld złotych, to jednocześnie  tego typu kredyty są najsumienniej spłacane. Stanowią zaledwie 6 proc. zaległości w bankach.

Znamy już pierwsze założenia rządowego programu pomocy dla ofiar kryzysu. Z dopłat będzie można skorzystać do końca 2010 roku. Co miesiąc dostaniemy wówczas z funduszu pracy średnio od 500 do 1200 zł. Na ten cel rząd chce przeznaczyć do 350 mln złotych.

Pomoc trzeba będzie zwrócić, ale będzie za to nieoprocentowana i bez dodatkowych opłat. Rządową pożyczkę trzeba będzie zacząć spłacać po dwóch latach od jej przyznania. Spłata będzie jednak rozłożona na raty - nawet do 10 lat. Żeby móc skorzystać z rządowej pomocy trzeba stracić pracę w wyniku redukcji związanych z kryzysem finansowym i zarejestrować się w urzędzie pracy.

Zadłużenie w bankach rośnie lawinowo, jednak kredyty hipoteczne należą  do najbezpieczniejszych.

62 miliardy 735 milionów złotych - tyle wynoszą niespłacane w terminie należności osób prywatnych i firm na koniec 2008 roku. W IV kwartale 2008 dług powiększył się o 3 miliardy 558 milionów złotych, czyli o 6 proc - wynika z raportu Krajowego Rejestru Długów.

Nadal największe zaległości mamy w bankach - ten dług urósł już z 28,5 miliarda do 31,5 miliarda złotych i przekroczył 50 procent całego naszego niespłacanego zadłużenia. Na kolejnych pozycjach znajdują się zaległości wobec skarbu państwa (20,35 mld zł), gmin (8,70 mld zł) oraz czynsze mieszkaniowe (1,85 mld zł).

W przypadku konsumentów, zadłużenie w IV kwartale 2008 roku urosło z 10,8 mld zł do 12,1 mld zł. Dominują w tej kategorii zagrożone kredyty gotówkowe, ratalne i samochodowe, które wzrosły z 5,2 mld zł do 5,9 mld zł. Zagrożone, czyli niespłacane od co najmniej 4 miesięcy. Rośnie, choć wolniej, także kwota niespłacanych kredytów na kartach kredytowych (wzrost z 625 mln zł do 737 mln zł) oraz w rachunku oszczędnościowo-kredytowym (z 782 mln zł do 807 mln zł).

Na koniec 2008 stan zadłużenia z tytułu kredytów hipotecznych sięgnął około 200 mld zł.

Wzrost zadłużenia Polaków z tytułu kredytu hipotecznego w mln złotych
Lata złotowe walutowe ogółem
2005 15 569,8 20 273,4 35 807,2
2006 28 123,3 49 258,3 77 705,6
2007 52 391,4 64 449,1 116 840,5
2008 59 097,8 134 970,2 194 068

źródło: NBP

Rosnącemu zadłużeniu z tytułu kredytów hipotecznych winny słabnący złoty

Hipoteki większości Polaków ściśle związane są z kursem złotego, a dokładniej jego relacji do franka szwajcarskiego. Według danych NBP 96 procent wszystkich kredytów hipotecznych w walutach, denominowana jest do franka. Na koniec lutego średni kurs szwajcarskiej waluty w NBP sięgał 3,2 zł. Zmiana kursu oznacza, że rata przeciętnego kredytu we frankach na 300 tys. na 30 lat (zaciągniętego po kursie 2 zł za franka) wzrosła z około 1740 zł do ponad 2 tys. zł.

Wprawdzie kwota zagrożonych kredytów hipotecznych, czyli  tych nie spłacanych wzrosła z 1,5 mld zł do 1,9 mld zł. Jednak to, jak wynika  z danych opracowanych przez BIK, kredyty hipoteczne są najmniej zagrożonymi kredytami spośród wszystkich zaciąganych przez Polaków.

Stosunek niespłacanych kredytów i pożyczek do wszystkich długów
w podziale na typy transakcji -  02 2009 rok
typ transakcji ilościowo wartościowo
Kredyt na zakup towarów, usług i papierów wartościowych 9,55 proc. 9,20 proc.
Kredyty niecelowe oraz studencki 8,99 proc. 5,81 proc.
Karta kredytowa 3,23 proc. 5,62 proc.
Kredyt odnawialny 2,70 proc. 5,44 proc.
Limit debetowy w ROR 1,44 proc. 4,86 proc.
Kredyty mieszkaniowe 0,90 proc. 0,35 proc.

źródło: BIK

W lutym tego roku BIK doliczył się blisko 1,3 mln klientów podwyższonego ryzyka, czyli zalegających ze spłatami kredytów lub pożyczek. Średnia wartość długu na osobę  wynosi 6636 złotych.

Polacy na tle innych nacji wcale nie są mocno zadłużeni. W stosunku do PKB nasze długi są nie tylko nieporównywalnie niższe od zadłużenia Amerykanów czy Anglików, ale pożyczamy mniej nawet od naszych południowych sąsiadów - Czechów.


źródło: Bank Światowy

Banki mocniej przykręcają kurek z kredytami hipotecznymi

Jak wynika z danych NBP, 86 proc. banków zaostrzyło kryteria udzielania kredytów. Około 90 proc. banków podniosło marże i zwiększyło wymagany wkład własny. Wiele banków wycofało z oferty kredyty nominowane w walutach obcych.

W związku z tym 70 proc. banków odczuło spadek popytu na kredyty mieszkaniowe, a jedynie 20 proc. banków - wzrost popytu.

Polacy sumienniej spłacają mieszkania niż samochody
money.pl/2009-03-03 06:20:26

Polacy sumienniej spłacają mieszkania niż samochody

Rząd dziś będzie dyskutować o szczegółach planu pomocy w spłacie kredytów hipotecznych. Jak sprawdził Money.pl, wprawdzie suma zagrożonych długów hipotecznych Polaków w ostatnich miesiącach 2008 roku  wzrosła do 1,9 mld złotych, to jednocześnie  tego typu kredyty są najsumienniej spłacane. Stanowią zaledwie 6 proc. zaległości w bankach.

Znamy już pierwsze założenia rządowego programu pomocy dla ofiar kryzysu. Z dopłat będzie można skorzystać do końca 2010 roku. Co miesiąc dostaniemy wówczas z funduszu pracy średnio od 500 do 1200 zł. Na ten cel rząd chce przeznaczyć do 350 mln złotych.

Pomoc trzeba będzie zwrócić, ale będzie za to nieoprocentowana i bez dodatkowych opłat. Rządową pożyczkę trzeba będzie zacząć spłacać po dwóch latach od jej przyznania. Spłata będzie jednak rozłożona na raty - nawet do 10 lat. Żeby móc skorzystać z rządowej pomocy trzeba stracić pracę w wyniku redukcji związanych z kryzysem finansowym i zarejestrować się w urzędzie pracy.

Zadłużenie w bankach rośnie lawinowo, jednak kredyty hipoteczne należą  do najbezpieczniejszych.

62 miliardy 735 milionów złotych - tyle wynoszą niespłacane w terminie należności osób prywatnych i firm na koniec 2008 roku. W IV kwartale 2008 dług powiększył się o 3 miliardy 558 milionów złotych, czyli o 6 proc - wynika z raportu Krajowego Rejestru Długów.

Nadal największe zaległości mamy w bankach - ten dług urósł już z 28,5 miliarda do 31,5 miliarda złotych i przekroczył 50 procent całego naszego niespłacanego zadłużenia. Na kolejnych pozycjach znajdują się zaległości wobec skarbu państwa (20,35 mld zł), gmin (8,70 mld zł) oraz czynsze mieszkaniowe (1,85 mld zł).

W przypadku konsumentów, zadłużenie w IV kwartale 2008 roku urosło z 10,8 mld zł do 12,1 mld zł. Dominują w tej kategorii zagrożone kredyty gotówkowe, ratalne i samochodowe, które wzrosły z 5,2 mld zł do 5,9 mld zł. Zagrożone, czyli niespłacane od co najmniej 4 miesięcy. Rośnie, choć wolniej, także kwota niespłacanych kredytów na kartach kredytowych (wzrost z 625 mln zł do 737 mln zł) oraz w rachunku oszczędnościowo-kredytowym (z 782 mln zł do 807 mln zł).

Na koniec 2008 stan zadłużenia z tytułu kredytów hipotecznych sięgnął około 200 mld zł.

Wzrost zadłużenia Polaków z tytułu kredytu hipotecznego w mln złotych
Lata złotowe walutowe ogółem
2005 15 569,8 20 273,4 35 807,2
2006 28 123,3 49 258,3 77 705,6
2007 52 391,4 64 449,1 116 840,5
2008 59 097,8 134 970,2 194 068

źródło: NBP

Rosnącemu zadłużeniu z tytułu kredytów hipotecznych winny słabnący złoty

Hipoteki większości Polaków ściśle związane są z kursem złotego, a dokładniej jego relacji do franka szwajcarskiego. Według danych NBP 96 procent wszystkich kredytów hipotecznych w walutach, denominowana jest do franka. Na koniec lutego średni kurs szwajcarskiej waluty w NBP sięgał 3,2 zł. Zmiana kursu oznacza, że rata przeciętnego kredytu we frankach na 300 tys. na 30 lat (zaciągniętego po kursie 2 zł za franka) wzrosła z około 1740 zł do ponad 2 tys. zł.

Wprawdzie kwota zagrożonych kredytów hipotecznych, czyli  tych nie spłacanych wzrosła z 1,5 mld zł do 1,9 mld zł. Jednak to, jak wynika  z danych opracowanych przez BIK, kredyty hipoteczne są najmniej zagrożonymi kredytami spośród wszystkich zaciąganych przez Polaków.

Stosunek niespłacanych kredytów i pożyczek do wszystkich długów
w podziale na typy transakcji -  02 2009 rok
typ transakcji ilościowo wartościowo
Kredyt na zakup towarów, usług i papierów wartościowych 9,55 proc. 9,20 proc.
Kredyty niecelowe oraz studencki 8,99 proc. 5,81 proc.
Karta kredytowa 3,23 proc. 5,62 proc.
Kredyt odnawialny 2,70 proc. 5,44 proc.
Limit debetowy w ROR 1,44 proc. 4,86 proc.
Kredyty mieszkaniowe 0,90 proc. 0,35 proc.

źródło: BIK

W lutym tego roku BIK doliczył się blisko 1,3 mln klientów podwyższonego ryzyka, czyli zalegających ze spłatami kredytów lub pożyczek. Średnia wartość długu na osobę  wynosi 6636 złotych.

Polacy na tle innych nacji wcale nie są mocno zadłużeni. W stosunku do PKB nasze długi są nie tylko nieporównywalnie niższe od zadłużenia Amerykanów czy Anglików, ale pożyczamy mniej nawet od naszych południowych sąsiadów - Czechów.


źródło: Bank Światowy

Banki mocniej przykręcają kurek z kredytami hipotecznymi

Jak wynika z danych NBP, 86 proc. banków zaostrzyło kryteria udzielania kredytów. Około 90 proc. banków podniosło marże i zwiększyło wymagany wkład własny. Wiele banków wycofało z oferty kredyty nominowane w walutach obcych.

W związku z tym 70 proc. banków odczuło spadek popytu na kredyty mieszkaniowe, a jedynie 20 proc. banków - wzrost popytu.

Polacy sumienniej spłacają mieszkania niż samochody
money.pl/2009-03-03 06:20:26

Złoty wraca do formy

Kurs złotego we wtorek przed południem rósł zarówno wobec euro i dolara.
Analitycy oceniają, że ta tendencja może być kontynuowana w drugiej części sesji, bo awersja do ryzyka może nieco słabnąć na światowych rynkach.

- Dzisiaj rano złoty zdołał lekko zyskać i ta tendencja może być kontynuowana, tym bardziej, że pomimo gwałtownego wzrostu awersji do ryzyka widocznego w USA, podczas sesji azjatyckich było już pod tym względem bardziej optymistycznie - powiedział analityk Raiffeisen Bank Polska Marcin Grotek.

Dodał, że wczorajsze słabe nastroje na rynkach finansowych nie przestraszyły inwestorów działających na polskim rynku walutowym. Co prawda, złoty nie zdołał się umocnić, ale wobec globalnej ucieczki od ryzyka, wczorajsze niewielkie osłabienie naszej waluty już można uznać za sukces.

Grotek poinformował też, że euro kontynuuje wzrosty, które rozpoczęło w nocy. - Naszym zdaniem, umocnienie euro będzie kontynuowane w dalszej części dnia, wcześniej jednak czeka nas zapewne lekka korekta - ocenił analityk.

money.pl/2009-03-03 10:05:30

Złoty wraca do formy

Kurs złotego we wtorek przed południem rósł zarówno wobec euro i dolara.
Analitycy oceniają, że ta tendencja może być kontynuowana w drugiej części sesji, bo awersja do ryzyka może nieco słabnąć na światowych rynkach.

- Dzisiaj rano złoty zdołał lekko zyskać i ta tendencja może być kontynuowana, tym bardziej, że pomimo gwałtownego wzrostu awersji do ryzyka widocznego w USA, podczas sesji azjatyckich było już pod tym względem bardziej optymistycznie - powiedział analityk Raiffeisen Bank Polska Marcin Grotek.

Dodał, że wczorajsze słabe nastroje na rynkach finansowych nie przestraszyły inwestorów działających na polskim rynku walutowym. Co prawda, złoty nie zdołał się umocnić, ale wobec globalnej ucieczki od ryzyka, wczorajsze niewielkie osłabienie naszej waluty już można uznać za sukces.

Grotek poinformował też, że euro kontynuuje wzrosty, które rozpoczęło w nocy. - Naszym zdaniem, umocnienie euro będzie kontynuowane w dalszej części dnia, wcześniej jednak czeka nas zapewne lekka korekta - ocenił analityk.

money.pl/2009-03-03 10:05:30

GTC zwiększyło zyski

Spółka GTC miała 152,28 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w IV kwartale 2008 roku wobec 88,21 mln zł zysku rok wcześniej.

Zysk operacyjny na poziomie grupy wyniósł 436,05 mln zł wobec 138,79 mln zł zysku rok wcześniej.

Skonsolidowane przychody wyniosły 159,57 mln zł wobec 57,15 mln zł rok wcześniej.

Narastająco w I-IV kw. 2008 roku grupa miała 611,11 mln zł zysku wobec 845,86 mln zł zysku rok wcześniej przy obrotach odpowiednio 402,79 mln zł wobec 278,51 mln zł.

money.pl/2009-03-03 09:11:53

GTC zwiększyło zyski

Spółka GTC miała 152,28 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w IV kwartale 2008 roku wobec 88,21 mln zł zysku rok wcześniej.

Zysk operacyjny na poziomie grupy wyniósł 436,05 mln zł wobec 138,79 mln zł zysku rok wcześniej.

Skonsolidowane przychody wyniosły 159,57 mln zł wobec 57,15 mln zł rok wcześniej.

Narastająco w I-IV kw. 2008 roku grupa miała 611,11 mln zł zysku wobec 845,86 mln zł zysku rok wcześniej przy obrotach odpowiednio 402,79 mln zł wobec 278,51 mln zł.

money.pl/2009-03-03 09:11:53

Grupa Erbud wyskoczyła nad miliard

Budowlana grupa przekroczyła listopadowe prognozy przychodów i zysku operacyjnego. Wynikom netto zaszkodziły za to koszty instrumentów walutowych.

Narastająco w 2008 roku grupa osiągnęła przychody na poziomie 1.059 mln zł, co oznacza wzrost o niemal 63 proc. Grupa przekroczyła o 11,5% roczną prognozę przychodów publikowaną w listopadzie 2008 r.

Grupa osiągnęła wynik operacyjny na poziomie 64,8 mln zł, co oznacza wzrost o 62,2% r/r. W efekcie grupa przekroczyła o 8% roczne prognozy zysku operacyjnego EBIT. Strata netto Grupy wyniosła w IV kw. 2008 r. 26,3 mln zł, wobec w 6,3 mln zł zysku w IV kw.
2007 r.

Jednorazowy negatywny wpływ na wynik netto Grupy miało uwzględnienie w
rachunku wyników w IV kw. 2008 r. kosztów transakcji opcji walutowych wysokości w sumie 50,2 mln zł. Narastająco w 2008 r. Grupa osiągnęła zysk netto wysokości 10,4 mln zł, o 15,5% powyżej listopadowej prognozy.

W IV kw. 2008 r. Grupa Erbud utrzymała wysokie ponad 54% tempo wzrostu sprzedaży r/r
i zamknęła kwartał wynikiem 276,6 mln zł na poziomie przychodów. Na wyniki IV kw. wpływ miało utrzymanie tempa wzrostu sprzedaży działalności podstawowej na rynku krajowymi i za granicą mimo wyraźnego spowolnienia w branży budowlanej. W IV kw. 2008 r. Erbud podpisał 9 nowych kontraktów budowlanych w kraju i za granicą o łącznej wartości 130 mln zł.

Grupa wkroczyła w 2009 r. z portfelem zamówień o wartości 600 mln zł. Większość projektów jest aktualnie realizowanych w segmencie infrastruktury i budownictwa inżynieryjno-drogowego.

Na koniec stycznia 2009 r. spółka miała złożone oferty na łączną kwotę ok. 2,7 mld zł, z czego ok. 90% stanowiły projekty w obszarze budownictwa komercyjnego, infrastrukturalnego i inżynieryjno-drogowego. W związku ze wzrostem liczby projektów realizowanych w Europie Zachodniej, w pierwszych tygodniach br. spółka oddelegowała dodatkowo ok. 100 wykwalifikowanych pracowników budowlanych do pracy na kontraktach za granicą.

Portfel zamówień za granicą wyniósł w IV kw. 2008 r. ok. 140 mln zł wobec 40 mln zł w grudniu 2007 r. W bieżącym roku spółka zapowiada, że będzie dążyła do utrzymania tempa wzrostu sprzedaży ponad wzrost rynku budowlanego w kraju. Staranny dobór portfela zleceń, koncentracja na projektach gwarantujących zachowanie wysokiego bezpieczeństwa finansowego, zapewniających stabilny poziom marży to priorytety w działalności operacyjnej na 2009 r.
Sebastian Gawłowski
money.pl/2009-03-03 10:49:11

Grupa Erbud wyskoczyła nad miliard

Budowlana grupa przekroczyła listopadowe prognozy przychodów i zysku operacyjnego. Wynikom netto zaszkodziły za to koszty instrumentów walutowych.

Narastająco w 2008 roku grupa osiągnęła przychody na poziomie 1.059 mln zł, co oznacza wzrost o niemal 63 proc. Grupa przekroczyła o 11,5% roczną prognozę przychodów publikowaną w listopadzie 2008 r.

Grupa osiągnęła wynik operacyjny na poziomie 64,8 mln zł, co oznacza wzrost o 62,2% r/r. W efekcie grupa przekroczyła o 8% roczne prognozy zysku operacyjnego EBIT. Strata netto Grupy wyniosła w IV kw. 2008 r. 26,3 mln zł, wobec w 6,3 mln zł zysku w IV kw.
2007 r.

Jednorazowy negatywny wpływ na wynik netto Grupy miało uwzględnienie w
rachunku wyników w IV kw. 2008 r. kosztów transakcji opcji walutowych wysokości w sumie 50,2 mln zł. Narastająco w 2008 r. Grupa osiągnęła zysk netto wysokości 10,4 mln zł, o 15,5% powyżej listopadowej prognozy.

W IV kw. 2008 r. Grupa Erbud utrzymała wysokie ponad 54% tempo wzrostu sprzedaży r/r
i zamknęła kwartał wynikiem 276,6 mln zł na poziomie przychodów. Na wyniki IV kw. wpływ miało utrzymanie tempa wzrostu sprzedaży działalności podstawowej na rynku krajowymi i za granicą mimo wyraźnego spowolnienia w branży budowlanej. W IV kw. 2008 r. Erbud podpisał 9 nowych kontraktów budowlanych w kraju i za granicą o łącznej wartości 130 mln zł.

Grupa wkroczyła w 2009 r. z portfelem zamówień o wartości 600 mln zł. Większość projektów jest aktualnie realizowanych w segmencie infrastruktury i budownictwa inżynieryjno-drogowego.

Na koniec stycznia 2009 r. spółka miała złożone oferty na łączną kwotę ok. 2,7 mld zł, z czego ok. 90% stanowiły projekty w obszarze budownictwa komercyjnego, infrastrukturalnego i inżynieryjno-drogowego. W związku ze wzrostem liczby projektów realizowanych w Europie Zachodniej, w pierwszych tygodniach br. spółka oddelegowała dodatkowo ok. 100 wykwalifikowanych pracowników budowlanych do pracy na kontraktach za granicą.

Portfel zamówień za granicą wyniósł w IV kw. 2008 r. ok. 140 mln zł wobec 40 mln zł w grudniu 2007 r. W bieżącym roku spółka zapowiada, że będzie dążyła do utrzymania tempa wzrostu sprzedaży ponad wzrost rynku budowlanego w kraju. Staranny dobór portfela zleceń, koncentracja na projektach gwarantujących zachowanie wysokiego bezpieczeństwa finansowego, zapewniających stabilny poziom marży to priorytety w działalności operacyjnej na 2009 r.
Sebastian Gawłowski
money.pl/2009-03-03 10:49:11

Pogarszają się perspektywy dla rynku pracy

Wskaźnik Rynku Pracy (WRP), informujący z wyprzedzeniem o zmianach w wielkości zatrudnienia i o stopie bezrobocia, w lutym po raz kolejny z rzędu wzrósł, co oznacza zagrożenie wzrostem bezrobocia - podał instytut BIEC.

"Co więcej, Wskaźnik rośnie coraz szybciej. Oznacza to ustawiczne pogarszanie się perspektyw rozwoju sytuacji na rynku pracy. Przewidujemy, że negatywne zmiany będą się nasilały, co znajdzie swój wyraz w stosunkowo szybkim spadku zatrudnienia i wzroście stopy bezrobocia w nadchodzących miesiącach" - napisano w komentarzu.

"Znaczna o tej porze roku skala zwolnień z powodu sezonowych przestojów firm jedynie w jednej trzeciej przyczyniła się do tego wzrostu" - napisano.

PAP/interia.pl/Wtorek, 3 marca (09:05)

Pogarszają się perspektywy dla rynku pracy

Wskaźnik Rynku Pracy (WRP), informujący z wyprzedzeniem o zmianach w wielkości zatrudnienia i o stopie bezrobocia, w lutym po raz kolejny z rzędu wzrósł, co oznacza zagrożenie wzrostem bezrobocia - podał instytut BIEC.

"Co więcej, Wskaźnik rośnie coraz szybciej. Oznacza to ustawiczne pogarszanie się perspektyw rozwoju sytuacji na rynku pracy. Przewidujemy, że negatywne zmiany będą się nasilały, co znajdzie swój wyraz w stosunkowo szybkim spadku zatrudnienia i wzroście stopy bezrobocia w nadchodzących miesiącach" - napisano w komentarzu.

"Znaczna o tej porze roku skala zwolnień z powodu sezonowych przestojów firm jedynie w jednej trzeciej przyczyniła się do tego wzrostu" - napisano.

PAP/interia.pl/Wtorek, 3 marca (09:05)

Warto wziąć kredyt w euro, ale tylko z niską marżą

Zaciągnięcie dziś kredytu w euro może okazać się korzystniejsze w ostatecznym rozliczeniu od zaciągnięcia kredytu w złotych, o ile ten pierwszy będzie mieć marżę z dolnego przedziału obecnej oferty bankowej. Pokusą może być potencjalny dochód z różnic kursowych.

W związku z toczącą się dyskusją na temat terminu przyjęcia przez Polskę euro Expander sprawdził, jaka waluta kredytu hipotecznego - złoty czy euro - może okazać się dla kredytobiorcy korzystniejsza. Sprawdziliśmy, jakie są różnice w wysokości oprocentowania, a także policzyliśmy, ile w sumie spłacą kapitału i odsetek osoby, która dziś zaciągną kredyt w złotych oraz w euro, uwzględniając, że ten pierwszy za kilka lat również stanie się kredytem w euro.

Kluczową sprawą dla oceny opłacalności wyboru kredytu w euro i w złotych będzie to, po jakim kursie Polska wejdzie do strefy euro, a wcześniej, jaki kurs parytetowy zostanie ustalony w okresie pobytu w mechanizmie ERM2. Praktyka krajów, które już przyjęły euro, ostatnio Słowacji, pokazuje, że w okresie pobytu w ERM2 kurs parytetowy może ulec zmianie (korona słowacka umocniła się w czasie pobytu w ERM2 o ok. 20 proc.). Dla potrzeby naszych obliczeń przyjmijmy, że Polska wejdzie do strefy euro po kursie 4 zł za euro, a więc średni kurs do momentu przyjęcia euro może wynieść ok. 4,35 zł. Nastąpi to zgodnie z ostatnimi doniesieniami prasowymi, w styczniu 2014 r. Dla uproszczenia załóżmy również, że w okresie spłaty stopa LIBOR dla euro pozostanie na stałym poziomie, natomiast spread między stopą LIBOR a stopą WIBOR (stopa referencyjna dla kredytów w złotych) będzie stopniowo zmniejszać się w miarę zbliżania się daty akcesji Polski do strefy euro (znowu dla uproszczenia przyjmijmy, że w okresie do stycznia 2014 r. WIBOR będzie równy dzisiejszej średniej stopy LIBOR i WIBOR, czyli wyniesie 3,18 proc.).

Ogromne rozbieżności w ofercie banków

Średnia marża kredytów w euro na kwotę 300 tys. zł (na 30 lat z 25 proc. wkładu własnego) wynosi teraz ok. 3,76 proc. - wynika z zestawienia Expandera. Utrzymują się jednak znaczne rozbieżności w ofertach poszczególnych banków. Z tego względu lepszą od średniej miarą jest mediana (wartość środkowa), która wynosi 3,08 proc. Najniższa marża kredytów w euro wynosi teraz 1,1 proc. i oferuje ją Deutsche Bank. Natomiast najwyższa to aż 6,77 proc. i jest to oferta PKO BP.


Expander.pl

Po dodaniu do marż stawki bazowej (LIBOR EUR 3M) na poziomie 1,83 proc. okazuje się, że oprocentowanie kredytu w euro może wynosić od 2,93 proc. aż do 8,6 proc. Tymczasem oprocentowanie kredytów złotych jest zwykle wyższe i może wynosić od 5,6 proc. do 11,13 proc. (marża od 1,07 proc. do 6,6 proc., WIBOR 4,53 proc. ). Trzeba jednak zaznaczyć, że kredytobiorca, który zadłuży się w złotych w banku mającym korzystną ofertę może mieć oprocentowanie niższe, niż kredytobiorca w euro, jeżeli wybierze ofertę drogiego banku.

Marża dla euro nie powinna być wyższa, niż możliwa do uzyskania dla kredytu w złotych

Na pierwszy rzut oka atrakcyjniejsze wydają się więc kredyty w euro, gdyż ich oprocentowanie może być niższe. Podejmując jednak decyzję o wyborze waluty kredytu należy pamiętać, że za kilka lat złoty zostanie zastąpiony przez euro. Wtedy kredyty udzielone w złotych staną się kredytami w euro. Marże kredytowe pozostaną jednak na poziomie przyjętym w umowie kredytowej. W rezultacie osoba, która zaciągnie teraz kredyt w złotych z marżą wynoszącą np. 2 proc. za kilka lat będzie spłacała kredyt w euro z taką właśnie marżą. Nie jest więc zbyt rozsądne zaciąganie kredytu w euro z marżą znacznie wyższą niż ta, jaką możemy teraz uzyskać wybierając kredyt w złotych.

Osoba, która zaciągnie teraz kredyt w euro na kwotę 300 tys. zł z przeciętną (medianą) marżą wynoszącą 3,08 proc. (oprocentowanie kredytu wynosi 4,91 proc.) spłaci w sumie ok. 549,9 tys. zł.

Dla porównania osoba, która zaciągnie kredyt w złotych z marżą 1,94 proc. przez pięć lat funkcjonowania złotego spłaci w sumie 97,9 tys. zł. Przez kolejnych 25 lat, kiedy będzie już w naszym kraju funkcjonowało euro, kredytobiorca - przy założeniu stałości LIBOR EUR na obecnym poziomie - spłaci ok. 417,8 tys. zł. W sumie spłaci więc 515,7 tys. zł. To mniej niż wyniosła suma rat kredytu w euro.

Przyczyną tego zjawiska jest znacznie wyższy poziom marży kredytu w euro. Jeśli jednak kredyt w euro zostanie zaciągnięty z najniższą rynkową marżą wynoszącą teraz 1,1 proc. to suma rat wyniesie 408,7 tys. zł. Wynik obliczenia dowodzi, że zastanawiając się dziś nad wyborem między złotym a euro większą wagę należy przywiązywać do poziomu marż niż do obecnego oprocentowania kredytu. Kredyt w euro jest korzystny tylko pod warunkiem, że jego marża jest stosunkowo niska, czyli zbliżona do marż kredytów w złotych.

Wkład własny

Rozważając zaciągnięcie kredytu w euro należy jednak pamiętać nie tylko o oprocentowaniu, czy marży, ale także o wymaganiach dotyczących wkładu własnego oraz o zdolności kredytowej. W przypadku kredytów w złotych w większości banków można uzyskać go nie posiadając wkładu własnego. Natomiast kredyty w euro na 100 proc. wartości nieruchomości udziela tylko pięć banków. Średni wymagany wkład własny to 20 proc. Najbardziej rygorystyczny Santander Consumer Bank wymaga aż 40 proc.


Expander.pl

Również zdolność kredytowa w przypadku kredytu w euro jest dużo niższa niż kredytów w złotych. 4-osobowa rodzina o dochodach 3500 zł netto może liczyć na kredyt w euro w kwocie od 106 tys. zł do 304 tys. zł w zależności od banku. Natomiast w przypadku kredytów w złotych może ty buyć od 106,4 do 333 tys. zł.


Expander.pl

Katarzyna Siwek, Jarosław Sadowski

źródło informacji: Expander.pl

interia.pl/Sobota, 28 lutego (12:26)

Warto wziąć kredyt w euro, ale tylko z niską marżą

Zaciągnięcie dziś kredytu w euro może okazać się korzystniejsze w ostatecznym rozliczeniu od zaciągnięcia kredytu w złotych, o ile ten pierwszy będzie mieć marżę z dolnego przedziału obecnej oferty bankowej. Pokusą może być potencjalny dochód z różnic kursowych.

W związku z toczącą się dyskusją na temat terminu przyjęcia przez Polskę euro Expander sprawdził, jaka waluta kredytu hipotecznego - złoty czy euro - może okazać się dla kredytobiorcy korzystniejsza. Sprawdziliśmy, jakie są różnice w wysokości oprocentowania, a także policzyliśmy, ile w sumie spłacą kapitału i odsetek osoby, która dziś zaciągną kredyt w złotych oraz w euro, uwzględniając, że ten pierwszy za kilka lat również stanie się kredytem w euro.

Kluczową sprawą dla oceny opłacalności wyboru kredytu w euro i w złotych będzie to, po jakim kursie Polska wejdzie do strefy euro, a wcześniej, jaki kurs parytetowy zostanie ustalony w okresie pobytu w mechanizmie ERM2. Praktyka krajów, które już przyjęły euro, ostatnio Słowacji, pokazuje, że w okresie pobytu w ERM2 kurs parytetowy może ulec zmianie (korona słowacka umocniła się w czasie pobytu w ERM2 o ok. 20 proc.). Dla potrzeby naszych obliczeń przyjmijmy, że Polska wejdzie do strefy euro po kursie 4 zł za euro, a więc średni kurs do momentu przyjęcia euro może wynieść ok. 4,35 zł. Nastąpi to zgodnie z ostatnimi doniesieniami prasowymi, w styczniu 2014 r. Dla uproszczenia załóżmy również, że w okresie spłaty stopa LIBOR dla euro pozostanie na stałym poziomie, natomiast spread między stopą LIBOR a stopą WIBOR (stopa referencyjna dla kredytów w złotych) będzie stopniowo zmniejszać się w miarę zbliżania się daty akcesji Polski do strefy euro (znowu dla uproszczenia przyjmijmy, że w okresie do stycznia 2014 r. WIBOR będzie równy dzisiejszej średniej stopy LIBOR i WIBOR, czyli wyniesie 3,18 proc.).

Ogromne rozbieżności w ofercie banków

Średnia marża kredytów w euro na kwotę 300 tys. zł (na 30 lat z 25 proc. wkładu własnego) wynosi teraz ok. 3,76 proc. - wynika z zestawienia Expandera. Utrzymują się jednak znaczne rozbieżności w ofertach poszczególnych banków. Z tego względu lepszą od średniej miarą jest mediana (wartość środkowa), która wynosi 3,08 proc. Najniższa marża kredytów w euro wynosi teraz 1,1 proc. i oferuje ją Deutsche Bank. Natomiast najwyższa to aż 6,77 proc. i jest to oferta PKO BP.


Expander.pl

Po dodaniu do marż stawki bazowej (LIBOR EUR 3M) na poziomie 1,83 proc. okazuje się, że oprocentowanie kredytu w euro może wynosić od 2,93 proc. aż do 8,6 proc. Tymczasem oprocentowanie kredytów złotych jest zwykle wyższe i może wynosić od 5,6 proc. do 11,13 proc. (marża od 1,07 proc. do 6,6 proc., WIBOR 4,53 proc. ). Trzeba jednak zaznaczyć, że kredytobiorca, który zadłuży się w złotych w banku mającym korzystną ofertę może mieć oprocentowanie niższe, niż kredytobiorca w euro, jeżeli wybierze ofertę drogiego banku.

Marża dla euro nie powinna być wyższa, niż możliwa do uzyskania dla kredytu w złotych

Na pierwszy rzut oka atrakcyjniejsze wydają się więc kredyty w euro, gdyż ich oprocentowanie może być niższe. Podejmując jednak decyzję o wyborze waluty kredytu należy pamiętać, że za kilka lat złoty zostanie zastąpiony przez euro. Wtedy kredyty udzielone w złotych staną się kredytami w euro. Marże kredytowe pozostaną jednak na poziomie przyjętym w umowie kredytowej. W rezultacie osoba, która zaciągnie teraz kredyt w złotych z marżą wynoszącą np. 2 proc. za kilka lat będzie spłacała kredyt w euro z taką właśnie marżą. Nie jest więc zbyt rozsądne zaciąganie kredytu w euro z marżą znacznie wyższą niż ta, jaką możemy teraz uzyskać wybierając kredyt w złotych.

Osoba, która zaciągnie teraz kredyt w euro na kwotę 300 tys. zł z przeciętną (medianą) marżą wynoszącą 3,08 proc. (oprocentowanie kredytu wynosi 4,91 proc.) spłaci w sumie ok. 549,9 tys. zł.

Dla porównania osoba, która zaciągnie kredyt w złotych z marżą 1,94 proc. przez pięć lat funkcjonowania złotego spłaci w sumie 97,9 tys. zł. Przez kolejnych 25 lat, kiedy będzie już w naszym kraju funkcjonowało euro, kredytobiorca - przy założeniu stałości LIBOR EUR na obecnym poziomie - spłaci ok. 417,8 tys. zł. W sumie spłaci więc 515,7 tys. zł. To mniej niż wyniosła suma rat kredytu w euro.

Przyczyną tego zjawiska jest znacznie wyższy poziom marży kredytu w euro. Jeśli jednak kredyt w euro zostanie zaciągnięty z najniższą rynkową marżą wynoszącą teraz 1,1 proc. to suma rat wyniesie 408,7 tys. zł. Wynik obliczenia dowodzi, że zastanawiając się dziś nad wyborem między złotym a euro większą wagę należy przywiązywać do poziomu marż niż do obecnego oprocentowania kredytu. Kredyt w euro jest korzystny tylko pod warunkiem, że jego marża jest stosunkowo niska, czyli zbliżona do marż kredytów w złotych.

Wkład własny

Rozważając zaciągnięcie kredytu w euro należy jednak pamiętać nie tylko o oprocentowaniu, czy marży, ale także o wymaganiach dotyczących wkładu własnego oraz o zdolności kredytowej. W przypadku kredytów w złotych w większości banków można uzyskać go nie posiadając wkładu własnego. Natomiast kredyty w euro na 100 proc. wartości nieruchomości udziela tylko pięć banków. Średni wymagany wkład własny to 20 proc. Najbardziej rygorystyczny Santander Consumer Bank wymaga aż 40 proc.


Expander.pl

Również zdolność kredytowa w przypadku kredytu w euro jest dużo niższa niż kredytów w złotych. 4-osobowa rodzina o dochodach 3500 zł netto może liczyć na kredyt w euro w kwocie od 106 tys. zł do 304 tys. zł w zależności od banku. Natomiast w przypadku kredytów w złotych może ty buyć od 106,4 do 333 tys. zł.


Expander.pl

Katarzyna Siwek, Jarosław Sadowski

źródło informacji: Expander.pl

interia.pl/Sobota, 28 lutego (12:26)

Kredyty gniotą Polaków

Polacy zaczynają uginać się pod ciężarem kredytów konsumpcyjnych, które zaciągnęli w dobrych czasach na bardzo wysoki procent. Zalegamy już ze spłatą 10 mld zł takich pożyczek, alarmuje "Gazeta Wyborcza".

Według dziennika prezesi firm windykacyjnych zacierają ręce. Trudno się temu dziwić. Banki sprzedają nasze długi tym firmom nawet za 5 proc. prawdziwej wartości.

Kredyt gotówkowy w niektórych bankach jeszcze do niedawna można było dostać niemal od ręki, pokazując tylko dowód osobisty. Wysokie, sięgające 20 proc. w skali roku oprocentowanie gwarantowało bankom sowity zarobek. Udzieliły takich kredytów np. na zakup samochodu, telewizora czy zagraniczne wakacje na 98 mld zł.

Dziś, gdy firmy muszą zwalniać ludzi i ciąć pensje, lawinowo rośnie liczba nie radzących sobie ze spłatą odsetek. Sławomir Dudek ze Szkoły Głównej Handlowej szacuje, że problemy ze spłatą zobowiązań ma już 5,5 proc. wszystkich gospodarstw domowych.

PAP/Gazeta WyborczaWtorek, 3 marca (07:51)

Kredyty gniotą Polaków

Polacy zaczynają uginać się pod ciężarem kredytów konsumpcyjnych, które zaciągnęli w dobrych czasach na bardzo wysoki procent. Zalegamy już ze spłatą 10 mld zł takich pożyczek, alarmuje "Gazeta Wyborcza".

Według dziennika prezesi firm windykacyjnych zacierają ręce. Trudno się temu dziwić. Banki sprzedają nasze długi tym firmom nawet za 5 proc. prawdziwej wartości.

Kredyt gotówkowy w niektórych bankach jeszcze do niedawna można było dostać niemal od ręki, pokazując tylko dowód osobisty. Wysokie, sięgające 20 proc. w skali roku oprocentowanie gwarantowało bankom sowity zarobek. Udzieliły takich kredytów np. na zakup samochodu, telewizora czy zagraniczne wakacje na 98 mld zł.

Dziś, gdy firmy muszą zwalniać ludzi i ciąć pensje, lawinowo rośnie liczba nie radzących sobie ze spłatą odsetek. Sławomir Dudek ze Szkoły Głównej Handlowej szacuje, że problemy ze spłatą zobowiązań ma już 5,5 proc. wszystkich gospodarstw domowych.

PAP/Gazeta WyborczaWtorek, 3 marca (07:51)

GTC planuje zainwestować w '08 450 mln euro

Globe Trade Center planuje, że w 2009 roku jej inwestycje w wysokości około 450 mln euro - podała spółka w komentarzu do raportu rocznego.

- Na dzień 31 grudnia 2008 roku inwestycje na kolejnych dwanaście miesięcy planowane są w kwocie około 450 mln euro - napisano w raporcie GTC.

- Na dzień 31 grudnia 2008 roku grupa kapitałowa miała zakontraktowane zobowiązania w związku z przyszłymi budowami na kwotę 470 mln euro. Oczekuje się, że zobowiązania te zostaną sfinansowane ze środków bieżących, innych zewnętrznych źródeł finansowania lub przyszłych przychodów z tytułu już zawartych umów sprzedaży oraz umów sprzedaży, które mają zostać zawarte - dodano.

W czwartym kwartale 2008 roku grupa GTC miała 152 mln zł zysku netto przypadającego akcjonariuszom jednostki dominującej (rok wcześniej było to 88,2 mln zł zysku) oraz 160 mln zł przychodów (rok wcześniej 57,1 mln zł).

W komunikacie prasowym GTC podał, że w przeliczeniu na euro, zysk netto spółki w czwartym kwartale 2008 roku wyniósł 53 mln euro, a przychody operacyjne 43,6 mln zł.

Konsensus PAP zakładał, że GTC osiągnie w czwartym kwartale 2008 roku 16,1 mln euro zysku netto i 48,3 mln euro przychodów.

W 2008 roku GTC zaksięgował przychody ze sprzedaży mieszkań w Bukareszcie (Rose Garden) i Belgradzie (Park Apartments). Łącznie do nabywców trafiły 274 apartamenty (odpowiednio 117 w Rumunii oraz 157 w Serbii). Na Osiedlu Konstancja w Warszawie sprzedaż luksusowych domów przyniosła 6 mln euro przychodów.

Średnia marża operacyjna na przychodach z wynajmu wyniosła 74 proc. (wobec 79 proc. w 2007 roku). Załamanie na rynku mieszkaniowym w regionie spowodowało spadek marży brutto na sprzedaży mieszkań do 22 proc. (z 41 proc. w 2007 r.)

Największy wpływ na przyrost przychodów z najmu miało zakończenie 9 nowych inwestycji w budynki biurowe. W Warszawie oddano do użytku budynki Nothus i Zephirus w kompleksie Okęcie Business Park, dwa budynki w Platinium Business Park oraz biurowiec Nefryt. We Wrocławiu spółka ukończyła budynek Globis, a w Krakowie biurowiec Edison oraz biurową część Galerii Kazimierz. W Serbii oddano do użytku budynek GTC Square w Belgradzie. W 2008 roku GTC otworzyła pierwsze centrum handlowo-rozrywkowego w Rumunii.

W całym ubiegłym roku oddana do użytku powierzchnia biurowa i handlowa wyniosła około 115.000 metrów kw.

Wynik przeszacowania nieruchomości inwestycyjnych w trakcie realizacji w IV kwartale 2008 roku wyniósł 125 mln euro. Przeszacowanie dotyczyło: Galerii Jurajskiej w Częstochowie, Centrum Biurowego Kazimierz w Krakowie, trzeciego budynku Platinium Business Park w Warszawie, Biurowca Metro w Budapeszcie, biurowca Citygate w Bukareszcie, centrów handlowych w Rumunii (Piatra Neamt, Suceava, Arad) i w Bułgarii (Varna, Stara Zagora).

Aktualizacja wyceny ukończonych inwestycji w IV kwartale 2008 roku przyniosła odpis 35 mln euro. Rezultat ten był efektem wzrostu stóp kapitalizacji w ostatnich miesiącach ubiegłego roku.

"W 2008 roku GTC podjął poważne działania w celu przystosowania działalności spółki do pogarszającego się otoczenia ekonomicznego. Narzucona ścisła kontrola kosztów oraz szeroko zakrojona akcja obniżania wydatków (w tym m.in. zamknięcie biura w Kijowie) pozwoliły na oszczędności rzędu 35 mln euro" - napisano w komunikacie prasowym.

 

źródło informacji: PAP/interia.pl/Wtorek, 3 marca (09:08)

GTC planuje zainwestować w '08 450 mln euro

Globe Trade Center planuje, że w 2009 roku jej inwestycje w wysokości około 450 mln euro - podała spółka w komentarzu do raportu rocznego.

- Na dzień 31 grudnia 2008 roku inwestycje na kolejnych dwanaście miesięcy planowane są w kwocie około 450 mln euro - napisano w raporcie GTC.

- Na dzień 31 grudnia 2008 roku grupa kapitałowa miała zakontraktowane zobowiązania w związku z przyszłymi budowami na kwotę 470 mln euro. Oczekuje się, że zobowiązania te zostaną sfinansowane ze środków bieżących, innych zewnętrznych źródeł finansowania lub przyszłych przychodów z tytułu już zawartych umów sprzedaży oraz umów sprzedaży, które mają zostać zawarte - dodano.

W czwartym kwartale 2008 roku grupa GTC miała 152 mln zł zysku netto przypadającego akcjonariuszom jednostki dominującej (rok wcześniej było to 88,2 mln zł zysku) oraz 160 mln zł przychodów (rok wcześniej 57,1 mln zł).

W komunikacie prasowym GTC podał, że w przeliczeniu na euro, zysk netto spółki w czwartym kwartale 2008 roku wyniósł 53 mln euro, a przychody operacyjne 43,6 mln zł.

Konsensus PAP zakładał, że GTC osiągnie w czwartym kwartale 2008 roku 16,1 mln euro zysku netto i 48,3 mln euro przychodów.

W 2008 roku GTC zaksięgował przychody ze sprzedaży mieszkań w Bukareszcie (Rose Garden) i Belgradzie (Park Apartments). Łącznie do nabywców trafiły 274 apartamenty (odpowiednio 117 w Rumunii oraz 157 w Serbii). Na Osiedlu Konstancja w Warszawie sprzedaż luksusowych domów przyniosła 6 mln euro przychodów.

Średnia marża operacyjna na przychodach z wynajmu wyniosła 74 proc. (wobec 79 proc. w 2007 roku). Załamanie na rynku mieszkaniowym w regionie spowodowało spadek marży brutto na sprzedaży mieszkań do 22 proc. (z 41 proc. w 2007 r.)

Największy wpływ na przyrost przychodów z najmu miało zakończenie 9 nowych inwestycji w budynki biurowe. W Warszawie oddano do użytku budynki Nothus i Zephirus w kompleksie Okęcie Business Park, dwa budynki w Platinium Business Park oraz biurowiec Nefryt. We Wrocławiu spółka ukończyła budynek Globis, a w Krakowie biurowiec Edison oraz biurową część Galerii Kazimierz. W Serbii oddano do użytku budynek GTC Square w Belgradzie. W 2008 roku GTC otworzyła pierwsze centrum handlowo-rozrywkowego w Rumunii.

W całym ubiegłym roku oddana do użytku powierzchnia biurowa i handlowa wyniosła około 115.000 metrów kw.

Wynik przeszacowania nieruchomości inwestycyjnych w trakcie realizacji w IV kwartale 2008 roku wyniósł 125 mln euro. Przeszacowanie dotyczyło: Galerii Jurajskiej w Częstochowie, Centrum Biurowego Kazimierz w Krakowie, trzeciego budynku Platinium Business Park w Warszawie, Biurowca Metro w Budapeszcie, biurowca Citygate w Bukareszcie, centrów handlowych w Rumunii (Piatra Neamt, Suceava, Arad) i w Bułgarii (Varna, Stara Zagora).

Aktualizacja wyceny ukończonych inwestycji w IV kwartale 2008 roku przyniosła odpis 35 mln euro. Rezultat ten był efektem wzrostu stóp kapitalizacji w ostatnich miesiącach ubiegłego roku.

"W 2008 roku GTC podjął poważne działania w celu przystosowania działalności spółki do pogarszającego się otoczenia ekonomicznego. Narzucona ścisła kontrola kosztów oraz szeroko zakrojona akcja obniżania wydatków (w tym m.in. zamknięcie biura w Kijowie) pozwoliły na oszczędności rzędu 35 mln euro" - napisano w komunikacie prasowym.

 

źródło informacji: PAP/interia.pl/Wtorek, 3 marca (09:08)

Silna przecena na Wall Street

Podobnie jak na innych giełdach świata, nowy tydzień rozpoczął się na Wall Street od dramatycznej przeceny akcji. Po tym, jak ubezpieczyciel AIG powiadomił o największej stracie w historii USA, główne nowojorskie indeksy zniżkowały o ponad 4 proc., a wskaźnik Dow Jones Industrial Average (DJIA) po raz pierwszy od 12 lat zanurkował poniżej poziomu 7 tys. pkt.Poniedziałkową wyprzedaż na światowych parkietach analitycy wyjaśniają m.in. jako reakcję na opinię legendarnego inwestora Warrena Buffetta, mającego na rynkach finansowych status wyroczni. W sobotę w liście do akcjonariuszy swojej spółki Berkshire Hathaway ocenił on, że amerykańska gospodarka pogrążyła się w chaosie i stan ten utrzyma się przez cały bieżący rok. Kolejne impulsy do przeceny pochodziły z Europy. Największy pod względem kapitalizacji bank tego kontynentu, brytyjski HSBC, powiadomił o większym niż oczekiwano spadku zysków za 2008 r. Aby utrzymać wskaźniki adekwatności kapitałowej na odpowiednim poziomie, bank zamierza pozyskać około 18 mld dol. w drodze emisji akcji z prawem poboru. Katalizatorem wyprzedaży była publikacja wyników kwartalnych amerykańskiego towarzystwa ubezpieczeniowego AIG, który w czwartym kwartale ubiegłego roku stracił 61,7 mld USD. Aby uchronić spółkę przed bankructwem, amerykański rząd, który dotychczas wpompował w nią już 150 mld dol., zgodził się pożyczyć jej kolejne 30 mld dol. Wzbudziło to obawy inwestorów, że skoro dotychczasowa pomoc dla sektora finansowego okazała się nieskuteczna, także kolejne interwencje Waszyngtonu mogą nie spełnić pokładanych w nich nadziei. Opublikowane w poniedziałek dane obrazujące stan amerykańskiej gospodarki również nie napawały optymizmem. Obliczany przez Instytut Zarządzania Podażą wskaźnik aktywności w przemyśle wzrósł w lutym do 35,8 pkt., z 35,6 pkt. w styczniu. Odczyt poniżej 50 pkt. oznacza, że dekoniunktura w sektorze przemysłowym nadal się pogłębia, choć ruch wskaźnika w górę wskazuje, że proces ten wyhamowuje. Wydatki na projekty budowlane zmalały w styczniu o 3,3 proc. w porównaniu z poprzednim miesiącem. Po tym, jak w grudniu wskaźnik ten obniżył się o 2,4 proc. analitycy oczekiwali spadku o 1,5 proc. W styczniu przerwana została natomiast sześciomiesięczna passa malejących wydatków konsumpcyjnych - powiadomił Departament Handlu. W styczniu zwiększyły się one o 0,6 proc., nieznacznie bardziej, niż prognozowano. W poniedziałek czwarty dzień z rzędu zniżkowały akcje spółek, których wyniki mogą się pogorszyć, jeśli przyjęty zostanie przedstawiony przez administrację Baracka Obamy projekt budżetu. Dotyczy to w szczególności firm z sektora medycznego. Inwestorzy pozbywali się także walorów koncernów naftowych w związku ze spadkiem cen ropy naftowej o 10,3 proc. (4,61 dol.) do 40,15 dol. za baryłkę. Akcje Chevronu straciły 5,1 proc. Indeks 30 amerykańskich blue chips Dow Jones Industrial Average (DJIA) stracił 4,24 proc. (299,64 pkt.) i zamknął się na nienotowanym od końca kwietnia 1997 r. poziomie 6763,29 pkt. Tylko w tym roku ten barometr nastrojów na nowojorskiej giełdzie zniżkował o 23 proc. Od szczytu z października 2007 r., gdy znajdował się powyżej 14,1 tys. pkt., stracił już ponad połowę wartości. Wskaźnik szerokiego rynku Standard & Poor's 500 pikował o 4,66 proc. (34,27 pkt.) do poziomu 700,82 pkt. W trakcie sesji indeks przełamał poziom 700 pkt. po raz pierwszy od października 1996 r. Indeks Nasdaq zniżkował o 3,99 proc. (54,99 pkt.) i zakończył sesję na poziomie 1322,85 pkt. Wskaźnik małych spółek Russell 2000 obniżył się o 5,46 proc. (21,22 pkt.) do 367,80 pkt. Skala poniedziałkowej przeceny na Wall Street wzbudziła falę pesymistycznych prognoz odnośnie do dalszego kierunku zmian kursów akcji. "Choć sytuacja wygląda źle, wciąż może się pogorszyć, i to znacznie" - ocenił Bill Strazzullo, strateg w spółce Bell Curve Trading. Jego zdaniem istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wskaźniki DJIA oraz S&P 500 obniżą się do poziomów z 1995 r., czyli odpowiednio 5 tys. i 500 pkt.

Poniedziałkową wyprzedaż na światowych parkietach analitycy wyjaśniają m.in. jako reakcję na opinię legendarnego inwestora Warrena Buffetta, mającego na rynkach finansowych status wyroczni. W sobotę w liście do akcjonariuszy swojej spółki Berkshire Hathaway ocenił on, że amerykańska gospodarka pogrążyła się w chaosie i stan ten utrzyma się przez cały bieżący rok.

Kolejne impulsy do przeceny pochodziły z Europy. Największy pod względem kapitalizacji bank tego kontynentu, brytyjski HSBC, powiadomił o większym niż oczekiwano spadku zysków za 2008 r. Aby utrzymać wskaźniki adekwatności kapitałowej na odpowiednim poziomie, bank zamierza pozyskać około 18 mld dol. w drodze emisji akcji z prawem poboru.

Katalizatorem wyprzedaży była publikacja wyników kwartalnych amerykańskiego towarzystwa ubezpieczeniowego AIG, który w czwartym kwartale ubiegłego roku stracił 61,7 mld USD.

Aby uchronić spółkę przed bankructwem, amerykański rząd, który dotychczas wpompował w nią już 150 mld dol., zgodził się pożyczyć jej kolejne 30 mld dol. Wzbudziło to obawy inwestorów, że skoro dotychczasowa pomoc dla sektora finansowego okazała się nieskuteczna, także kolejne interwencje Waszyngtonu mogą nie spełnić pokładanych w nich nadziei.

Opublikowane w poniedziałek dane obrazujące stan amerykańskiej gospodarki również nie napawały optymizmem. Obliczany przez Instytut Zarządzania Podażą wskaźnik aktywności w przemyśle wzrósł w lutym do 35,8 pkt., z 35,6 pkt. w styczniu. Odczyt poniżej 50 pkt. oznacza, że dekoniunktura w sektorze przemysłowym nadal się pogłębia, choć ruch wskaźnika w górę wskazuje, że proces ten wyhamowuje.

Wydatki na projekty budowlane zmalały w styczniu o 3,3 proc. w porównaniu z poprzednim miesiącem. Po tym, jak w grudniu wskaźnik ten obniżył się o 2,4 proc. analitycy oczekiwali spadku o 1,5 proc.

W styczniu przerwana została natomiast sześciomiesięczna passa malejących wydatków konsumpcyjnych - powiadomił Departament Handlu. W styczniu zwiększyły się one o 0,6 proc., nieznacznie bardziej, niż prognozowano.

W poniedziałek czwarty dzień z rzędu zniżkowały akcje spółek, których wyniki mogą się pogorszyć, jeśli przyjęty zostanie przedstawiony przez administrację Baracka Obamy projekt budżetu. Dotyczy to w szczególności firm z sektora medycznego.

Inwestorzy pozbywali się także walorów koncernów naftowych w związku ze spadkiem cen ropy naftowej o 10,3 proc. (4,61 dol.) do 40,15 dol. za baryłkę. Akcje Chevronu straciły 5,1 proc.

Indeks 30 amerykańskich blue chips Dow Jones Industrial Average (DJIA) stracił 4,24 proc. (299,64 pkt.) i zamknął się na nienotowanym od końca kwietnia 1997 r. poziomie 6763,29 pkt. Tylko w tym roku ten barometr nastrojów na nowojorskiej giełdzie zniżkował o 23 proc. Od szczytu z października 2007 r., gdy znajdował się powyżej 14,1 tys. pkt., stracił już ponad połowę wartości.

Wskaźnik szerokiego rynku Standard & Poor's 500 pikował o 4,66 proc. (34,27 pkt.) do poziomu 700,82 pkt. W trakcie sesji indeks przełamał poziom 700 pkt. po raz pierwszy od października 1996 r.

Indeks Nasdaq zniżkował o 3,99 proc. (54,99 pkt.) i zakończył sesję na poziomie 1322,85 pkt.

Wskaźnik małych spółek Russell 2000 obniżył się o 5,46 proc. (21,22 pkt.) do 367,80 pkt.

Skala poniedziałkowej przeceny na Wall Street wzbudziła falę pesymistycznych prognoz odnośnie do dalszego kierunku zmian kursów akcji. "Choć sytuacja wygląda źle, wciąż może się pogorszyć, i to znacznie" - ocenił Bill Strazzullo, strateg w spółce Bell Curve Trading. Jego zdaniem istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wskaźniki DJIA oraz S&P 500 obniżą się do poziomów z 1995 r., czyli odpowiednio 5 tys. i 500 pkt.

Interia.pl/PAP/Wtorek, 3 marca (07:26)

Silna przecena na Wall Street

Podobnie jak na innych giełdach świata, nowy tydzień rozpoczął się na Wall Street od dramatycznej przeceny akcji. Po tym, jak ubezpieczyciel AIG powiadomił o największej stracie w historii USA, główne nowojorskie indeksy zniżkowały o ponad 4 proc., a wskaźnik Dow Jones Industrial Average (DJIA) po raz pierwszy od 12 lat zanurkował poniżej poziomu 7 tys. pkt.Poniedziałkową wyprzedaż na światowych parkietach analitycy wyjaśniają m.in. jako reakcję na opinię legendarnego inwestora Warrena Buffetta, mającego na rynkach finansowych status wyroczni. W sobotę w liście do akcjonariuszy swojej spółki Berkshire Hathaway ocenił on, że amerykańska gospodarka pogrążyła się w chaosie i stan ten utrzyma się przez cały bieżący rok. Kolejne impulsy do przeceny pochodziły z Europy. Największy pod względem kapitalizacji bank tego kontynentu, brytyjski HSBC, powiadomił o większym niż oczekiwano spadku zysków za 2008 r. Aby utrzymać wskaźniki adekwatności kapitałowej na odpowiednim poziomie, bank zamierza pozyskać około 18 mld dol. w drodze emisji akcji z prawem poboru. Katalizatorem wyprzedaży była publikacja wyników kwartalnych amerykańskiego towarzystwa ubezpieczeniowego AIG, który w czwartym kwartale ubiegłego roku stracił 61,7 mld USD. Aby uchronić spółkę przed bankructwem, amerykański rząd, który dotychczas wpompował w nią już 150 mld dol., zgodził się pożyczyć jej kolejne 30 mld dol. Wzbudziło to obawy inwestorów, że skoro dotychczasowa pomoc dla sektora finansowego okazała się nieskuteczna, także kolejne interwencje Waszyngtonu mogą nie spełnić pokładanych w nich nadziei. Opublikowane w poniedziałek dane obrazujące stan amerykańskiej gospodarki również nie napawały optymizmem. Obliczany przez Instytut Zarządzania Podażą wskaźnik aktywności w przemyśle wzrósł w lutym do 35,8 pkt., z 35,6 pkt. w styczniu. Odczyt poniżej 50 pkt. oznacza, że dekoniunktura w sektorze przemysłowym nadal się pogłębia, choć ruch wskaźnika w górę wskazuje, że proces ten wyhamowuje. Wydatki na projekty budowlane zmalały w styczniu o 3,3 proc. w porównaniu z poprzednim miesiącem. Po tym, jak w grudniu wskaźnik ten obniżył się o 2,4 proc. analitycy oczekiwali spadku o 1,5 proc. W styczniu przerwana została natomiast sześciomiesięczna passa malejących wydatków konsumpcyjnych - powiadomił Departament Handlu. W styczniu zwiększyły się one o 0,6 proc., nieznacznie bardziej, niż prognozowano. W poniedziałek czwarty dzień z rzędu zniżkowały akcje spółek, których wyniki mogą się pogorszyć, jeśli przyjęty zostanie przedstawiony przez administrację Baracka Obamy projekt budżetu. Dotyczy to w szczególności firm z sektora medycznego. Inwestorzy pozbywali się także walorów koncernów naftowych w związku ze spadkiem cen ropy naftowej o 10,3 proc. (4,61 dol.) do 40,15 dol. za baryłkę. Akcje Chevronu straciły 5,1 proc. Indeks 30 amerykańskich blue chips Dow Jones Industrial Average (DJIA) stracił 4,24 proc. (299,64 pkt.) i zamknął się na nienotowanym od końca kwietnia 1997 r. poziomie 6763,29 pkt. Tylko w tym roku ten barometr nastrojów na nowojorskiej giełdzie zniżkował o 23 proc. Od szczytu z października 2007 r., gdy znajdował się powyżej 14,1 tys. pkt., stracił już ponad połowę wartości. Wskaźnik szerokiego rynku Standard & Poor's 500 pikował o 4,66 proc. (34,27 pkt.) do poziomu 700,82 pkt. W trakcie sesji indeks przełamał poziom 700 pkt. po raz pierwszy od października 1996 r. Indeks Nasdaq zniżkował o 3,99 proc. (54,99 pkt.) i zakończył sesję na poziomie 1322,85 pkt. Wskaźnik małych spółek Russell 2000 obniżył się o 5,46 proc. (21,22 pkt.) do 367,80 pkt. Skala poniedziałkowej przeceny na Wall Street wzbudziła falę pesymistycznych prognoz odnośnie do dalszego kierunku zmian kursów akcji. "Choć sytuacja wygląda źle, wciąż może się pogorszyć, i to znacznie" - ocenił Bill Strazzullo, strateg w spółce Bell Curve Trading. Jego zdaniem istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wskaźniki DJIA oraz S&P 500 obniżą się do poziomów z 1995 r., czyli odpowiednio 5 tys. i 500 pkt.

Poniedziałkową wyprzedaż na światowych parkietach analitycy wyjaśniają m.in. jako reakcję na opinię legendarnego inwestora Warrena Buffetta, mającego na rynkach finansowych status wyroczni. W sobotę w liście do akcjonariuszy swojej spółki Berkshire Hathaway ocenił on, że amerykańska gospodarka pogrążyła się w chaosie i stan ten utrzyma się przez cały bieżący rok.

Kolejne impulsy do przeceny pochodziły z Europy. Największy pod względem kapitalizacji bank tego kontynentu, brytyjski HSBC, powiadomił o większym niż oczekiwano spadku zysków za 2008 r. Aby utrzymać wskaźniki adekwatności kapitałowej na odpowiednim poziomie, bank zamierza pozyskać około 18 mld dol. w drodze emisji akcji z prawem poboru.

Katalizatorem wyprzedaży była publikacja wyników kwartalnych amerykańskiego towarzystwa ubezpieczeniowego AIG, który w czwartym kwartale ubiegłego roku stracił 61,7 mld USD.

Aby uchronić spółkę przed bankructwem, amerykański rząd, który dotychczas wpompował w nią już 150 mld dol., zgodził się pożyczyć jej kolejne 30 mld dol. Wzbudziło to obawy inwestorów, że skoro dotychczasowa pomoc dla sektora finansowego okazała się nieskuteczna, także kolejne interwencje Waszyngtonu mogą nie spełnić pokładanych w nich nadziei.

Opublikowane w poniedziałek dane obrazujące stan amerykańskiej gospodarki również nie napawały optymizmem. Obliczany przez Instytut Zarządzania Podażą wskaźnik aktywności w przemyśle wzrósł w lutym do 35,8 pkt., z 35,6 pkt. w styczniu. Odczyt poniżej 50 pkt. oznacza, że dekoniunktura w sektorze przemysłowym nadal się pogłębia, choć ruch wskaźnika w górę wskazuje, że proces ten wyhamowuje.

Wydatki na projekty budowlane zmalały w styczniu o 3,3 proc. w porównaniu z poprzednim miesiącem. Po tym, jak w grudniu wskaźnik ten obniżył się o 2,4 proc. analitycy oczekiwali spadku o 1,5 proc.

W styczniu przerwana została natomiast sześciomiesięczna passa malejących wydatków konsumpcyjnych - powiadomił Departament Handlu. W styczniu zwiększyły się one o 0,6 proc., nieznacznie bardziej, niż prognozowano.

W poniedziałek czwarty dzień z rzędu zniżkowały akcje spółek, których wyniki mogą się pogorszyć, jeśli przyjęty zostanie przedstawiony przez administrację Baracka Obamy projekt budżetu. Dotyczy to w szczególności firm z sektora medycznego.

Inwestorzy pozbywali się także walorów koncernów naftowych w związku ze spadkiem cen ropy naftowej o 10,3 proc. (4,61 dol.) do 40,15 dol. za baryłkę. Akcje Chevronu straciły 5,1 proc.

Indeks 30 amerykańskich blue chips Dow Jones Industrial Average (DJIA) stracił 4,24 proc. (299,64 pkt.) i zamknął się na nienotowanym od końca kwietnia 1997 r. poziomie 6763,29 pkt. Tylko w tym roku ten barometr nastrojów na nowojorskiej giełdzie zniżkował o 23 proc. Od szczytu z października 2007 r., gdy znajdował się powyżej 14,1 tys. pkt., stracił już ponad połowę wartości.

Wskaźnik szerokiego rynku Standard & Poor's 500 pikował o 4,66 proc. (34,27 pkt.) do poziomu 700,82 pkt. W trakcie sesji indeks przełamał poziom 700 pkt. po raz pierwszy od października 1996 r.

Indeks Nasdaq zniżkował o 3,99 proc. (54,99 pkt.) i zakończył sesję na poziomie 1322,85 pkt.

Wskaźnik małych spółek Russell 2000 obniżył się o 5,46 proc. (21,22 pkt.) do 367,80 pkt.

Skala poniedziałkowej przeceny na Wall Street wzbudziła falę pesymistycznych prognoz odnośnie do dalszego kierunku zmian kursów akcji. "Choć sytuacja wygląda źle, wciąż może się pogorszyć, i to znacznie" - ocenił Bill Strazzullo, strateg w spółce Bell Curve Trading. Jego zdaniem istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wskaźniki DJIA oraz S&P 500 obniżą się do poziomów z 1995 r., czyli odpowiednio 5 tys. i 500 pkt.

Interia.pl/PAP/Wtorek, 3 marca (07:26)

Ziemia rolna nadal drożeje

Mimo kryzysu ziemia rolna wciąż drożeje - pisze "Polska". Według dziennika, posiadacze gruntów rolnych nie muszą obawiać się kryzysu. W zeszłym roku ziemia zdrożała o ponad jedną piątą. Zdaniem analityków będzie nadal drożeć, w tym roku średnio o jakieś 10 procent.
Jak czytamy w "Polsce", w 2008 roku za hektar ziemi rolnej z zasobów Agencji Nieruchomości Rolnych trzeba było zapłacić średnio 12 i pół tysiąca złotych. Grunt od rolnika kosztował średnio o półtora tysiąca więcej.

W reakcji na spadające stopy procentowe, banki obniżają sukcesywnie oprocentowanie depozytów. Obecnie średnio na lokacie można zyskać około 5-6 procent w skali roku. Ale oprocentowanie w kolejnych miesiącach będzie coraz mniejsze. Spada również wartość akcji na giełdach jak i cen mieszkań.
W ocenie ekspertów ziemia, która jest długoterminową inwestycją, będzie nadal drożała, mimo spowolnienia gospodarczego. Według dzwinnika "Polska", popyt na ziemię jest coraz większy. Rolnicy powiększają bowiem swoje gospodarstwa rolne, by dostawać większe dopłaty z Unii Europejskiej. Grunty chętnie lokują także inwestorzy spekulacyjni, którzy w niepewnej sytuacji na rynku finansowym przenoszą kapitał na rynek gruntów rolnych.
wp.pl/IAR | 04.03.2009 | 02:00

Ziemia rolna nadal drożeje

Mimo kryzysu ziemia rolna wciąż drożeje - pisze "Polska". Według dziennika, posiadacze gruntów rolnych nie muszą obawiać się kryzysu. W zeszłym roku ziemia zdrożała o ponad jedną piątą. Zdaniem analityków będzie nadal drożeć, w tym roku średnio o jakieś 10 procent.
Jak czytamy w "Polsce", w 2008 roku za hektar ziemi rolnej z zasobów Agencji Nieruchomości Rolnych trzeba było zapłacić średnio 12 i pół tysiąca złotych. Grunt od rolnika kosztował średnio o półtora tysiąca więcej.

W reakcji na spadające stopy procentowe, banki obniżają sukcesywnie oprocentowanie depozytów. Obecnie średnio na lokacie można zyskać około 5-6 procent w skali roku. Ale oprocentowanie w kolejnych miesiącach będzie coraz mniejsze. Spada również wartość akcji na giełdach jak i cen mieszkań.
W ocenie ekspertów ziemia, która jest długoterminową inwestycją, będzie nadal drożała, mimo spowolnienia gospodarczego. Według dzwinnika "Polska", popyt na ziemię jest coraz większy. Rolnicy powiększają bowiem swoje gospodarstwa rolne, by dostawać większe dopłaty z Unii Europejskiej. Grunty chętnie lokują także inwestorzy spekulacyjni, którzy w niepewnej sytuacji na rynku finansowym przenoszą kapitał na rynek gruntów rolnych.
wp.pl/IAR | 04.03.2009 | 02:00

GTC nie przestanie inwestować

Globe Trade Center planuje, że w 2009 roku zainwestuje około 450 mln euro - podała spółka w komentarzu do raportu rocznego.

Na dzień 31 grudnia 2008 roku inwestycje na kolejnych dwanaście miesięcy planowane są w kwocie około 450 mln euro - napisano w raporcie GTC.

Na dzień 31 grudnia 2008 roku grupa kapitałowa miała zakontraktowane zobowiązania w związku z przyszłymi budowami na kwotę 470 mln euro. Oczekuje się, że zobowiązania te zostaną sfinansowane ze środków bieżących, innych zewnętrznych źródeł finansowania lub przyszłych przychodów z tytułu już zawartych umów sprzedaży oraz umów sprzedaży, które mają zostać zawarte - dodano.

W czwartym kwartale 2008 roku grupa GTC miała 152 mln zł zysku netto przypadającego akcjonariuszom jednostki dominującej (rok wcześniej było to 88,2 mln zł zysku) oraz 160 mln zł przychodów (rok wcześniej 57,1 mln zł).

W komunikacie prasowym GTC podał, że w przeliczeniu na euro, zysk netto spółki w czwartym kwartale 2008 roku wyniósł 53 mln euro, a przychody operacyjne 43,6 mln zł.

Konsensus PAP zakładał, że GTC osiągnie w czwartym kwartale 2008 roku 16,1 mln euro zysku netto i 48,3 mln euro przychodów.

W 2008 roku GTC zaksięgował przychody ze sprzedaży mieszkań w Bukareszcie (Rose Garden) i Belgradzie (Park Apartments). Łącznie do nabywców trafiły 274 apartamenty (odpowiednio 117 w Rumunii oraz 157 w Serbii). Na Osiedlu Konstancja w Warszawie sprzedaż luksusowych domów przyniosła 6 mln euro przychodów.

Średnia marża operacyjna na przychodach z wynajmu wyniosła 74 proc. (wobec 79 proc. w 2007 roku). Załamanie na rynku mieszkaniowym w regionie spowodowało spadek marży brutto na sprzedaży mieszkań do 22 proc. (z 41 proc. w 2007 r.)

Największy wpływ na przyrost przychodów z najmu miało zakończenie

9 nowych inwestycji w budynki biurowe. W Warszawie oddano do użytku budynki Nothus i Zephirus w kompleksie Okęcie Business Park, dwa budynki w Platinium Business Park oraz biurowiec Nefryt.

We Wrocławiu spółka ukończyła budynek Globis, a w Krakowie biurowiec Edison oraz biurową część Galerii Kazimierz. W Serbii oddano do użytku budynek GTC Square w Belgradzie. W 2008 roku GTC otworzyła pierwsze centrum handlowo-rozrywkowego w Rumunii.

W całym ubiegłym roku oddana do użytku powierzchnia biurowa i handlowa wyniosła około 115.000 metrów kw. Wynik przeszacowania nieruchomości inwestycyjnych w trakcie realizacji w IV kwartale 2008 roku wyniósł 125 mln euro.

Przeszacowanie dotyczyło: Galerii Jurajskiej w Częstochowie, Centrum Biurowego Kazimierz w Krakowie, trzeciego budynku Platinium Business Park w Warszawie, Biurowca Metro w Budapeszcie, biurowca Citygate w Bukareszcie, centrów handlowych w Rumunii (Piatra Neamt, Suceava, Arad) i w Bułgarii (Varna, Stara Zagora).

Aktualizacja wyceny ukończonych inwestycji w IV kwartale 2008 roku przyniosła odpis 35 mln euro. Rezultat ten był efektem wzrostu stóp kapitalizacji w ostatnich miesiącach ubiegłego roku.

W 2008 roku GTC podjął poważne działania w celu przystosowania działalności spółki do pogarszającego się otoczenia ekonomicznego.

Narzucona ścisła kontrola kosztów oraz szeroko zakrojona akcja obniżania wydatków (w tym m.in. zamknięcie biura w Kijowie) pozwoliły na oszczędności rzędu 35 mln euro - napisano w komunikacie prasowym.

money.pl/2009-03-03 09:27:06

GTC nie przestanie inwestować

Globe Trade Center planuje, że w 2009 roku zainwestuje około 450 mln euro - podała spółka w komentarzu do raportu rocznego.

Na dzień 31 grudnia 2008 roku inwestycje na kolejnych dwanaście miesięcy planowane są w kwocie około 450 mln euro - napisano w raporcie GTC.

Na dzień 31 grudnia 2008 roku grupa kapitałowa miała zakontraktowane zobowiązania w związku z przyszłymi budowami na kwotę 470 mln euro. Oczekuje się, że zobowiązania te zostaną sfinansowane ze środków bieżących, innych zewnętrznych źródeł finansowania lub przyszłych przychodów z tytułu już zawartych umów sprzedaży oraz umów sprzedaży, które mają zostać zawarte - dodano.

W czwartym kwartale 2008 roku grupa GTC miała 152 mln zł zysku netto przypadającego akcjonariuszom jednostki dominującej (rok wcześniej było to 88,2 mln zł zysku) oraz 160 mln zł przychodów (rok wcześniej 57,1 mln zł).

W komunikacie prasowym GTC podał, że w przeliczeniu na euro, zysk netto spółki w czwartym kwartale 2008 roku wyniósł 53 mln euro, a przychody operacyjne 43,6 mln zł.

Konsensus PAP zakładał, że GTC osiągnie w czwartym kwartale 2008 roku 16,1 mln euro zysku netto i 48,3 mln euro przychodów.

W 2008 roku GTC zaksięgował przychody ze sprzedaży mieszkań w Bukareszcie (Rose Garden) i Belgradzie (Park Apartments). Łącznie do nabywców trafiły 274 apartamenty (odpowiednio 117 w Rumunii oraz 157 w Serbii). Na Osiedlu Konstancja w Warszawie sprzedaż luksusowych domów przyniosła 6 mln euro przychodów.

Średnia marża operacyjna na przychodach z wynajmu wyniosła 74 proc. (wobec 79 proc. w 2007 roku). Załamanie na rynku mieszkaniowym w regionie spowodowało spadek marży brutto na sprzedaży mieszkań do 22 proc. (z 41 proc. w 2007 r.)

Największy wpływ na przyrost przychodów z najmu miało zakończenie

9 nowych inwestycji w budynki biurowe. W Warszawie oddano do użytku budynki Nothus i Zephirus w kompleksie Okęcie Business Park, dwa budynki w Platinium Business Park oraz biurowiec Nefryt.

We Wrocławiu spółka ukończyła budynek Globis, a w Krakowie biurowiec Edison oraz biurową część Galerii Kazimierz. W Serbii oddano do użytku budynek GTC Square w Belgradzie. W 2008 roku GTC otworzyła pierwsze centrum handlowo-rozrywkowego w Rumunii.

W całym ubiegłym roku oddana do użytku powierzchnia biurowa i handlowa wyniosła około 115.000 metrów kw. Wynik przeszacowania nieruchomości inwestycyjnych w trakcie realizacji w IV kwartale 2008 roku wyniósł 125 mln euro.

Przeszacowanie dotyczyło: Galerii Jurajskiej w Częstochowie, Centrum Biurowego Kazimierz w Krakowie, trzeciego budynku Platinium Business Park w Warszawie, Biurowca Metro w Budapeszcie, biurowca Citygate w Bukareszcie, centrów handlowych w Rumunii (Piatra Neamt, Suceava, Arad) i w Bułgarii (Varna, Stara Zagora).

Aktualizacja wyceny ukończonych inwestycji w IV kwartale 2008 roku przyniosła odpis 35 mln euro. Rezultat ten był efektem wzrostu stóp kapitalizacji w ostatnich miesiącach ubiegłego roku.

W 2008 roku GTC podjął poważne działania w celu przystosowania działalności spółki do pogarszającego się otoczenia ekonomicznego.

Narzucona ścisła kontrola kosztów oraz szeroko zakrojona akcja obniżania wydatków (w tym m.in. zamknięcie biura w Kijowie) pozwoliły na oszczędności rzędu 35 mln euro - napisano w komunikacie prasowym.

money.pl/2009-03-03 09:27:06

Tylko rachunek powierniczy pomoże nabywcom mieszkań

W Ministerstwie Infrastruktury trwają prace nad ustawą, która ma zabezpieczyć interesy konsumentów nabywających mieszkania od deweloperów. Swoje propozycje już w 2007 roku przedstawiał Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Zdaniem UOKiK

Problem braku odpowiednich zabezpieczeń dla przyszłych nabywców mieszkań dostrzegł także UOKiK i wskazał, jakich zmian w prawie należy dokonać, aby zagwarantować bezpieczeństwo konsumenta na pierwotnym rynku nieruchomości. Urząd proponuje wprowadzenie obowiązku zawierania umów o realizację budowy w formie aktu notarialnego.

- Propozycje UOKiK idą bez wątpienia w dobrym kierunku. Wadą umów przedwstępnych zawieranych z deweloperami jest brak powszechności ich formy notarialnej. Wprawdzie powoduje to zaoszczędzenie na początku inwestycji kilkuset złotych, ale może rodzić poważne kłopoty w przyszłości, zwłaszcza w przypadku upadłości dewelopera - chwali propozycje Tomasz Lustyk, adwokat z Kancelarii Gardocki i Partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni.

Z praktyki UOKiK wynika, że bardzo często problemy konsumentów pojawiają się na etapie przedumownym. W związku z tym konieczne jest zagwarantowanie, aby klient uzyskał rzetelną informację, w której zawarte będą podstawowe dane o inwestycji.

- Konsument powinien być informowany na piśmie o cenie, nieruchomości, na której realizowane ma być przedsięwzięcie, miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego sąsiednich działek albo o braku takiego planu - mówi Konrad Gruner z biura prasowego UOKiK-u.

Zaznacza, że klient powinien przed podpisaniem umowy uzyskać informacje na temat powierzchni, układu pomieszczeń, a także zakresu i standardu prac wykończeniowych, do których zobowiązuje się deweloper.

Co przede wszystkim zapewni obligatoryjny rachunek powierniczy? W jaki sposób resort proponuje rozwiązać problem kolejności zaspokajania roszczeń konsumentów i innych podmiotów w przypadku upadłości dewelopera ? Jakie propozycje mają deweloperzy ?

Więcej: Gazeta Prawna 3.03.2009 (43) - str.10

Małgorzata Kryszkiewicz, współpraca Katarzyna Wójcik-Adamska

interia.pl

Tylko rachunek powierniczy pomoże nabywcom mieszkań

W Ministerstwie Infrastruktury trwają prace nad ustawą, która ma zabezpieczyć interesy konsumentów nabywających mieszkania od deweloperów. Swoje propozycje już w 2007 roku przedstawiał Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Zdaniem UOKiK

Problem braku odpowiednich zabezpieczeń dla przyszłych nabywców mieszkań dostrzegł także UOKiK i wskazał, jakich zmian w prawie należy dokonać, aby zagwarantować bezpieczeństwo konsumenta na pierwotnym rynku nieruchomości. Urząd proponuje wprowadzenie obowiązku zawierania umów o realizację budowy w formie aktu notarialnego.

- Propozycje UOKiK idą bez wątpienia w dobrym kierunku. Wadą umów przedwstępnych zawieranych z deweloperami jest brak powszechności ich formy notarialnej. Wprawdzie powoduje to zaoszczędzenie na początku inwestycji kilkuset złotych, ale może rodzić poważne kłopoty w przyszłości, zwłaszcza w przypadku upadłości dewelopera - chwali propozycje Tomasz Lustyk, adwokat z Kancelarii Gardocki i Partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni.

Z praktyki UOKiK wynika, że bardzo często problemy konsumentów pojawiają się na etapie przedumownym. W związku z tym konieczne jest zagwarantowanie, aby klient uzyskał rzetelną informację, w której zawarte będą podstawowe dane o inwestycji.

- Konsument powinien być informowany na piśmie o cenie, nieruchomości, na której realizowane ma być przedsięwzięcie, miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego sąsiednich działek albo o braku takiego planu - mówi Konrad Gruner z biura prasowego UOKiK-u.

Zaznacza, że klient powinien przed podpisaniem umowy uzyskać informacje na temat powierzchni, układu pomieszczeń, a także zakresu i standardu prac wykończeniowych, do których zobowiązuje się deweloper.

Co przede wszystkim zapewni obligatoryjny rachunek powierniczy? W jaki sposób resort proponuje rozwiązać problem kolejności zaspokajania roszczeń konsumentów i innych podmiotów w przypadku upadłości dewelopera ? Jakie propozycje mają deweloperzy ?

Więcej: Gazeta Prawna 3.03.2009 (43) - str.10

Małgorzata Kryszkiewicz, współpraca Katarzyna Wójcik-Adamska

interia.pl

Możesz liczyć na 1000 zł dopłaty

Jest szansa, że najpóźniej za półtora - dwa miesiące zacznie być realizowany rządowy program pomocy w spłacie kredytów hipotecznych dla osób bezrobotnych - powiedział w wywiadzie dla CNBC przewodniczący klubu parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski.

Jak podkreślił, status bezrobotnego będzie umożliwiał uzyskanie pożyczki od rządu na spłatę kredytu hipotecznego.

Chlebowski wyjaśnił, że przy ubieganiu się o wsparcie nie będzie miała znaczenia "forma utraty pracy". Pomoc otrzymają ci, którzy np. utracą pracę na skutek zwolnień grupowych, indywidualnych czy spowodowanych upadłością firmy.

"Najistotniejsze będzie to, że osoba musi mieć statut bezrobotnego, musi być zarejestrowana w powiatowym urzędzie pracy i musi mieć problemy ze spłatą swojego kredytu" - powiedział przewodniczący.

Wyjaśnił, że osoba, która utraci pracę i zarejestruje się w urzędzie pracy, będzie musiała złożyć wniosek dotyczący ewentualnej spłaty swojego kredytu hipotecznego.

"Wniosek będzie szybko rozpatrywany przez powiatowy urząd pracy i zapadnie decyzja w tej sprawie" - podkreślił Chlebowski.

Powiedział, że będzie określony górny limit rządowego wsparcia.

Chlebowski wyjaśnił, że jeszcze nie zapadła decyzja dotycząca limitu rządowego wsparcia. Powiedział, że obecnie trwają nad tym prace. "Myślę, że w ciągu kilku najbliższych dni będą już znane wszystkie szczegóły, łącznie z gotowym projektem ustawy".

Wyjaśnił, że prawdopodobnie będzie to "kilkuset złotowa pomoc pożyczkowa dla osoby, która utraci pracę".

"Sądzę, że będzie to mniej niż tysiąc złotych" - powiedział. Nie określił jakiego czasu miałaby dotyczyć ta kwota.

Jak podkreślił, "wszystko wskazuje na to, że będzie to pożyczka. Również dlatego, że my boimy się, żeby nie wprowadzić mechanizmu, który będzie zachęcał część osób do rezygnacji z pracy i otrzymywania takiego wsparcia. W związku z tym to raczej będzie pożyczka, nisko oprocentowana, na pewno z korzystnym terminem spłaty". Dodał, że szczegóły są jeszcze uzgadniane.

Jak wyjaśnił Chlebowski, "niskie oprocentowanie" oznacza, że będzie ono znacznie niższe niż to, które oferują banki.

"Wszystko wskazuje na to, że ten mechanizm będzie obowiązywał przez rok, a więc przez okres pobierania zasiłku" - powiedział Chlebowski.

Przewodniczący klubu PO zapewnił, że wsparcie będzie pomocne dla osoby, która utraciła pracę. Otrzyma szansę na to, żeby powrócić na rynek pracy i odzyskać zdolność kredytową.

Chlebowski powiedział, że pieniądze z funduszu pracy będą kierowane do banku, który udzielił kredytu hipotecznego. Kwoty w ramach wsparcia "będą raczej wypłacane co miesiąc".

W ubiegłym tygodniu premier Donald Tusk zapowiedział, że rząd zapewni pomoc osobom bezrobotnym, które straciły możliwość spłaty kredytu hipotecznego. Kredyt taki byłby spłacany przez rok z Funduszu Pracy. Według premiera, będzie na to potrzebne ok. 300- 400 mln zł.

Fundusz Pracy działa od 1 stycznia 1990 r. Jest państwowym funduszem celowym, którego głównym zadaniem jest promocja zatrudnienia, aktywizacja zawodowa i łagodzenie skutków bezrobocia.

Głównym źródłem dochodów Funduszu Pracy są obowiązkowe składki płacone przez pracodawców za zatrudnionych pracowników, przez osoby prowadzące własne firmy oraz dotacje z budżetu państwa i budżetu UE.

Z pieniędzy Funduszu Pracy finansowane są m.in. zasiłki dla bezrobotnych, stypendia za okres nauki, dodatki aktywizacyjne, świadczenia integracyjne, programy przeciwdziałania bezrobociu, a także pomoc prawna zatrudnionym za granicą.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Poniedziałek, 2 marca (17:12)

Możesz liczyć na 1000 zł dopłaty

Jest szansa, że najpóźniej za półtora - dwa miesiące zacznie być realizowany rządowy program pomocy w spłacie kredytów hipotecznych dla osób bezrobotnych - powiedział w wywiadzie dla CNBC przewodniczący klubu parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski.

Jak podkreślił, status bezrobotnego będzie umożliwiał uzyskanie pożyczki od rządu na spłatę kredytu hipotecznego.

Chlebowski wyjaśnił, że przy ubieganiu się o wsparcie nie będzie miała znaczenia "forma utraty pracy". Pomoc otrzymają ci, którzy np. utracą pracę na skutek zwolnień grupowych, indywidualnych czy spowodowanych upadłością firmy.

"Najistotniejsze będzie to, że osoba musi mieć statut bezrobotnego, musi być zarejestrowana w powiatowym urzędzie pracy i musi mieć problemy ze spłatą swojego kredytu" - powiedział przewodniczący.

Wyjaśnił, że osoba, która utraci pracę i zarejestruje się w urzędzie pracy, będzie musiała złożyć wniosek dotyczący ewentualnej spłaty swojego kredytu hipotecznego.

"Wniosek będzie szybko rozpatrywany przez powiatowy urząd pracy i zapadnie decyzja w tej sprawie" - podkreślił Chlebowski.

Powiedział, że będzie określony górny limit rządowego wsparcia.

Chlebowski wyjaśnił, że jeszcze nie zapadła decyzja dotycząca limitu rządowego wsparcia. Powiedział, że obecnie trwają nad tym prace. "Myślę, że w ciągu kilku najbliższych dni będą już znane wszystkie szczegóły, łącznie z gotowym projektem ustawy".

Wyjaśnił, że prawdopodobnie będzie to "kilkuset złotowa pomoc pożyczkowa dla osoby, która utraci pracę".

"Sądzę, że będzie to mniej niż tysiąc złotych" - powiedział. Nie określił jakiego czasu miałaby dotyczyć ta kwota.

Jak podkreślił, "wszystko wskazuje na to, że będzie to pożyczka. Również dlatego, że my boimy się, żeby nie wprowadzić mechanizmu, który będzie zachęcał część osób do rezygnacji z pracy i otrzymywania takiego wsparcia. W związku z tym to raczej będzie pożyczka, nisko oprocentowana, na pewno z korzystnym terminem spłaty". Dodał, że szczegóły są jeszcze uzgadniane.

Jak wyjaśnił Chlebowski, "niskie oprocentowanie" oznacza, że będzie ono znacznie niższe niż to, które oferują banki.

"Wszystko wskazuje na to, że ten mechanizm będzie obowiązywał przez rok, a więc przez okres pobierania zasiłku" - powiedział Chlebowski.

Przewodniczący klubu PO zapewnił, że wsparcie będzie pomocne dla osoby, która utraciła pracę. Otrzyma szansę na to, żeby powrócić na rynek pracy i odzyskać zdolność kredytową.

Chlebowski powiedział, że pieniądze z funduszu pracy będą kierowane do banku, który udzielił kredytu hipotecznego. Kwoty w ramach wsparcia "będą raczej wypłacane co miesiąc".

W ubiegłym tygodniu premier Donald Tusk zapowiedział, że rząd zapewni pomoc osobom bezrobotnym, które straciły możliwość spłaty kredytu hipotecznego. Kredyt taki byłby spłacany przez rok z Funduszu Pracy. Według premiera, będzie na to potrzebne ok. 300- 400 mln zł.

Fundusz Pracy działa od 1 stycznia 1990 r. Jest państwowym funduszem celowym, którego głównym zadaniem jest promocja zatrudnienia, aktywizacja zawodowa i łagodzenie skutków bezrobocia.

Głównym źródłem dochodów Funduszu Pracy są obowiązkowe składki płacone przez pracodawców za zatrudnionych pracowników, przez osoby prowadzące własne firmy oraz dotacje z budżetu państwa i budżetu UE.

Z pieniędzy Funduszu Pracy finansowane są m.in. zasiłki dla bezrobotnych, stypendia za okres nauki, dodatki aktywizacyjne, świadczenia integracyjne, programy przeciwdziałania bezrobociu, a także pomoc prawna zatrudnionym za granicą.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Poniedziałek, 2 marca (17:12)

Kilkadziesiąt tysięcy zysku na wykupie mieszkania w tym roku

Trwają konsultacje społeczne nad przygotowanym przez Ministerstwo Infrastruktury projektem nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Zaproponowane przepisy mają przede wszystkim uprawniać członków spółdzielni do decydowania o tym, czy ich zarządy mają w dalszym ciągu przekształcać mieszkania lokatorskie za symboliczną złotówkę, czy powinny pobierać od lokatorów wnioskujących o wyodrębnienie własności lokali także dodatkowe opłaty.

Przygotowane zmiany w przepisach mają przede wszystkim dostosować ustawę o spółdzielniach do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. (sygn. akt P 16/09).

Dopłaty określi uchwała

Obowiązujące przepisy ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych przewidują, że do przekształcenia mieszkania lokatorskiego i nabycia jego własności potrzebna jest spłata przypadających na lokal kosztów budowy oraz nominalnej kwoty umorzenia kredytu, który spółdzielnia otrzymała kilkadziesiąt lat temu w ramach pomocy państwa. Należy też uregulować zaległe opłaty czynszowe. Przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji wprowadza zapisy pozwalające członkom spółdzielni podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowej (oprócz obecnie obowiązującej) opłaty przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie członków.

- Uchwała walnego zgromadzenia miałaby zastosowanie do wniosków o przekształcenie, które zostałyby złożone po dniu, w którym stała się ona prawomocna. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że zarówno członek spółdzielni, jak i jej zarząd mogą zaskarżyć taką uchwałę do sądu. Powstaje więc pytanie, jak w praktyce uda się skutecznie wprowadzać w życie i realizować nowe regulacje - zauważa Piotr Schramm, adwokat i partner kancelarii Gessel.

Ministerstwo zaproponowało, by do podjęcia uchwały w sprawie dopłat do przekształceń mieszkań lokatorskich było wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu (może to być więc nawet garstka spółdzielców). Głosujący będą mogli jednocześnie postanowić o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.

Co się zmieni w przepisach ? Jakie ograniczenia w ustalaniu opat dodatkowych proponuje resort? Jak ma być realizowane określanie wysokości opłat - czy osobno dla każdego lokalu, czy zbiorczo ?

Więcej: Gazeta Prawna 2.03.2009 (42) - str.10-11

Adam Makosz

interia.pl/Poniedziałek, 2 marca (06:00)

Kilkadziesiąt tysięcy zysku na wykupie mieszkania w tym roku

Trwają konsultacje społeczne nad przygotowanym przez Ministerstwo Infrastruktury projektem nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Zaproponowane przepisy mają przede wszystkim uprawniać członków spółdzielni do decydowania o tym, czy ich zarządy mają w dalszym ciągu przekształcać mieszkania lokatorskie za symboliczną złotówkę, czy powinny pobierać od lokatorów wnioskujących o wyodrębnienie własności lokali także dodatkowe opłaty.

Przygotowane zmiany w przepisach mają przede wszystkim dostosować ustawę o spółdzielniach do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. (sygn. akt P 16/09).

Dopłaty określi uchwała

Obowiązujące przepisy ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych przewidują, że do przekształcenia mieszkania lokatorskiego i nabycia jego własności potrzebna jest spłata przypadających na lokal kosztów budowy oraz nominalnej kwoty umorzenia kredytu, który spółdzielnia otrzymała kilkadziesiąt lat temu w ramach pomocy państwa. Należy też uregulować zaległe opłaty czynszowe. Przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji wprowadza zapisy pozwalające członkom spółdzielni podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowej (oprócz obecnie obowiązującej) opłaty przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie członków.

- Uchwała walnego zgromadzenia miałaby zastosowanie do wniosków o przekształcenie, które zostałyby złożone po dniu, w którym stała się ona prawomocna. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że zarówno członek spółdzielni, jak i jej zarząd mogą zaskarżyć taką uchwałę do sądu. Powstaje więc pytanie, jak w praktyce uda się skutecznie wprowadzać w życie i realizować nowe regulacje - zauważa Piotr Schramm, adwokat i partner kancelarii Gessel.

Ministerstwo zaproponowało, by do podjęcia uchwały w sprawie dopłat do przekształceń mieszkań lokatorskich było wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu (może to być więc nawet garstka spółdzielców). Głosujący będą mogli jednocześnie postanowić o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.

Co się zmieni w przepisach ? Jakie ograniczenia w ustalaniu opat dodatkowych proponuje resort? Jak ma być realizowane określanie wysokości opłat - czy osobno dla każdego lokalu, czy zbiorczo ?

Więcej: Gazeta Prawna 2.03.2009 (42) - str.10-11

Adam Makosz

interia.pl/Poniedziałek, 2 marca (06:00)

Drgnęło na rynku nieruchomości

Widać ożywienie na rynku nieruchomości. Wrócili łowcy okazji, którzy mają pieniądze i szukają tanich ofert. Choć o takie - przynajmniej na pierwszy rzut oka - ciągle trudno. Metr kwadratowy mieszkania w Warszawie kosztuje średnio ponad 9 tysięcy złotych, w Krakowie ponad 7, a we Wrocławiu ponad 6 i pół tysiąca.

Statystyki są jednak mało adekwatne, bo w rzeczywistości jest znacznie taniej. Sprzedający wprawdzie żądają wysokich cen, ale gdy brakuje chętnych, spuszczają z tonu. - Jeśli uwzględnimy możliwość negocjowania cen, (?) to spadki będą nawet kilkunastoprocentowe - mówi reporterce RMF FM ekspertka rynku nieruchomości Aleksandra Szarek.

Targować można się zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym. O okazję łatwo, bo mieszkań jest więcej niż chętnych. Mówi się, że w Warszawie jest nawet 18 tysięcy mieszkań niesprzedanych przez developerów.

Wszystko przez to, że większość Polaków została praktycznie odcięta od kredytu. I mało kto może sobie pozwolić na zakup mieszkania. Jeśli banki nie zmienią polityki, to w ciągu roku grozi nam zastój na rynku nieruchomości.

RMF/interia.pl/Poniedziałek, 2 marca (17:20)

Drgnęło na rynku nieruchomości

Widać ożywienie na rynku nieruchomości. Wrócili łowcy okazji, którzy mają pieniądze i szukają tanich ofert. Choć o takie - przynajmniej na pierwszy rzut oka - ciągle trudno. Metr kwadratowy mieszkania w Warszawie kosztuje średnio ponad 9 tysięcy złotych, w Krakowie ponad 7, a we Wrocławiu ponad 6 i pół tysiąca.

Statystyki są jednak mało adekwatne, bo w rzeczywistości jest znacznie taniej. Sprzedający wprawdzie żądają wysokich cen, ale gdy brakuje chętnych, spuszczają z tonu. - Jeśli uwzględnimy możliwość negocjowania cen, (?) to spadki będą nawet kilkunastoprocentowe - mówi reporterce RMF FM ekspertka rynku nieruchomości Aleksandra Szarek.

Targować można się zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym. O okazję łatwo, bo mieszkań jest więcej niż chętnych. Mówi się, że w Warszawie jest nawet 18 tysięcy mieszkań niesprzedanych przez developerów.

Wszystko przez to, że większość Polaków została praktycznie odcięta od kredytu. I mało kto może sobie pozwolić na zakup mieszkania. Jeśli banki nie zmienią polityki, to w ciągu roku grozi nam zastój na rynku nieruchomości.

RMF/interia.pl/Poniedziałek, 2 marca (17:20)

Na paszporcie skorzystasz

Początek 2009 roku wiele zmienił w sytuacji na rynku mieszkaniowym. 1 stycznia weszła bowiem w życie unijna dyrektywa wprowadzająca obowiązek posiadania przez budynki świadectw charakterystyki energetycznej. Co to oznacza dla zwykłego mieszkańca lokalu?

Czym jest świadectwo energetyczne?

Świadectwo energetyczne, które bywa także nazywane paszportem energetycznym to dokument, który określa wielkość zapotrzebowania na energię wykorzystywaną na potrzeby ogrzewania budynku, przygotowania ciepłej wody, wentylacji i klimatyzacji oraz oświetlenia w przypadku budynków użyteczności publicznej, czyli energetycznych potrzeb budynku wynikających z jego użytkowania. - Świadectwo ocenia wielkość zapotrzebowania na energię wynikającą z przeznaczenia i standardu budynku oraz jego standardów instalacyjnych, czyli na podstawie stałych i obiektywnych cech, a nie na podstawie pomiaru zużycia energii - mówi Augustyn Zioło technolog. - Takie standardy będą obejmować zatem klasę zastosowanych w budynku materiałów: ścian, izolacji oraz okien. Obowiązek posiadania świadectwa charakterystyki energetycznej wynika z prawa europejskiego, a dokładniej takie zobowiązanie zapisano w dyrektywie 2002/91/WE. W polskim systemie prawnym znalazły się poprzez nowelizację ustawy Prawo budowlane. Świadectwo charakterystyki energetycznej będzie obowiązkowe dla wszystkich nowopowstałych oraz używanych nieruchomości wprowadzanych do obrotu (sprzedawanych lub wynajmowanych), a także dla budynku, gdy w wyniku przebudowy lub remontu jego charakterystyka energetyczna uległa zmianie.

Cele wprowadzenia świadectw energetycznych

Celem wyrażonym w dyrektywie unijnej jest promowanie budownictwa efektywnego energetycznie i zwiększanie świadomości społecznej w zakresie oszczędzania energii. ?W Polsce nie jest dobrze z budownictwem energooszczędnym, co prawda od jakiegoś czasu widać pewną poprawę, niemniej wiele pozostało do zrobienia. W naszym kraju jest 12 mln budynków, w tym 6 mln wielorodzinnych. Ponad połowa z nich powstała przed rokiem 1966. Oznacza to, że są źle izolowane, zaś zużycie energii przekracza w nich nawet 300kWh/m2 rocznie. Najwięcej energii (do 80%) pochłania ogrzewanie. Ciepło ucieka z budynków między innymi poprzez nieszczelne lub stare okna których straty dla całego budynku sięgają nawet do 35% - Zioło.

Ostatnimi czasy temat zapotrzebowania Polski na energię jest szczególnie gorący, ze względu na nasze silne uzależnienie od rosyjskiego gazu, czy limity emisji dwutlenku węgla, którego spalanie jest podstawą naszej energetyki. W związku z tym obowiązek posiadania świadectw energetycznych może przyczynić się do spadku zapotrzebowania na energię gospodarstw domowych. Przykładowo budynki wznoszone z zastosowaniem energooszczędnych technologii zużywają nawet 80kWk/m2 rocznie, zaś najnowocześniejsze obiekty tego typu na świecie zużywają nawet 25 kWh/m2.

Co daje świadectwo energetyczne?

Świadectwo energetyczne pełni funkcję informacyjną. Dzięki zawartym w nim danych właściciel, najemca lub użytkownik lokalu będzie mógł orientacyjnie określić roczne zapotrzebowanie na energię, a tym samym koszt utrzymania lokalu. Zanim będziemy się jednak domagać od właściciela budynku świadectwa energetycznego należy zwrócić uwagę do jakich budynków się ono odnosi. Jak mówi Augustyn Zioło - zgodnie z regulacjami prawnymi, świadectwo nie jest obowiązkowe dla budynków podlegających ochronie na podstawie przepisów o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami; używanych jako miejsca kultu i do działalności religijnej; przeznaczonych do użytkowania w czasie nie dłuższym niż 2 lata; niemieszkalnych służących gospodarce rolnej; przemysłowych i gospodarczych o zapotrzebowaniu na energię nie większym niż 50 kWh/(m2/rok); mieszkalnych przeznaczonych do użytkowania nie dłużej niż 4 miesiące w roku oraz wolnostojących o powierzchni użytkowej poniżej 50 m2.

Z punktu widzenia mieszkańca najważniejsze jest, że niskie zapotrzebowanie na energię przekłada się na niższe koszty utrzymania. Poza tym mniejsze zużycie energię oznacza także większą wartość nieruchomości. Nie powinno dziwić, że lokale w jednym budynku mogą różnić się ceną nawet o 20%, w wyniku posiadania różnych charakterystyk energetycznych. Dlatego warto w niższe zużycie energii inwestować. Ponieważ często docieplenie budynku leży poza gestią mieszkańców, najłatwiej zadbać o mniejsze straty ciepła poprzez wymianę okien. - W tym zakresie kluczowy jest współczynnik izolacyjności cieplnej okna. Generalnie rzecz ujmując im niższy współczynnik U tym lepiej. Oznacza to bowiem większą izolacyjność i mniejszą utratę ciepła. Z punktu widzenia klienta najważniejsze jest, że im niższy współczynnik U całego okna tym niższe później koszty ogrzewania mieszkania lub domu - mówi Augustyn Zioło ze Stolbudu Włoszczowa.

Dodatkowo warto zainwestować w nowe okna, bowiem wartość budynku wzrośnie o więcej niż wynosi ich cena. Staje się tak ze względu na zakwalifikowanie go do wyższej klasy energetycznej. Co więcej, najbardziej na wartości będą tracić budynki, zużywające najwięcej energii.

Kto przyznaje świadectwo energetyczne i ile to kosztuje?

Świadectwo charakterystyki energetycznej budynku może sporządzić osoba, która spełnia określone ustawowo wymagania. Posiada pełną zdolność do czynności prawnych, ukończyła co najmniej studia magisterskie; nie była karana za przestępstwo przeciwko mieniu, wiarygodności dokumentów, obrotowi gospodarczemu, obrotowi pieniędzmi i papierami wartościowymi lub za przestępstwo skarbowe; posiada uprawnienia budowlane do projektowania w specjalności architektonicznej, konstrukcyjno budowlanej lub instalacyjnej albo odbyła szkolenie i złożyła egzamin z wynikiem pozytywnym przed właściwym ministrem. Za równoznaczne z odbyciem szkolenia i złożeniem egzaminu uznaje się ukończenie studiów podyplomowych na kierunkach: architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka lub pokrewne w zakresie audytu energetycznego na potrzeby termomodernizacji oraz oceny energetycznej budynków. Jak zatem widać nie są to przypadkowe osoby i zawsze należy sprawdzić, czy posiadają odpowiednie uprawnienia. Według szacunków Ministerstwa Infrastruktury takie uprawnienia posiada około 80 tysięcy osób.

Z pewnością niezwykle interesującą kwestią są ceny świadectw charakterystyki energetycznej. - Niestety są one trudne do oszacowania, ponieważ ostateczny koszt zależy od wielkości budynku, jego przeznaczenia, stopnia skomplikowania, kompletności istniejącej dokumentacji technicznej oraz liczby osób chętnych do sporządzania świadectw i konkurencji między nimi. Niemniej jednak przykładowo szacunkowo kwota dla domu wolnostojącego o pow. do 200m 2 nie powinna być wyższa niż 1000 zł. - mówi Augustyn Zioło.

Wymóg posiadania świadectw charakterystyki energetycznej mogą budzić niechęć, zwłaszcza wśród właścicieli starych, nieremontowanych od lat domów. Niemniej wprowadza przejrzystość na rynku budowlanym i pozwala uniknąć rozczarowań związanych z wysokimi kosztami użytkowania lokalu. Każdy kto ceni sobie oszczędności powinien zainwestować w lokal w taki sposób, aby uzyskać jak najkorzystniejszą klasę energooszczędności budynku. Niewątpliwie najprostszym sposobem jest zakup energooszczędnych okien.

Informacja prasowa

interia.pl/Poniedziałek, 2 marca (13:28)

Na paszporcie skorzystasz

Początek 2009 roku wiele zmienił w sytuacji na rynku mieszkaniowym. 1 stycznia weszła bowiem w życie unijna dyrektywa wprowadzająca obowiązek posiadania przez budynki świadectw charakterystyki energetycznej. Co to oznacza dla zwykłego mieszkańca lokalu?

Czym jest świadectwo energetyczne?

Świadectwo energetyczne, które bywa także nazywane paszportem energetycznym to dokument, który określa wielkość zapotrzebowania na energię wykorzystywaną na potrzeby ogrzewania budynku, przygotowania ciepłej wody, wentylacji i klimatyzacji oraz oświetlenia w przypadku budynków użyteczności publicznej, czyli energetycznych potrzeb budynku wynikających z jego użytkowania. - Świadectwo ocenia wielkość zapotrzebowania na energię wynikającą z przeznaczenia i standardu budynku oraz jego standardów instalacyjnych, czyli na podstawie stałych i obiektywnych cech, a nie na podstawie pomiaru zużycia energii - mówi Augustyn Zioło technolog. - Takie standardy będą obejmować zatem klasę zastosowanych w budynku materiałów: ścian, izolacji oraz okien. Obowiązek posiadania świadectwa charakterystyki energetycznej wynika z prawa europejskiego, a dokładniej takie zobowiązanie zapisano w dyrektywie 2002/91/WE. W polskim systemie prawnym znalazły się poprzez nowelizację ustawy Prawo budowlane. Świadectwo charakterystyki energetycznej będzie obowiązkowe dla wszystkich nowopowstałych oraz używanych nieruchomości wprowadzanych do obrotu (sprzedawanych lub wynajmowanych), a także dla budynku, gdy w wyniku przebudowy lub remontu jego charakterystyka energetyczna uległa zmianie.

Cele wprowadzenia świadectw energetycznych

Celem wyrażonym w dyrektywie unijnej jest promowanie budownictwa efektywnego energetycznie i zwiększanie świadomości społecznej w zakresie oszczędzania energii. ?W Polsce nie jest dobrze z budownictwem energooszczędnym, co prawda od jakiegoś czasu widać pewną poprawę, niemniej wiele pozostało do zrobienia. W naszym kraju jest 12 mln budynków, w tym 6 mln wielorodzinnych. Ponad połowa z nich powstała przed rokiem 1966. Oznacza to, że są źle izolowane, zaś zużycie energii przekracza w nich nawet 300kWh/m2 rocznie. Najwięcej energii (do 80%) pochłania ogrzewanie. Ciepło ucieka z budynków między innymi poprzez nieszczelne lub stare okna których straty dla całego budynku sięgają nawet do 35% - Zioło.

Ostatnimi czasy temat zapotrzebowania Polski na energię jest szczególnie gorący, ze względu na nasze silne uzależnienie od rosyjskiego gazu, czy limity emisji dwutlenku węgla, którego spalanie jest podstawą naszej energetyki. W związku z tym obowiązek posiadania świadectw energetycznych może przyczynić się do spadku zapotrzebowania na energię gospodarstw domowych. Przykładowo budynki wznoszone z zastosowaniem energooszczędnych technologii zużywają nawet 80kWk/m2 rocznie, zaś najnowocześniejsze obiekty tego typu na świecie zużywają nawet 25 kWh/m2.

Co daje świadectwo energetyczne?

Świadectwo energetyczne pełni funkcję informacyjną. Dzięki zawartym w nim danych właściciel, najemca lub użytkownik lokalu będzie mógł orientacyjnie określić roczne zapotrzebowanie na energię, a tym samym koszt utrzymania lokalu. Zanim będziemy się jednak domagać od właściciela budynku świadectwa energetycznego należy zwrócić uwagę do jakich budynków się ono odnosi. Jak mówi Augustyn Zioło - zgodnie z regulacjami prawnymi, świadectwo nie jest obowiązkowe dla budynków podlegających ochronie na podstawie przepisów o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami; używanych jako miejsca kultu i do działalności religijnej; przeznaczonych do użytkowania w czasie nie dłuższym niż 2 lata; niemieszkalnych służących gospodarce rolnej; przemysłowych i gospodarczych o zapotrzebowaniu na energię nie większym niż 50 kWh/(m2/rok); mieszkalnych przeznaczonych do użytkowania nie dłużej niż 4 miesiące w roku oraz wolnostojących o powierzchni użytkowej poniżej 50 m2.

Z punktu widzenia mieszkańca najważniejsze jest, że niskie zapotrzebowanie na energię przekłada się na niższe koszty utrzymania. Poza tym mniejsze zużycie energię oznacza także większą wartość nieruchomości. Nie powinno dziwić, że lokale w jednym budynku mogą różnić się ceną nawet o 20%, w wyniku posiadania różnych charakterystyk energetycznych. Dlatego warto w niższe zużycie energii inwestować. Ponieważ często docieplenie budynku leży poza gestią mieszkańców, najłatwiej zadbać o mniejsze straty ciepła poprzez wymianę okien. - W tym zakresie kluczowy jest współczynnik izolacyjności cieplnej okna. Generalnie rzecz ujmując im niższy współczynnik U tym lepiej. Oznacza to bowiem większą izolacyjność i mniejszą utratę ciepła. Z punktu widzenia klienta najważniejsze jest, że im niższy współczynnik U całego okna tym niższe później koszty ogrzewania mieszkania lub domu - mówi Augustyn Zioło ze Stolbudu Włoszczowa.

Dodatkowo warto zainwestować w nowe okna, bowiem wartość budynku wzrośnie o więcej niż wynosi ich cena. Staje się tak ze względu na zakwalifikowanie go do wyższej klasy energetycznej. Co więcej, najbardziej na wartości będą tracić budynki, zużywające najwięcej energii.

Kto przyznaje świadectwo energetyczne i ile to kosztuje?

Świadectwo charakterystyki energetycznej budynku może sporządzić osoba, która spełnia określone ustawowo wymagania. Posiada pełną zdolność do czynności prawnych, ukończyła co najmniej studia magisterskie; nie była karana za przestępstwo przeciwko mieniu, wiarygodności dokumentów, obrotowi gospodarczemu, obrotowi pieniędzmi i papierami wartościowymi lub za przestępstwo skarbowe; posiada uprawnienia budowlane do projektowania w specjalności architektonicznej, konstrukcyjno budowlanej lub instalacyjnej albo odbyła szkolenie i złożyła egzamin z wynikiem pozytywnym przed właściwym ministrem. Za równoznaczne z odbyciem szkolenia i złożeniem egzaminu uznaje się ukończenie studiów podyplomowych na kierunkach: architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka lub pokrewne w zakresie audytu energetycznego na potrzeby termomodernizacji oraz oceny energetycznej budynków. Jak zatem widać nie są to przypadkowe osoby i zawsze należy sprawdzić, czy posiadają odpowiednie uprawnienia. Według szacunków Ministerstwa Infrastruktury takie uprawnienia posiada około 80 tysięcy osób.

Z pewnością niezwykle interesującą kwestią są ceny świadectw charakterystyki energetycznej. - Niestety są one trudne do oszacowania, ponieważ ostateczny koszt zależy od wielkości budynku, jego przeznaczenia, stopnia skomplikowania, kompletności istniejącej dokumentacji technicznej oraz liczby osób chętnych do sporządzania świadectw i konkurencji między nimi. Niemniej jednak przykładowo szacunkowo kwota dla domu wolnostojącego o pow. do 200m 2 nie powinna być wyższa niż 1000 zł. - mówi Augustyn Zioło.

Wymóg posiadania świadectw charakterystyki energetycznej mogą budzić niechęć, zwłaszcza wśród właścicieli starych, nieremontowanych od lat domów. Niemniej wprowadza przejrzystość na rynku budowlanym i pozwala uniknąć rozczarowań związanych z wysokimi kosztami użytkowania lokalu. Każdy kto ceni sobie oszczędności powinien zainwestować w lokal w taki sposób, aby uzyskać jak najkorzystniejszą klasę energooszczędności budynku. Niewątpliwie najprostszym sposobem jest zakup energooszczędnych okien.

Informacja prasowa

interia.pl/Poniedziałek, 2 marca (13:28)

Sprawdź najnowsze oferty w serwisie

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,5

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies